150 ślub w karierze fotografki Emilii Brzeskiej... Nie doszedł do skutku. Panna Młoda, Cecylia Złota, na darmo czekała na narzeczonego. Zamiast niego przyszedł jedynie sms z przeprosinami. Gdy Cecylia odkrywa, że jej niedoszły mąż nie tylko wystawił ją do wiatru, ale też zaciągnął na nią kredyt, wspólnie z Emilią - szwagierką in spe - postanawia to odnaleźć. Na jaw wychodzą kolejne kłopoty, w które wpakował się jej były narzeczony, a poszukiwania doprowadzają do nieoznakowanego grobu pośród krzewów...
Do lektury najnowszej książki Magdaleny Kubasiewicz 150 wesel i grób zaprasza Wydawnictwo Czarna Dama. Tymczasem już teraz zapraszamy do przeczytania premierowego fragmentu powieści:
– Znałaś chyba sporo panien młodych, co? To znaczy... wiesz. Takich tuż przed ślubem? – spytała Cylia po jakimś kwadransie wymiany typowych uprzejmości i uwag na temat pogody, smaku crème brûlée i tego, jak upłynął im ostatni tydzień.
– Jakoś ze sto pięćdziesiąt – przytaknęła Emilia, wliczając do tego grona „swoje” panny młode i te parę koleżanek, z którymi utrzymywała kontakty, a które zdążyły stanąć przed ołtarzem. – Ale nie posunęłabym się do stwierdzenia, że je znam. Z wieloma rozmawiałam w sumie przez jakieś pół godziny.
– Ale obserwowałaś je podczas ślubów i wesel.
Emilia, niepewna, do czego Cylia zmierza, skinęła głową.
– I były takie, które poznałaś lepiej?
– Tak – przyznała Brzeska ostrożnie. – Z niektórymi spędziłam więcej czasu. Zdarzały się takie, które chciały omówić, jak mają wyglądać zdjęcia. Albo pary, z którymi jechałam na sesję ślubną gdzieś dalej jednym autem lub którym robiłam kilka różnych sesji. Z dwiema czy trzema dalej utrzymuję kontakty, ale to rzadkość.
– Okeeej... – powiedziała Cylia, przeciągając samogłoskę, a potem zawahała się, nim zadała kolejne pytanie.
Emilia czekała, cierpliwie znosząc przedłużającą się ciszę. Miała przeczucie, że za chwilę dowie się, po co naprawdę Cecylia ją tu ściągnęła – bo „poznawanie lepiej przyszłej szwagierki” było raczej tylko pretekstem.
– Często mają wątpliwości? – wypaliła w końcu Cylia.
Emilia zamarła, spoglądając na dziewczynę znad uniesionej filiżanki. Upiła łyk herbaty, by zyskać na czasie i zastanowić się nad odpowiedzią. Cecylia zdołała zbić ją z tropu. Skąd jej w ogóle przyszło do głowy takie pytanie? Czy też raczej – skąd przyszło jej do głowy, aby zadawać je właśnie Brzeskiej? Po pierwsze, nie były blisko, a z wątpliwościami tego typu zwykle szło się do krewnych albo przyjaciół. Emilii, z natury skrytej, nie mieściło się w głowie, aby zwracać się z tak prywatnym zagadnieniem do kogoś niemal obcego. Po drugie, owszem, poznała wiele panien młodych. Z częścią z nich nie miała okazji zamienić więcej niż paru słów. Były i takie, które rozmawiały z nią nie tylko o zdjęciach, ale i o ślubie, przygotowaniach do niego, przyszłym mężu czy sobie. Niemniej – nie zwierzały się jej często z prywatnych przeżyć, a jeśli mówiły o odczuciach wobec zawierania małżeństwa, zwykle były to uwagi w rodzaju „ależ się denerwuję” albo „Boże, jaka jestem szczęśliwa!”.
Z drugiej strony, gdy zastanowiła się nad tym zagadnieniem, starając sobie przypomnieć minione uroczystości, Emilia musiała przyznać, że zdarzało się jej zauważyć różne rzeczy. Obserwowała panny młode przez obiektyw aparatu podczas przygotowania do ceremonii, w kościele i na weselu. Zwykle dostrzegała głównie radość, wyczekiwanie, czasem odrobinę niepewności, czy wszystko się uda. Bywało jednak, że widziała i wątpliwości, zdenerwowanie albo niezadowolenie. Starała się po prostu nad tym nie rozmyślać. Rzadko znała młodych dobrze, nie uznawała więc za rozsądne wnikania w ich prywatne sprawy.
– Niektóre – odparła po chwili. – Przynajmniej tak sądzę. Jedna z moich panien młodych, przebierając się w suknię ślubną, wybuchła płaczem i oznajmiła świadkowej, siostrze i matce, że chyba wcale nie chce wychodzić za mąż.
– I co się stało?
– Nic. Wyprosiły mnie za drzwi, chwilę porozmawiały, a potem pojechaliśmy do kościoła. Wesele trwało do białego rana, a panna młoda zdawała się świetnie bawić.
– Och. – Cylia zdawała się niemal rozczarowana taką odpowiedzią. – Już liczyłam na historię rodem z „Uciekającej panny młodej”. Zdarzyło ci się kiedyś, że ktoś zwiał sprzed ołtarza?
– Nie. Na szczęście. Ale trzy razy odwołano wesele za pięć dwunasta, że tak to ujmę.
– Bo?
– Raz państwo młodzi pokłócili się podczas sesji narzeczeńskiej. Na dwa czy trzy tygodnie przed ślubem.
– Żartujesz?
– Skąd. Ich związek rozpadł się z hukiem w moim towarzystwie – stwierdziła Emilia i nawet uśmiechnęła się blado, chociaż podczas tamtej sesji nie było jej do śmiechu. – Raz odwołano wszystko na tydzień przed, ale nie wiem dlaczego. Dostałam tylko informację, że nie będę potrzebna. I raz panna młoda zadzwoniła do mnie kilka dni wcześniej, że wesela nie będzie, bo jej narzeczony okazał się, cytuję, „zdradziecką mendą”.
– Czyli takie rzeczy nie zdarzają się tylko w filmach.
– Czasem życie bywa na tyle dziwne, że gdyby przenieść je jeden do jednego na ekran, widzowie stwierdziliby, że fabuła jest nierealistyczna – zapewniła Emilka, odkładając filiżankę. – Ale większość wesel w mojej karierze przebiegła raczej... normalnie. I panny młode, poza paroma wyjątkami, zdawały się zadowolone.
– A ludzie tak ogółem często odwołują śluby?
– Niezbyt, ale się zdarza. Chociaż zwykle raczej kilka miesięcy, nie dni przed weselem.
Cylia westchnęła i zapadła się głębiej w miękki fotel. Emilia przypatrywała się jej, rozważając, czy powinna – i czy chce – zadać jakieś pytania. Nie potrzeba było Sherlocka Holmesa, by wiedzieć, że siostra Kacpra nie dopytywała o to wszystko bez powodu. W duchu Brzeska denerwowała się coraz bardziej i ze wszystkich sił starała się to ukryć. Nigdy nie wiedziała, co robić w takich momentach.
Milczeć? Pytać? Chodziło nie o obcą osobę, a siostrę Kacpra. Udawanie, że nie dostrzega problemu, nie było więc rozwiązaniem. Z drugiej strony, nie znała dobrze ani Cecylii, ani jej narzeczonego. W tym przypadku znajdowała więc zastosowanie zasada „wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie”. Emilia nie chciała znaleźć się w sytuacji, w której z powodu czegoś, co chlapnie, Cylia weźmie przykład z Maggie Carpenter. Albo wręcz przeciwnie, mimo wątpliwości, stanie przed ołtarzem. A po paru dniach czy tygodniach wskaże familii Złotych palcem Emilię i zakrzyknie gromko: „Popełniłam błąd, ale to wszystko jej wina!”.
– Yhy – wydusiła w końcu z siebie. – Czyżbyś... denerwowała się ślubem?
– To mało powiedziane – przyznała Cylia z kolejnym westchnieniem. – Obudziłam się rano i poczułam się... nie wiem... jak... jak Rachel.
– Czyli...?
– Nie oglądałaś „Przyjaciół”? – Cecylia spojrzała na nią tak, jakby było to dziwniejsze niż rozważanie, czy odwołać wesele, na trzy dni przed tym weselem właśnie. – Chodzi o to, że zaczęłam się zastanawiać, czy ja naprawdę chcę wychodzić za mąż. I czy mój narzeczony nie wygląda jak kartofel.
Książkę 150 wesel i grób kupić można poniżej: