Niepokonany Misquamacus powraca, by dokonać krwawej zemsty. Wcielony w ośmioletniego chłopca zapowiada, że w dniu ciemnych gwiazd odrodzi się dwudziestu dwóch szamanów. Z pomocą indiańskich bogów, za każdego Indianina, który kiedykolwiek zginął z rąk białych, szamani zabiją jednego człowieka białej rasy. I znowu przeciwnikiem Misquamacusa jest jasnowidz Harry Erskine…
Wydawnictwo: Prima
Data wydania: 1996 (data przybliżona)
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 224
Tytuł oryginału: Revenge of the Manitou
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
"Był to dźwięk, który pochłaniał wszystko, który przywoływał wizje bezgranicznych przestrzeni i niewyobrażalnych odległości."
Horror utrzymany w ponurych okultystycznych klimatach, nie ma mocnych dreszczy emocji, ale jest zaciekawienie i chęć poznania kolejnej odsłony wyobraźni autora. Drugi tom mocniej przykuwa uwagę, z większą starannością dopracowano szczegóły fabuły, dialogi są bardziej przekonujące niż to miało miejsce w pierwszej odsłonie cyklu "Manitou". Podoba mi się dynamizm akcji, zaczerpnięcie aspektów z indiańskiej mitologii, odwołanie do dramatycznych zdarzeń z historii Ameryki Północnej, krzywdy rdzennej ludności sprzed czterech wieków wyrządzonej z ręki białego człowieka. Walka dobra ze złem napędzana poczuciem klęski, nienawiści, zemsty, w kontraście do pragnienia uratowania bliskich, zatrzymania demonów przeszłości, z pokoleniową odpowiedzialnością i szczyptą wyrzutów sumienia.
Powrót wściekłego, bezlitosnego i złośliwego Misquamacusa z czeluści najgłębszej ciemności wywołuje w oczach wtajemniczonych strach i przerażenie. Sytuację pogarsza fakt, że tym razem demon na ofiarę wybrał ośmioletniego chłopca, duszę nieskalaną gniewem i winą. Ojciec dziecka stara się za wszelką cenę dowiedzieć z kim przyjdzie mu stoczyć walkę o rodzinę. Wszelkie znaki i wskazówki wskazują na coś niewyobrażalnej mocy i bezwzględnej destrukcyjnej sile. Nikt z najbliższego otoczenia nie wierzy w jego przeczucia, nie uznaje za prawdziwe obserwacji, nie poddaje się owianym tajemnicami interpretacjom. Mężczyzna wzywa na pomoc jasnowidza Harriego Erskine i szamana Śpiewającą Skałę, obie postaci znane czytelnikowi z poprzedniego tomu. Czy zdołają wspólnymi siłami pokonać zło czające się nad Bodega Bay, nieco zaniedbaną, położoną nad zatoką, miejscowością?
Powieść dobrze się czyta, lekki styl narracji, wiele się dzieje, płynne zazębianie się elementów. Zręcznie, choć delikatnie, drażni zmysły, niepokojąco prowadzi po scenariuszu nienaturalnych i widmowych zdarzeń. Osobliwe okoliczności i absurdalne zachowania bohaterów, ale w końcu, kto wobec tak szokującego zachowaniem i przeszywającego zimnem przeciwnika nie odwoływałby się do pierwotnych instynktów czy nie podążał za irracjonalnymi wyjaśnieniami. Choć nie do końca przekonują mnie nuty humoru zawarte na stronach książki, to jednak ubarwiają przybliżaną historię, zdejmują nieco ciężaru z krwawych opisów i duszności zła. Propozycja czytelnicza, którą ciekawie jest poznawać także ze względu na echa lat siedemdziesiątych minionego wieku, jak wiele zmieniło się od tego czasu w społecznej mentalności.
bookendorfina.pl
"Zemsta manitou" to drugi tom sześciotomowego cyklu o indiańskich duchach żądnych zemsty, autorstwa Grahama Mastertona. "Manitou", czyli pierwszą część, przeczytałam kilka dni temu i choć nie była horrorem wybitnym, to i tak wywołała u mnie specyficzny niepokój.
Po przeczytaniu zdradzę, że jakbym powiedziała: mile się zaskoczyłam, to byłoby to jawnym niedopowiedzeniem. Zacznijmy jednak od początku. :)
W "Zemście manitou" poznajemy rodzinę Fennerów, czyli Neila, Susan i ich ośmioletniego syna, Toby'ego. Sęk w tym, że Toby pewnej nocy zaczyna krzyczeć i płakać, ponieważ widzi w szafie człowieka z drewna. Nikt mu jednak nie wierzy. Dopiero kiedy zupełnym przypadkiem wychodzi na jaw, że cała klasa zaczyna śnić podobne koszmary, coś zaczyna nie grać, coś, co sprawia, że Neil Fenner jako jedyny daje wiarę tej nadnaturalnej sprawie.
Magia, koszmary, gwałty, duchy i dawne wojny to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Neil powoli wariuje, a przynajmniej tak myślą o nim sąsiedzi i znajomi. Wreszcie nie wytrzymuje. Kontaktuje się ze znanym z pierwszego tomu Harrym Erskinem.
Czy uda się powstrzymać nadchodzącą zagładę? Kim okażą się prowodyrzy? A co z Micquamacusem, najpotężniejszym szamańskim Indianinem wszech czasów? Czy powróci?
"Zemsta manitou" według mnie wypada o niebo lepiej od pierwszego tomu. Graham Masterton ponownie stawia na wartką akcję, ale dodatkowo wplata w fabułę o wiele bardziej interesujące wątki. Motyw dzieci dzielących koszmary oraz wprowadzenie zupełnie nowych bohaterów okazał się strzałem w dziesiątkę.
W drugiej części pojawia się więcej brutalnych scen, np. gwałty czy morderstwa z zimną krwią, dlatego książka zdecydowanie nie jest dla każdego (zwłaszcza osoby o słabych nerwach mogą mieć problem z przebrnięciem przez lekturę). Nie zmienia to faktu, że w "Zemście manitou" królują tony przeróżnych emocji. Autor bezbłędnie prowadzi fabułę, z początku snując tajemniczą opowieść pełną dreszczyku, by na koniec postawić na jazdę bez trzymanki. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja - ostatnie strony czytałam takim tempem, jakbym wystrzeliwała z karabinu całe serie.
Oczywiście, w książce pojawiło się kilka minusów. Przede wszystkim Neil zbyt szybko i łatwo uwierzył w działanie zjawisk nadprzyrodzonych. Nie oszukujmy się, ale zwykle dopiero kiedy logika zawiedzie, człowiek daje wiarę magii. A tutaj Neil od razu zaakceptował ten fakt. Ba! Wykłócał się z mieszkańcami miasteczka, próbując przekonać ich do swoich racji za wszelką cenę, przez co większość uważała go za wariata. I słusznie.
W kilku słowach podsumowania zaznaczę, że "Zemstę manitou" polecam. To była wciągająca historia ze świetnie poprowadzonymi wątkami. Przepełniała ją specyficzna, napięta atmosfera, a tajemnica towarzyszyła na każdym kroku.
Oj jak dawno nie czytałam nic tego autora. Aż zapomniałam jak bardzo byłam zakochana w jego pozycjach. Zemsta Manitou okazała się być bardzo orzeźwiającą lekturą dosłownie na raz. To, co się tutaj działo strasznie przerażało, gdyż wyglądało na naprawdę prawdziwe. Zaczęło się od dziwnych snów małego chłopca, które strasznie go przerażały. Następnie przez przypadek dowiedział się, że nie tylko jego męczą co noc dziwne sny. Wielkim szokiem była później postać wystająca z szafy i w tym samym czasie zmieniająca się twarz dziecka w wielkiego starca. W ogóle te nawoływania, szepty, błaganie niewidzialnej siły po pomoc strasznie mnie przerażały. A w ogóle w momencie, kiedy ojciec tego dziecka zaczął doświadczać tego samego co on, ludzie nie chcieli mu wierzyć. Wręcz śmiali mu się w twarz biorąc za chorego psychicznie. Dopiero w momencie, kiedy natrafił na starca i zapytał o pewien dzień, ten zesztywniał i popatrzył na niego z przerażeniem...
Reszty wam nie zdradzę, ale oj działo się tutaj bardzo dużo. Duchy faktycznie potrafią się mścić, a tym bardziej na tych, którzy chcą im przeszkodzić. Coś czuję, że na długo nie zapomnę o tej książce...
Autor po raz kolejny mnie nie zawiódł. Pokazał, że jest najlepszy jeśli chodzi o pisanie dreszczowców. Jego książki zawsze wydają się autentyczne, nie myślimy nad treścią, gdyż wciąż coś się nowego dzieje. Te okropne zjawiska przerażały i nie pozostawiały złudzeń, że nadchodzi wielka i mściwa siła, która chce pokazać swoją wielkość. Jeśli chodzi o opisy miejsc, to były tylko w przypadku, kiedy faktycznie tam się coś działo. Nie znalazłam niczego zbytecznego, co by od wracało uwagę od treści. Przedstawienie bohaterów wyglądało podobnie, znaliśmy ich z cech i wyglądu, który będzie później ukazany jako zmieniające się cechy. Większość postaci polubimy, a bez oceny zostawimy niedowiarków. Rozdziały są dłuższe, gdyż w każdym z nich następuje zakończenie pewnego etapu. Naprawdę niesamowita, jak dobrze, że nie czytałam jej w nocy:-)))
Recenzję "Zemsty Manitou" znajdziecie na moim blogu. Serdecznie zapraszam :)
http://magicznyswiatksiazki.pl/zemsta-manitou-graham-masterton/
Najnowszy, długo oczekiwany zbiór mrożących krew w żyłach i angażujących aż do ostatniej strony opowiadań znakomitego Grahama Mastertona. Wśród...
W dzielnicy czerwonych latarni w Cork dochodzi do wielu brutalnych morderstw, których ofiarami padają działający w tym okręgu sutenerzy. Detektyw...
Przeczytane:2022-08-07,
Zemsta Manitou to druga część horroru, który pokazuje nam siłę magii rdzennych Amerykanów. To klasyka gatunku, nie tylko rewelacyjnie przedstawiająca nam jego konstrukcje, ale także zabierająca nas do świata zupełnie innej kultury. Pełna grozy, pełna napięcia legenda powieści grozy.
Żądza zemsty
Ośmioletni chłopiec widzi, jak z szafy wyłania się twarz człowieka z drewna. Nikt mu nie wierzy. Coraz częściej dzieci ze szkoły skarżą się na koszmary, przez które boją się iść spać. Dorośli szukają problemu w nauczycielach, a wciąż nie wierzą w ani jedno słowo własnych pociech. Siedemnastowieczny szaman jednak powraca, zaplanował zemstę i rzeź, którą strach sobie wyobrażać. Rodzina Fennerów powoli zaczyna dostrzegać podejrzane znaki, słyszeć głosy, a im bliżej są prawdy, tym są bardziej przekonani, że sobie nie poradzą. Harry Erskine i Śpiewająca Skała muszą powrócić i pomóc powstrzymać to, co dla wielu jest po prostu nieuniknione. Szaman zemści się na wszystkich białych ludziach według zasady: jeden biały człowiek za przelaną krew rdzennego Amerykanina.
„- To tam jest – wysapał. Głos miał niepewny i rozgorączkowany. – To, co Toby widział we śnie, to nie jest żaden koszmar. To jest realne i tkwi tam w środku. Susan, widziałem twarz! Paskudną gębę w szafie. A z drzwi wysunęła się ręka. Cholera, prosto z drewna!”
Zemsta Manitou jeszcze mroczniejsza!
Przyznam się, że nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po drugiej części. Bałam się, w którym kierunku rozwinie się historia, a co ważniejsze: jak rozwinie się styl Grahama Mastertona. Powieść została wydana w 1779 roku i czytelnik może zauważyć wiele zmian. Autor pozwala swoim czytelnikom obudzić wyobraźnie, nie przytłacza nas opisami. W niektórych momentach zarysowuje grozę, przedstawia jej oblicze, lecz to czytelnik jest zmuszony wyobrazić sobie, jak to widzi. Ten zabieg jest doskonały w tym gatunku. Każdy z nas ma inne słabości i czego innego się boi. Dla jednego będą to wielkie zęby demona, który pożre go w całości, dla innego wystarczy niepokojący dźwięk, aby poczuć ciarki na skórze. Brak przytłoczenia czytelnika opisami nadaje niesamowitego tempa powieści. Groza i niepokój, co będzie dalej, jest wyczuwalny na każdej stronie. Masterton wielokrotnie pozwala sobie na cięte dialog, zachowując charakterystyczny już dla siebie element humorystyczny. Uwielbiam jego sarkazm!
Zderzenie kultur.
Dla wielu Zemsta Manitou może być ciekawym studium kulturowym, gdzie filozofia rdzennych Amerykanów przenika się z życiem „białych ludzi”. Zarysowanie tego konfliktu w latach 80. Musiało być nie lada sztuką. Więcej ciekawostek kulturowych pozwala nam wczuć się w klimat książki, co wydawało mi się celowym zabiegiem, aby nie tylko Amerykanie wyłapali smaczki podstawowego konfliktu w tej historii: nieodpowiedniego traktowania rdzennych mieszkańców Ameryki. Dla osób, które nie są związane z tą kulturą czy historią Ameryki, jest to naprawdę cenne. Wielu z nas potrafi przypomnieć sobie ze szkoły opowieści o „Indianach”, lecz mało kto potrafiłby ocenić, na jaką skalę doszło do konfliktu. Zemsta Manitou oprócz bezsennej nocy i wielu dreszczy po paciorkach kręgosłupa rozbudza też ciekawość i aż mam ochotę sięgnąć po reportaże, które przybliżą mi przeszłość i pozwolą lepiej zrozumieć różnice kulturowe.
„- Zanim zaczniesz mówić o swoich prawach, biały człowieku, zanim zechcesz mnie powstrzymać, przypomnij sobie tysiące indiańskich rodzin, które wybiliście w pień, i wszystkich czerwonoskórych, którzy zginęli i nie mieli żadnych praw. Nie tylko ojcowie i synowie, ale matki i córki.”
Masterton zachwyca!
Przez tę grozę, widmo niewyobrażalnej krzywdy nie tylko najmniejszych, ale też całego świata, czytelnik całkowicie zatraca się w historii. Ponownie miałam wrażenie, że główny bohater jest tuż za ścianą, a ja jako bierny obserwator nie mogę pomóc w rozwiązaniu problemu. Ta bezradność wstrząsa, jeszcze mocniej angażuje w opowieść, której napięcie mocno trzyma czytelnika. Zupełnie tak jakby książka mogła złapać w sidła, opleść jak bluszcz i nie wypuścić ze swoich macek. Taki właśnie jest styl Mastertona. Wyjątkowy, mroczny i pełny smaczków kulturowych. Autor dokładnie wie, jak pisać, aby wstrząsnąć czytelnikiem i co gorsze, oczywiście dla czytelnika, zostawić w nim niedosyt i chęć sięgnięcia po kolejną opowieść o Manitou. Ładnie to tak, panie Grahamie?