„Wskrzesina” to przewrotna powieść o utracie złudzeń i nadziei, miłości i zemście, ludzkiej potrzebie wiary w dobro, które niespodziewanie może okazać się złem. A wszystko zaczyna się od tego, że Michał Serpina, starzejący się były sekretarz gminny PZPR we Fraudencji, miasteczku w zachodniej Polsce, nie ma komu przekazać rodzinnej pasieki. Jego ukochana żona nie żyje, córka odkryła dla siebie dwuznaczną rolę u boku proboszcza Smętka i nie chce go znać. Serpina zamieszcza więc ogłoszenie o tzw. dożywotce - dożywotniej opiece w zamian za przepisanie majątku. Spośród kilkorga chętnych wybiera czterdziestoletniego Adama, byłego informatyka. Wraz z przybyciem opiekuna do domu Serpiny we Fraudencji zaczynają się dziać dziwne rzeczy: natura i ludzie doznają impulsów, które popychają ich do czynów dwuznacznych, zmieniających dotychczasowe relacje i układy.
Artur Boratczuk urodził się w 1972 roku. Mieszka na wsi w województwie zachodniopomorskim. Prowadzi małą firmę produkcyjną. W przeszłości pracował jako dziennikarz w prasie regionalnej i poszukiwał skarbów. Pisywał też opowiadania, z których kilka zdobyło nagrody i wyróżnienia na konkursach literackich.
Książka jest, owszem, próbą opisu rzeczywistości. Po to właśnie piszę, aby samemu sobie jakoś poukładać we łbie to wszystko, co do mnie dociera. Nie stawiam jednak tezy o kryzysie. Uważam, że żyjemy w momencie wielkiej przemiany. Jedni będą ją odbierać jako kryzys, inni jako źródło nadziei. „Wskrzesina” powstała przede wszystkim z pobudek jak najbardziej intymnych. Musiałem określić swój stosunek do Boga.
Wydawnictwo: JanKa
Data wydania: 2020-02-03
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 292
Mała, niepozorna książeczka, wokół której nie było wielkiego szumu, która przeszła bez większego echa. Szkoda, że nie mówi się o niej, bo warto!
„Wskrzesina” to połączenie wiejskiej sielanki i kryminału. Dla mnie połączenie idealne, gdyż wielbię wieś w literaturze (na żywo zresztą też!), pełną zapachu skoszonego siana, a jeśli dodamy do tego odrobinę kryminału to już mamy pełnię szczęścia! Pojawiają się tu także rozważania natury filozoficznej, zgrabnie wplecione w fabułę, do tego odrobina wiedzy na temat hodowli pszczół. Wszystko to świetnie połączone daje znakomitą lekturę, momentami zaskakującą, chwilami wzruszającą i nostalgiczną.
To nie tylko powieść o małej, zamkniętej społeczności, to także opowieść o człowieku, jego poszukiwaniu szczęścia i miłości, o ucieczce przed samym sobą – niezwykle uniwersalna i przystępna. Bardzo polecam!
WIEŚ STRACEŃCÓW
Już sama okładka „Wskrzesiny” autorstwa Artura Boratczuka, którą wydało wydawnictwo Janka, sugeruje, że będziemy mieli styczność z lekturą niebanalną. W tej powieści pszczoly odegrają niebagatelną rolę. Dajcie się zaprosić na filozoficzną wycieczkę między pachnące zbożem pola.
Fraudencja to niewielka wieś w zachodniej Polsce. Życie jej mieszkańców biegnie własnym, powolnym torem. Michał Serpina, były sekretarz gminny PZPR , staje przed bardzo trudnym dylematem – komu przekazać swoją pasiekę, która jest jego oczkiem w głowie? Mężczyzna decyduje się dać ogłoszenie, a spośród zgłaszających się kandydatów wybiera czterdziestoletniego Adama. Wydaje się, że to idealny kandydat do przejęcia tak ważnej schedy. Jednak pojawienie się obcego wywołuje we wsi szereg tajemniczych zdarzeń. Kim naprawdę jest Adam i jakie skrywa sekrety?
Gdy pierwszy raz zajrzymy w gościnne progi Fraudencji nasunie nam się nam myśl, że oto przed nami prawdziwie sielska wioska, która czaruje zapachem i kolorem. Życie tutaj zdawać się może iście anielskie.Cisza, prawość i pobożność wyznaczają rytm tutejszej egzystencji. Czy aby na pewno? Nieco głębiej, pod kopułą półprawd, kryje się obraz zgoła odmienny. Mieszkańcy Fraudencji kryją mnóstwo tajemnic, które schowane głęboko w chatach, pozostają ukryte przed wścibskimi oczami sąsiadów. Nie wszyscy żyją tu zgodnie z bożymi przykazaniami.Wszyscy jednak zgodnie tworzą mit szczęścia. Tajemniczy przybysz, który zawita do wsi, wprowadzi chaos i uruchomi lawinę zdarzeń, które całkowicie odmienią życie mieszkańców.
„Wskrzesina” to powieść kompletna.Tak mocno naszpikowana mądrością, krytycyzmem i emocjami. Tu wszystko ma swój sens. Każde, pozornie mało istotne zdarzenie, jest trybikiem napędzającym ogromną machinę. Wielkie brawa należą się dla Artura Boratczuka za odwagę. Tak, odwagą jest, w dzisiejszych jakże komercyjnych i płytkich czasach, napisać taką powieść. Powieść pełną mistycyzmu, głęboką, bardzo refleksyjną. To niemodne tak pisać. Nie jest „Wskrzesina” książką, którą pochłonąć można ot tak, w wolnej chwili. Ta książka wymaga od czytelnika intelektualnego zaangażowania. Krajobrazy Fraudencji malowane piórem Boratczuka ożywają w naszej wyobraźni. Autor pisze po prostu przepięknie. Nie są to nużące opisy krajobrazu tak chętnie przez wielu czytelników pomijane. To najprawdziwsze pejzaże pełne poezji. Niezmiernie ważną rzeczą jest właśnie ten język , którym pisarz się posługuje. Nasycony, barwny urzekający. Teraz po prostu tak się już nie pisze. Boratczuk w swojej książce przenosi nas wehikułem do czasu, gdy w literaturze to właśnie słowo było najistotniejsze. Warstwa fabularna „Wskrzesiny” bazuje na dość prostej historii, ale ważne jest to jak wiele udało się autorowi zbudować na tej kanwie. Niewielka, nieco zapadła wieś, mieszkańcy, którzy toczą swój mały los całkowicie już pozbawieni złudzeń, sekrety sprzed lat, które niczym jadowity wąż czekają przyczajone na swój czas i postać Adama, która staje się swoistym katalizatorem zdarzeń. Proste historie i mistycyzm Boratczuk fantastyczie spina klamrą.
Pszczoły – to one są kluczowym spoiwem tej książki. Stworzenia, które fascynują swoją organizacją społeczną. Bez nich zginęłaby przecież cała planeta. Kto rozumie pszczoły ten zgłębia wielką wiedzę. A przecież wiedza to broń. „Wskrzesina” to powieść, która swoją wielowymiarowością stawia przed czytelnikiem trudne zadanie. Daje dużą rozpiętość interpretacyjną i zapewne każdy z nas odbierze ją nieco inaczej. Od wielu już lat nie czytałam takiej książki. Odnajduję w niej lekkie ślady Stendhala, być może dlatego, że pewne formy realizmu, które zawsze ceniłam u francuskiego mistrza, Boratczuk jak gdyby objawia na nowo. Bardzo cenną książką jest „Wskrzesina”. Pozwala nam oderwać się od prymitywizmu rzeczywistości i przenieść w zupełnie inny świat. Artur Boratczuk, czarodziej słów, proponuje nam niezywkłą podróż. Znajdziemy tu i miłość i wiarę i zdradę i zemstę. Zagmatwane losy bohaterów przenikanie się światów i aura tajemnicy sprawią, że każdy, kto sięgnie po tę książkę zapamięta ją na długo. Fraudencja jest maleńkim bytem pod mikroskopem Boga. A my mamy niepowtarzalną szansę zglębić jej tajemnice.
Inteligentny, piękny język, oryginalna fabuła, interesujące postaci i... pszczoły. Czegóż więcej można chcieć? „Wskrzesina” to nie jest zwykła książka. To malowniczy świat, który długo Was nie opuści. Kraina żądz, smutku i krzywdy. Opowieść i o nadziei i o wierze. Warta tego, by oddać jej swój czas i czerpać z tej powieści garściami. To jedna z najoryginalniejszych książek ostatnich lat, a nazwisko autora warto zapamiętać. Metafizyczna i brawurowa. Nie poddająca się modzie. Ważna.
Akcja "Wskrzesiny"Artura Boratczuka, jest osadzona we Fraudencji - w nieistniejącej - istniejącej mieścinie, która dla każdego z jej mieszkańców, w zależności od ilości wiosen na karku, jest rajem, przekleństwem albo więzieniem. Starzejący się były sekretarz PZPR - Michał Serpina - pszczelarz, poszukuje kogoś chętnego na tzw. dożywotkę - ktoś otrzyma majątek w zamian za opiekę nad nim. Żona pana Michała nie żyje, a córka, która mogłaby mu pomóc zamieszkuje na plebanii u 103-letniego proboszcza Smętka - hodowcy koni, który planuje żyć tak długo, aż pewne dzieła sztuki - ujrzą światło dzienne.
W odpowiedzi na ogłoszenie - do Fraudencji przybywa Adam, a wraz z jego przybyciem rzeczywistość znana mieszkańcom miasteczka zdaje się falować.
Fraudencja jest jak wycinek świata. Całego świata - materialnego i duchowego. Mieni się tysiącem barw, połyskuje, a czasem brzydko szarzeje. To, co widzialne i niewidzialne nakłada się na siebie i trudno jest odróżnić jedno od drugiego. Może jest tak, że to - jedno bez drugiego - po prostu nie istnieje: jak dobro bez zła, jak czystość bez brudu, jak duchowość bez cielesności.
Pszczoły są równorzędnymi bohaterkami tej powieści. Pojawiają się co chwila - dając to: pożywny miód który, być może, umożliwia prawdziwe widzenie, informując swoim stanem zdrowia o kondycji przyrody i społeczeństwa,
są przyczynkiem do zmian, przeobrażeń.
Nie da się wyzbyć z głowy przekonania, że to jak żyją i jakie są - stanowi odbicie naszej egzystencji.
Artur Boratczuk stworzył historię nieoczywistą. Im dłużej się o niej myśli tym więcej dostrzega się nawiązań, ukrytych znaczeń, symboli. Można ją czytać na kilku płaszczyznach i za każdym razem dojść do innych wniosków.
Wiele w niej odniesień do jakości - bylejakości - życia, do poszukiwania w nim sensu i udziału Istoty Wyższej w procesie kształtowania świata, która może nie do końca jest taka, jaką chcemy ją postrzegać.
Chcemy wierzyć, mówimy, że wierzymy. Przebieramy się i siadamy w pierwszej ławce w kościele, sądząc, że to właściwe, a tymczasem to, co myślimy nie jest tak czyste jak nasza świeżo wyprana i wyprasowana koszula.
Chcemy być dobrzy, tak mówimy, ale robimy zupełnie co innego.
Świetnie jest to pokazane na przykładzie działania aparatu władzy. Ludzie składają donosy, domagają się ukarania sąsiadów, skrzywdzenia ich, dźgnięcia ich nożem źle pojętej sprawiedliwości, jednocześnie umywając ręce od odpowiedzialności, bo nie zrobili przecież tego osobiście.
Znajdziemy tu dążenie do szybkiego wzbogacenia się, wieczne chowanie urazy bo komuś wiedzie się lepiej niż nam, zemstę, a nawet przemoc.
Wytłumaczymy sobie wszystko, czego się w życiu dopuścimy, bo musimy mieć wewnętrzne usprawiedliwienie dla swoich moralnie niewłaściwych poczynań, bo spać spokojnie przecież każdy lubi.
Język, którym operuje autor bywa liryczny, obfituje w kwieciste metafory, ale zdarzają się zachowania bohaterów, ich słowa, stosowane przez nich określenia, które są jak rysa na czymś pięknym - wzburzają, czasem zniesmaczają, ale sprawiają, że to, co zdaje się idealne staje się... rzeczywiste.
We "Wskrzesinie", jak w życiu, liczy się uważność, a i tak zapewne przeoczymy wiele ukrytych przez Autora nawiązań. Już sama okładka książki jest niejako wprowadzeniem do jej treści.
To książka o poszukiwaniu siebie, o poszukiwaniu sensu i budzeniu się do życia. Czasem za pomocą miodu w innym kolorze niż ten, który znamy, a czasem - jako uczestnik gry zwanej Jaźnią.
Tylko czy tego naprawdę chcemy? Chcemy być świadomi tego, co dajemy? I co z tą świadomością w końcu zrobimy?
"Im bardziej zastanawiamy się nad sensem wszystkiego, tym bardziej ten sens nam umyka".
W literaturze najbardziej cenię sobie możliwość dowolnej interpretacji utworu, który poprzez swoją wielopłaszczyznowość, otwiera taką właśnie furtkę. Można o tym mówić w przypadku tej książki, gdyż dla jednych "Wskrzesina" będzie opowieścią o ludzkich namiętnościach, osadzoną w złudnym podziale naszego świata na dobro i zło. Dla drugich natomiast, książką o wiecznej wędrówce w poszukiwaniu dowodu na istnienie siły wyższej. Jedno jest w tym wszystkim pewne – ludzie nigdy nie nauczą się tego, że piękno może przybierać różnorakie barwy, podobnie jak wyczekiwana wieczność.
Artur Boratczuk, rocznik 1972 to mieszkaniec wsi w województwie zachodniopomorskim. Autor pracował jako dziennikarz w lubuskiej prasie regionalnej, szukał skarbów, a także prowadził restaurację. Jest autorem opowiadań, z których kilka zdobyło nagrody i wyróżnienia. Obecnie prowadzi małą firmę produkującą ule dla pszczół.
Michał Serpina to mieszkaniec Fraudencji, miasteczka w zachodniej Polsce, poszukujący osoby, której będzie mógł przekazać rodzinną pasiekę wraz z pozostałym majątkiem w zamian za dożywotnią opiekę. Do jego domu trafia czterdziestoletni Adam, z zawodu informatyk. Od czasu przybycia mężczyzny, we Fraudencji nastają zmiany, które na zawsze odmieniają lokalne relacje.
"Wskrzesina" należy do tego typu książek, które można odczytywać dwutorowo, co niewątpliwie świadczy o wysokim kunszcie pisarskim Artura Boratczuka. Wszystko bowiem tak naprawdę zależy od chęci i intencji czytelnika – czy potraktuje tę historię jako opowieść o skomplikowanych, ludzkich układach generujących zarówno dobro, jak i zło, czy też jako swoistą przypowieść o wiecznym poszukiwaniu sensu istnienia. Te dwie, rozwarstwione płaszczyzny znaczeniowe, można analizować zupełnie odrębnie od siebie, gdyż rozszyfrowanie przez czytelnika przesłania autora wcale nie jest kluczowe dla zrozumienia głębi tej historii. Mam nawet wrażenie, że owo przesłanie, myśl przewodnia, będzie się zmieniało w zależności od danego czytelnika i to w dużej mierze stanowi o wartości literackiej tego dzieła, a także o jego przewrotności interpretacyjnej.
Artur Boratczuk osadza akcję swojej książki w zupełnie zmyślonej Fraudencji, będącej niejako symbolem miejsca, które każdy z nas dobrze zna. Wszędzie bowiem, w większym i w mniejszym mieście, a także na wsi, odnaleźć można takiego Michała Serpinę, który będąc człowiekiem z przeszłością, pragnie zachować do końca życia namiastkę normalności. Trudno nie spotkać także Adama, człowieka uwikłanego w przestępcy proceder, czy też Krzysztofa Gałana, trzymającego się sztywno litery prawa, znienawidzonego przez sąsiadów. Paleta barwnych postaci budujących tę opowieść nastręcza w głowie szereg myśli dotykających prostych spraw, ale jakże przy tym ważnych, bo jak mówi jeden z bohaterów : "życie jest takie dziwne (…) Wydaje się, że nad nim panujemy, a toczy się po swojemu". Postacie te, oprócz swojej cielesności, posiadają także swoisty wymiar symboliczny, którego odkrywanie sprawia niewiarygodną frajdę.
Autor nie ukrywa, że "Wskrzesina" jest dla niego swoistą próbą określenia swojego stosunku do Boga. I właśnie Boga na kartach tej powieści można odnaleźć, chociażby w stwierdzeniu, że "życie bez Boga nie miałoby sensu, ale jest fajnie i bez niego". Boga rozumianego, jako dobro, które czasami przybiera postać zła. Bo słowami kluczami do zrozumienia tej historii są właśnie dobro, zło, a także sens. A konflikty, jakie pojawiają się za sprawą tychże, prowokują do szeroko zakrojonej analizy w temacie wzajemnego przenikania się ze sobą ludzkich poczynań
Jest także pszczoła. Pszczoła w fabule i pszczoła na okładce, pełnej symboli, chociaż komercyjnie nietrafionej. Pszczoła powiązana ściśle z symboliką tytułu, jaką czytelnik odnajduje w toku zagłębiania się w losy mieszkańców Fraudencji. I tutaj również odnaleźć można nawiązanie do Boga, gdyż te "małe służki boże" pozwalają na to, aby życie i śmierć były łatwiejsze, a przy tym także o wiele bardziej smaczne. To kolejna, paraboliczna warstwa, jaką warto odnaleźć na łamach tej powieści.
"Wskrzesina" jest w mojej subiektywnej ocenie bardzo nieoczywistą książką, pełną ukrytych znaczeń i symboli. Na jej łamach na pewno więc odnajdą się czytelnicy zafascynowani odkrywaniem tego, co autor miał na myśli oraz ci, którzy uwielbiają konfrontować własne tezy z innymi. A jeśli, ktoś nie tego akurat szuka, to z pewnością wystarczy mu napisana dobrym stylem opowieść o ludzkich namiętnościach i miłości oraz szaleństwie na miarę naszych czasów.
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl