Mała miejscowość na Pomorzu. Sławek wraz z żoną Darią, przeprowadzają się w rodzinne strony Sławka. Małżeństwo jest w żałobie po śmierci swojego jedynego syna. Krótko po wprowadzeniu się do starego domu odziedziczonego po rodzicach Sławka, przychodzi do nich nieoczekiwany gość – staruszka, która proponuje im przywrócenie ich syna do życia. Rodzice, wbrew wszelkim prawom zdrowego rozsądku, przystają na jej propozycję, kobieta zaś wkrótce znika bez śladu.
W miasteczku zaczyna dochodzić do przerażających morderstw. Policja jest bezradna, a brak zainteresowania z zewnątrz sprawia, że mieszkańcy miasteczka czują się zaszczuci. Coś ciągle poluje na młodych ludzi i nikt nie jest w stanie tego zatrzymać.
Kim jest tajemnicza kobieta, która sprowadziła na miasteczko nieszczęście?
Jak powstrzymać krwawy terror?
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2021-02-09
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 362
Język oryginału: polski
Pomorze, Sławek wraz z żoną Darią powraca w rodzinne strony by przeżyć żałobę i powoli pogodzić się ze stratą jedynego dziecka, syna Artura. Niespodziewanie jedna wizyta dziwnej staruszki odmieni życie ich, jak i mieszkańców całego miasteczka. Są bowiem rzeczy nieodwracalne, takie jak śmierć, a umarli nie wracają, o czym doskonale i boleśnie przekonają się bohaterowie powieści pana Fitasa.
Powieść ta nie jest zbyt długa, ale czytałam ją z przerwami strasznie długo. I nie wpływał na to ani styl autora, który jest w porządku, ani rozdziały, które były dostatecznie krótkie, takie jakie ułatwiają lekturę, ale główny wpływ miał na mój zastój przy tej książce sposób poprowadzenia fabuły, akcji przez autora. Praktycznie przez dwie trzecie książki dostajemy opis morderstw i bezeceństw jakich dopuszcza się na Bogu ducha winnych mieszkańcach płci męskiej Świecący Człowiek. Ale czytelnik czytając o tym ma wrażenie, że te jego czyny są całkiem bez sensu. Bo czym zawinili ci mężczyźni, co kieruje tym widmem z zaświatów, jaki jest jego plan, jeśli to zemsta to za co? Tego wszystkiego dowiadujemy się na sam koniec książki, dosłownie na ostatnich dziesięciu stronach, i gdy przez całą powieść moją głowę atakowało milion pytań, tak autor na zakończenie objaśnia wszystko raz dwa, tak, że byłam zaskoczona, że to już, że to koniec. I samo pokonanie zła na zakończenie powieści, no serio autorze? Parę zdań i już, potwory znikają... Zakończenie mnie rozczarowało i to bardzo, zostało poprowadzone tak na szybko, jakby zabrakło pomysłu jak to podbudować, rozwinąć. Jest nieadekwatne w zestawieniu z całą powieścią.
W tym horrorze, jeśli można tak nazwać tę książkę, bo ja podczas lektury nie bałam się ani odrobinkę, byłam bardziej zniesmaczona, niż przerażona czy zaniepokojona, mamy do czynienia z dość liczną grupą bohaterów, którzy podejmują walkę na swój sposób ze Świecącym Człowiekiem, niby ok, ale czemu miałam wrażenie, że każdy bohater żyje jakby w oderwaniu od świata przedstawionego i próbuje grać pierwsze skrypce. Nie było tu niestety powiązania między bohaterami, wspólnego celu łączącego ich, czyli pozbycie się tego widma, każdy działał sam, na własną rękę. Zabrakło mi tu wspólnoty, wspólnego działania. Zakończenie było jak pisałam rozczarowujące, i zarazem trochę chaotyczne, niby autor wyjaśnia nam co i jak z tym świecącym gościem, skąd się wziął i czemu zabijał, ale to zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało i ostatecznie nie wiemy nawet co się z tym typem stało, nie jest to dokładnie opisane.
Być może horrory to nie mój gatunek, a być może trafiałam do tej pory na takie, które mnie irytowały bardziej niż niepokoiły czy przerażały. Podobnie miałam z Całopaleniem, tak mam z Umarli nie wracają. Czuję irytację. Widziałam, że pan Bartłomiej napisał jeszcze Potępioną, może ona zaskoczy mnie pozytywniej. Ale tej powieści nie mogę wam polecić, ale jeśli jesteście ciekawi co mnie tak zirytowało, to sięgajcie i czytajcie, jak zawsze decyzję pozostawiam wam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Dom Horroru.
Książka, która poniekąd jest “projektem”, ponieważ wszystkie dziewięć historii zainspirowanych zostało obrazami Zdzisława Beksińskiego, stanowi...
Kraków. W jednym z prowadzonych przez zakonnice domów dziecka dochodzi do morderstwa opiekunek, a w niewyjaśnionych okolicznościach znikają...
Przeczytane:2021-02-27, Ocena: 5, Przeczytałam, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2021, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - edycja 2021, 52 książki 2021, czytam z Legimi 2021,
To moje drugie spotkanie z Autorem, tym razem nie jestem aż tak zachwycona jak „Potępioną”, ale było bardzo dobrze. Do zachwytu zabrakło mi poczucia strachu, w końcu to horror, a ja za bardzo się nie bałam…
„Umarli nie wracają” to opowieść o Sławku i Darii, którzy po śmierci jedynego syna próbują zacząć wszystko od nowa i wyjeżdżają do małej miejscowości, by tam, w domu po rodzicach Sławka, odnaleźć spokój. Niestety, spokoju nie odnajdą (inaczej nie byłoby horroru 😉). Gdy pewnego dnia odwiedza ich staruszka i proponuje, że ożywi ich syna, zgadzają się (któż by się nie zgodził!). Od tego momentu w miasteczku zaczynają dziać się dziwne rzeczy, w makabrycznych okolicznościach giną kolejne osoby…
Autor nie szczędzi czytelnikowi realistycznych opisów, świetnie oddaje atmosferę małego miasteczka, narastającego strachu przed nieznanym. Są niestety również minusy – literówki, błędy – nie ma ich dużo, ale oczy bolały. Gdzie jesteś korektorze/redaktorze?
Podsumowując, było nieźle, ale „Potępiona” bardziej mnie przeraziła, przestraszyła, tu mamy mniej horroru, co nie musi być wadą, ale dla mnie było, bo nastawiłam się na wielkie strachy… Polecam, jeśli nie chcecie się bardzo wystraszyć 😉