Trójka

Ocena: 5 (1 głosów)

Premierowy zestaw wierszy Agnieszki Wiktorowskiej-Chmielewskiej.

Informacje dodatkowe o Trójka:

Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2019-01-25
Kategoria: Poezja
ISBN: 9788395186219
Liczba stron: 46

Tagi: Wiktorowska-Chmielewska

więcej

Kup książkę Trójka

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Trójka - opinie o książce

„Trójka” to czwarta książka poetycka w dorobku Agnieszki Wiktorowskiej-Chmielewskiej, choć być może w zamierzeniu miała się ukazać po poemiku „I tu, itu” oraz „Szczęściodołach”, a przed „Kręgiem ochronnym”. Jednak wydaje się, że tytułowa trójka ma tu o wiele więcej znaczeń, m.in. symbolizuje pożegnanie kolejnego etapu życia – w sensie pewnych doświadczeń, ale i mijających lat, granicznych dat (jak w tytule zamykającego tom wiersza – zmiana z 3 na 4).
 
Wiktorowska-Chmielewska konsekwentnie kontynuuje swoją myśl poetycką znaną z poprzednich  książek. Kobiecy podmiot (często ukrywa się pod nim sama autorka) po raz kolejny staje naprzeciw siebie, dokonuje intymnej wiwisekcji. Między innymi wspomina, przeglądając stare fotografie. Co ciekawe – poza przypominaniem sobie szczegółów (np. lekkość waty cukrowej), dotyczących jej doświadczeń kobieta snuje refleksje w charakterze uniwersalnym, o filozoficznej (a nawet i metafizycznej) naturze.


U autorki „Kręgu ochronnego” bardzo ujmuje mnie ten moment, kiedy na przestrzeni jednego wiersza spotyka się to, co przyziemne, codzienne, często banalne z tym, co tajemnicze, nieuchwytne, a także nieuchronne. W każdym niemal liryku Wiktorowska-Chmielewska dąży do punktu, w którym jej podmiot doznaje olśnienia (albo dzieje się to tu i teraz, albo zostało uświadomione już wcześniej, ale dopiero w tej chwili wyartykułowane) – pod wpływem wspomnień, obserwacji, skojarzeń itp.


Kobieta z „trójki” jest dla siebie surową sędzią. Bezwzględnie spogląda na swoje życie, uwypuklając własne słabości, niemoce, zawody, porażki. W większości liryków między wersami ukryty jest ból (o różnej intensywności), nie zawsze jednak to podmiot jest odpowiedzialny za te niepowodzenia oraz cierpienie. Dlatego bezwzględnie rozprawia się ze wszystkimi pułapkami umysłu i serca.


Szczególnie sporo podmiot mówi o sprawach kobiecych, w tym o relacji kobiety z innymi ludźmi, ze światem i samą sobą (sporo tu mowy o fizyczności, o tym co robi z nią czas, o procesie starzenia i próbie pogodzenia się z nieuniknionym). W poruszającym „Żelazo + piasek + ogień” Wiktorowska-Chmielewska wnika w głąb damskiego ciała (umysłu również) i w dość krótkim przecież utworze zawiera wszystko, raz po raz szarpiąc boleśnie wrażliwe struny. Zresztą ból jest w „trójce” dominujący – o ile nie jest odczuwany w tej właśnie chwili, to powraca z odmętów przeszłości, w kolejnych bilansach zysków i strat (a strata to kolejny lejtmotyw). W innych lirykach opowiada o uczuciach i stanach emocjonalnych, m.in. o zaufaniu, które w dzisiejszym świecie staje się wartością deficytową.


Obok bólu i straty, kluczowa jest tu także samotność oraz tęsknota (przede wszystkim za wolnością, różnie tu rozumianą – głównie jako luksus bycia sobą, nieskrępowaną konwenansami, trendami, oczekiwaniami itp.). Czytając „trójkę” nasuwa mi się taka wizja – Wiktorowska-Chmielewska pieczołowicie buduje scenerię wiersza, zawiesza rozmaite dekoracje, szykuje maski i stroje dla swojego podmiotu, ale oto zjawia się kobieta tak zmęczona wszystkimi pozorami, gierkami, kłamstwami, złudzeniami, że odrzuca rekwizyty i kostiumy, ba, jeszcze zrzuca z siebie, to co jest niewygodne, co jej ciąży, co ją uwiera i pokazuje się bez żadnego filtra. Czy to jej sposób na przerobienie traum? Na oswojenie tego, co kryje się w mroku? A może podmiot ma nadzieję na to upragnione wyzwolenie?


Jak zwykle u Wiktorowskiej-Chmielewskiej mamy dwie perspektywy. Gros wierszy poświęconych zostało autoanalizie podmiotu (odnoszę wrażenie, że to nieustanne poszukiwanie odpowiedzi na to najgorsze z pytań – „dlaczego?”), ale duża część to także komentarze dotyczące kondycji (najczęściej współczesnych) ludzi i świata w ogóle. Poetka dotyka wielu tematów, a każdy z nich pokazuje z różnych perspektyw.


Uwielbiam tę twórczość przede wszystkim za dramatyzm (taki prawdziwy, niewymuszony, docierający pod skórę, widoczny np. w wyznaniu: nie odróżniam żarówki od słońca) oraz za wielowymiarowość, za wielowarstwowe tropy stylistyczne. Każdy wiersz Wiktorowskiej-Chmielewskiej to jedynie baza – możemy go odczytać na poziomie podstawowym, ale możemy także krok po kroku odsłaniać kolejne gałęzie dodatkowych znaczeń, odwołań, skojarzeń itd. (a i pojedyncza kwestia także da się interpretować na kilka sposobów). Jeden wiersz może dla każdego czytelnika wyrażać coś innego, świetnym przykładem jest np. „Przejazdem”:


Kiedy przychodzi czas to się pojawia.
pierwotna wietrzność łagodnieje.
siedziałam na murku i powiedziałam:
wiesz, mogłabym tu żyć, a on: wiesz, ja też.
i wróciłam, skąd przyszłam, nadal szukałam
dla innych mieszkań marzeń, spałam
głęboko, lecz to miasto pulsuje,
jest energią. silniejsze od zagubienia,
od niepewności – sięga po swoje.
stoję w tłumie na Starowiślnej,
chłonę esencję miasta, jego wrażliwość.
szpakowaci turyści z Izraela filmują
trzydziestometrową kolejkę. uśmiechy,
niedowierzanie. a za czym to trzeba
stać tyle w dzisiejszej Polsce?
dwudziestolatek w czarnych reebokach
z dziewczyną w białych reebokach:
ice-cream. uśmiechy i pomruki,
leniwe popołudnie. iluzja.


U Wiktorowskiej-Chmielewskiej nawet najdrobniejsza, powszednia sytuacja staje się symboliczna. Każda pojawiająca się scena, kolejka po lody czy choćby bieg na przystanek, nabiera dodatkowego znaczenia, staje się głęboko metaforyczna. Głównie dzięki puentom, które u poetki są często niemal jak złote strzały. Nie dość, że na przestrzeni całego wiersza dostaniemy kilka emocjonalnych ciosów, to bywa, że i jeszcze finał wbije nam ostry nóż w plecy. Biada temu, kto nosi w sobie wielkie podkłady empatii. I tu tkwi niejaki paradoks dobrej poezji – tak bardzo nas boli, że chcemy jeszcze i jeszcze. Nie potrafię czytać liryków autorki „Szczęściodołów” na chłodno, bo zbyt wiele tam znajomych pragnień, lęków, zwątpień. Ponadto nie mogłabym przejść obojętnie wobec tych spiętrzonych metafor, które z każdym odczytaniem pozwalają zobaczyć i poczuć jeszcze więcej.

Link do opinii
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy