Viana jedyna córka księcia z Rocagrís wraz z nadejściem wiosny planuje swój ślub z ukochanym Robianem z Castelmar, któremu przyrzeczona została jeszcze gdy byli dziećmi. Jednak podczas święta zimowego przesilenia na zamek przybywa Wlik, rycerz z gór, aby ostrzec króla Nortii o zbliżającej się inwazji stepowych barbarzyńców. Robian, książę, jak i pozostali rycerze, zmuszeni są bronić swojego króla i ziem. Większość z nich ginie w walce i królestwo zostaje podbite przez barbarzyńców. Pozostali przy życiu rebelianci wraz z Vianą postanawiają uwolnić królestwo Nortii spod panowania okrutnego i pozornie nieśmiertelnego króla Haraka. Aby zwyciężyć, muszą poznać tajemnicę Wielkiego Lasu i dotrzeć tam, gdzie śpiewają drzewa...
Wzruszająca i niezwykle wciągająca historia o miłości i pokonywaniu przeszkód.
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 2013-02-27
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 400
Baśniowa, wzruszająca, zabawna, tragiczna. Nie wiem jak autorka sprawiła, że połączyła te wszystkie cechy w jednej książce.
Viana, córka księcia z Rocagris. Planuje swój ślub z przyjacielem od dzieciństwa Robianem. Wszystko burzy ich szczęścia, gdy królestwo Nortii zostaje zaatakowane przez barbarzyńców. Wielu rycerzy broniących królestwa ginie w walce i zamek zostaje przejęty przez wrogów. Dziewczyna musi wyjść za mąż za jednego z przeciwników. Czy pogodzi się ze swoim losem?
Ta książka ma tak niezwykły klimat, a równocześnie łączy tak wiele cech. Jest narracja trzecioosobowa, przez co nie zagłębiamy się w uczucia bohaterów, jednak sytuacje są dobrze opisane, że czujemy ich odczucia. Mimo wojny, złych sytuacji, tragedii autorka starała się utrzymać uśmiech na naszej twarzy. Te połączenie baśni, magicznych postaci, zupełnie innych niż te, które spotykamy w typowej fantastyce. Nie ma tu wampirów, wilkołaków i innych skrzatów. Spotykamy coś zupełnie innego, cudownego i olśniewającego. Autorka opisuje cały świat przedstawiony z taką łagodnością, dokładnością, że nie możemy przestać się zachwycać nad wyjątkowością tego miejsca.
Akcja powieści dzieje się setki lat wstecz. Mamy do czynienia z panienkami, które w dłoniach nie trzymały sztyletu. Mimo to Laura bardzo dobrze uchwyciła te czasy, czasami przenosiła nas wstecz, chociaż można powiedzieć, że ma dużo wspólnego z współczesnością.
Uwielbiam głównych bohaterów. Viana, której główna zdolność to pakowanie się w kłopoty i Wilk, który ją z tych kłopotów musi wyciągać. Kiedy temperamenty tej dwójki się ścierają nie można się nie uśmiechnąć. Dziewczyna jest przyjazną osobą, ale umie pokazać charakterek, zdecydowanie można się z nią utożsamić. Ten moment, gdy Wilk za każdym razem opowiada inną historię utraty swojego ucha dodaje jeszcze bardziej tego klimatu baśniowego, dworskich opowieści, niezwykłych przygód, w których jest ziarnko prawdy. Belicia, pełna energii, rozgadana dziewczyna, z głową pełną marzeń. Bardzo pozytywna postać, której nie da się nie polubić. Oraz inne magiczne postaci, w których można się zakochać, ale nie chciałabym więcej o nich zdradzać.
Te zakończenie. Zupełnie się tego nie spodziewałam, ale nie powinnam się dziwić po tym co zapewniła mi autorka przez resztę stron. Wzruszyłam się i pewnie jak wiele innych osób, które przywiązały się do tej historii.
Zdecydowanie polecam, jestem oczarowana.
W świecie pełnym potworów ocalenie może zapewnić tylko ta księga! Świat, w którym żyje Axlin, jest nękany przez potwory. Niektóre atakują podróżnych...
Mistrzowie Akademii Portali jako jedyni potrafią malować niezwykłe portale służące do podróżowania z miejsca na miejsce i stanowiące wielką sieć komunikacyjną...
Przeczytane:2012-11-08, Ocena: 4, Przeczytałem, Mam,
Laura Gallego jest jedną z najpopularniejszych autorek literatury dziecięcej. Już w wieku 21 lat wygrała nagrodę El Barco de Vapor (Parostatek), będącą jedną z najważniejszych nagród w literaturze hiszpańskojęzycznej, mającej swoje edycje także w wielu krajach latynoamerykańskich. W Polsce autorka jest znacznie mniej znana. Do niedawna na naszym rynku dostępna była ledwie jedna jej powieść – wydane w 2008 roku „Kroniki Idhunu”. W 2013 roku wydawnictwo Dreams wypuściło na rynek kolejną: „Tam, gdzie śpiewają drzewa”.
Książka jest wydana pięknie – estetyczna, przyciągająca wzrok okładka z tłoczonymi literami. Już za sam wygląd chciałoby się ją mieć w swoim księgozbiorze. Jednak śliczna obwoluta nie zrekompensuje kiepskiej zawartości. W tym wypadku jednak wierzyłem, że pisarka o takiej renomie nie może mnie zawieść.
Bohaterką powieści jest Viana, córka księcia, zakochana w Robianie, który zresztą wkrótce miał stać się jej mężem. Na południowej granicy Nortii zbiera się armia barbarzyńców. Król bagatelizuje zagrożenie, za co przyjdzie ponieść mu najwyższą karę.
Wrogowie rozbijają nortiańskie oddziały, większość oficerów zostaje zabita, przy życiu zachowani zostali jedynie ci, którzy złożyli przysięgę posłuszeństwa władcy barbarzyńców – Harakowi.
Wszystkie szlachetnie urodzone dziewczęta zostają zaślubione wojownikom okupantów, by rodzić im potomków, którzy z racji miejscowej krwi byliby w przyszłości pełnoprawnymi władcami podbitych ziem. Viana zostaje żoną Holdara. Piastunka dziewczyny w noc poślubną dosypuje do napitku narkotyk, dzięki temu dzikus pada nieprzytomny, zanim udało mu się skonsumować małżeństwo.
Kobiety posuwają się dalej. Kładą nieprzytomnego do łóżka i zostawiają na prześcieradle krwawą plamę, sugerując, że doszło do defloracji. Mistyfikacja się udaje, a całe przedstawienie powtarza się przez kolejne noce. W końcu Viana zaczyna udawać ciążę. Jak łatwo się domyślić, takie przedstawienie nie może trwać bez końca, a łatwo sobie wyobrazić, co stanie się, kiedy oszukiwany mąż odkryje prawdę…
„Tam, gdzie śpiewają drzewa” z pewnością nie jest książką dla dzieci. To idealna pozycja dla młodzieży, która już znacznie lepiej zdaje sobie sprawę, jak funkcjonuje nasz świat. Ten książkowy nie różni się aż tak bardzo od realnego. Na co dzień życie toczy się w nim bez magii. Mroczne legendy unoszą się jedynie nad Wielkim Lasem, z którego ponoć nikt nie wraca, a drzewa potrafią śpiewać. Według wierzeń – to w sercu puszczy znajduje się źródło wiecznej miłości, a kto się z niego napije, stanie się nieśmiertelny.
Viana jest dobrze ułożoną dziewczynką, która musi zmierzyć się z brutalnymi czasami. Musi odrzucić szlacheckie nawyki i stać się wojownikiem, który będzie walczył o odzyskanie ojczyzny. „Tam, gdzie śpiewają drzewa” nie jest typowym fantasy. Bo choć w świecie tym istnieje magia, to bohaterowie są całkiem zwyczajnymi ludźmi. Ich heroizm wynika głównie z tego, że nie chcą podporządkować się nowej władzy, a nie mają też żadnej drogi ucieczki.
Nie jest to też klasyczna baśń. W nich wszystko się dobrze kończy, wszelkie wybory, jakich dokonują bohaterowie, są trafne, a przynajmniej wynika z nich coś dobrego. Tu niby koniec jest szczęśliwy, ale jakoś tak nie całkiem.
Viana popełnia błędy, jest człowiekiem z krwi i kości. Ma dobre i mężne serce, ale nie jest nadczłowiekiem. Jej możliwości są ograniczone, dlatego czasem czyny wynikające z dobrych intencji przynoszą śmierć jej bliskim.
Książka napisana jest doskonale. Od początku do końca jest nieco smutna, ale wiarygodna. Ludzie przedstawieni w powieści Laury Gallego są wyjątkowo prawdziwi. Potrafiłem zrozumieć ich motywy. Gdybym znalazł się na ich miejscu i starczyłoby mi odwagi, popełniałbym dokładnie te same błędy. Ale zaletą historii są nie tylko ludzie. Jednym z głównych bohaterów jest Wielki Las. Miałem wrażenie, że wchodzę do niego wraz z Vianą nie tylko jako czytelnik, ale bardziej jako jej towarzysz. Byłem w nim, czułem go, miałem wrażenie, że za chwilę to mnie coś może w nim zagrozić.
Mimo wszystko chyba należy powieść uznać za ślicznie napisaną baśń. Przecież to właśnie z nich czerpiemy dla siebie naukę. „Tam, gdzie śpiewają drzewa” ma nauczyć nas… ekologii. To las daje schronienie uciekinierom, zaś niszczenie go przynosi światu zagładę. Po skończonej lekturze nabrałem respektu dla przyrody, szanując fakt, że nigdy do końca jej nie zrozumiem, że potrafi być niebezpieczna, ale jednocześnie jest piękna i stanowi źródło życia.
Książka pozostawiła w mojej pamięci wrażenie piękna i harmonii. Znakomicie się ją czytało, wielkie ukłony ode mnie dla Karoliny Jaszeckiej za doskonałe tłumaczenie, które oddało doskonale nastrój powieści. Choć z pewnością jest to pozycja kierowana do młodszych czytelników, dałem się wciągnąć Laurze Gallego w jej historię i naprawdę trudno mi się było od niej oderwać. Mam nadzieję, że znajdzie w Polsce jak największe grono czytelników.