Jest rok 2004. Polska powoli wchodzi w nową epokę – za kilka miesięcy ma dołączyć do krajów Unii Europejskiej. Trzej Trzej studenci, Rafał, Andrzej i Piotr, planują zamienić nudny odczyt, poprzedzający wystąpienie prezydenta, w bezkompromisową akcję polityczną. Marzy im się rewolucja i stanowcze wystąpienie przeciwko władzy. W rzeczywistości jednak każdy z nich prowadzi własną walkę, miotając się między przeszłością a teraźniejszością i gubiąc się w podejmowanych decyzjach. Kilka z pozoru zwykłych styczniowych dni dla każdego z nich okaże się decydującym momentem w życiu, a w tle działań młodych spiskowców pojawia się Gdynia – symbol odrodzonej Polski.
Czy pragnienie dążenia do lepszego jutra naprawdę jest tym, co kieruje działaniami młodych idealistów? Jaki świat sobie wymarzyli i jaką cenę przyjdzie im za niego zapłacić?
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2021-07-27
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 390
Konsekwencje. Teraz będziesz je ponosił, ale z każdym dniem będziesz więcej rozumiał. Nie masz pewności, że to się uda. Tak naprawdę nie masz pewności, że ona będzie czekać. Nie masz pewności, że wrócisz. Wszystko teraz jest kwestią wiary. Pokory. Szczęścia.
– Sprawy od zarania dziejów są skomplikowane. Nie ty pierwszy i nie ostatni mierzysz się z takimi trudnościami...
Kto mnie troszkę zna, to wie, że lubię czytać debiuty i często wyszukuję perełki. Debiuty mają w sobie to coś, bo autor całym sercem stara się zaistnieć i chce być zauważonym. Ma w sobie tyle myśli i wszystko przelewa na papier z pierwotną pasją, a nie zarobkowo. Tym razem dostrzegłam książkę, która z opisu wydawała mi się kryminałem i z wielkim zaciekawieniem postanowiłam ją poznać. Rozmowa z autorem postawiła mnie na nogi, kiedy dowiedziałam się, że to książka psychologiczno- obyczajowa. Nie poddałam się, bo psychologiczne książki, to mój drugi konik i z wielkim zaangażowaniem zabrałam się za tę książkę.
Autor stworzył historię młodych studentów prawa, którzy żyją swoją pasją, zmiany kraju na lepsze. Wierząc w to, że jeśli uda im się przebudzić całe pokolenie, robiąc pucz na prezydencie, odniosą sukces. Ich bohaterem jest marszałek Piłsudski, który znany był z tego, że nie popierał demokracji, ale też dużo zrobił dla kraju. Rafał, Andrzej i Piotr, którzy swoje życie podporządkowali idei silnej państwowości, nieskalanej brakiem moralności, całym sercem, oddanym swojej idei postanawiają, że podczas przemówienia prezydenta, na którym Piotr będzie miał możliwość wygłosić odczyt, dokonają puczu i zamachu na głowę państwa.
Zanim jednak do tego dojdzie, poznamy każdego z tych studentów. Pozwoli nam, to ich poznać. Wkradając się w ich umysł, próbując poznać ich sposób myślenia, cele i ambicje. Poznamy nie tylko tą ich stronę, zobaczymy również chwile niepowodzeń, upadków i chęć szukania pomocy. Będzie o tym, jak biją się z sobą myślami, nie czując pewności swych celów. Chwile słabości i bezsilności. Niemoc zrozumienia postępowania swych "braci".
Autor pokazuje dużo z historii z politycznego punktu widzenia. Porusza trudne tematy, które obleczone są wieloma przemyśleniami, każdego z bohaterów. W sumie to nie jest łatwa lektura, którą szybko się czyta. Często zmieniałam zdanie o tych młodych ludziach, którzy mają jeszcze mleko pod nosem, a wydawało im się, że są w stanie zmienić świat. Piotr to zuchwały człowiek, pewien siebie, niewidzący nic poza czubkiem swojego nosa. Tak przez większość książki go odbierałam.
Natomiast koniec książki zmienia wszystko, tak, jakby każdy z tych młodych ludzi przestało odgrywać jakąś grę. Niczym aktorzy, którzy schodzą ze sceny i pokazują siebie, jacy są naprawdę. Zaczynają żyć jak każdy obywatel naszego państwa, bez polityki na przodzie, ale ze zmartwieniami natury osobistej. Przyjaźń, miłość, dom, rodzina, zdrowie…. Ambicje, zapał, pasja, to jedno, a życie…? Życie jest tylko jedno… i trzeba być pewnym, że schodząc z niego, nie można się go wstydzić i żałować.
Książka daje do myślenia, skłania do refleksji. Daje też troszkę wiadomości z historii naszego kraju. Podoba mi się język pisarski tej książki. Każde zdanie jest napisane językiem poetyckim, na ogłów taki język, jest mało słyszany. Miłe doświadczenie i dobrze napisany debiut.
Siedząc na przysłowiowych czterech literach jeszcze nikt świata nie zmienił. Bohaterzy książki Macieja Kapuścińskiego „Szpetnicy” postanowili ruszyć swoje szlachetne siedzenia i narobić przy tym dużo hałasu. Trzej studenci prawa zainspirowani marszałkiem Piłsudskim i ideą silnego państwa chcą „otworzyć oczy” swojemu pokoleniu. Okazją ma być odczyt wygłaszany przed prezydentem. Jaki pomysł na realizację swojego puczu będą mieli bohaterowie? Czy dojdzie do skutku? Jakie będą konsekwencje ich działań?
„Szpetnicy” to trudna w odbiorze książka. Żeby ją w 100% zrozumieć musimy mieć pewną wiedzę historyczną. Bez niej poczujemy się, jakbyśmy trafili na zebranie niewłaściwego kółka studenckiego. Ktoś mi szepcze do ucha, że jak się czegoś nie wie, zawsze można doczytać. I ma dużo racji. Kilka kliknięć na smartfonie i sytuacja się rozjaśnia. Mnie jednak jeszcze jedna rzecz przeszkadzała podczas czytania „Szpetników” - język. Najpierw cytat:
„Z lewej strony horyzontu rozpościerał się feeryczny obraz lasu. Kontemplacyjny i tajemniczy ozdabiał przestrzeń miasta, roznosił aurę spokoju i wyciszenia, zdawał się strażnikiem tego, co hieratyczne i niezgłębione.”[1]
Książka napisana jest pięknym językiem – poetyckim, a momentami eterycznym. Co z tego, kiedy zdarzało mi się czytać jedno zdanie po 3 razy, żeby je zrozumieć. Generalnie znam znaczenie każdego słowa, ale są one tak – nazwijmy to – niszowe, że ich nagromadzenie tworzy nienaturalny efekt. Jakby autor przed przystąpieniem do pisania hobbystycznie czytał słownik. Oczywiście taki styl nie musi być wadą. To jest kwestia gustu. Ja jednak wolę prostsze w odbiorze formy. Bazujące na intrygujących porównaniach, a nie na doniosłym stylu.
Czwartym bohaterem powieści jest Gdynia. Maciej Kapuściński zabiera swoich czytelników na spacer po tym mieście. Ja bardzo lubię takie zabiegi. Szczególnie kiedy „wędruję” po miejscach jakie znam. Cudnie popatrzeć na skwerki, uliczki innymi oczami. Przyznaję, że akurat Gdynia to nie jest mój „kawałek świata”, co nie zmienia faktu, że „przejść się” po niej było bardzo przyjemnie.
Niby literatura obyczajowa, ale jednak oderwana od codzienności większości z nas. Pewnie nawet ci co regularnie „psioczą” na rządzących nie snują, aż tak dalekosiężnych planów. Jeżeli jesteście ciekawi co maja do powiedzenia młodzi idealiści to zapraszam was do przeczytania powieści Macieja Kapuścińskiego. Zapomniałam jeszcze o jednej ważnej informacji. Czas akcji to początek 2004 roku, czyli Polska jest w przededniu wstąpienia do Unii Europejskiej. Jak się na to zapatrują bohaterowie?
[1] Maciej Kapuścińki, „Szpetnicy”, wyd. Novae Res, Gdynia 2021, s. 11.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczona ta książką, lecz w sensie raczej pozytywnym. Akcja książki "Szpetnicy", rozgrywa się właściwie tylko w ciągu dwóch mroźnych, styczniowych dni. I wbrew pozorom, nie jest to zupełnie wadą tej książki. Tak wiele rzeczy i przemyśleń wydarzyło się w tym czasie, że wystarczyło na napisanie o tym historii. Autor opowiada nam tak realistycznie, ze bardzo łatwo można wsiąknąć w tę atmosferę panującą w tamtym czasie i przeżywać wszystko razem z bohaterami, tak jakby się było tam, w Gdyni na ich miejscu lub obok nich. Opisy miasta są bardzo dobre, przypominam sobie czytając książkę, swój pobyt tu zimą, kilka lat temu i wydaje mi się jakby to było wczoraj. Świetny, czasami nawet dosadny styl.
"Morze tylko poprzez nieustanną własną pracę odróżniało się od przestrzeni atramentowego poranka i jeszcze ciemniejszego, modrego firmamentu. Dla osoby obserwującej to zjawisko oczywistym było zagubienie się w tych trzech odcieniach ciemności."
Maciej Kapuściński opowiada nam historię trzech młodych mężczyzn, studentów prawa, którzy biorąc za wzór marszałka Piłsudskiego, chcieli dokonać przewrotu w Polsce, jednak doprowadzili do niejako tragedii w swoim życiu, musząc znosić konsekwencje swoich planów i czynów. W 2004 roku Polska ma wejść do Unii Europejskiej, ma to nam polepszyć życie, które do tej pory nie było lekkie. Duże bezrobocie, drożyzna, niskie płace, w sumie może nawet tylko za granicą kraju były jakieś perspektywy lepszego życia. Bohaterowie tej książki, gdy nadarza się okazja wystąpienia i zaprezentowania swojego odczytu na uczelni przed prezydentem, mającym gościć w Gdyni, postanawiają wykorzystać te okazję do przedstawienia swoich racji, chcą jakby rozpocząć rewolucję, która pozbawi rządzących władzy i przyczyni się do powstania nowej, odrodzonej Polski. Tak jak to zrobił ich idol.
"My jesteśmy w tym samym miejscu, w którym był Piłsudski po powrocie z Syberii, tyle że on na pierwszy widoczny etap swojej działalności musiał czekać do 1905 roku, czyli ponad dziesięć lat. My dopiero zaczynamy, a już możemy za parę miesięcy osiągnąć bardzo wiele."
Oczywiście, nie wszystko idzie tak, jak sobie zaplanowali, zaczynają się tworzyć komplikacje, wieści o ich zamiarze docierają na uczelnię. Okazuje się, że ktoś doniósł władzom szkoły, co planują zrobić. Lecz trzeba się jeszcze zastanowić nad tym, czy zwykłe przemówienie, nawet najbardziej wbijające szpilki w oblicze władzy, miałoby jakikolwiek odzew, czy mógłby być początkiem rewolucji, czy też przeszłoby bez echa...
Bardzo ciekawie napisana książka, wciągnęłam się tak, że zarwałam nawet noc, aby poznać ją do końca. Perfekcyjnie napisana, dialogi może są zbyt ubogie, ale same przemyślenia bohaterów są tu bezcenne. Czasem można pomyśleć, że to my sami zastanawiamy się nad tym, jak się zachować.
Czytając książkę, przypomniałam sobie tamte, nieco odległe lata i zastanawiała się czy to wszystko wyszło nam na dobre, czy żyje nam się lepiej, czy obecna władza jest prawdziwym przedstawicielem ludu... nie znam chyba odpowiedzi na to pytanie, lub nawet jeśli znam, to jej nie podam.
Polecam.
Dziękuję serwisowi Na kanapie za możliwość zapoznania się z tą książką.
Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to bardzo dosadny styl. Wszelkiego rodzaju porównania były niesamowicie krótkie i takie konkretne. W ogóle bohaterowie tej książki w jakiś sposób mnie przerażali. Jakbym widziała ich z wybałuszonymi oczami opowiadający historię, która ma nas przestraszyć, choć tak naprawdę w kontekście, to bardziej smuciła. Niepokój przebiegła w niej od początku do końca książki. Czułam, że nie mówią nam o wszystkim, choć wyrażali swoje myśli, zanim cokolwiek się stało. Autor bardzo dokładnie opisywał miejsca, gdzie się znajdowali i co robili. Czasami wyrażali swoją tęsknotę i wiedzieli, że za chwilę kogoś zranią, jednak według nich tak powinni byli postępować. Jeszcze nie czytałam powieści, która byłaby psychologiczną obyczajówką. Co by się nie działo, to postacie byli poddawani psychologicznej ocenie, która wyrażała ich jakość zachowań i konsekwencji wykonywanych czynów. Jest to pozycja jednowątkowa, choć dopasowana tak, by wielbiciele sensacji, erotyzmu, przygody, psychologii i historii pisanych przez życie znaleźli swoje odzwierciedlenie. Nawet odnalazłam tam nieco wątków historycznych i czegoś jeszcze, czego jakby literatura nie odkryła.
To wyzwolona pozycja, która pokazuje błędy, konsekwencje i uczy jak nie robić czegoś wbrew sobie. Jakby słuchanie opowieści psychologa, który kiedyś był zakochany, zrobił coś złego, siedział na odwyku i na podstawie swoich odczuć ostrzegał przed lekkomyślnością. Prawdziwa wybuchowa i niespotykana mieszanka. Perfekcja w perfekcji. Zdarzają się słowa, których nigdzie indziej nie spotykałam w powieściach. Nie tylko mądra książka, ale i inteligentnie ukazana.
Czytając poczujecie dreszcz na plecach i chłód. Wraz z bohaterem przemierzycie ulice Gdyni, które barwnie, ale tęsknie opisze. Jakby utracił coś ważnego i teraz tego poszukiwał, albo gdyby wszystko tak się zmieniło, że nie poznaje miejsc, które darzył sentymentem. Polecam wam bardzo, bo na pewno i wy stwierdzicie, że to książka inna niż wszystkie. Jedynym jej minusem są troszkę sztywniejsze kartki, ale nawet i one odzwierciedlają jej wewnętrzny stan:-)