Czary oraz wyłaniające się z zakamarków duszy marzenia i pragnienia mają szansę ujrzeć światło dzienne. A jeśli dostaniemy, to czego pragniemy najbardziej? Czy da nam to szczęście? Odpowiedź w „Świteziankach". Serdecznie polecam
Ałbena Grabowska
Nathalie, Polka po matce i Francuzka po ojcu, spotyka Jima. Niedawno niespodziewanie umarła jego ukochana Anastazja. Pogrążony w rozpaczy, szuka pocieszenia w ramionach kobiet. Nathalie zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia. Postanawia go zdobyć tylko dla siebie.
Nic jej nie powstrzyma.
Czy miłość ma szansę zmienić przeznaczenie?
Czy Jim zrozumie, co jest najważniejsze dla niego?
Wydawnictwo: Lucky
Data wydania: 2017-07-25
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 304
"(…) gdyby każdy znał swoje miejsce w szeregu, życie byłoby znacznie prostsze".
To najbardziej osobliwa książka Teresy Moniki Rudzkiej, jaką czytałam. Sądziłam, że autorce trudno już będzie mnie zaskoczyć, a jednak "Świtezianki" to kolejna odsłona wielowymiarowości prozy autorki. Ta historia z pewnością zaskoczy wielu czytelników.
Teresa Monika Rudzka to urodzona we Wrocławiu, a mieszkająca w Lublinie, polonistka i dziennikarka, która pracowała również jako bibliotekarka, agentka ubezpieczeniowa i sekretarka. Obecnie, autorka realizuje swoją pasję dziennikarską, pisząc historie do różnych, babskich magazynów. W wolnym czasie przyjemność sprawia jej lektura dobrej książki i obejrzenie interesującego filmu. W 2010 r. zadebiutowała dobrze przyjętą powieścią pt. "Bibliotekarki".
Babka, matka i córka, obdarzone pewnym darem, to trzy pokolenia kobiet, które walczą o własne szczęście. Zofia, mieszkająca w małej wsi, wyszła za mąż za starego wdowca i dość późno zaszła w ciążę. Jej córka Barbara nie chciała żyć jak matka i po wielu perypetiach wyjechała do Francji, gdzie poślubiła milionera, dając mu córkę. Nathalie, córce Barbary, nie brakuje więc pieniędzy, kobieta szuka jednak spełnienia.
Najnowsza powieść Teresy Moniki Rudzkiej została podzielona na rozdziały ukazujące koleje życia głównych bohaterek. Historie pełne znanych nam rozterek i dylematów. Historie, których wątkiem przewodnim jest dążenie do życiowego spełnienia, przy jednoczesnej próbie ominięcia przeznaczenia. Koleje losu Zofii i Barbary są oczywiście zajmujące, jednak mam wrażenie, że to wydarzenia z życia najmłodszej z rodu kobiet, stanowią swoisty punkt kulminacyjny całej książki. Wydarzenia, które do tej pory wywołują we mnie przerażenie pomieszane z fascynacją.
Nathalie to bowiem kobieta pełna sprzeczności, która za wszelką cenę pragnie zdobyć dla siebie Jima - narzeczonego swojej przyjaciółki Anastazji. To, co dzieje się w jej życiu to mieszanina szaleństwa i psychodelizmu w najczystszej postaci. A wszystko przez to, że Teresa Monika Rudzka obdarzyła swoje bohaterki nadnaturalną zdolnością. I tak, świat realny pełen luksusu, różnorodnych marek znanych projektantów, jakich pełno w fabule, przeplata się z możliwością oddziaływania na rzeczywistość. Oddziaływania nie tylko na rzeczy martwe, ale także na życie i jego długość. To przerażające i w pewien sposób fascynujące, a w kontekście tym nie dziwi tytuł książki nawiązujący w sposób oczywisty do znanej ballady Adama Mickiewicza.
Czarny ptak, który towarzyszy Nathalie to kolejny element fabularny książki, który wywołuje dreszcze. Autorka nie wyjaśnia czy to kruk, czy może wrona, jednak symbolika tego zwierzęcia jest aż nadto widoczna, czyli śmierć oraz przenikanie się jej z życiem. Trudno o wyraźniejszy motyw, doskonale wpisujący się w całą tę psychodeliczną opowieść. Trzeba także wspomnieć, że czytelnicy znający książkę autorki pt. "Zawsze będę cię kochać", odnajdą w "Świteziankach" wspólnych bohaterów. To tak, jakby poznawać historię Anastazji z zupełnie nowej perspektywy, czego kompletnie się nie spodziewałam.
Barbara, powtarzała swojej córce Zofii, że każdy z nas powinien znać swoje miejsce w szeregu. Teresa Monika Rudzka z pewnością swoje miejsce na liście pisarek tworzących prozę nieoczywistą, z wieloma kontekstami, już zna. "Świtezianki" polecam miłośnikom nietuzinkowych powieści z zaskakującym zakończeniem.
Twórczość pani Teresy Moniki Rudzkiej znam i bardzo cenie. Jej powieści zawsze trafiają w sam środek mojego serca, zmuszają do refleksji i zastanowienia się nad własnym życiem, codziennością, postępowaniem, wyborami. Uświadamia, że życie nie jest sprawiedliwe.
Trzy pokolenia kobiet – babka, matka i córka. Każdej przyszło żyć w innych czasach, w innych warunkach. Każda z nich gotowa była walczyć o swoją lepszą codzienność, a los rzucał im kłody pod nogi. Zofia to kobieta pochodząca z małej wsi pod Tomaszowem. Późno zaszła w ciążę, jej mąż był bliżej jesieni niż lata życia. Gdy rodzi się mała Barbara, nikt nawet nie podejrzewa, gdzie rzuci ją los. Kobieta pragnie dla siebie lepszego życia niż te, która wiodła matka. Ciągnie ją do luksusu. Po wielu perypetiach i zakrętach trafia do Francji, gdzie jako żona miliardera, razem z nim zaczyna prowadzić firmę. Gdy rodzi się Nathalie wie, że jej córka jest niezwykła. Tak samo jak ona.
Nathalie, która pracuje już w Anglii, zaprzyjaźnia się z Anastazją. Czuje coś do jej narzeczonego Jim’a. Gdy zostaje on wdowcem, Nathalie postanawia go zdobyć dla siebie – zakochała się w nim już od pierwszego wejrzenia. Czy jej się to uda? Czy Jim zrozumie, że dziewczyna kocha go tak jak nikt do tej pory?
Pani Rudzka zawsze pisze o kobietach dla kobiet. Nie są to ckliwe romanse, słodkie historie. Nie oszczędza swoich bohaterek – rzuca im kłody pod nogi, plącze ich losy. Czyni je niezwykłymi, tak jak w Świteziankach. Autorka wplątuje do swojej opowieści magię, co już może zasugerować sam tytuł. Kto zna balladę Mickiewicza, ten wie, że bohaterki nie mogą być zwyczajne. Mają w sobie to coś, co nie ułatwi im życia. Trudno będzie im znaleźć szczęście w miłości. Nie są pozbawione wad – każda z nich ma swoje za uszami, czasami te przywary przykrywają wszystkie pozytywne walory.
Chociaż to Nath jest główną bohaterką, to autorka skupia się na matce i babce dziewczyny. Przybliża ich życie, myśli, przez co lepiej jest nam też poznać najmłodszą z nich. Potrafiłam zrozumieć Barbarę w jej postępowaniu, zamiłowaniu do dobrych marek (a uwierzcie mi – połowy tych luksusowych firm nie znałam), to Nathalie nie wywołała u mnie cieplejszych uczuć. Jej postępowanie i zachowanie było dla mnie dziwne; bohaterka była zapatrzona w siebie i nie zważała na krzywdy innych. Niektórzy mogą wywnioskować, że nie polubiłam całej powieści. Nic bardziej mylnego – jeżeli bohaterzy wywołują u mnie takie emocje, a całość czyta się przyjemnie, to mam wrażenie że śledzę losy realnych postaci. Tak było i w tym przypadku.
Świtezianki to powieść, która zmusza do refleksji i chwilowej zadumy. Nie da się przeczytać jej na raz – ja dzieliłam ją sobie na raty, na kawałeczki, inaczej książka by mnie przytłoczyła natłokiem emocji i uczuć. Tak mogłam wszystko po kawałeczku poznawać i starać się zrozumieć. Pani Teresa Monika Rudzka wydała kolejną bardzo dobrą książkę, w swoim stylu. Idealna lektura dla osób, które chcą odetchnąć, zagłębić się w zupełnie inny świat, zastanowić się, zwolnić.
Świtezianki to powieść o silnych kobietach, które chcąc osiągnąć swój cel posuną się do rzeczy niemal niemożliwych...
Magia...rzeczywistość przeplatana z innym wymiarem ale jakże realnym, wręcz namacalnym... Historia, która przedstawia, że nie zawsze mając wszystko jest się szczęśliwym człowiekiem a dążenie do upragnionego celu za wszelką cenę nie bacząc przy tym na uczucia innych ludzi - może doprowadzić do obłędu.
Bohaterka powieści to postać bardzo nieszczęśliwa, zagubiona, naznaczona od pokoleń, która miota się sama ze swoimi uczuciami. Mając bogactwo w zasadzie nie ma nic...jest sfrustrowana i niespełniona mając na sobie kreacje od najlepszych projektantów, szuka miłości na już, na szybko, na teraz...i znajduje...ale kim okaże się jej wybranek i jak zmieni to życie bohaterki - odpowiedź w Świteziankach, najnowszej powieści mojej najukochańszej autorki.
Książkę Teresy Moniki Rudzkiej nazwałabym hardcorową powieścią obyczajową z elementami magii. Tak, magii i wątków nadprzyrodzonych, które towarzyszą dwóm z trzech bohaterek dodając kolorytu i pazura całej opowieści. „Świtezianki” zakwalifikowałabym również jako powieść feministyczną. Autorka pokazuje silne kobiety bez złudzeń, współczesne wiedźmy biorące się z życiem za bary. Nawet jeśli któraś z nich, jak Nathalie, zapętli się i zamota w sieci własnych nieuporządkowanych pragnień, pozostałe pomagają jej się wyplątać a nawet, gdy zajdzie potrzeba, są gotowe przywołać ją do porządku silną ręką. Jednocześnie jednak feminizm u Teresy Moniki Rudzkiej to feminizm bez złudzeń, bo pokazuje ona również kobiecą małostkowość, zazdrość, zawiść i różne małe i duże świństewka i świństwa, które kobiety są w stanie sobie nawzajem zrobić. Innymi słowy, jest to literatura boleśnie pozbawiona nie tylko lukru, ale choćby łyżeczki zdrowszego cukru trzcinowego dodanej dla złagodzenia gorzkiego smaku. Równie mało złudzeń autorka wykazuje w stosunku do głównych męskich bohaterów, czyli Piotra Borowskiego i Jima. Zwłaszcza tego ostatniego. Jego bezduszność, lenistwo, egzaltacja i narcyzm rażą szczególnie w zderzeniu z jeszcze jedną ważną postacią kobiecą – Anastazją Bojanovą -Nastią, koleżanką Nathalie. Nastia uosabia z kolei to wszystko, co w kobiecości najlepsze – kobiecość kojącą, szlachetną, otwartą, łączącą ludzi. Jest jak kolorowy ptak wśród stada ponurych wron. Aż chciałoby się ją zobaczyć i ogrzać się w cieple jej obecności.
„Świtezianki” to świetna książka, a jej wielowarstwowość sprawia, że z pewnością każdy czytelnik odkryje coś dla siebie. Jestem przekonana, że interpretacji niektórych wątków będzie tyle samo, co czytelników, bo Teresa Monika Rudzka nie podsuwa gotowych odpowiedzi. Przeciwnie, ona się z czytelnikiem bawi, drażni go, prowokuje. Dla mnie bardzo ciekawym wątkiem był wątek czarnego ptaka towarzyszącego Nathalie oraz tajemniczego obrazu. Więcej jednak nie zdradzę, bo sami powinniście odkryć każdy poszczególny wątek i zinterpretować go dla siebie. Przy dużym ciężarze gatunkowym poruszanych tematów proza Teresy Moniki Rudzkiej jest jednocześnie bardzo lekka w odbiorze – sama pochłonęłam „Świtezianki” w jeden wieczór, bo narracja unosi czytelnika jak płynąca rzeka. Myślę, że każdy zinterpretuje „Świtezianki” inaczej, bo tak bywa w przypadku tak wielowątkowych powieści. Dla mnie to, między innymi, historia o miłości i zazdrości, straconych złudzeniach, o granicach odpowiedzialności za drugiego człowieka, o sile, ale i słabości kobiet, również, paradoksalnie, o sile marzeń i determinacji. Polecam ją z całego serca!
Pozycja obowiązkowa
Teresa Monika Rudzka – Świtezianki
Czy miłość może wprowadzić w obłęd? Czy może doprowadzić do tragedii? Oczywiście, że tak. W historii, sztuce, nawet w świecie współczesnym było wiele na to dowodów. Jak bardzo człowiek potrafi zatracić się w zakochaniu, mieszając w nie przy okazji ogromną dawkę egoizmu, pokazuje powieść Teresy Moniki Rudzkiej pod tytułem „Świtezianki”.
To nie była fajna książka. Zdecydowanie przytłoczyła mnie mnogość bohaterów, których miałem najszczerszą ochotę zatłuc kijem do golfa. A dlaczego miałem taki zamiar. W dziele występują niemal same takie postaci, w których dosłownie niemożliwe jest znalezienie jakiejkolwiek zalety. W dodatku te pożałowania godne istoty są niemożebnie wkurzające. Sama Autorka napisała mi, że stworzenie właśnie takich bohaterów było zamierzone. A zamiar ten spełniła naprawdę genialnie.
Bohaterowie powieści są zawistni, nienawidzą, gdy innym powodzi się lepiej, najbardziej na świecie hołdują materializmowi. I każdy z nich – oprócz jednej dziewczyny – opanował bycie perfidnym egoistą do perfekcji. No bo co komu przeszkadza podążanie po trupach do celu czy wzięcie z kimś ślubu tylko dla jego pieniędzy? A odebranie ukochanego swojej przyjaciółce?
Nathalie – główna bohaterka utworu – zaprzyjaźnia się z Anastazją. Przyjaźń przeistacza się jednak w nienawiść, kiedy Nathalie poznaje Jima, narzeczonego Anastazji. Wiele nie trzeba, by przyjaciółki zostały swoimi największymi wrogami.
No dobrze, postaci w „Świteziankach” Teresy Moniki Rudzkiej przyjemności mi nie dały. Co zatem sprawiło, że polubiłem tę książkę? Pierwszym powodem są świetne umiejętności pisarskie Autorki. Naprawdę przyjemnie było mi się zagłębiać w opisy przeżyć tych odpychających bohaterów. Rzecz została napisana lekkim językiem, czyta się ją łatwo i szybko. Tekst pozostawia dużo do myślenia, mimo że właściwie w ogóle nie jest skomplikowany. To naprawdę przypadło mi do gustu.
Kolejnym wielkim plusem powieści jest wątek fantastyczny w dziele. Nathalie jak i kilka osób z jej najbliższej rodziny potrafi siłą woli przenosić przedmioty. Robi to głównie w chwilach emocjonalnego wzburzenia, z czego raczej nie wychodzi nic dobrego. Powieść jest współczesną interpretacją ballady „Świtezianki” Adama Mickiewicza, w której również żywe były elementy fantastyczne. A ja fantastykę uwielbiam, więc nie mogło mi się to nie spodobać. Za nawiązanie przez Autorkę do wielkiego dzieła naszej kultury też należą się brawa. Za takie dobre przybliżenie ballady współczesnym ludziom.
Jeszcze jedną ogromną zaletą utworu jest jego realizm. W powieści występuje wiele negatywnych postaci, nie da się jednak ukryć, że naprawdę ogrom ludzi jest jak właśnie ci bohaterowie. Ilu ludzi choćby myśli tylko o sobie, ignorując zupełnie resztę ludzkości? No właśnie.
Powtórzę stwierdzenie z początku recenzji: to nie jest fajna książka. Ale jest piękna. I bardzo mądra. Książka Moniki Rudzkiej jest jak lekcja życia, ostra krytyka, której naprawdę nie chcemy poznać, lecz którą poznać warto, gdyż może nam ona mnóstwo uświadomić. Dlatego polecam sięgnąć po „Świtezianki” (z tą Adama Mickiewicza włącznie).
Nie do końca wiem o co chodziło w tej książce . Czuje niedosyt. Cały czas czekałam na wyjaśnienie skąd u Nat jej zdolności i co mają na celu. Właściwie tylko dlatego dobrnelam do końca. Jednak nie doczekałam się odpowiedzi . Jak dla mnie średnia.
Ja wiem... dziwna jakaś.
Nathalie niesympatyczna, i tak zaślepiona, że szkoda gadać. Może i taki był zamysł poetki, ale ludzie, pisać o dziewczynie bez żadnych ludzkich uczuć i myślącej, że wszystko może bo ma kasę to już dla mnie rzecz niezrozumiała. Gdyby chociaż przeżyła odwrót o sto osiemdziesiąt stopni, to rozumiem, ale tak - słabe trzy.
Patrzę na Twoje zdjęcia, takie wyraziste, takie realne, nic, tylko uśmiechnąć się do Ciebie i przytulić i nie pojmuję, że już Cię nie dotknę, nie porozmawiam...
Nie tylko dla miłośników Downton Abbey. I czekolady! Siedemnastoletnia Joanka Miller dostaje propozycję pracy i wyjeżdża do Berlina. Chlebodawcom podobają...