Zimą 2018 roku ze skutego lodem jeziora zostają wyciągnięte zwłoki nastolatka. Patolog jest pewien, że śmierć chłopca nastąpiła w wyniku utonięcia. Znamion przestępstwa nie nosi też ciało starszego, bezdomnego mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Oba zgony łączy tylko mroźna noc. A to niestety za mało, by rozpocząć śledztwo...
Jednak zdaniem komisarza Bernarda Grossa pytań w obu sprawach jest więcej niż odpowiedzi. I kiedy zacznie je zadawać, mieszkańcy pobliskiego miasteczka nabiorą wody w usta. Gross przekonuje się z czasem, że ich milczenie to mur, za którym czają się duchy przeszłości.
Kluczem do odkrycia prawdy może okazać się wyjaśnienie starej sprawy tajemniczego zaginięcia…
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2018-09-05
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 579
W OKOWACH PRZESZŁOŚCI
„Skaza” otwiera cykl powieści z komisarzem Bernardem Grossem. To jeden z najbardziej znanych cykli kryminalnych. Robert Małecki dostał kilka nagród literackich, a jego seria stała się kultowa. Nowe wydanie od Wydawnictwa Literackiego jest naprawdę rewelacyjne. Okładka robi wrażenie i zapada w pamięć. To dobra okazja, by do „Skazy” powrócić lub dopiero ją poznać.
Chełmżyńskie jezioro skute jest lodem. Gdzieś w oddali majaczy mała łódka. To właśnie miejsce stanie się areną zbrodni. Komisarz Bernard Gross wierzy w przypadki, ale nie takie – jednego dnia na jeziorze znalezione zostają zwłoki dwóch osób – nastoletniego chłopca i bezdomnego. Czy te osoby mogło coś łączyć? Czy ich śmierć skrywa w sobie tajemnicę? Prowadzone nieoficjalnie śledztwo doprowadzi komisarza do wydarzeń sprzed dziesięciu lat kiedy zaginął znany biznesmen i jego żona. Co łączy te zdarzenia? Czy demony przeszłości obudzone raz, kiedyś jeszcze zasną?
Powolne, leniwe wręcz tempo akcji, nie ujmuje niczego tej książce. Robert Małecki dba o detale, drobiazgowo komponuje postaci i roztacza przed czytelnikami swój powieściowy świat. Komisarz Gross to detektyw z krwi i kości. Dźwiga swój bagaż doświadczeń i traum, ale nie przytłacza swoją postacią. To ktoś, kogo możemy zrozumieć, odnaleźć w nim cząstkę siebie i polubić go. Jest nieustępliwy, solidny i kieruje nim chęć odkrycia prawdy. Gdy to dążenie okazuje się być grzebaniem w błocie i odkopywaniem starych brudów, Gross nie waha się nawet przez chwilę. To taki gliniarz w nieco staroświeckim stylu. Bardzo udana postać. Można czasami mieć już po dziurki w nosie tych wszystkich literackich policjantów, którzy są dołujący i przesadnie przewrażliwieni. Bernard Gross wyróżnia się na ich tle. To zdecydowanie jeden z najlepiej wykreowanych bohaterów we współczesnym polskim kryminale.
Chełmża oczami Małeckiego to miasteczko, gdzie pod warstwami przyzwoitości kryje się zło. Pisarz bardzo autentycznie obrazuje małomiasteczkowe problemy. Potrafi tworzyć klimat i to jest zawsze jeden z najmocniejszych atutów każdej jego powieści. Wędrując uliczkami Chełmży wraz z komisarzem powoli odkrywamy kolejne elementy łamigłówki. Małecki pisze tak, że atmosfera lęku, zagadkowości i tajemnic jest wręcz gęsta. Skrywane rodzinne sekrety, pieniądze i zbrodnia kumulują się i oplatają czytelnika całunem niepokoju. Ta pozornie trywialna zagadka przekształca się w głęboką analizę ludzkich motywacji i uczuć. Mistrzowsko Małecki radzi sobie z portretami psychologicznymi.
„Skaza” to opowieść o rzeczach, które wydarzyć mogłyby się wszędzie, dotknąć każdego z nas i wszędzie zostawić swój ślad. To także jest istotne w tej historii, że zbrodnia, dawne winy i niewyjaśnione sekrety zawsze coś po sobie zostawiają. Tkwią w duszy i sercu. Są skazą. Robert Małecki nie potrzebuje sterty trupów, wymyślnych sposobów na zadawanie śmierci, tortur czy litrów krwi. Potrafi przerazić tym, co proste i dobrze znane. Tym, co jest obok nas. Nigdy nie wiemy jakie tajemnice skrywają ludzie, którzy żyją w naszym otoczeniu. Pisarz fantastycznie operuje słowem, kreśli gęstniejącą atmosferę i sprawia, że jego książka zapada nam w pamięć. Bardzo lubię jego styl, to jak pewnie porusza się w zawiłościach ludzkiej psychiki i to jak realistycznie buduje literacki świat. „Skaza” to dobra historia, której jedną z największych zalet jest prostota.
Klimat małego miasta, gdzie wszyscy się znają, a każdy ukrywa swoje tajemnice. Niewyjaśnione zaginięcie sprzed lat i dwa ciała odnalezione na zamarźniętym jeziorze. Robert Małecki w swoim niepowtarzalnym stylu oparł na tym motywie swoją opowieść, która pozostawia skazę w duszy odbiorcy. Gęsta, mocno nasycona tłumionymi emocjami i autentycznie oddająca realia prowincji. „Skaza” to jedna z najlepszych polskich powieści ostatnich lat. Po kilku latach robi tak samo dobre wrażenie, a jeżeli ktoś jeszcze nie miał okazji jej przeczytać, to nowe, bardzo estetyczne, wydanie jest ku temu świetną okazją.
„Skaza” Roberta Małeckiego to jedna z tych książek, o których się nie zapomina. Trudno orzec, czym jest tytułowa skaza, bo jej ślad możemy odnaleźć w bardzo wielu miejscach. Wydaje się, że wszyscy bohaterowie książki są naznaczeni, określeni swoim losem. Nie ma tu ludzi, którzy nie popełniają błędów, ani takich, którzy szybko i łatwo potrafią wybaczać. Tu nie ma prostej odpowiedzi, a zadawane przez bohaterów pytania często są tak niewygodne, że odpowiedź na nie zdaje się być mocno odwlekana w czasie.
Zarówno komendant Bernard, jego syn, żona, która po wypadku bardziej przypomina roślinę, niż człowieka, zdają się być naznaczeni. Żadne z nich nie ma łatwo w życiu. Syn zmaga się ze stanem matki, popadając w konflikty na studiach, pijąc i rozrabiając. Stary komendant ucieka „w pracę” i w klejenie modeli samochodów. Stale znajduje sobie jakieś zajęcie, prawdopodobnie po to, by za dużo nie myśleć, między kolejnymi wizytami w szpitalu, na oddziale tak zwanych „śpiochów”. Inni odwiedzający to ponure miejsce dają mu różne „dobre rady”, co tylko pogarsza jego nastrój i zapewne sprawia, że narastają jego problemy ze zdrowiem.
Jego pracownicy też wydają się być naznaczeni; Skałka wdaje się w z pozoru wygodny romans, inny z policjantów, dla własnych korzyści, wplątuje się w prowadzone przez Bernarda śledztwo i przy nim mataczy.
Bez winy nie pozostaje też rodzina, w której sprawie jest prowadzone dochodzenie. W jej historii pełno jest oszustw; morderstw, kradzieży, wzajemnego wrabiania, czy wyłudzania pieniędzy.
Niektórzy kłamią, by chronić swoich bliskich, inny, by zatrzeć niewygodną prawdę. A pozostali, bo tak często jest łatwiej i można – nie bez bólu – spojrzeć sobie w oczy.
Wszystko w tej historii zdaje się lepić. Od brudu, kłamstw, utraconych nadziei, przeszłych i przyszłych win, a duszna atmosfera i podkręcone nieco na samym końcu tempo, sprawiają, że opowieść o małej Chełmży ma swój swoisty klimat, od którego trudno się oderwać.
Autor bardzo sprawnie opisuje swoich bohaterów; nikogo zdaje się nie oszczędzać. Nie ma w tej historii ani jednej, jednowymiarowej postaci. Wszystkie są wielowymiarowe, a my, czytelnicy, z każdą następną, odwróconą stroną poznajemy ich najgłupsze sekrety, pragnienia i kłamstwa.
Pan Małecki zastosował bardzo prosty, lecz nadzwyczaj skuteczny zabieg, który sprawia, że poznajemy zarówno przeszłość, jak i teraźniejszość opisywanych przez niego bohaterów, za pomocą krótkich, stosowanych zamiennie rozdziałów. Przyznam, że trochę się w tym wszystkim pogubiłam, bo jest tu podział nie tylko na wcześniej i później, ale również na godziny, co sprawia, że żeby być na bieżąco, trzeba by ciągle coś w myślach liczyć. To wywołuje niewielkie zamieszanie.
Wszystko zaczyna się niczym rasowy kryminał, rodem ze Szwecji, gdzie w skutym mrozem i zimnem krajobrazie, pojawia się trup, a w tym przypadku nawet dwa. Na zamarzniętym jeziorze. Wezwani na miejsce policjanci dokonują wstępnych oględzin, na miejscu pojawia się również Bernard i to dzięki niemu śledztwo pomału się rozwija, by pod koniec nabrać szybszego tempa.
Nim to jednak nastąpi, komisarz i jego współpracownicy muszą odbyć wiele ważnych i mniej ważnych rozmów, przybyć na wiele spotkań, odwiedzić kilka miejsc , przepytać świadków i obejrzeć materiał zapisany na taśmach, czyli wykonać wiele rutynowych czynności dotyczących niemal każdego śledztwa. Sama postać komisarza jest jednak na tyle ciekawa i zwyczajne czynności wykonuje w taki sposób, że historia potrafi czytelnika wciągnąć na dobre i do końca już nie odpuścić.
Naprawdę dobry kryminał do przeczytania.
Robert Małecki znany jest czytelnikom z bardzo pozytywnie ocenianej serii książek o Marku Benerze. „ Skaza „ jest pierwszą częścią nowego cyklu powieściowego pisarza, gdzie w roli głównej występuje doświadczony komisarz policji Bernard Gross, dla którego nie ma sprawy nie do rozwiązania. Nie miałam wcześniej styczności z prozą tego autora, więc nadszedł czas, aby to nadrobić i zacząć przygodę z jego twórczością.
Muszę przyznać, że najnowsza powieść Małeckiego wciągnęła mnie bez reszty. Autor stopniuje napięcie w taki sposób, że bardzo ciężko było mi odłożyć książkę. Co ja mówię, w ogóle jej nie odłożyłam, przeczytałam od początku do końca jednym tchem.
O czym jest „ Skaza „? To mroczny, klimatyczny wielowątkowy kryminał osadzony w polskich realiach z ciekawym bohaterem. Od początku do końca przemyślany, trzyma w nieustannym napięciu, pomimo, że niema rozlewu krwi i stosu trupów.
Powieść zaczyna się odnalezieniem dwóch ciał pewnego zimowego dnia na jeziorze chełmżyńskim, nastolatka i bezdomnego, których śmierć nie wzbudza niczyich podejrzeń poza Grossem. Doświadczony, inteligentny policjant, który jak na rasowego gliniarza przystało nie wierzy, że to zwykły zbieg okoliczności. Nawet, gdy wydaje się, że nie ma śladów na popełnienie zbrodni, a zgony wydają się naturalne i niepowiązane ze sobą. Dopiero wydarzenia sprzed 10 lat rzucają nowe światło na śledztwo i sprawiają, że nabiera ono mrocznych barw.
Gross zaczyna drążyć sprawę, a robi to dość nieustępliwie, przez co wcale nie jest mile widziany w niektórych domach. Okazuje się, że ta niewielka miejscowość skrywa wiele sekretów, a jej mieszkańcy mają sporo za uszami. Każdy ma swoją skazę.
Powieść jest prowadzona w dwóch płaszczyznach czasowych poprzez pryzmat historii rodziny Tarasiewiczów, kiedyś i teraz. Od początku jest jasne, że te dwie rzeczywistości muszą się w końcu połączyć. Dzięki temu, że Małecki stara się z tym nie śpieszyć miałam dużą przyjemność z czytania tej gorzkiej, ale jakże prawdziwej opowieści.
„ Skaza „ to dobry przykład klasycznego kryminału, opowiadającego o samotności człowieka i pokazującego, że nie ma szans, aby uciec od przeszłości, bo przeszłość zawsze nas dopadnie. Kryminał, który spodoba się osobom lubiącym wolną akcję i wielowątkowość. Nie ma, bowiem sensacyjnych pościgów, rodem z amerykańskich filmów, a akcja tak naprawdę cały czas biegnie wolno. Ta wolna akcja to jedyne, do czego muszę się trochę przyczepić. Zabrakło mi jakiś czynników, które przyśpieszyłyby tempo narracji, ale mimo tego małego zastrzeżenia całość lektury była niezwykle emocjonującą przygodą. Autorowi udało się wciągnąć mnie w rozwiązywanie skomplikowanej łamigłówki i zaskoczyć zakończeniem. Przypadła mi do gustu zarówno konstrukcja fabuły, jak i dwa plany czasowe, a także intrygująca sylwetka głównego bohatera. Powieść czyta się znakomicie, zapewne za sprawą bardzo dobrego warsztatu pisarskiego autora. Książka liczy sobie sporo stron, ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadzało. Płynęłam przez nią niczym na falach dobrej muzyki i nim się obejrzałam był już koniec. Polecam gorąco i czekam na kolejne części, bo nie mam żadnych wątpliwości, że po nie sięgnę.
„ Psem nie zostaje się wtedy, gdy zakładasz mundur. Psem zostajesz, nasiąkając złością za wyrządzone zło, gdy w dobrym człowieku wyczuwa skazę. „
Kilka lat temu rozpoczęłam przygodę z Grossem, teraz wróciłam do tej serii od początku.
Jak to w kryminale bywa, jest trup i zaczyna się rozgrywka. Kto wygra? Przebiegły i wyrachowany, zdesperowany i chaotyczny, ale jednak przestępca czy On przez duże O.
Zapomniałam sporo od czasu gdy czytałam ją pierwszy raz i miło było wrócić oraz jeszcze raz rozwiązać tę zagadkę wspólnie z Grossem. Zabrał on mnie w czasie śledztwa na wycieczkę do wydarzeń sprzed dekady. Przypomniał podwaliny własnego tragicznego życia.
Gdy czytałam pierwszy raz, to książka była po prostu kryminałem, dziś jest nagrodzonym (i to nie raz) kryminałem. Dziś mam pełną świadomość skąd ta nagroda. W końcu gdy dajemy się opętać historii od pierwszych stron, a każde kolejne tylko dociskają węzły, to musi to być doskonała lektura. W tym wypadku nie tylko z powodu intrygi, jej prowadzenia i ciekawej warstwy obyczajowej. @robertmalecki.autor raczy nas językiem, który miło wpada w myśli, nie rani, nie ociera, tylko płynie nadając pełni smaku w czasie lektury. To nie tylko dowód Jego umiejętności we władaniu słowem, to również dowód szacunku do czytelnika. Jako osoba czytająca od wielu, wielu i jeszcze kilku lat, coraz bardziej cenię literaturę gdzie język polski jest językiem polskim. Gdy czytam powieść napisaną na przysłowiowym kolanie, to czuję jak mi ktoś jeździ po myślach starym brzeszczotem. Tak mam, nie poradzę ?
Bardzo mnie cieszy, że wciąż istnieje szkoła dobrego języka. Właśnie takich książek chcę, takich wypatruję.
Myślę, że nikogo nie zdziwi, że dodam #wartjakpieron czytać tę powieść ?
Ps. Nowa szata graficzna jest genialna, patrzę, głaskam i wciąż mi mało.
Z zamarzniętego jeziora zostają wyłowione zwłoki dwóch osób: chłopca i meżczyzny. Wszystko wskazuje na nieszczęśliwy wypadek ale czy na pewno...?
Śledztwo prowadzi Bernard Gross, zamknięty w sobie policjant, który na swoich barkach dźwiga ciężar rodzinnej tragedii. Rozwikłaniu zagadki nie sprzyja nastawienie lokalnej społeczności, gdzie wszyscy się znają. Wszystkie tropy wskazują, że obecna tragedia jest powiazana z niewyjaśnionymi zaginieniami 10 lat temu. Ekipa Bernadra ma niełatwe zadanie.
Bardzo dobry kryminał. Akcja toczy się dwutorowo w terazniejszości i 10 lat temu. Mimo tego niełatwego połączenia akcja toczy się sprawnie, nie ma nudy a czytelnik nie czuje się zagubiony. Brawo!?
Nie ma tu brutanych opisów zbrodni ani krwawych mordów co sprawia, ze kryminał będzie przystępny dla wszystkich. Książka wciąga i do ostatnich stron trudno przewidzieć zakończenie, które naprawdę zaskakuje.
Jest to pierwsza część serii o Bernardzie Grossie. Polacam a ja już zabieram się za kolejną ?
Świetna. Bardzo dobry, wciągający od pierwszej strony, wielowątkowy kryminał. Już szukam kolejnej części.
Zimą 2018 roku że skutego lodem jeziora zostająwyciągnięte zwłoki nastolatka. Patolog jest pewien , że śmierć chłopca nastąpiła w wyniku utonięcia. Znamion przestępstwa nie nosi też ciało starszego,bezdomnego mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Oba zgony łączy tylko mroźna noc. A to niestety za mało, by rozpocząć śledztwo.
Jednak zdaniem komisarza Bernarda Grossa pytań w obu sprawach jest więcej niż odpowiedzi. I kiedy zacznie je zadawać, mieszkańcy pobliskiego miasteczka nabiorą wody w usta. Gross przekonuje się z czasem , że ich milczenie to mur , za którym czają się duchy przeszłości.
Kluczem do odkrycia prawdy może okazać się wyjaśnienie starej sprawy tajemniczego zaginięcia...
To opowieść o dramacie , który zatruwa umysły , ale też o zbrodni , błędach i odkupieniu. O miłości, zemście i sprawiedliwości- niekiedy tak różnie pojmowanych.
Polubiłam Bernarda Grossa, jest rzetelnym policjantem, który nie daje się zwieść pozorom. Ma trudną sytuację rodzinną, żona od dziesięciu lat leży w śpiączce, a dorosły syn ewidentnie błądzi i nie radzi sobie. Oprócz Grossa polubiłam również Skałkę, policjantkę z nim współpracującą. Bardzo dobrze i szybko się czyta. Świetny kryminał, polecam.
Przeczytane:2024-03-31,
Twórczość Roberta Małeckiego darzę wyjątkowym sentymentem. Jego powieść kryminalna „Skaza” była pierwszym kryminałem, z którym miałam styczność jakieś pięć lat temu. Od tamtej pory z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnych śledztw z udziałem Bernarda Grossa. W tym roku Wydawnictwo Literackie wznowiło serię, nadając jej nową szatę graficzną, tym samym miałam okazję jeszcze raz towarzyszyć Bernardowi przy rozwiązywaniu zagadki.
Z lodowatej wody śledczy wyciągają zwłoki nastolatka. Niebawem na miejscu zdarzenia pojawia się komisarz Bernard Gross, który w zastygłej w lodzie łódce dostrzega drugie zwłoki.
Oba zgony zdają się być przypadkiem, jednak czy na pewno? Mimo iż wszystko wskazuje na zwykły zbieg okoliczności, Gross rozpoczyna długie i skomplikowane śledztwo, które prowadzi go do przeszłości, kiedy to mieszkańcy Chełmży żyli tajemniczym zniknięciem małżeństwa Tarasewiczów.
Z przyjemnością powróciłam do Chełmży, by ponownie towarzyszyć Bernardowi Grossowi przy rozwiązaniu skomplikowanego śledztwa. Nie raz złapałam się na tym, że kilka wątków z historii na przestrzeni lat umknęły mi z głowy, tym bardziej powrót do mimo wszystko znanej historii, okazał się ponownym zaskoczeniem.
Robert Małecki ma wspaniały kunszt pisarski, co udowadnia nam w swoich kolejnych powieściach. Jego kryminały charakteryzuje nie tylko intrygujące śledztwo, bogate portrety psychologiczne bohaterów, czy też mroczny klimat powieści, ale przede wszystkim język i styl, którego pozazdrościć może nie jeden autor.
„Skaza” autorstwa Roberta Małeckiego to historia, która wciąga od pierwszych stron, a sprawnie poprowadzona fabuła trzyma w napięciu do samego końca. Nie brakuje w niej tajemnic sprzed lat, problemów i traum, z którymi zmagają się bohaterowie i przede wszystkim zaskakujących zwrotów akcji, dzięki którym czytelnik nie czuję się znużony, a wręcz przeciwnie, brnie po kartach powieści, jak szalony, by jak najszybciej poznać jej zakończenie. Robert Małecki zadbał, by „Skaza” dostarczyła czytelnikowi emocji, napięcia, a także skłoniła do refleksji.
Dzisiaj, po pięciu latach od przeczytania powieści, podtrzymuje swoje zdanie, że jest to jedna z najlepszych historii kryminalnych. Kolejny raz jestem zachwycona! Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji poznać Roberta Grossa, to z całego serca Was do tego zachęcam. „Skaza” to prawdziwa uczta dla fanów dobrych powieści kryminalnych. Czytajcie!