Co zostaje po śmierci bliskiej osoby? Przedmioty, wspomnienia, urywki zdań? Narrator porządkuje książki i rzeczy pozostawione przez zmarłą matkę. Jednocześnie rekonstruuje jej obraz - mocnej kobiety, która w peerelowskiej, a potem kapitalistycznej rzeczywistości umiała żyć wedle własnych zasad. Wyczulona na słowa, nie pozwalała sobą manipulować, w codziennej walce o szacunek - nie poddawała się. Była trudna. Była odważna.
W tej książce nie ma sentymentalizmu - matka go nie znosiła - są za to czułość, uśmiech i próba zrozumienia losu najbliższej osoby. Jest też opowieść o tym, jak zaczyna odchodzić pierwsze powojenne pokolenie, któremu obiecywano piękne życie.
Właśnie tak gorszyła zacne panie. Warczała na nauczycielki. Pacyfikowała sprzedawców. Kazała milczeć antysemickim taksówkarzom. Nie reagowała na nasze: ,,Po co to robisz?".
Wydawnictwo: Karakter
Data wydania: 2017-05-11
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 198
Halina Poświatowska w książce "Opowieść dla przyjaciela" pisała:
"Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci - zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc..."
Marcin Wicha przekonuje, że rzeczy pamiętają dłużej; zostaje w nich część energii, którą obdarzył je posiadający je człowiek.
Jego dotyk, emocje, fizyczna obecność- wiążą się z nim wspomnieniowo i namacalnie.
I dopiero po jego odejściu dotkliwie zawiadamiają o braku i utracie- swoim osamotnieniem.
Pragnęłam tej książki i obawiałam się jej. Nie z powodów osobistych, bo życie jak dotąd oszczędziło mi tych najboleśniejszych przeżyć vis-a-vis.. Pomimo to wiem, że to nieuchronne, każdego człowieka czeka ta lekcja i to niejeden raz.
Autor porządkując rzeczy, a głównie książki pozostałe po swojej matce, kreśli jej obraz utkany ze wspomnień. Człowieka bezkompromisowego, niejednoznacznego, nadzwyczaj bliskiego. Genealogia jej rodziny nie rozrastała się spokojnie w naszym kraju. Gałęzie drzewa łamały burze historii, wichury wymuszonych działań i osądów. W tym wszystkim wzrosła taka mocna, a jednocześnie krucha i taką ją odtworzył syn.
Śmierć, nienazwana bohaterka tej historii jest blisko, za progiem, framugą, słowem.
O tym jak pozwolić komuś bliskiemu odejść i jak zachować w sobie pamięć o nim, a jednocześnie pójść dalej swoją drogą, Wicha opowiedział najprościej i najpiękniej jak to możliwe; pod-świadomie? wchodząc w dyskurs z Haliną Poświatowską...
"Rzeczy, których nikt nie dotyka, stają się matowe. Blakną. Meandry rzeki, trzęsawiska, muł. [...]
I przedmioty już wiedziały. Czuły, że będą wkrótce przesuwane. Przekładane w niewłaściwe miejsca. Dotykane cudzymi rękami. Będą się kurzyć. Będą się rozbijać. Pękać. Łamać pod obcym dotykiem. [...]
Ale przedmioty szykowały się do walki. Zamierzały stawić opór. Matka szykowała się do walki.
- Co z tym wszystkim zrobisz?
Wiele osób stawia sobie to pytanie. Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady."
Zostają rzeczy, kilka rad, pustka, która zarośnie innym życiem i ślad, rysa na sercu, blizna wypełniona stratą, której nic nie wypełni.
I ta książka z ascetyczną okładką, która pomaga przez to przejść.
Książka dobrze napisana, bez dłużyzn, ale na kolana mnie nie rzuciła. Zrozumiałam sens dosłowny i ten szerszy, że autor opowiadał o niezrozumieniu i niepełnych relacjach między nim a matką, ale i próbował ukazać jej portret, portret syna, który ją kochał, ale szczerze mówiąc to nie uważam, że to zostało tak genialnie ukazane. A może oczekiwałam więcej? Jakiegoś rozwiązania przyczyn tak pogmatwanych relacji? Naprawienia?
"Trzeba przewietrzyć, trzeba wyłączyć modem. Trzeba się pozbyć tych rzeczy. Gdzieś zadzwonić, dać ogłoszenie. A potem pożyć swoje"
Tak, trzeba pożyć swoje najlepiej jak potrafimy, kochając, spełniając marzenia, czasem popełniając błędy, ale i ucząc się na nich. To wszystko trzeba zdążyć, zrobić, zanim ktoś inny, jakaś córka, syn, może wnuk, a może jeszcze ktoś z rodziny na kogo spadnie ten obowiązek, powie, trzeba przewietrzyć, trzeba wyłączyć modem...
Polecam, krótka książeczka opowiadające historię pożegnania, pełnego wspomnień o matce, która, chociaż "trudna" w życiu, to przecież kochająca swoje dziecko bezwarunkowo.
Bardzo nudna książka. Po lekturze nie potrafię określić o czym ona jest i jaki jest jej sens bo w zasadzie jest o wszystkim. Mydło i powidło. Autor wspomina swoich rodziców. Bardzo długie i nudne opisy. Nie polecam
Spodziewałam się smutnej książki o przedmiotach, a nie jest ona ani smutna ani o rzeczach. Jest pożeganiem z mamą, wspomnieniem czasów, sytuacji, cech mamy. Pełna humoru, jednak nie wesoła. Ciekawa pozycja.
Książka „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” jest zbiorem esejów poświęconych matce autora. Marcin Wicha, bo o nim owa, po jej śmierci musiał uporządkować jej mieszkanie i zdecydować, co zostanie, a co zostanie wyrzucone. Właśnie ta sytuacja była punktem wyjścia do odbycia (nie)sentymentalnej (bo matka nie znosiła sentymentalizmu) podróży. Wspomnienia stają się podstawą do napisania książki. Podejmuje ona tematy żydowskiej tożsamości, peerelowskiej codzienności, rodziny oraz żałoby.
Autor zadaje pytanie: co pozostaje po śmierci bliskiej osoby? Jest to opis pożegnania ze zmarłą matką, która nadal żyje w przedmiotach, które pozostawiła. Tematyka jest naprawdę trudna, bo przecież pisanie o śmierci nigdy nie należy do łatwych. Autor jednak nie słodzi i może się okaać, że wcale nie polubimy opisu matki, który został przez niego wykreowany.
Pierwsze, co doceniłam w tej książce, była jej minimalistyczna okładka. W środku jest podobnie: oszczędny styl. Krótkie, urwane zdania. W książce są wyczuwalne emocje i uczucia, ale…
Właśnie, ale co? Wiem, że ta książka podoba się wielu osobom. Jednak ja z ogromną trudnością ją skończyłam. Autor opisuje różne historie związane ze swoja matką. Często, ale nie zawsze jest w nich główną bohaterką. Każdy z rozdziałów opisuje coś innego, są pozornie ze sobą niezwiązane, ale tworzą całość, która do mnie po prostu nie przemówiła. Brakowało mi w tej książce czegoś takiego, co mogłoby mnie przy niej utrzymać na dłużej.
Powiem Wam, że mam problem z oceną tej książki. Jako czytelniczka chciałabym jej coś zarzucić, napisać coś krytycznego, ale moje wewnętrzne „ja” wręcz krzyczy, że nie wypada. Bo jak to tak, napisać, że momentami nużyły mnie opisy wspomnień autora? Że mam wrażenie, że nie wyraża się o niej dobrze? Jedną z nielicznych zalet, które doceniłam była objętość książki i to, że naprawdę przeczytałam ją dość szybko. Chociaż to może wynikać z tego, że sama sobie narzuciłam takie tempo.
Uważam, że warto przeczytać tę książkę tylko po to by wyrobić sobie o niej własne zdanie. I warto przeczytać wcześniej o czym ona jest, by nie być takim starszym arcytworem, jak ja.
Czy wiecie, co to jest „grzecznomierz”? Świeci na czerwono i pika, kiedy nie mówisz „proszę” czy „dziękuję”...
To jest książka o codziennym projektowaniu i zwykłej architekturze. Trochę też o życiu. Autor zabiera nas na spacer po warszawskim Grochowie. Zagląda...
Przeczytane:2019-05-12,
Ostatnia książka Marcina Wichy „Jak przestałem kochać design” niestety nie sprawiła, że zaczęłam kochać jego pisrastwo. Aż do teraz.
W „Rzeczach, których nie wyrzuciłem” napisał:
Sposób, w jaki Wicha opowiada o swojej mace sprawia, że chcielibyśmy ją poznać. Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak w historii o jej życiu i odchodzeniu udało mu się uniknąć taniego sentymentalizmu. Ani jeden fragment nie trąci łatwym, pluszowym sentymentalizmem. Czułości zawsze towarzyszy inteligentna ironia. Nie ma w książce Wichy miękkiej, bezosobowej mamusi, która jest synonimem obiadu i zacerowanych skarpet. Widzimy kobietę obdarzoną charakterem i silną osobowością. Prawdopodobnie wszystkie matki są bardziej charakterne niż pluszowe. W końcu skądś muszą brać siłę do organizowania mikrokosmosów swoich rodzin. Tylko nikt do tej pory nie umiał i nie odwaźył się napisać o nich tak, jak Wicha o swojej.
Książka jest o „rzeczach”, które zostały po jej śmierci. Ale także o czasach, w których żyła. W końcu, dla niektórych taki marzec ‘68 to coś więcej niż cieniutki akapit w podręczniku do historii najnowszej.
Równie odważnie pisze Wicha o procesie umierania. Nie odziera matki z prywatności, ale jasno daje czytelnikowi do zrozumienia, że chorująca kobieta nie odchodzi w bujanym fotelu z robótką w dłoniach.
Bo tak nie wygląda życie. A Wicha przedstawia ludzi dokładnie takimi, jakimi są. Nie pastwi się nad nimi przesadnie, ale nie ma też w jego spojrzeniu nic z pochlebstwa. Pan cieć jest tutaj złośliwy, urzędniczka powolna, a jedna z ciotek, choć zupełnie nieszkodliwa, całe życie opowiada jedną i tę samą anegdotę. Dzięki temu ironicznemu, pozbawionemu czułostkowości spojrzeniu na świat, powstała książka równie doskonale napisana, co osobista i wiarygodna.