Bohaterka powieści szuka odpowiedzi na ważne pytanie: do jakiego stopnia człowiek jest odpowiedzialny za to, kim jest, kim się staje, czy w stawaniu się tym jest wolny, czy też ograniczony – genami, środowiskiem, w którym się rodzi, przeznaczeniem? Próbuje uporządkować swoje wnętrze i swoje życie, przemieszczając się i w czasie, i w przestrzeni, między Polską a Niemcami. Pozostaje nieustannie w drodze, co jest metaforą pragnienia przemiany. Szuka prawdy o swoim ojcu, którego nigdy nie znała, o jego przyjaźniach i miłościach, a okruchy rzeczywistości, o które się potyka, czynią z jej życia swoisty labirynt, zmuszający do ciągłych wyborów. Autorka stawia również pytanie, czy prawda musi być wyzwalająca, czy odkrywając ją, Julia nie zgubi siebie, a rozwiązanie rodzinnej zagadki przyniesie ulgę – najbliższym ludziom, jej samej, czytelnikowi. A może chodzi o to, że historię trzeba opowiedzieć, by nie zwariować? Tak, jak bohaterka tropi ślady przeszłości, Kotela szuka własnego stylu, stapiając w jedno powieść drogi, kryminał i romans, pisze więc rzecz – w podwójnym sensie – o próbie wyzwolenia się, o pragnieniu wolności.
Żeby żyć świadomie, każdy człowiek musi stanąć w jakimś momencie przed pytaniem, czy ulegać losowi, naciskom zewnętrznym, czy kształtować siebie, wyzwoliwszy się z nacisków otoczenia, a to oznacza otwarcie na ciągłe sprzeczności, które musi w sobie godzić. Rodzimy się z pewnymi predyspozycjami, ale mamy kilka narzędzi i możemy nimi zarządzać. Każde życie ma otwarte zakończenie, nikt nie wie, jak się potoczy, dlatego nie warto przywiązywać się do schematów i tych – z góry określonych – predyspozycji. One są tylko wstępnym szkicem – autorka o książce.
Aleksandra Julia Kotela - Tak jak bohaterka powieści, pochodzę ze Słupska i mieszkam w Heidelbergu. Studiowałam dziennikarstwo, ale wymagana słowna powściągliwość stanęła mi na drodze do znaczącego sukcesu w tej dziedzinie. Jonathan Carroll napisał gdzieś, że nie powinno się ufać ludziom używającym dwóch imion. Według mnie dwa imiona dają więcej przestrzeni, poszerzają perspektywę postrzegania siebie, ale to fakt – sobie nie ufam. Pisząc, szukam prawdy, nie jestem jednak naiwna, wiem, że czeka mnie klęska. Nie dzielę charakterów na czarne i białe, a miłość uznaję za najtrudniejszy temat. Trzeba być szaleńcem, by próbować zamknąć w słowach porywy serca. Ale bywam przewrotna.
Wydawnictwo: JanKa
Data wydania: 2019-05-16
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 320
Julia tak naprawdę powinna się nazywać Róża. Jest ładna i bardzo boleśnie kłuje. Odtrąca każdego, kto pragnie jej bliskosci. Okropne zachowania można po części usprawiedliwic środowiskiem rodzinnym. Ojca biologicznego nigdy nie poznała, a matkę bardziej od niej interesował seks z przygodnymi kochankami. Pewnego dnia od przyjaciela ojca dowiaduje się, że ten zmarł, a ona dziedziczy po nim lokal gastronomiczny. Od tej pory chce się dowiedzieć jak najwięcej o przeszłości ojca. Pomaga jej w tym wspomniany przyjaciel - Marek Sawa, pisarz zasilający wenę alkoholem. Czy prawda o ojcu przyniesie Julii wewnętrzny spokój, czy może wręcz przeciwnie?
Książka wzbudza całą gamę emocji. Czasem współczujemy Julii. Innym razem irytuje nas jej zachowanie. Bywa, że się smiejemy, bo jej uwagi o świecie są pełne humoru, choć dość kąśliwego. Na przykład o osobach, które wciąż klną, mówi: "Gdyby ilość kurew na minutę była jednostką prędkości, niektórzy poradziliby sobie w Formule 1". Na pewno jednak nigdy podczas lektury nie pozostajemy obojętni, a to według mnie wyznacznik dobrej literatury.
dr Kalina Beluch
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, oraz z książką wydaną przez to wydawnictwo. A wiadomo, że każde ma w swojej "stajni" wybrane gatunki i tematyki książek. Czego więc się spodziewałam? Nie wiem, chciałam poznać tematykę dotąd nieznaną. Czy jestem zadowolona? Tak :)
"Ręce ojca" to połączenie 3 różnych styli. Jest to książka psychologiczna, jest i kryminał, znajdziemy też wątek romansu. To debiut Aleksandry Koteli. Całkiem udany, chociaż odnoszę wrażenie, że niezwykle trudny... Autorka wybrała sobie niezwykle ciężki temat - zarówno do pisania, jak i przeżywania przez czytelnika historii, wraz z jej bohaterami.
To opowieść o trudnych rodzinnych relacjach. O rodzinnych sekretach, poszukiwaniu własnej drogi, przeszłości, korzeni. O sztuce wybaczania i trwaniu przy drugiej osobie na dobre i złe. To również opowieść o wspomnieniach i przyjaźni.
Cała historia rozgrywa się w Polsce i Niemczech. Jest opowieścią głównej bohaterki Juli, swego rodzaju pamiętnikiem. Od czasu do czasu w historię wplatają się dialogi, oraz listy czy pamiętniki, kilku ważnych dla niej mężczyzn.
Czytając próbujemy wraz z dziewczyną znaleźć odpowiedź na pytanie - co lub kto ma wpływ na nas i na nasze życie? Czy pewne zdarzenia z przeszłości, mogą mieć wpływ na nasze życie, na to kim staną się nasze dzieci? To również przybliżenie tematyki psychopatii, krótka refleksja na jej temat.
Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia... Książka nie jest zła, ale też mnie nie zachwyciła. Jestem jednak zadowolona, że mogłam ją przeczytać. Początek diabelsko nudny, kilkakrotnie miałam ochotę odłożyć ją na półkę. W miarę zagłębiania się w historię, stawała się ona ciekawsza i praktycznie ostatnie 140 stron zachęca do szybkiego poznania całej historii. Czy jest to dobry wynik na 317 stron całej lektury? Oceńcie sami :)
„Ręce ojca” to lektura dla cierpliwego czytelnika, otwartego. Aleksandra Julia Kotela mozolnie buduje scenografię dla najważniejszych wydarzeń swojej pierwszej powieści. Tu nie ma szybkiego tempa, szalonych zwrotów akcji, szczególnie w początkowej partii. Bo i nie o to debiutantce chodziło.
Można odnieść wrażenie, że ten rytm powieści ma podkreślić proces żmudnych poszukiwań głównej bohaterki. Pokazać ile poświęciła na odkrycie prawdy, przez jakie gąszcze tajemnic musiała się przedzierać i jakie rany odniosła podczas swojej misji. Kotela powoli buduje też napięcie, nie detonuje od razu wielkiej bomby, raczej stopniowo ją na naszych oczach konstruuje. Po to, by dopiero w finale urządzić prawdziwy pokaz fajerwerków. Końcówka jest bowiem jak szereg wystrzałów właśnie – co chwila nowe fakty uderzają w nas z ogromną siłą. Nie wolno jednak czytać „Rąk ojca” wyłącznie po to, by dobrnąć do zakończenia – przez całą fabułę musimy być bardzo czujni, bo autorka wiele podpowiada, sugeruje pewne sprawy, rozkłada rozmaite elementy układanki na przestrzeni całej książki.
Julia Neis rozpoczyna dorosłe życie – pierwsza praca, pierwsze myśli o usamodzielnieniu się i opuszczeniu rodzinnego domu. Dziewczyna przede wszystkim chce udowodnić sobie, że jest już dorosła, że może obejść się bez wsparcia matki. Relacja kobiet jest dość trudna, oparta na żalu, niezrozumieniu i fałszu. Julia tęskni za ojcem, którego nie znała. Matka milczy na jego temat. Gdy Jan umiera, córka odziedzicza bar w Heidelbergu. Wyjeżdża do Niemiec, by wreszcie zbudować sobie jego obraz, wniknąć w jego historię, otoczenie. Boi się tej wyprawy (sugestie matki), ale podejmuje ryzyko, bierze przeszłość w swoje ręce. Na miejscu okazuje się, że wpadła w sam środek lepkiej jak ulep sieci tajemnic. Julia za wszelką cenę, mimo sygnałów ostrzegawczych, dąży do odkrycia prawdy.
Podróż do Niemiec ma też nieco symboliczny wymiar – to jej próba dojrzałości. W Heidelbergu dziewczyna musi stawić czoła życiu tak naprawdę po raz pierwszy. Na nieznanej ziemi, wśród obcych. Oczywiście nie jest pozostawiona sama sobie, ma przecież Marka (jak dla mnie to postać zbyt teatralna, przez co dość irytująca), przyjaciela ojca, który ją wtajemnicza we wszystkie sprawy, bohaterka poznaje też babkę i wujka. Bar posiada już zaufanych pracowników, a więc rzeczy przyziemne Julia ma pod kontrolą. To, co najtrudniejsze to odzieranie, warstwa po warstwie, postaci ojca ze wszystkich jego sekretów. Wiele z nich łączy się z innymi osobami, które stały się Julii w pewnym sensie bliskie. Tym samym tajemnice Jana uderzają nie tylko w spadkobierczynię tego mrocznego dziedzictwa, ale i w wiele innych osób. Czy zatem gra jest warta świeczki?
„Ręce ojca” zawierają elementy romansu, mają sporo z powieści detektywistycznej (raczej nie kryminału, bo ten skupia się wokół zbrodni, a tu jednak chodzi o coś innego). Dla mnie jednak to przede wszystkim psychologiczna powieść inicjacyjna. Bo oczywiście bohaterka dopiero robi krok w dorosłość i zaznajamia się z mechanizmami rządzącymi światem, po raz pierwszy się zakochuje, musi samodzielnie dokonywać trudnych wyborów, popełnia błędy i wyciąga wnioski. Ale nie tylko to jest istotne. Julia dostępuje bowiem swego rodzaju wtajemniczenia. Na podstawie zdobywanych informacji o swojej rodzinie definiuje siebie, a nawet więcej: ona właśnie kształtuje swoją osobowość, musi się zmierzyć z pewnymi zagadnieniami, opowiedzieć po którejś ze stron, wybadać swoje emocje, reakcje, przeczucia. Zresztą cała fabuła opiera się właśnie na budowaniu tożsamości, ustalaniu rodowodu, poznawaniu siebie przez pryzmat ojca. A i jeszcze każde nowe odkrycie nie daje wcale wielu odpowiedzi, przeciwnie – rodzi kolejne pytania, wątpliwości.
A jeśli już mowa o pytaniach, to naprawdę jest ich w powieści dużo. Julia należy do osób, które niemal wszystko analizują, badają, szukają powiązań, choć nie zawsze robią to automatycznie. Dziewczyna potrafi przez długi czas studiować jedną sytuację, zapamiętać i przerabiać wciąć jakieś sformułowania czy gesty. Z filozoficznym zacięciem wgłębia się w relacje międzyludzkie, w postawy znajomych osób. Jesteśmy świadkami, jak jej wyobrażenia i przekonania powoli nabierają wyrazu, krystalizują się. Obserwujemy również dojrzewanie bohaterki, widoczne m.in. w zrewidowaniu dotychczasowych poglądów w sprawach bardzo osobistych, bolesnych.
Zapewne każdy czytelnik zwróci uwagę na wszechobecne w świecie powieściowym książki. Julia jest oczytana, podobnie jak jej ojciec czy Marek Sawa, pisarz, autor „Wilgoci rzeki”, która to okaże się nie tylko jedną z ulubionych publikacji bohaterki, ale i nietypowym źródłem wiedzy. Lektury, jakie wybierają sobie postaci też dookreślają ich charakter, bywają wskazówkami. Literatura ma tu także i inne funkcje – buduje więzi, zabija nudę, pomaga zrozumieć.
Książki to jeden z powracających tu motywów-symboli. Poza nimi są chociażby ręce ojca, czas czy woda. Pojawiają się w różnych kontekstach i to właśnie kontekst nadaje im odpowiednie znaczenie (co innego będzie sugerować obmywanie się Julii, a co innego wilgoć, występująca w tytule powieści Marka).
Kotela podjęła w swojej książce tak wiele tematów, że nie sposób poruszyć wszystkich. Mówi m.in. o niepodważalnym wpływie dzieciństwa na dorosłe życie. O dziecięcych wyobrażeniach, pragnieniach i demonach, które odciskają piętno. O porozumieniu lub jego braku z najbliższymi. Próbuje zdefiniować wolność, udowadnia jak skomplikowaną i obciążającą misję Julia sobie wyznaczyła – przecież prawda (dziewczyna dąży do niej za wszelką cenę) i szczęście stoją po dwóch stronach barykady. A więc pojawia się też pytanie o ryzyko, jakie niesie ta prawda, jej wartość, konsekwencje. „Ręce ojca” opowiadają także o samotności. W zasadzie każdy z bohaterów jest sam z własnym obciążeniem. I oczywiście zło, temat najważniejszy – czy geny nas obciążają, czy skłonność do złego się dziedziczy? I tu ujawnia się niepewność i podwójny stosunek Julii – z jednej strony się boi, myśl o tym, że jest zniewolona przez zło ją obezwładnia, a z drugiej twierdzi, że życie człowieka to wybór i to my sami jesteśmy kowalami swojego losu.
Nie sposób nie dostrzec pewnego rodzaju dualizmu w tej książce. Na każdym bodaj poziomie mamy tu czynienia ze swoistą podwójnością, ambiwalencją (najlepiej pokazuje to sfera uczuciowa Julii). Każdy z ważnych bohaterów prezentuje nam dwa oblicza, jesteśmy świadkami ich przeobrażeń, walki jasności i mroku, dobra i zła.
Muszę przyznać, że dla mnie „Ręce ojca” okazały się powieścią „dojrzewającą” – po zakończonej lekturze nadal żyję w tym świecie, ciągle rozważam pewne zagadnienia, usiłuje odpowiedzieć na pytania autorki i chyba dopiero teraz zdaję sobie sprawę z niektórych spraw. Widzę też coraz więcej powiązań oraz konsekwencję i precyzję w budowaniu fabuły. To bardzo udany debiut literacki, zasługujący na głęboką refleksję.
W poszukiwaniu tożsamości
Na rynku wydawniczym przeżywamy zatrzęsienie sado-masochistycznej szmiry i powieści gatunku bliżej nieokreślonego, ale okraszonego sowicie przaśnym żarcikiem. Tymczasem umyka nam nowe pokolenie zdolnych pisarzy – obserwatorów. Zadziwia mnie przenikliwość z jaką patrzą na świat niektórzy młodzi twórcy. Gmerają we wnętrzach swoich bohaterów, tworzą misterne fabuły i aż żal, że mówi się o nich ciągle za mało, a tylko nieliczni przebijają się do głównego nurtu.
Motyw odkrywania własnej historii i poszukiwania tożsamości nie jest w literaturze niczym nowym, ale odpowiednio doprawiony, ciągle potrafi zadziwić i zainteresować czytelnika. Fabuła "Rąk ojca" dzieje się w podróży, ale nie tylko tej dosłownej, ale również tej w głąb siebie, w czasie której okazuje się, że czasem największy wpływ na nas mają nie ci, którzy są obok, a wielcy nieobecni. Prawda nie zawsze przynosi ukojenie, a miłość to nieustanne wybory, wśród których żaden nie jest idealny.
Jedno trzeba oddać autorce – naprawdę dobrze napisała swoich bohaterów. Są oni niejednoznaczni, trochę irytujący, a każdy z nich ma swoją motywację, choć rzadko poznajemy ją od razu. A skoro już jesteśmy przy bohaterach, to w którymś momencie lektury pomyślałam: “Matko, jacy oni są pretensjonalni!” (trochę jak, znany z dowcipów, student prawa na UJ). W rozmowach ciągle pojawia się czytanie, pisarze, tytuły powieści… Jednak szybko zreflektowałam się, bo przecież prawie każda rozmowa, którą prowadzę, prędzej czy później, doprowadzi mnie do opowiadania o tym, co ostatnio przeczytałam. Na każdą życiową sytuację w mig odnajdę w głowie tę literacką. Ustalamy więc jedno – rozmowy o książkach pretensjonalne nie są.
Aleksandra Kotela bardzo sprawnie operuje słowem. Co prawda ma skłonności do dygresji, ale świetnie udaje jej się powściągać te zapędy, dzięki czemu główne wątki nie rozmywają się w czczej paplaninie, a tempo powieści nie zwalnia (a nawet z każdą stroną przyspiesza). Ktoś może powiedzieć, że fabuła "Rąk ojca" zbyt grubymi nićmi jest szyta, jednak życie niejednokrotnie pisze dużo bardziej pokręcone historie. Nie bójcie się debiutów, nie bójcie się młodych autorów – często mają do zaoferowania więcej, niż tytułu krzyczące z wystaw księgarni. I w tym przypadku nie jest inaczej.
Aleksandra Kotela tworzy trudną powieść, czyta się ją naprawdę długo. Nie jest to spowodowane złym stylem, który notabene jest warty uwagi, a całym tematem.
Pomimo całej stagnacji, nowi bohaterowie powodują nieoczekiwane zwroty akcji. Powieści się nie pochłania jak już pisałam, ale powoli zagłębia się w jej historię. Motyw schematów, mocno poruszone aspekty psychologiczne. Młoda kobieta bez ojca, będzie szukać jego w partnerze. Skrzywdzona kobieta będzie szukać szczęścia na siłę. Ten kto za młodu nie zasmakował miłości, to pod koniec swoich dni będzie jej szukał w młodym ciele.
Autorka konsekwentnie kreuje mocno rozbudowane, często wręcz groteskowe postacie. Poznajemy Julię, której cierpienie jest namacalne, wręcz depresyjne. Dziewczyna, szuka w sobie ojca, a z drugiej strony widzi podobieństwo do matki. Z manierą wytrawnego psychologa szuka u siebie odruchów na nieszczęście, które ją spotykają. Roztrząsa i analizuje każdy gest.
Powieść jest raczej statyczna, większość akcji rozgrywa się w głowie bohaterki, nieliczne epizody mają miejsce z pozostałymi bohaterami. W trakcie historii, pojawia się druga po Julii, można by rzec najważniejsza postać – Marek. Nadaje on trochę świeżości, optymizmu, lirycznego sznytu, ale z drugiej strony czuć, że skrywa jakąś tajemnicę, że nie do końca jest szczery.
„Zrozumiałem coś ważnego: kiedy tracisz to, co najdroższe, nie boisz się i możesz powiedzieć wszystko.”
Ręce Ojca – nie można zaliczyć do książek łatwych i przyjemnych. Takie książki zostają na dłużej i drążą nas umysł jeszcze długo. Serdecznie polecam.
pełna recenzja na blogu
https://czytamdlaprzyjemnosci.blogspot.com/2019/06/54-rece-ojca-aleksandra-julia-kotela.html
(...)"Ręce ojca" to powieść o niełatwych relacjach rodzinnych, o poszukiwaniu prawdy, która nie zawsze wyzwala. Jest to historia pełna refleksji i zadumy nad własnym życiem. Z pewnością nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Stawia przed czytelnikiem wiele pytań, na które sam musi znaleźć odpowiedź.
Jeżeli lubicie książki poruszające bardzo trudne tematy, zmuszające was do zatrzymania się i przemyślenia spraw związanych z relacjami rodzinnymi,ze zgłębieniem tajników psychopatii, to śmiało sięgnijcie po "Ręce ojca".