Arizona, rok 1848. Rok zakończenia wojny meksykańskiej. Przeznaczenie i pistolety sprawiły, że na swojej drodze w Little Fanny Saloon stanęli: reporter Marion T. Bell i legendarny zwiadowca John Charles Hart. Miasteczko Gable's Ferry, słynące z handlu rzecznego powstało niemal z dnia na dzień. Brakuje w nim jedynie kościoła, szkoły i więzienia. Choć niektórzy uważają, że potrzebne byłoby jedynie więzienie. W ciężkim miejscu w czasach bezprawia, któregoś dnia Hart i Bell natkną się na Elenę - młodą i ciężko ranną Meksykanę. Naga kobieta opowiada im o porwaniu i niewoli, której ona i jej siostra doświadczyły z rąk hermanas de lupo - złowrogich Sióstr Balenzura i ich poplecznika - Paddy'ego Ryana. Wszystko to wydarzyło się w obozie niewolników, po drugiej stronie rzeki nazywanej Garanta del Diablo - Usta Diabła. Minęło zaledwie trzysta lat od czasów Corteza. Trzysta lat od chwili, gdy Starzy Bogowie Meksyku byli w pełnym i przerażającym rozkwicie: Tezcalipoca - bóg księżyca i nocy; Tlazolteotl - pożeracz plugastwa czy Xipe - władca obdartych ze skóry. Krew zamiast deszcz. Krew w nagrodę.
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Data wydania: 2024-02-14
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 208
Tytuł oryginału: The Crossings
Kiedy czytasz mroczne historie wolisz opisy bogate w krwawe detale i silne emocje, czy raczej proste szybkie historie? Przyznam, że sama się nad tym nie zastanawiałam, póki nie przeczytałam "Przeprawy" Jacka Ketchuma, wydanej przez Skarpa Warszawska .
W powieści poznajemy z jednej strony Bella, który był reporterem wojennym, obecnie dochodzi do siebie mieszkając na ranczu z dwoma znajomymi, z którymi łapie dzikie mustangi. Ich życie zmienia się diametralnie, gdy zamiast mustangów znajdują dwie zakrwawione dziewczyny. Jedna z nich nie dojechała żywa na ranczo, za to druga, nosząca w sobie starą krew opowiedziała im swoją historię. Historię zupełnie normalnego życia, z dnia na dzień przemienionego w piekło na farmie diabelskich sióstr. Na farmie niewolniczo pracowały same kobiety, od obrabiania gospodarki po obrabianie swoich strażników, a czasem i innych klientów. Nie obywało się bez krwawych ofiar dla pradawnych meksykańskich bóstw. Najgorzej, że w tym piekle została młodsza siostra ocalałej. Czy mogliby zostawić młodą dziewczynę na pastwę tych potworności?
Mimo, że jest to krótka historia (niespełna 200 stron), napisana prostym językiem, mocno mnie poruszyła. Chyba to kwestia tego języka właśnie - nie było tu krwawych opisów, typowych dla tego autora. Narrator opowiadał nam o okrutnej przemocy tonem, jakim relacjonuje się średnio udany spacer. Zamiast bogatych opisów rzuca zaledwie zarys faktów, resztę zostawiając wyobraźni czytelnika i chyba właśnie konieczność użycia wyobraźni tak wpływa na odbiór książki. Ja czułam się wręcz brudna po tej lekturze.
Widziałam kilka negatywnych recenzji tej książki, mnie ona się podobała, a jeśli jest coś, o co mogłabym się przyczepić byłby to tylko blurb, który zapowiada udział meksykańskich bóstw w całej historii. Owszem są wymienione z imion, są wzmianki o rytuałach, ale to tylko taki wątek poboczny w tle, więc jeśli ktoś sięgnąłby po tę książkę skuszony meksykańską mitologią, może czuć się zawiedziony. Jednak miłośnicy mrocznych historii, którzy lubią podumać nad lekturą powinni być zadowoleni.
Od dawna chciałam poznać pióro Jacka Ketchuma. „Dziewczyna z sąsiedztwa” jego autorstwa swego czasu zbierała naprawdę wiele dobrych opinii. Zdecydowałam się, więc sięgnąć po najnowszą powieść autora „Przeprawa”. Pierwsze co przykuwa uwagę czytelnika to przepiękne wydane — barwione brzegi i twarda oprawa mnie, osobę, która w pierwszej kolejności zwraca uwagę na okładki książek, wprost urzekły.
Jack Ketchum fabułę swojej powieści osadził w realiach Dzikiego Zachodu. Zabrał nas do małego miasteczka w Arizonie, Gables Ferry, słynącego z handlu rzecznego. W tym trudnym miejscu, w czasach bezprawia, pewnego dnia reporter Marion T. Bell i zwiadowca John Charles Hart spotykają Elenę. Młoda i ciężko ranna Meksykanka opowiada im o porwaniu i niewoli, której ona i jej siostra doświadczyły z rąk hermanes de kupo – złowrogich Sióstr Valenzura i ich poplecznika — Paddy'ego Ryana.
Sięgając po „Przeprawę” sama do końca nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Pierwszy raz miałam okazję czytać opowieść, która swoją fabułą przypomina western i niestety ta historianie do końca wpasowała się w mój gust czytelniczy. Nigdy nie byłam fanką takich ekranizacji, stąd też nie do końca potrafiłam się odnaleźć również w wykreowanej przez autora historii. Jednak to nie jedyny minus „Przeprawy”. To, co mnie rozczarowało najbardziej to objętość powieści. Nie spodziewałam się, że biorąc do ręki dzieło Ketchuma otrzymam opowiadanie mieszczące się zaledwie na dwustu stronach, wręcz przeciwnie, liczyłam na bardziej obszerną lekturę. Lubię powieści, których fabuła jest bardziej rozbudowana, wtedy mogę liczyć na głębsze emocje i przede wszystkim napięcie, a tego niestety mi tutaj zabrakło.
„Przeprawa” okazała się dla mnie lekkim rozczarowaniem, jednak ta historia ma swoje plusy. Autor postarał się, by tempo akcji było dynamiczne, zawarł w swoje historii kilka dość brutalnych scen, które z pewnością u wielu czytelników wzbudzą niemałe emocje. Jeżeli lubicie krótkie opowieści, to myślę, że „Przeprawa” będzie dla Was idealną rozrywką na jeden wieczór.
Bardzo Dziki Zachód. Najdzikszy
Jeśli macie ochotę na lekturę, która sprawi, że podczas oglądania serialu „Resident Alien” albo filmu „Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia”, będziecie mieli ochotę wykrzyczeć Obcemu: „a weź unicestw nas w cholerę, taki gatunek, jak nasz powinien wyparować”, to „Przeprawa” w pełni spełni wasze oczekiwania. To jedna z tych książek po lekturze których zastanawiamy się czy zasługujemy na to by istnieć, bo uczyniliśmy świat okrutnie rozczarowującym…
***
Moja babcia namiętnie oglądała westerny (pamiętacie te niezapomniane seanse w niedzielne przedpołudnia?), więc nic dziwnego, że i ja miałam etap fascynacji rewolwerowcami i kowbojami. Po jakimś czasie przestał mi się jednak świat Dzikiego Zachodu podobać, a nawet zaczął budzić we mnie niechęć. Przestali do mnie przemawiać mężczyźni w kapeluszach, saloony, damy w opresji, hazard i przedstawianie rdzennych mieszkańców jako złych dzikusów. Ponadto raziło mnie przemilczanie faktu, że rozluźnienie norm obyczajowych i demografia – kobiety stanowiły zdecydowaną mniejszość – przyczyniły się do ogromnej popularności prostytucji na – jakże zromantyzowanym - Dzikim Zachodzie, a co za tym idzie: zwiększenia się skali wszelkich związanych z nią nadużyć. W końcu jednak z westernami się przeprosiłam, a raczej z ich nowymi konstruktami i demitologizacją. Stało się tak za sprawą Rolanda z „Mrocznej Wieży” Kinga, „Dziwnego Zachodu” Dobrowolskiego i odkrytą na nowo przez Thierry’ego Glorisa Calamity Jane. Nie miałam więc najmniejszych oporów by podążyć za Ketchumem w błoto, kurz, krew i zgniliznę, w miejsce trwające poza prawem.
Owo miejsce, do którego ład i porządek nie mają dostępu, to Arizona. Tutaj, w 1848 roku, splatają się drogi serdecznego Matki, legendarnego zwiadowcy Harta i zaglądającego zbyt często do kieliszka reportera Bella. Podczas jednej z wypraw po mustangi spotykają ledwo powłóczącą nogami, skatowaną Meksykankę. Elena, bo tak nieszczęśnica ma na imię, opowiada im o tym, jak wraz z siostrą trafiły do obozu niewolników hermanas de lupo. Jej cudem udało się z tego piekła kobiet uciec, nie chce jednak zostawić tam siostry. Mężczyźni, w pełni świadomi konsekwencji, postanawiają jej pomóc się zemścić.
Już ten krótki opis sprawia, że od razu wyczuwamy, że nie mamy do czynienia z klasyczną realizacją westernowej estetyki, że część motywów autor realizuje zgodnie z nią, pozostałe sprawiają raczej, że ją dekonstruuje niszcząc nasze romantyczne wyobrażenie na temat Dzikiego Zachodu. W „Przeprawie” Ketchum pokusił się także o wykorzystanie motywu pradawnego kultu. Pojawia się więc „subtelnie muśnięty” (przy czym ten epitet jakoś w ogóle mi do jego twórczości nie pasuje) czynnik nadnaturalny, który raczej nie wpływa na nasz odbiór głównego wątku powieści – co jednym nie będzie specjalnie przeszkadzać, innym zaś się w ogóle nie spodoba. Jeśli zastanawiacie się dlaczego autor zdecydował się na takie rozwiązanie, warto wiedzieć, że w swoim (anty)westernowym rape and revenge nawiązuje do autentycznych wydarzeń. W latach 1950-1964 w meksykańskim Guanajuato, siostry Valenzuela prowadziły Rancho El Ángel, hacjendę tortur, która została założona podobno przez czcicieli szatana. Na terenie posiadłości znaleziono zwłoki dziewięćdziesięciu jeden osób, także noworodków. Najprawdopodobniej ofiar ich ohydnej działalności było jednak ponad dwukrotnie więcej. Owe stręczycielki, bez wątpienia potwory w ludzkich skórach, i ich popleczników, Ketchum najwyraźniej postanowił przenieść w czasie o 100 lat i przeciwstawić trójce „ostatnich sprawiedliwych” rewolwerowców. Wspomniane powyżej, nawiązanie do starego kultu i Azteków można oczywiście odczytać, jako namiastkę wytłumaczenia, gdzie tkwiło źródło wszelkiego zła do jakiego dopuściły się Siostry Valenzura (w oryginale wszak mamy wyznawców szatana). Wydaje mi się jednak, że bardziej chodziło o pokazanie, jak może działać mechanizm zastraszania i jak łatwo jest znaleźć usprawiedliwienie dla drzemiącego w ludziach zła, poprzez przerzucanie odpowiedzialności za nie na pradawnych, żądających krwawych ofiar bogów (lub szatana). Taka interpretacja jest mi zdecydowanie bliższa.
Czasami by pokazać grozę sytuacji w całej jej okazałości nie trzeba długich opisów, ani dogłębnych analiz. Wystarczy jedno zdanie, surowo rzucone słowo, treściwie zarysowana scena. „Przeprawa”, to właśnie taka zwięzła, telegraficzna wręcz, opowieść, która realizuje konwencję horror westernu, tyle że – co należy podkreślić – od pewnego momentu z wyraźnym przerysowaniem. Brutalizm scen rozgrywających się w domu uciech dla zwyrodnialców, został podkręcony do poziomu, w którym ociera się wręcz o groteskę, a ostatni pojedynek, to symboliczna, pełna wzniosłości w wyrazie egzageracja. Ketchum, surowość i lapidarność, z ogromną gracją, przeplata więc z barwną i ociekającą krwią i flakami makabrą. Mnie pewna skrótowość, brak konkretyzacji i rozwinięć (chociażby motywacje Harta) nie przeszkadzały, weszłam więc z historię ze zgodną na to, że część spraw pozostanie „w domyśle”. Zdaję sobie jednak sprawę, że taka forma może nie każdego zadowolić pozostawiając czytelnika z poczuciem niedosytu i zmarnowanego potencjału.
Mimo, że żyjemy w czasach, w których powiedziano i pokazano już wiele, w których brutalizacja treści mało kogo zaskakuje, Ketchum nadal potrafi – delikatnie mówiąc - wytrącić czytelnika ze strefy względnego komfortu. A to potwierdza tylko, że nie bez powodu nazywa się go mistrzem makabry, ale do tego raczej fanów brutalnej grozy przekonywać nie muszę. „Przeprawa”, to książka dynamiczna, gwałtowna i mocna w przekazie. Ze strony na stronę czuć narastający w bohaterach gniew przeplatany z desperacją, które muszą znaleźć ujście w krwawej jatce. Powinna przypaść do gustu fanom brutalnych treści, nurtu rape and revenge, westernowych (idealiści-straceńcy) i antywesternowych (skrajna przemoc, kobieta upodlona) klimatów. Wisienkę na torcie stanowi źródło inspiracji pisarza, więc spodoba się także poszukiwaczom podobnych ciekawostek.
***
„Przeprawa” chociaż krótka, opierająca się na dynamice gwałtownych emocji, niesie z sobą coś więcej niż tylko pustą rozrywkę. Jeśli spojrzeć na nią z innej strony zauważamy, że Ketchum, jak to on, w kilku prostych gestach zawarł głębszy przekaz. Po pierwsze – podczas wojny każda ze stron, bez względu na to jak bardzo chcielibyśmy usprawiedliwiać jej słuszność, ma krew na rękach. Po drugie – nie da się nie zauważyć, że historia wojen, także ta stanowiąca tło omawianej noweli, to głównie historia mężczyzn. Czytamy o kolejnych bitwach, doskonałych taktykach, dzielnych żołnierzach i generałach. A gdyby tak oddać głos kobietom? Nie bez powodu, to właśnie Elena wypowiada symboliczne zdanie: „Dość już mamy tej wojny”, nie bez powodu powstają takie reportaże jak „Nasze ciała, ich pole bitwy”. Oczywiście ofiarami mitologizacji zła, usprawiedliwiania przemocy, padają także mężczyźni. Coraz częściej jednak nasza uwaga kierowana jest ku pewnej zależności, którą, chyba trafnie (jak wam się wydaje?) ujęła Joanna Krakowska: „Gdyby głos kobiet i mężczyzn tyle samo znaczył, niczyj syn nie trafiłby na front”. Czy wojna naprawdę „ma” płeć? Czy mamy jeszcze szansę coś zmienić?
Nie o wojnę u Ketchuma jednak tylko chodzi. Oczywiście w jej cieniu stoi realne cierpienie, pozwala ona na bezkarność, a ta budzi w ludziach najgorsze instynkty, uczy czerpać przyjemność z upadlania i odczłowieczania innych, spuszcza ze smyczy wszelkiej maści sadystów. Handel żywym towarem, seksualne niewolnictwo i związane z nim tortury – bo to tylko worek mięsa - to temat z którym nie potrafimy sobie poradzić jako ludzkość nawet wtedy, gdy wojny już/chwilowo nie ma. Bo pieniądze, bo władza, bo strasznie agresywny z nas gatunek i dawanie tej agresji upustu sprawia nam przyjemność…
[współpraca barterowa]
Lubicie westerny ?
Ja nigdy nie przepadałam za takimi filmami, klimatem Dzikiego Zachodu.
A jednak sięgnęłam po książkę Ketchuma. W końcu to autor - wręcz - legenda .
“Dziki Zachód to gangrena, wieczne pragnienie, rzeki spływające krwią i niebo tak wielkie, że z łatwością może cię zgnieść na miazgę.”
Otrzymałam pięknie wydaną choć wywołującą dreszcze zarazem swoją okładką, książkę, którą zaryzykowałabym nazwać - opowiadaniem. Dlaczego ? To bardzo krótka historia, dosłownie na przerwę pomiędzy innymi książkami. Aczkolwiek wstrząsająca.
Opowieść dawnego korespondenta wojennego, który dołączył do dwójki mężczyzn zajmujących się wyłapywaniem dzikich koni, momentami mrozi krew w żyłach. W sumie to on ją spisał, ale najwięcej doświadczyła dziewczyna, która pewnego dnia pojawiła się naga i poturbowana na ich drodze… Skąd uciekła ? Co zapoczątkuje jej pojawienie się w ich życiu ?
“Od dawna wiedziałem, że wojna to czyste szaleństwo. Nie miałem jedynie pojęcia, w jaki sposób to szaleństwo odbija się na duszy człowieka.”
Z pozoru zwyczajna hacjenda, zarządzana przez trzy okrutne kobiety, jest piekłem dla wielu innych kobiet, za to rajem dla mężczyzn pozbawionych człowieczeństwa w czasie wojny. A może wcześniej już go nie posiadali ? Tego się tu nie dowiecie. Jednak mimo, że historia jest krótka i czyta się ekspresowo to zdąży przerazić.
To książka o bestiach i ludziach. O istotach zdolnych do najokrutniejszych czynów i mężczyznach walczących honorowo, odważnie, w obronie kobiety…która swoją drogą też w ciemię bita nie jest.
Wadą i zaletą zarazem tej książki jest jej długość. Z jednej strony się cieszę, że ekspresowo kolejna książka za mną i stosik maleje. Z drugiej, wiem, że cała historia zyskałaby wiele, gdyby ją rozbudować. Otrzymałam książkę sławnego pisarza grozy, która zrobiła wrażenie ale…mogła zrobić większe. Czyli - liczyłam na coś mocniejszego i konkretniejszego. Nie nazwę tego rozczarowaniem. Raczej taki niedosyt.
Jeśli macie przesyt słodkich, lekkich i uroczych historii, potrzebujecie dawki mocnych wrażeń - to książka idealna. Mnie ten przerywnik dobrze zrobił. I z pewnością samo wydanie cieszy oko.
Dziękuję za egzemplarz do recenzji.
PRZEPRAWA to zdumiewające połączenie horroru z westernem, które was albo zachwyci albo odrzuci w swojej formie.
To powieść, która na pewno wyróżnia się na tle innych, bo czy często spotykacie horror w takim wydaniu? Otóż, nie! Dla mnie to coś nowego, swoisty powiew świeżości na rynku wydawniczym. Sama nigdy nie byłam fanką westernów, zawsze podchodziłam do nich jak pies do jeża, jednak tu autor mnie zaskoczył! Opowiedział historię przesiąkniętą krwią i brutalności, w dodatku z pradawnymi wierzeniami. I oczywiście, jak na prawdziwy western przystało, są rewolwery, konie i strzelaniny.
Nigdy nie podejrzewałabym, że spodoba mi się western. Ale w takim wydaniu, mówię: „chcę więcej”.
Trudno to nazwać powieścią, to raczej rozciągnięte na 200 stron dłuższe opowiadanie. Bardzo trudno mi się też w tę opowieść wchodziło. Miałem w głowie straszny chaos i nie do końca wiem czy przyczyna leżała po mojej stronie i kiepskiej koncentracji, czy też coś nie tak było z budową tekstu.
Natomiast, gdy już udało mi się zrozumieć gdzie i kiedy, a także z kim jestem zaczęło się czytać lepiej.
Masterton jest dla mnie mistrzem makabry, gdzie ludzkie bestie są straszniejsze, niż te wymyślone. Tu też z takimi mamy do czynienia i dzięki temu czułem, że wchodzę w mrok. I było naprawdę nieźle, tyle, że wszystko szybko zgasło, dobrnąłem do końca i mam mieszane uczucia. Książka nie była zła, ale brakowało mi poznania bohaterów, ot taki krótki metraż tyle, że na papierze. Do przeczytania, umiarkowanie wciągające, ale raczej nie do zapamiętania...
Jako western - tak. Jako szeroko pojęta powieść grozy, jak niekiedy jest reklamowana - nie bardzo są ku temu podstawy. Klimat westernowej fabuły - dobrzy, źli, motyw porwania, zemsty. Element pradawnego kultu jakby tutaj nie pasuje, sprawia wrażenie umieszczonego na siłę. W dodatku ukazany zaledwie szczątkowo. Lekturę można uznać za udaną lub nie - w zależności od oczekiwań czytelnika. Jeśli nastawione są ma przygodę, przy czym nie przeszkadzają dosyć brutalne opisy scen przemocy i odniesionych ran - to wrażenie jest zdecydowanie korzystne. Fanom horrorów i pokrewnych gatunków, wielbicielom pradawnych religii pozostaje raczej rozczarowanie.
Co powiecie na mieszankę westernu z horrorem? Ja się przyznam, że mi się od razu oczy zaświeciły! Pierwsza zapowiedź pokazywała, że to książka dla mnie!
Rok 1848, na granicy z Meksykiem. "Przeprawa" to relacja reportera Bella z wyprawy, w której brał udział. Nieokiełznane koleje losu sprawiły, że wyruszył na polowanie mustangów wraz z Hartem i Matką Piąchą. Po drodze spotkali młodą dziewczynę Elenę, która uciekła przed brutalnym terrorem. Elena obierając drogę zemsty, pragnie uratować swoją siostrę z rąk niegodziwców.
I tak właśnie, trzech niezwykłych jeźdźców jedzie odbić siostrę Eleny i wymierzyć sprawiedliwość brutalnym, rozpustnym okultystom wyjętym spod prawa.
Ta historia jest taka szorstka, a akcja rozgrywa się dynamicznie. Nie ma tu zbędnych dłużyzn. Surowy, brudny Dziki Zachód odarty z romantyczności, gdzie ludzie bywali potworami. Jest brutalnie, dosadnie, i dużo krrrrwi. Prawdziwa krwawa jatka bez trzymanki. Bezlitośni brutale kontra odważni jeźdźcy.
"Dziki Zachód to gangrena, wieczne pragnienie, rzeki spływające krwią i niebo tak wielkie, że z łatwością może cię zgnieść na miazgę."
To była emocjonująca podróż. Historia do wciągnięcia w jeden wieczór. Do tego przepiękne wydanie w twardej oprawie i barwionym brzegiem. Już zacieram rączki na zapowiadane "Przebudzenie" Ketchuma.
Szeryf miasteczka Dead River w stanie Maine sądził, że wybił ich wszystkich przed dziesięcioma laty - prymitywnych, czających się w jaskiniach, drapieżnych...
Być może, gdyby Jennifer i Tim wiedzieli, że kilka piw i dobry skręt nie wystarczą ich kumplowi, by w pełni cieszyć się latem, nigdy nie pojechaliby na...
Przeczytane:2024-07-20, Ocena: 5, Przeczytałam,
Jestem wielką fanką filmów Quentina Tarantino. Zachwyca mnie to, jak ten reżyser operuje obrazem i kolorem. Właśnie miałam przyjemność przeczytać książkę „Przeprawa” Jacka Ketchuma i już od pierwszych stron – pomimo mrocznej atmosfery – widziałam tę historię w wyrazistych „tarantinowskich” barwach. Szczególnie dużo tu czerwieni, bo to iście krwista powieść.
Akcja ma miejsce w Arizonie w połowie XIX wieku. Koniec wojny meksykańskiej. Miasteczko Gable's Ferry przyciąga żołnierzy, poszukiwaczy złota i innych przedsiębiorczych rzezimieszków. W miejscowym saloonie spotykają się zwiadowca John Hart i reporter Marion T. Bell. Jeden proponuje drugiemu pracę i tym sposobem zostają towarzyszami. Na ich drodze pojawia się też młoda, naga i ranna Meksykanka, Elena. Kobieta wydostała się z obozu Sióstr Valenzura – obozu niewolników. Elena uciekła, ale pozostawiła za sobą pewne sprawy, które musi za wszelką cenę załatwić. Czy panowie będą na tyle szarmanccy, żeby pomóc kobiecie w opresji?
„Przeprawa” to książka na jeden wieczór i to nie tylko dlatego, że jest krótka. To taka historia, która wyciąga po czytelnika swoje macki. Jack Ketchum mistrzowsko epatuje okrucieństwem. Tworzy makabryczny obrazek, od którego nie możemy odwrócić oczu. Na nim trzej kowboje (potężny, nieustraszony Matka, smętny Hart i przerażony Bell) oraz „dama” w opałach, a w tle przemoc, gwałt i jatka.
Na początku autor spokojne wprowadza nas w fabułę. Daje poznać bohaterów i okoliczności w jakich rozgrywa się akcja książki. Widać tu świetną pisarską intuicję. Ketchum wie, które elementy wyostrzyć, aby zaintrygować i stworzyć odpowiedni klimat. Mimochodem wspomniałam ,że książka jest krótka (ok. 200 stron) przez co dość szybko docieramy do finału. Finału rozbudowanego i dynamicznego. A czeka w nim na czytelników istna sieczka.
Szczypta westernu sprawdza się w horrorach. Umożliwia ona wykreowanie bardzo efektownych scen, co Jack Ketchum świetnie wykorzystał. „Przeprawa” okazała się zgrabną powieścią grozy, z krwawym finałem. Trochę ubolewam, że motyw starych meksykańskich bogów i rytuałów nie zajmuje w niej więcej miejsca, ale ja akurat mam małego „fizia” na tym punkcie. Natomiast muszę uczciwie polecić tę książkę. Brutalna, ale nie obrzydliwa. Mocna, klimatyczna, fatalistyczna. Takie horrory to ja lubię.