Czwarty tom wiejskiej sagi inspirowanej historią rodziny autorki.
W Tynczynie następują zmiany. Pokolenie, które przyszło na świat po Wielkiej Wojnie, wchodzi w dorosłość. Dziewczyny marzą o miłości. Szukają jej na wiejskich zabawach, wypatrują w tłumie chłopców śpieszących na odpust. Oddają swoje serca szybko, czasem bezmyślnie. Dobrze, jeśli później są z tego tylko plotki. Mężczyźni myślą o polityce. Rząd, mimo wielokrotnie składanych obietnic, nie zrealizował reformy rolnej. Można odnieść wrażenie, że władza kpi z chłopów, bo policja pilnuje, czy psy przywiązane przy budach i studnie pomalowane białą farbą. Trzeba głośno powiedzieć politykom, co się o tym myśli. Wybuchają strajki. Zajęci swoimi sprawami, zbiorem plonów, które tego lata wyjątkowo obfite, ludzie nie widzą złowieszczych chmur, zasłaniających spokojne niebo. W pierwszy wrześniowy ranek kończy się świat, który mieszkańcy Tynczyna znali. Wojna zastaje Werę w szpitalu, Lenę przy dojeniu krowy, Bogusię podczas kłótni z teściową. I nagle to, co wydawało się tak istotne, traci na znaczeniu. Ze skrawków codzienności trzeba budować życie na nowo, a w wojennej rzeczywistości to bardzo trudne zadanie.
Kasia Bulicz-Kasprzak- choć dziś mieszka w mieście, od lat jest związana ze wsią; od pokoleń chłopka, właścicielka niewielkiego gospodarstwa na Zamojszczyźnie. Potrafi doić krowy, prowadzić ciągnik. Odróżnia zboża jare od ozimych i zna tajniki uprawy buraków cukrowych. Niezmiennie fascynuje ją polska wieś, jej specyficzny klimat i relacje między mieszkańcami. Pisarka, matka, gospodyni.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2022-06-28
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 576
Język oryginału: polski
Jak komu kto z drugiego końca świata przeznaczony, to go tam los pchnie, by swoje kochanie poznał.
Kolejny już tom "Sagi wiejskiej" autorstwa Kasi Bulicz-Kasprzak za mną. Cała ta seria inspirowana jest prawdziwą historią rodziny autorki.
Bardzo jestem pochłonięta tą lekturą, lecz myślę, że gdy wszystkie tomy będą już ukończone, to zabiorę się za lekturę od początku, gdy wszystkie będę czytała po kolei, bez kilkumiesięcznych odstępów, z pewnością łatwiej będzie ogarnąć tych wszystkich bohaterów, a jest ich całkiem sporo. Jednak ta fabuła ciągnie się przecież przez wiele, wiele lat, więc musi ich być dużo, bo ciągle nowe pokolenie przybywa. Pomaga w tym spis bohaterów na końcu książki z opisem powiązań rodzinnych, ale mimo to można się pogubić.
"Rok mija za rokiem. W odwiecznym korowodzie idą kolejno wiosna, lato, jesień i zima podobne tańczącym dziewczętom. Razem z nimi mija życie człowieka, bo je odrywają po kawałku i odchodzą w sobie tylko znany niebyt."
Poznajemy teraz dzieje mieszkańców Tynczyna w latach 1935 - 1947. Pokolenie, które przyszło na świat po poprzednie wojnie, teraz wkracza już w dorosłe życie. Mimo tego, że w okolicy nie dochodziło do poważniejszych bitew wojennych, to jednak zginęło kilkoro mieszkańców w czasie walk na frontach.
Młode pokolenie miało wiele planów na życie, lecz kolejna wojna pomieszała im szyki. Dziewczęta jak zwykle marzyły o miłości, chłopcy również, lecz zapewne zupełnie inaczej do tego podchodzili. Chociaż obecnie również źle się patrzy na kobietę niezamężną z dziećmi, to w tamtym okresie taka dziewczyna była po prostu wykluczana ze społeczeństwa, była tą złą. O mężczyznach tak się nie mówiło (teraz też), oni zawsze mają na to przyzwolenie.
W roku 1945 wyjątkowe plony wydawały się już zapowiedzią nieszczęścia, chociaż były przebąkiwania o wojnie, to jednak i tak wszyscy byli zaskoczeni jej wybuchem. 1 września wszystko się zmieniło...
Werę i Dorotę, które obecnie mieszkają i pracują w Zamościu, wojna całkowicie zaskoczyła i zmieniła ich plany. Dorota miała wyjść za mąż, lecz teraz nie będzie to możliwe, natomiast Wera przebywała w szpitalu, po źle wykonanym zabiegu. Postanowiła za to zostać tutaj i jako pielęgniarka pomagać potrzebującym. Personel szpitala jest zadowolony z jej pracy a pacjenci ją bardzo chwalą.
Nie będę opisywała treści tej książki, to trzeba przeczytać samemu, przeżywać radości i smutki razem z bohaterami.
Przyznam, że jestem pod wrażeniem, że autorka tak pięknie i realistycznie potrafi oddać obraz wsi z tamtych lat, opisy przyrody są tak przedstawione, że można sobie dokładnie wyobrazić, moja rodzina pochodzi z podkarpacia, trochę mi opowiadała ciotka oraz mama o czasach powojennych, więc mam pewne porównanie i naprawdę podziwiam za dociekliwość.
A ja teraz czekam na następną część tej sagi.
Zdecydowanie polecam.
„ Przyjaciele ratują Ci życie każdego dnia, na tysiąc sposobów”.
Z przyjemnością powracam do Tyczyna i jego mieszkańców. Nowe pokolenie, ale też poprzednie spędziło ze mną wieczór. Saga podąża naprzód, czas płynie. Można się pokusić o napisanie, przychodzą trudne lata dla bohaterów, jednak ich lata są ciężkie, pracowite, biedne, ale też pełne emocji, miłości, szaleństwa. Idealny przykład na cieszenie się z małych rzeczy. Mówi się, tracić jest ciężej, niż nie mieć wcale. Z tym, że oni nie mieli zbyt dużo i wiedzy o tym, co mogliby stracić także nie posiadali. Może to recepta?
Każdy rozdział rozpoczyna się wyjaśnieniem zjawiska, rzeczy, narzędzia używanego na wsi. Ciekawostki, które znamy; ja odświeżyłam i uzupełniłam wiedzę.
Saga rodzinna, ponieważ mieszkańcy wioski to rodzina. Inne były wtedy możliwości poruszania się dla chłopstwa, a i czasu mniej. Żenili się między sobą, partnera szukali w okolicznych wsiach. Tworzyli jedność, czasem na siebie warczeli, ale przeciwko obcym zawsze ramię przy ramieniu stali. Proste serca, twarde życie uczy przetrwania, praw rządzących światem, na czas wojny nikt nie był jednak gotowy. Na nagłą śmierć nigdy nie jesteśmy przygotowani.
Autorka wspaniale kreśli przedwojenny świat, zarysy postaci. Ukazuje nam zależność człowieka i natury. Z wielką umiejętnością zagląda w życie bohaterów i opisuje nam ich losy. Przywraca do życia naszych przodków w barwnych, ale i smutnych realiach. Zaskakuje pomysłami, wykazuje duże zrozumienie dla przeszłości, pisze tak, że chce się więcej i więcej.
Zatem czekam na tom 5 i oczywiście dziękuję @book_w_mkesie za polecenie.
Po raz czwarty odwiedziłam Tynczyn i jego mieszkańców. Czekałam na ten tom z wielką niecierpliwością i nadzieją. Liczyłam na to, że dane mi będzie znów zajrzeć do zagrody Adamczuków czy posłuchać plotek Pomiechowskiej przy wiejskiej studni. Nie zawiodłam się, choć w porównaniu do poprzednich tomów, „Przeorane miedze” ma nieco inną formę.
Czas przedstawiony obejmuje okres po Wielkiej Wojnie i przed wybuchem Drugiej Wojny Światowej. Tym razem nie tylko słyszymy echa wojny, ale jesteśmy też momentami na froncie. Nie ma na szczęście brutalnych opisów, ale mimo to, wyczuwa się ciężką i pełną niepewności atmosferę, jaką wojna się otacza. W powieści słychać również echa konfliktów z Ukraińcami, co w dziejach naszego kraju jest faktem równie bolesnym co dwie wojny i wiele powstań. Przede wszystkim jednak głównym trzonem opowieści jest kontynuacja losów bohaterów i wiejskie życie, ze wszystkimi jego aspektami.
„Sagę wiejską” cechuje przede wszystkim język opowieści. Nieco gawędziarski, prosty w wypowiedzi, ale bogaty w przekazie. W treści mnóstwo jest przemyśleń bohaterów, którzy na swój sposób postrzegają świat i starają się w nim odnaleźć swoje miejsce i szczęście. Bo o to też walczą. Mimo wszystko a może przede wszystkim.
W tej części więcej uwagi poświęcono postaciom Wery i Doroty, które wyjechały do Zamościa w poszukiwaniu lepszego życia. Czy je znalazły? No cóż, zdecydowanie starały się poprawić swój los. Szczególnie Wera przeszła długą drogę, wiele wycierpiała, aby w końcu stać się silną.
Czekałam na tom czwarty również ze względu na wątek Kajtka Mazura i Jadzi. Tych dwoje, poranionych przez życie ludzi nigdy nie miało łatwo i niestety los dalej ich nie oszczędzał.
Stałą i z pewnością niezmienioną postacią jest Staszka Pomiechowska. W zdobywaniu informacji i podawaniu ich dalej nie ma sobie równych.
W porównaniu do poprzednich części, ta jest zdecydowanie najsmutniejsza. Wyczuwa się tu strach, niepewność i wiele bolesnych myśli, które nie mogą być nijak uspokojone. Niestety, taki to był ponury czas, kiedy człowiek nie wiedział, co zdarzy się kolejnego dnia. Jedynym stałym, pewnym punktem w życiu była zależność od pór roku i obowiązków wobec ziemi. Pięknym porównaniem posłużyła się autorka, pisząc, że ziemia jest niczym kobieta i matka. Wykarmi głodnych, utuli znękanych, wyda plony, a z efektów jej pracy korzysta cały świat. To piękne porównanie pokazuje też, jak silnymi osobami są kobiety. Szczególnie te, których życie na wsi nie oszczędza, a mimo wszystko z pokorą walczą i dbają o wszystko, co ważne.
Od pierwszej części „Sagi wiejskiej” zżyłam się z bohaterami i nadal uważam wszystkich za swoich przyjaciół. W tomie czwartym uwaga skupiła się bardziej na młodym pokoleniu. Poznajemy Lenkę, Bogusię, Poldka i Dominika. Chwilkę zajęło mi przypisanie młodzieży do rodzin, które pamiętam z poprzednich tomów.
Zawsze powtarzam, że moim największym dylematem jest czy czytać sagi dopiero po wydaniu ostatniego tomu. Gdybym nie przeczytała pierwszej części, zapewne chciałabym czekać, aż cała opowieść zostanie zakończona. Wtedy wchodzę w opisywany świat i przez długi czas żyję wraz z bohaterami. No cóż, w przypadku „Sagi wiejskiej” nie czekałam i teraz przy każdej części przeżywam „małą śmierć”, bowiem wiem, że muszę rozstać się na jakiś czas z Tynczynem, jego okolicami i czekać w zawieszeniu na kolejną opowieść. Mam nadzieję, że na tom piąty nie będę czekać długo.
Tak jak w poprzednich częściach, każdy rozdział rozpoczyna się krótkimi informacjami o atrybutach wiejskiego życia. W „Przeoranych miedzach” znacznie więcej jest informacji o ziołach, co mnie cieszy szczególnie, bo zielarstwo jest moim małym hobby.
Gorąco Wam polecam tę książkę. Oczywiście zachęcam do czytania po kolei, ale jeśli nie macie takiej możliwości, tom czwarty nie jest aż tak bardzo związany z poprzednimi, by odczuwać dyskomfort podczas lektury.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Nad tą książką mogłabym się rozpisać, jak nad poprzednimi trzema tomami.
"Saga Wiejska" Kasi Bulicz - Kasprzak to arcydzieło.
Ta kobieta potrafi tak napisać książkę, tak poprowadzić akcję, tak pięknie opisać przyrodę, tak przedstawić bohaterów, że chyba każdy, kto zacznie czytać - przepadnie.
Przyznaję, że ten tom czytałam dość długo, ale to było moje świadome działanie. Chciałam się delektować nim jak najdłużej.
A teraz opowiem Wam, co mnie spotkało podczas czytania "Przeoranych miedz".
Akcja tego tomu rozpoczyna się tuż przed Drugą Wojną Światową. Mieszkańcy Tynczyna i innych okolicznych wsi, oraz Zamościa, żyją sobie nieśpiesznie, zgodnie ze zmieniającymi się porami roku. Coraz częściej ktoś zaczyna mówić o tym, że wojna się zbliża. I czytam te kolejne rozdziały, mamy 29 sierpnia 1939 roku, 30 sierpnia, 31 sierpnia i wiecie co?
Ja miałam nadzieję, że ta wojna nie wybuchnie. Że jednak Hitler zmieni zdanie, że nie zaatakuje Polski.
Chociaż niestety wiedziałam, że to jest nieuniknione, to do samego końca czytałam w napięciu.
A gdy 1 września wojna stała się faktem, przeżyłam to bardzo.
Myślę, że przyczyną tego jest fakt, że ja tak pokochałam tych cudownych ludzi, te rodziny, tą młodzież, która miała swoje plany, marzenia, że życzyłam im jak najlepiej. Dla nich chciałam zmienić bieg historii.
Niestety, nie udało się...
Na szczęście w przygotowaniu jest 5 tom "Puste wygony".
Oj czekam na niego z niecierpliwością.
Może dotknę teraz jakiejś świętości, może ktoś zarzuci mi przesadę, nie dbam o to jednak gdyż zawsze szczerze mówię to co myślę. A moim zdaniem Saga wiejska Kasi Bulicz-Kacprzak to najciekawsza od czasów "Chłopów" Władysława Reymonta opowieść o polskiej wsi, która oprócz wciągającej fabuły i wyrazistych bohaterów jest także kroniką czasów dawno minionych. Autorka opisuje dawne tradycje, święta i zabawy, które przez wieki towarzyszyły mieszkańcom wsi. Dzięki temu ocala je od zapomnienia i sprawia, że stają się znane rzeszy czytelników a nie tylko etnografom, czy garstce zapaleńców.
Zawsze z niecierpliwością czekam na początek każdego rozdziału, gdzie autorka, w formie krótkiego wpisu encyklopedycznego, opowiada o wiejskich przysmakach, ziołach będących kiedyś podstawą każdej terapii leczniczej, czy przywołuje wiersze opiewające polską wieś lub przysłowia, które kiedyś zastępowały prognozę pogody.
"Przeorane miedze" to czwarty tom cyklu, który przenosi czytelników ponownie do Tynczyna na wschodnich rubieżach Polski w przededniu wydarzeń, które na zawsze zmienią los nie tylko mieszkańców okolicznych wsi i miasteczek ale też całej Polski, powstałej niedawno z niebytu po 123 latach. Nad krajem bowiem krąży widmo wojny odganiane propagandą o silnej i niezwyciężonej armii, której nikt nie ośmieli się zaatakować.
Wierzą w to również nasi bohaterowie, dla których wielka polityka jest stratą czasu, bo przecież jest tyle pilniejszych spraw którymi należy się zająć w gospodarstwie. A po pracy jest czas na odpoczynek: na tańcach, na odpuście czy w cieniu rozłożystego drzewa ćmiąc spokojnie fajkę.
Jednak wielka historia upomina się o swoje, nawet jeśli chodzi o tynczyńskich chłopów. Po 1 września 1039 roku z kartą mobilizacyjną wyruszają oni bronić swojej ojczyzny. Wielu wróci do swoich domów, dla wielu jednak to podróż tylko w jedną stronę.
Kasia Bulicz-Kacprzak snuje swą opowieść nieśpiesznie, pochylając się nad losem swych bohaterów z miłością, troską i wyrozumiałością. Historia płynie, jedna za drugą splatając się i doskonale ilustrując koloryt polskiej wsi: tej pachnącej gnojem i obsypanej kwieciem wydzielającym odurzającą woń.
Polecam ten cykl wielbicielom pięknych opowieści i dobrego pióra. Saga wiejska łączy doskonale te dwa elementy. Nic tylko czytać!
"Gdyby ją ktoś zapytał jak pachnie cud, odpowiedziałaby, że pachnie jak nowa książka. Jakżeby inaczej? Przecież to cud był - patrzyła na czarne znaczki liter a widziała studenta ratującego dziewczynkę z powodzi, obskurne mieszkanie w Petersburgu, piękny dwór szlachecki a co najważniejsze zaglądała do umysłów i serc rozmaitych ludzi"
Ten cytat znaleziony w książce "Przeorane miedze" to miód na serce każdego książkoholika, całe sedno książek i czytania. Jak po takich słowach nie kochać książek autorki. Ja zanurzam się w nie zawsze z przyjemnością. A już Saga wiejska ma specjalne miejsce w moim sercu. I każdą kolejną część witam jak dobrego przyjaciela.
"Przeorane miedze" to już czwarta część tej wciągającej sagi. I bez znaczenia jest czy mieszkacie na wsi czy w mieście. Na pewno znajdziecie w niej coś co Was zaciekawi, zainteresuje, zachwyci...
Autorka po raz kolejny zaprasza nas do Tynczyna i okolic byśmy wraz z bohaterami przeżywali ich radości i smutki. A tych coraz więcej niestety....nadchodzi rok 1939 a z nim wojna, nie ominie i naszych bohaterów i ich bezpiecznego świata. Jak zmieni się ich życie, czy ich mała Ojczyzna się nie rozpadnie, to już przeczytajcie sami.
Czytając tę książkę utwierdzam się w przekonaniu, że Kasia Bulicz-Kasprzak naprawdę wie o czym pisze. Jej wiedza dotycząca wsi, uprawy roli, warzyw i ich właściwości zdrowotnych, roślin porastających łąki i przydrożne rowy czy też kalendarza prac polowych jest naprawdę imponująca. Czytając czuje się, że autorce wieś jest bliska, że ją kocha, rozumie i chce nas tą miłością zarazić.
Ale oprócz "wiejskich" obrazków znajdziemy w historię wpleciony trudny wątek ukraiński....ich zachowanie w czasie wojny, relacje z Polakami, swoimi przecież sąsiadami. To bolesne i trudne ale niestety prawdziwe wydarzenia. Jednak dobrzy i źli ludzie zdarzali się wszędzie i nie można uogólniać... I właśnie to autorka pokazuje, że dobrzy i źli trafiali się i wśród Polaków i wśród Ukraińców.
Jestem zakochana w tej serii i już czekam na kolejny jej tom. A Wam szczerze polecam.
Idealnie w środku tej równiny leży miasteczko Prawda. Położenie jest jedyną idealną rzeczą w Prawdzie, wszystko inne... no cóż. Ktoś kiedyś powiedział...
Po raz kolejny odwiedzamy Tynczyn, wieś nad brzegiem Huczwy, by poznać dalszy ciąg opowieści inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami. Gdy wielki świat martwi...
Świt, blady z niewyspania, zapukał w okno. Między bibułkowymi firankami, przypiętymi do framugi okiennej, drogi do izby szukał promień słońca. Gdy znalazł, położył się na stole jasną plamą.
Więcej