Gdy skorupka za młodu Pratchetem i Kingiem nasiąknie, gdy korzenie zapuści w postapokaliptycznym, polskim blokowisku, gdy, przesadzona do irlandzkiej ziemi, wzrastać będzie pomiędzy kępami Shamrocka, doglądana przez Leprechauny… to czym w kwiecie wieku trąci? Tu powiem, że – jak by tego nie nazwać – jest fantastycznie do bólu. W Przeczywistości każdy odnajdzie swoje osobiste szaleństwo i na pewno nie będzie się nudzić. Akcja opowiadań obfituje w zwroty jak marszruta świeżo zdekapitowanego kurczaka. Fabuła czasem jest mroczna jak dusza osiedlowej plotkary, innym razem zdaje się rozświetlać cień jak strzał z matczynego glocka. Czytajcie więc uważnie, gdyż jak mawiała znajoma świnka Besia – obserwując chomika opróżniającego policzki – „zła karma zawsze wraca”.
My, marzący na tapczanach – pozdrawiamy Cię
Daj się zaprosić do Callan i Żar, gdzie Marek Zychla fabularyzuje swoje obawy i lęki w postaci wykreowanych przez siebie przeczywistości. Czasem sprzeczne, odrealnione, zniekształcone do granic możliwości, pozwalają na zagłębienie się w ludzką psychikę, zmuszając do refleksji nad naturą człowieczeństwa i do odpowiedzenia sobie na pytanie, czy świat nie jest tylko nieprzerwanym snem szaleńców. Naszym snem.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2017 (data przybliżona)
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 580
Język oryginału: polski
Zamknijcie oczy i przez moment pomyślcie o najbardziej absurdalnych i mrocznych wydarzeniach, które kiedyś sobie wyobraziliście. Wróćcie pamięcią do czasów dzieciństwa, gdzie podłoga stawała się lawą, cienie na ścianie mogły być czyhającymi na wasze życie potworami, a byle kamyk przy drodze okazywał się zaginionym, bardzo cennym klejnotem. Może wy też pomyśleliście kiedyś, co by było, gdybyście musieli ratować się przed apokalipsą zombie? Albo jak mogłyby wyglądać przygody przeciętnego chomika? Jeśli tak, to wskakujcie na tapczan – ruszamy na przygodę.
To chyba najtrudniejsza książka, jaką kiedykolwiek przyszło mi recenzować. I to wcale nie dlatego, że wzbudziła we mnie tak skrajne emocje, że nie potrafię jej tak do końca ocenić – co, oczywiście, również jest prawdą. Kłopot wynika przede wszystkim z tego, że „Przeczywistości” nie da się zakwalifikować do żadnej kategorii: ani gatunkowej, ani stylistycznej. To zbiór ośmiu opowiadań, utrzymanych raczej w atmosferze grozy (chociaż pojawia się sporo elementów komicznych, w tym czarnego humoru); ze względu na aurę snu – czy raczej koszmaru – miejscami wszystko jest tak mgliste i jednocześnie niepokojące, że faktycznie przypomina to uczucie tuż po przebudzeniu, gdy nie wiemy, czy to już jawa.
Skłamałabym mówiąc, że nie bawiłam się zbyt dobrze przy tej książce. Opowiadania są zróżnicowane i chociaż jedne podobały mi się zdecydowanie bardziej od drugich (moimi ulubieńcami zostali „Wi@rus” i „Czarna kawka”), w całość łączą je odautorskie, sfabularyzowane wstawki, pojawiające się po zakończeniu każdej z historii. Muszę przyznać, że to nie tylko ciekawy, ale też bardzo przemyślany zabieg; dzięki niemu Markowi Zychli udało się utrzymać stały kontakt z czytelnikiem, a nawet nawiązać z nim niemalże intymną, przyjacielską więź, zupełnie jakby rzeczywiście siedział tuż obok i snuł swoje opowieści. Muszę powiedzieć, że to bardzo pobudzało wyobraźnię i sprawiało, że stawałam się aktywnym uczestnikiem wydarzeń.
Bez wątpienia „Przeczywistości” nie da się czytać w sposób całkowicie bierny. Opowiadania nie należą do najprostszych, czasem trzeba się mocno skupić, żeby wszystko zrozumieć – a i tak nie jestem pewna, czy na pewno udało mi się to osiągnąć. Jak na mój gust akcja momentami jest nieco zbyt zagmatwana, a pomysły na fabułę wydają się przekombinowane; czasem mniej znaczy więcej. Ogromnie podziwiam wyobraźnię autora i umiejętności, jakich bez wątpienia wymagało wykorzystanie tylu nieraz skomplikowanych, barwnych motywów. Na pewno kosztowało to wiele pracy i przemyśleń, bo taka forma jak opowiadanie mimo wszystko narzuca swoje ograniczenia, a tutaj pisarz postawił sobie dodatkowo trudne zadanie w postaci zawiłej fabuły. Jeśli dołożyć do tego żonglowanie konwencjami i stylistyką, to naprawdę efekt końcowy robi duże wrażenie.
Językowo to absolutny majstersztyk. Tutaj również Zychla puścił wodze fantazji, dlatego nie zdziwcie się, jeśli w trakcie lektury natraficie na wiele neologizmów, pasujących natomiast tak rewelacyjnie do kontekstu poszczególnych historii, że kolejne słowa szybko traciły status nowości i po prostu wchodziły do mojego słownika. Dialogi wypadają niezwykle naturalne, z kolei opisy są tak plastyczne i sugestywne, że miejsca akcji zdawały się znajome, a jednocześnie, przez nieustannie utrzymywaną atmosferę tajemniczości i niepokoju – pełne ciemnych, niedostępnych zakamarków, na które autor nie zawsze rzuca światło, dając czytelnikowi swobodę w interpretacji.
„Przeczywistość” to nie jest prosta, lekka lektura, którą mogłabym polecić na rozluźnienie po ciężkim dniu. To w pewien sposób wyzwanie czytelnicze, wymagające chociażby odrobiny myślenia – bez tego ani rusz, ponieważ zwyczajnie pogubicie się w fabule i wierzcie mi, może być ciężko wrócić na właściwe tory. Zbiór zdecydowanie warty jest uwagi; można go sobie spokojnie dawkować lub czytać opowiadania w innej kolejności. Autor dysponuje żywym, kreatywnym językiem, na dodatek potrafi przykuć uwagę czytelnika i wywołać w nim niejednokrotnie skrajne emocje. Myślę jednak, że w niektórych punktach nastąpił przerost formy nad treścią, przez co przesłanie czy też idee zawarte w poszczególnych tytułach mogą umknąć – i gdyby książka okazała się odrobinę prostsza w odbiorze, jeszcze bardziej by zyskała.
Nie powiem, żeby to była dla mnie łatwa lektura. Nie dlatego, że jest taka zła. Absolutnie nie. Jednak ten zbiór opowiadań nie jest czymś, przez co da się szybko przelecieć. Przy tej książce trzeba się mocno skupić, czytać między wierszami, szukać drugiego dna, by zrozumieć, co autor chciał nam przekazać. Pod płaszczykiem wybujałej wyobraźni Pan Zychla ukazuje nasze lęki i przywary. Każda historia coś w sobie ukrywa. Po każdej człowiek na chwilę się zatrzymuje, by w pełni przemyśleć to, co właśnie przeczytał. Nie wiem czy wszystko dobrze odebrałam, nie mniej jednak bawiłam się przednio, a to chyba najważniejsze:)
Zbiór składa się z ośmiu opowiadań, spiętych ze sobą odautorskimi wprowadzeniami. Każde z nich jest niezaprzeczalnie całkowicie odrealnione, waha się na pograniczu koszmarów sennych i szaleństwa. Każde dotyczy człowieka, jego słabości, lęków, złych nawyków. Wszystkie są z zupełnie innej bajki, i właściwie bajkę przypominają. Krwawą bajkę. Nawet te lżejsze, początkowo przypominające bajania dziecka, po jakimś czasie okazują się czymś mrocznym. Trzeba przyznać, że Pan Zychla jest świetnym gawędziarzem. Nawet, kiedy zdawało mi się, że więcej na raz nie przełknę, dochodziłam do końca opowiadania a tam czekał na mnie autor, ze swoją relaksacyjną, wprowadzającą do następnego świata opowiastką, no i po prostu musiałam kontynuować. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła:) Mnie ciekawość doprowadziła do końca tego zbioru, który czasami piekło przypominał.
Czego można się spodziewać w tej niewielkiej książeczce opatrzonej w świetnie oddającą klimat okładkę? Na początek mamy "Symbiozę", czyli opowieść postapokaliptyczną, w której napromieniowany świat zamieszkują dwa zwalczające się ugrupowania i sprowadzone do funkcji hodowlanej kobiety. Do betonowego, ogarniętego cieniami kawałka świata zbliża się jeździec na zielonej trawie. Co wygra? Można się domyślić znając ludzką naturę.
"T'estimo, Senior Garcia" to opowieść o dwóch żulach sprzed bloku, którzy wchodzą w układ z siłami nieczystymi i zaczynają skupować od ludzi lata ich życia. Wbrew zdrowemu rozsądkowi interes idzie znakomicie. A jak to się skończy? Czytajcie.
"Wi@rus" podobał mi się najbardziej. Pewnego dnia prawie wszyscy mieszkańcy osiedla wychodzą z domu i zamieniają się w zoombie. Pozostają tylko mieszkańcy jednego pionu. Dlaczego nie dosięgła ich dziwna przemiana? Co się za tym kryje? Czytajcie.
"Farfadety i Nibywróżka" to opowieść o ojcu, który po wyjątkowo ciężkiej libacji, siedząc w domu zgubił dwójkę swoich dzieci. W poszukiwaniach pomaga mu najlepszy przyjaciel, który okazuje się być faunem. Czy skacowany rodzic zdoła odnaleźć swoje dzieci?
"Katharsis" - mocno niepokojący, opowiada o niebytach, które chcą przejąć ziemię. W "Przeczywistości" mamy do czynienia z reinkarnacją, "Chomcio Paluch", początkowo zabawny, szybko staje się historią morderczą, z chomikiem, świnką morską i kurczakiem w roli głównej. I na koniec "Czarna kawka". Czy chłopiec rozmawiający z kawką jest chory, nawiedzony a może jeszcze inna jest jego historia?
Jak widać, rozrzut autora co do tematyki jest ogromny. Jestem pod wrażeniem jego wyobraźni, swobodnego tonu wypowiedzi, siły przekazywanych między wierszami informacji. Nie spotkałam się jeszcze z tak pokręconymi historiami. Czysta abstrakcja, połączenie absurdu z komizmem, a przy tym mnóstwo prawd o nas samych. Połączenie irlandzkich klimatów z blokowiskiem w Żarnowie robi duże wrażenie, a zaproponowana przez Marka Zychle podróż na kanapie może doprowadzić do schizofrenii. Polecam osobom, które lubią wyzwania, nie boją się nietypowej formy i lubią szukać w opowieści drugiego dna. "Przeczywistość" nie jest lekturą typowo rozrywkową, trzeba się przy niej skupić i pochylić, lecz mimo wszystko jest także dobrą zabawą.
To nie jest książka, której istotę da się zamknąć w trzech pełnych ogólników zdaniach. Tajemnica wciąga, serce drży w obawie o losy...
Kiedy wydaje się, że wszystko wreszcie wróci na swoje miejsce, zło świata zostało pokonane, a bohaterowie mogą odpocząć, zająć się rodzinami, wychowywaniem...
Przeczytane:2017-08-17, Ocena: 6, Przeczytałem, 26 książek 2013, Mam,
Z opowiadaniami Marka zetknąłem się już w kilku tomach i czasopismach - żeby wspomnieć o obu "Horrorach na Roztoczu", "Pokłosiu", "Hardboiled", "Echu zgasłego świata" (muszę przeczytać choć to jedno opowiadanie) magazynie "Histeria". Za każdym razem było podobnie - apetyt rósł w miarę jedzenia i wciąż chciało się więcej, cisnąc na usta nieodmienne pytanie "kiedy samodzielny tom?". Nadzieję przyniosło "Bez znieczulenia" Juliusza Wojciechowicza, również związanego z Wydawnictwem,
Cóż więc dostaniemy jesienią? Już lektura wersji roboczej zrzuca z krzesła. Przywykłem do tego, że Autor w scenerii weird fiction operuje snem czy chorobą psychiczną - już pierwsze strony brutalnie narzuciły nowe instrumentarium. I to jakie!
Symbioza, nowy utwór w UM2033 to nie postapo do jakiego przywykliśmy. Mamy tu cień i zieleń walczące o przestrzeń, a wciśnięci między nich żołnierze i knackersi w okrutny sposób walczą o przetrwanie. Inspiracja prastarym mitem powoduje, że fabuła pęcznieje do dość monstrualnych rozmiarów i komplikuje się w charakterstycznym dla Autora twiście.
T'estimo, Senior Garcia - w moim odczuciu chyba najlepsze z nowych opowiadań Marka Zychli. Tajemniczy antykwariusz, dwóch szemranych pijaczków, którzy zostaną równie szemranymi biznesmenami ubijającymi potworne interesy, ciekawski dzieciak i tajemnica z przeszłości miasta. Świetny pomysł, opisany z rozmachem, porywający akcją i intrygujący aż do przedziwnego, upiornego finału.
Wi@rus - drugie z najlepszych opowiadań. Zwykły blok, zwykli ludzie... nie do końca. Zarówno budynek, jak i mieszkańcy mają swoje tajemnice. Przynajmniej ci, którzy jeszcze żyją. Zombie będą chciały po nich sięgnąć, ale znów - nie jest to typowa zombiekalipsa. Odgrodzeni od potworów, dzięki nowemu przybyszowi poznają swoje własne... Przerażająca wizja, tym razem z bardzo ciekawie zarysowanymi wątkami mitologicznymi. No i te wnęki, któż nie znał ich żyjąc w bloku.
Farfadety i Nibywróżka - niby bajka, ale dość krwawa, najbardziej chyba irlandzki tekst z tego tomu. Z dużą dozą przewrotnego humoru, zaskakującym finałem, taka bajka dla trochę większych dzieci.
Katharsis - mocne, tajemnicze opowiadanie, przerażająca wizja Niebytów które zaczynają sterować Ziemią. Te ich niesamowite moce, zadziwiające. Do czego dążą, poza powrotem do nieistnienia? Warto się przekonać. Mocny przekaz, nie obciążony ideologicznym zacietrzewieniem.
Chomcio Paluch - bardzo prowokujące opowiadanie, bo może podrażnić i miłośników zwierząt, i tych bardziej wierzących. Dowcipna, ale i okrutna fabuła rozwija się w takim zaskakującym kierunku, że trudno mieć do Autora pretensje. Ten zarażający twór, brr. A jeśli ktoś jednak poczuje się urażony? Poprawność jest przereklamowana. No i popaprana. Taka Popaprawność.
W bonusie - Czarna Kawka, która ukazała się ongiś w magazynie Histeria. Przerażająca wizja zmagań młodego człowieka z... no właśnie, z Czarną Kawką. Zadziwiająco realne studium.
Całość spina klamra podobna do tej,, którą znamy z "Horroru na roztoczu 2", czyli odautorski łącznik-opowieść między poszczególnymi opowiadaniami, tłumacząca inspiracje i okoliczności powstania tekstów. No i podróż z Języczkiem.
Wrażenia ogólne? Marek Zychla świetnie operuje plastycznymi obrazami, sprawnie wplata inspiracje religiami czy mitami, nie boi się brutalności i prowokacji, ale też okrasza wszystko taką dozą humoru, który każe się zastanowić głębiej nad treścią nie bojąc się potworności (gdyby nie ten humor. Nie wchodzi w ramy - nieustannie zaskakuje i szuka nowych rozwiązań, zarówno fabularnych, jak i inspiracji. Jakiego jednak tematu by się nie tknął, odkształca znaną nam rzeczywistość. To właśnie ta Przeczywistość, przecząca naszym wyobrażeniom.
Jako czytelnik lubię być tak zaskakiwany i stąd nieodparta ochota na więcej i więcej. Bardzo cieszy mnie ten zbiór, bo daje nadzieję na kolejne - oby jak najszybciej, bo jedynym, do czego mógłbym się przyczepić po lekturze to wrażenie niedosytu. Kształt tego tomu dobrze wróży zarówno Autorowi - forma wzrasta, jak i nam - którzy dostaniemy więcej przedziwnych światów.