Lata trzydzieste, dwór przysypany śniegiem i morderstwo w wigilijną noc - czegóż więcej mógłby sobie życzyć miłośnik kryminałów retro?
,,Adrian Gray urodził się w maju 1862 roku i zginął z rąk jednego ze swoich dzieci w czasie Bożego Narodzenia w 1931 roku". Tak zaczyna się klasyczna powieść kryminalna, fascynujący portret psychologii mordercy.
Co rok w grudniu Adrian Gray zaprasza swoją rodzinę do domu Kings Poplars. Żadne z jego sześciorga dzieci nie darzy go sympatią; kilkoro z nich ma nawet powód, by życzyć mu śmierci. Rodzina zbiera się w wigilię Bożego Narodzenia - a do następnego ranka ich życzenie zostaje spełnione.
Ta niekonwencjonalna i intrygująca powieść przedstawia historię tego, co wydarzyło się tamtej mrocznej wigilijnej nocy oraz co morderca zrobił później.
Fani złotego wieku kryminału będą zachwyceni.
,,Publishers Weekly"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2024-11-26
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 280
Tytuł oryginału: Portrait of a Murderer: A Christmas Crime Story
CHŁÓD SAMOTNYCH SERC
Tradycją stały się już, że w okresie świąt Bożego Narodzenia wydawnictwo Zysk i S-ka serwuje świąteczną opowieść kryminalną z początku ubiegłego wieku. Tym razem jedną z propozycji wydawnictwa jest „Portret mordercy. Świąteczna opowieść kryminalna” autorstwa Anne Meredith. Powieść ukazała się w 1933 roku. Mimo upływu niemalże stu lat nadal jest to interesująca propozycja dla miłośników klasycznych kryminałów.
Położona na zboczu wzgórza rezydencja King's Poplars staje się areną zbrodni. Jak każdego roku, na wigilię zjeżdżają wszystkie dzieci Adriana Graya. Rodzina nigdy nie była sobie szczególnie bliska, a senior rodu to człowiek pozbawiony ciepłych uczuć w stosunku do swoich potomków, surowy i skąpy. Gdy mężczyzna w świąteczną noc zostaje zamordowany, cień podejrzenia pada na każdego z członków rodziny. Atmosfera wzajemych podejrzeń i uprzedzeń zbliża się do niebezpiecznych wartości. Komu zależało na uśmierceniu starego Graya? Czy portret może stać się podpisem mordercy?
Stary dom oddalony od innych zabudowań, podupadający ród, który trzymają razem jedynie interesy, morderstwo, które zasadniczo nikogo nie dziwi i nieliczne grono podejrzanych. Ile takich książek już przeczytaliśmy? Dziesiątki. Czy jest coś, co na tym tle wyróżnia powieść Meredith? Owszem. Takich elementów jet całkiem sporo. Pierwszą rzeczą, na którą warto jest zwrócić uwagę jest konstrukcja postaci. Anne Meredith stworzyła pogłębione portrety psychologiczne bohaterów. Każdy z nich jest postacią złożoną, posiada skomplikowaną strukturę psychiczną i jest niejednoznaczny. To dość nietypowy zabieg jak na literaturę tamtego okresu. Większość kryminałów z pierwszej połowy dwudziestego wieku cechowała się charakterystycznym śledczym otoczonym wiankiem mało interesujących postaci. To ten właśnie główny aktor kreował cały spektakl. Tymczasem Meredith zbudowała oś fabularną tej historii zupełnie inaczej. Nie jest to, jakże typowy dla tamtych czasów, kryminał z zagadką zamkniętego pokoju, gdzie dopiero na ostatnich stronach dowiadujemy się kto popełnił zbrodnię. W „Portrecie mordercy” sprawca brutalnego czynu, znany jest praktycznie już od pierwszych rozdziałów. Śledzimy tę opowieść zarówno z perspektywy narratora, jak i samego mordercy. Mimo tego, że wiemy, kto popełnił ów czyn, ani trochę nie odbiera nam to radości ze śledzenia fabuły. Pisarstwo Meredith jest zaskakująco rozbudowane jak na okres, w którym tworzyła Nie licząc tych bardzo złożonych postaci, nietypowego rozwiązania w postaci stosunkowo szybkiego ujawnienia mordercy, bardzo ważna jest tutaj dojmująca atmosfera napięcia. Autorka nakreśliła kilka tak dobrych i przekonujących postaci, że niezwykle intrygującym jest obserwowanie ich nieustannego ścierania się ze sobą. Tym, co jest tu bardzo ważne, jest człowiek. Jego rozterki, pragnienia i dążenie do poprawy swojego dobrobytu. To skomplikowana opowieść o tym, jak bardzo nieistotna staje się śmierć w zetknięciu z czyimś interesem. Sześcioro dzieci Adriana Graya to sześć osób, którym mogło zależeć na jego śmierci. To sześciu ludzi targanych swoimi niespełnionymi ambicjami, próbujących naprawić swoje nieudane życie, błądzących w oparach własnych rojeń o tym, czego im brakuje Naprawdę misternie speciona jest ta opowieść.
Czy każda zbrodnia może zostać wyjaśniona i osądzona? Czy osoba, która popełniła najstraszliwszy czyn wobec innego człowieka, może żyć obciążona tym balastem emocjonalnym? Czy można popełnić zbrodnię tak doskonałą, że śledczy nie będą w stanie dociec prawdziwego jej przebiegu? „Portret mordercy” to kryminał mocno osadzony w realiach epoki, a jednocześnie wykraczający poza nią. Anne Meredith obdarzona niesłychanie otwartym umysłem i fascynującą wyobraźnią, wyszła poza schematy charakterystyczne dla pisarzy jej współczesnych. Doskonale broni się ta powieść mimo upływu lat. Nie doświadczymy tu szczególnie dynamicznej akcji, ale tym, co przyciąga, co sprawia, że ciężko jest tę książkę odłożyć jest dopracowana, kunsztownie zbudowana fabuła i pogłębione portrety psychologiczne bohaterów. Osoby, które lubią klimatyczne powieści, gdzie akcja dzieje się zimą w starym, ponurym domu, będą zachwycone. Anne Meredith wychodzi poza ramy klasycznej powieści kryminalnej. Nie skupia się na samym śledztwie mającym doprowadzić do ujęcia sprawcy. Nakreśla szereg okoliczności, które zmuszają nas do gruntownego przeanalizowania tej historii. I choć w tej książce pojawia się całkiem interesujący detektyw, to nie jest on tutaj postacią kluczową. Nie znam powieści z tego okresu, która byłaby tak zaawansowanym wejrzeniem w umysł osoby, która dopuściła się zbrodni. Warto poświęcić swój czas na lekturę tej książki, która sama w sobie stanowi intrygujący unikat. Nie jest to propozycja dla miłośników krwawych opowieści, gdzie trup ściele się gęsto, a morderca to inteligentny mistrz zbrodni. To opowieść o zwykłych ludziach postawionych w obliczu dramatu. Meredith nie upraszcza. Nie sprowadza swoich bohaterów do „tych dobrych” i „tych złych”. Zasadniczo trudno tu kogokolwiek zaliczyć do osobistości typowo pozytywnych. Wszyscy oni mają coś na sumieniu, wszyscy są niepoukładani, wszyscy żyją mrzonkami. Są bardzo autentyczni w swojej niedoskonałości.
„Portret mordercy” to interesujące spojrzenie na następstwa zbrodni. Na to, jak czyn ten wpływa na osoby bliskie ofierze, ich życie i przyszłość. Nade wszystko bardzo podoba mi się to, jak Meredith przedstawia samego mordercę. Część rodziałów napisana jest z jego perspektywy. Opisują działania i przemyślenia człowieka, który targnął się na czyjeś życie. I choć motywacje zarówno zabójcy jak i innych bohaterów, wydawać się mogą nieco nieracjonalne, to należy pamiętać kiedy ta książka powstała i jakie kręgi społeczne są w niej zobrazowane. Bardzo dobra powieść, która posiada niesamowity klimat i jest inteligentną analizą zbrodni. Diabeł gorąco poleca.
Jak sam tytuł mówi, książka jest opowieścią o portrecie mordercy. Nie rozpoczyna się już samą historią, tylko zagadką, w jaki sposób zginął senior rodu i dlaczego. Po opisaniu zapytania, zostają nam przedstawieni członkowie rodziny. Wpierw pobieżnie, a następnie zostają rozłożeni na czynniki pierwsze. Dowiadujemy się o kolejności przyjścia na świat, wykonywanych zajęć oraz całej rodziny w skład której wchodzi syn pana domu. Zatrzymaliśmy się tu w czasie jego zgonu, więc historia postaci jest opisana właśnie do tego czasu. Jeśli ktoś miał lat czterdzieści, to do czego przez ten czas zdążył dojść, jakie były jego miłości, co było jego pragnieniem oraz w jakim stanie znajduje się obecnie. Poznamy również samego zmarłego i styl życia w jaki sposób korzystał ze swoich przywilejów. Te opisy czyta się lekko i we wszystkich doszukiwałam się tego czegoś, co sprawiło, że ktoś posunął się do zbrodni. Co ciekawe, w plusach była opisana tylko jedna postać. Co rusz również podkreślono, że ona nie żyje. Reszta była zwyczajnymi obibokami, którzy przedkładali swoje dobra nad innych. Poczytamy tutaj o zdradach, kochankach do utrzymania oraz stratach materialnych do jakich dochodziło w wyniku zatajenia swoich niecnych uczynków. Dowiemy się też jak niedobrym ojcem był denat. Przez wszystko przewija się klimat świąt, choć to postacie zabierają tą atmosferę swoim obyciem. Powiedziałabym nawet, że w tej historii chodzi o naukę pisania kryminału. O pokazaniu co skłania ludzi do takiego zachowania, które zaskutkowało śmiercią. W końcu jest to ,,Portret mordercy" i to właśnie on będzie tu zabierał uwagę. Taką opowieść pod okiem psychologa, który rozkłada wszystko na czynniki pierwsze, by złożyć je w całość. Koniec książki co ciekawe zaskakuje, bo wychodzą nowe fakty. Czasy w jakich toczy się opowieść to przeszło dziewięćdziesiąt lat temu, więc i klimat jest pod nie dostosowany. Taki połączenie Agaty Christie, Sherlock Holmesa i Remigiusza Mroza. Jest to dobra lektura, którą polecam przeczytać:-)
Wigilijna noc, zabójstwo, śledztwo - i mamy klasyczny kryminał. Jednak nie tak prosty, jaki mógłby się nam na początku wydawać. W epilogu poznajemy głównego bohatera, który za kilka stron okazuje się być już trupem. Kto zabił? Autorka nie trzyma nas długo w niepewności. Mordercę poznajemy... Dosyć szybko. I wiemy już, że tu wcale nie o mordercę chodzi, czy samo zabójstwo, a o coś głębszego. Poznajemy historię rodziny Gray'a - jej członków, relacje, doświadczenia, różne sytuacje. W klasycznej swej odsłonie ta powieść wyglądałaby zupełnie odwrotnie - śledztwo prowadziłoby po nitce do kłębka do sprawcy i jego motywów. Tutaj natomiast to napięciem, czy ciekawość czytelnika związana ze śledztwem jest stonowana, bo jej finał jest nam znany. Zakończenie zasługuje na ogromne brawa. Czy autorce udało się zaskoczyć czytelnika? Owszem. Skupia się przy tym głównie na odsłonie psychologicznej sprawcy, ale nie tylko jego. Na plus zasługuje również stworzony klimat - lata 30., śnieżna zima, święta - dzięki świetnej narracji daje się ona wyczuć w pełnej okrasie czytelnikowi. Jest ciekawie, intrygująco i niebanalnie - jednym słowem, "Porter mordercy" poleca się do czytania na długie grudniowe wieczory! Fani gatunku będą zadowoleni.
Anne Meredith, czyli Lucy Beatrice Malleson (1899–1973), to autorka znana ze swoich kryminałów, głównie tych z serii o detektywie Arthurze Crooku, publikowanej pod pseudonimem Anthony Gilbert. . W „Portrecie mordercy” odchodzi od tradycyjnego schematu zagadki detektywistycznej, oferując czytelnikom historię, w której sprawca morderstwa jest znany od początku. Powieść, choć intrygująca w swojej konstrukcji, pozostawiła mnie z mieszanymi uczuciami.
Akcja toczy się w świątecznej scenerii, w ogromnym, starym domu Kings Poplars, gdzie zjeżdża się rodzina Adriana Graya, despotycznego ojca sześciorga dzieci, które żyją w cieniu jego decyzji, zarówno tych finansowych, jak i osobistych. Podobieństwa do innych klasycznych kryminałów, takich jak „Morderstwo w Boże Narodzenie” Agathy Christie, są wyraźne – mamy tu bogatego, lecz niesympatycznego gospodarza, zgromadzonych wokół niego członków rodziny o mrocznych sekretach oraz morderstwo w rodzinnych murach.
Gray, ten zgorzkniały patriarcha, zaprasza najbliższych do swojego domu na Wigilię, co staje się preludium do tragedii – morderstwa, którego dokonuje jeden z członków rodziny. W odróżnieniu od Christie u Meredith kluczowy twist fabularny polega na tym, że czytelnik od samego początku wie, kto jest mordercą.
Rodzina Graya to zbiór postaci pełnych wad, których problemy i ambicje tworzą tło fabularne. Adrian Gray to przykład toksycznego patriarchy: bezduszny, apodyktyczny, niemal odczłowieczony w swojej pogardzie dla dzieci i ich problemów. Jego synowie i córki są równie niesympatyczni, co czyni ich trudnymi do zapamiętania w pozytywnym świetle. Richard, najstarszy syn, to ambitny karierowicz, który prowadzi podwójne życie – z jednej strony jest wzorowym mężem zimnej i wyniosłej Laury, z drugiej utrzymuje kochankę, co wpędza go w spiralę długów i kłamstw. Amy, najstarsza córka, jest kobietą pozbawioną większych ambicji, niemal niewidzialną w rodzinnych konfliktach. Olivia, druga córka, i jej mąż Eustace to bezwzględna para, która bez skrupułów manipuluje otoczeniem w imię własnych interesów. Isobel, żona Harrego, i Hildebrand, niespełniony artysta wyklęty przez ojca, wprowadzają element tragizmu, choć ich charaktery wydają się zbyt sztampowe.
Wszyscy z nich mają swoje powody, by żywić do Graya urazę, a każdy z członków rodziny ma swoje tajemnice, które Meredith stopniowo ujawnia. Motywacje bohaterów krążą wokół pieniędzy, chciwości i rodzinnych uraz, co dodatkowo potęguje napięcie. Jednak brak wyraźnie pozytywnych postaci sprawia, że trudno nawiązać z nimi emocjonalną więź. Dla mnie, jako czytelniczki, żaden z bohaterów nie był na tyle intrygujący, by wciągnąć mnie w ich losy. Przez rozbudowane wprowadzenie, pełne szczegółowych opisów i retrospekcji, miałam wrażenie, że akcja rozwija się zbyt wolno, a sama historia traci na dynamice.
Jednym z mocniejszych punktów książki jest jej zakończenie. Choć od początku znamy sprawcę, Meredith zaskakuje w finałowych rozdziałach, subtelnie zmieniając naszą perspektywę. Nie jest to może plot twist na miarę Christie, ale wystarczająco intrygujący, by wywołać refleksję nad moralnością i motywami bohaterów.
Książka, mimo swoich zalet, mnie rozczarowała. Choć ma w sobie pewien urok retro, wynikający z tego, że została napisana w latach 30., to narracja i styl trącą myszką. Dialogi bywają sztywne, a bohaterowie przerysowani, co nie pozwala w pełni zanurzyć się w świat przedstawiony. Poza tym, brak elementu detektywistycznej zagadki – zwykle tak istotnego w kryminałach tamtej epoki – sprawia, że fabuła miejscami się dłuży.
Mimo tych wad, „Portret mordercy” ma swoje zalety. Świąteczny klimat, zimowa sceneria i rodzinne konflikty czynią ją książką, która może przypaść do gustu miłośnikom klasycznych kryminałów. To jednak powieść bardziej dla koneserów gatunku niż dla przeciętnego czytelnika szukającego wciągającej fabuły. Jeśli ktoś ceni introspektywny styl narracji i psychologiczną głębię, może znaleźć tu coś dla siebie. Dla mnie jednak „Portret mordercy” pozostanie książką, która nie do końca spełniła moje oczekiwania.
Wolicie w tym przedświątecznym czasie czytać przyjemne świąteczne obyczajówki, czy mocne kryminały? Ja w tym okresie wolę książki w świątecznym klimacie, ale lubię urozmaicać sobie czytanie różnymi gatunkami, dlatego dzisiaj mam dla Was recenzję kryminału świątecznego, jakim jest „Portret mordercy” autorki Anne Meredith. Zobaczmy zatem jakie świąteczne morderstwo opisuje ta książka!
Adrian Gray zostaje zabity w Boże Narodzenie przez jedno ze swoich dzieci. Jak co roku, zaprasza on na święta do swojego domu całą swoją rodzinę. Zjawiają się jego dzieci, które nie dosyć, że nie darzą go sympatią, ale i niektórzy z nich życzą mu śmierci. W Wigilię wszyscy zasiadają do rodzinnego stołu, jednak w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia Adrian Gray zostaje znaleziony martwy. Dlaczego został zabity przez jedno z jego sześciorga dzieci? Jak dalej potoczyły się losy tego mordercy?
W książce narracja prowadzona jest w trzeciej osobie. Rozdziały są dość długie, każdy ma swój tytuł. Na początku poznajmy Adriana Graya oraz każde z jego sześciorga dzieci, w tym mordercy. Późniejsze rozdziały opisują zbrodnie oraz jej następstwa. Akcja dzieje się w latach trzydziestych, a podczas czytania panuje starodawny świąteczny klimat, który, ze względu na opisane zabójstwo, bywa też mroczny. Już od początku wiadomo, kto jest mordercą, jednak nie wiedzą tego bohaterowie książki. Morderca ten jest bardzo ciekawą postacią, trudno darzyć go sympatią. Trudno też usprawiedliwić jego zabójstwo, którego się dopuścił, mimo że jego ojciec również był nieprzyjemnym człowiekiem. Według mnie pomysł na fabułę był bardzo ciekawy, jednak czasami duża ilość opisów sprawiała, że opisywane sytuacje nużyły mnie i podczas czytania odpływałam myślami gdzie indziej.
„Portret mordercy” jest ciekawym kryminałem, który bardzo polecam miłośnikom tego gatunku. Mimo nużących momentów bardzo intrygowała mnie ta książka i podczas czytania byłam bardzo ciekawa, jak dalej potoczą się losy mordercy. Jeśli lubicie nietypowe historie kryminale, których akcja dzieje się w bardzo odległych czasach, to ta książka będzie dla Was w sam raz!
,,coś, co tak łatwo może rozpaść się na kawałki, nigdy nie jest ani bezpieczną budową, ani taką, dla której warto trwonić życie"
Święta, zimowa atmosfera, ładne otoczenia, uroczy dworek i rodzina, która przygotowuje się do spędzenia ze sobą ostatnich dni roku 1931. Czy coś może pójść nie tak? Okazuje się, że może, jeżeli święta są zorganizowane w rodzinie Grayów. Niech was nie zmyli ładna okładka książki ,,Portret mordercy" z zimową scenerią, ani podpis, że jest to ,,Świąteczna powieść kryminalna", bo za murami widocznego na zdjęciu posiadłości nie dzieje się nic miłego. W święta Bożego Narodzenia, gdy większość ludzi spędza radosny czas w gronie rodziny, w tym domu nikomu nie jest do śmiechu, bo właśnie został tam zamordowany senior rodu.
Do posiadłości King's Poplars zjeżdżają członkowie rodziny Graya, by spędzić ze sobą trzy świąteczne dni. Każdy z przybyłych gości ma swój cel, by złożyć wizytę w rodzinnej posiadłości. Nikt z nich nie spodziewał się, że tak to się wszystko skończy. Fabuła prowadzi nas przez wydarzenia w sposób nietypowy, ale przemyślany od początku do końca.
Powieść powstała w 1933 roku, ale nie czuć w niej archaicznego stylu. Wręcz przeciwnie, pani Meredith napisała kryminał wyróżniający się spośród wielu, mimo że od jej wydania minęło tak dużo czasu. Gdy sięgałam po nią, nie wiedziałam o tym fakcie, bo styl przypomina współczesny sposób pisania, a różni się jedynie oryginalnym pomysłem i konstrukcją fabuły.
Od początku, już w pierwszym zdaniu wiemy, że Adrian Gray nie żyje i że zginął z rąk jednego ze swoich dzieci. A miał ich aż sześcioro, których poznajemy w pierwszej części fabuły zatytułowanej ,,Wigilia", która wprowadza nas w rodzinne zawiłości, problemy, powiązania rodzinne. Dowiadujemy się, kto jest kim, jaki ma charakter, z kim jest związany, dlaczego skorzystał z zaproszenia ojca i jakie ma do niego nastawienie. Informacji jest ogromnie dużo, które rysują nam obraz rodziny Adriana Graya. To daje nam możliwość nie tylko ich poznania, ale też spróbowania odkrycia winnego śmierci głowy rodu. Jest to o tyle trudne, gdyż każdy z członków rodziny ma powód, by pozbawić go życia.
Ta część była trochę nużąca, gdyż jest w niej dużo opisowego charakteru, z małą ilością dialogów. Jednak warto przez nią przejść, gdyż otrzymujemy psychologiczne portrety poszczególnych osób, a przedstawione niektóre fakty mają swoje znaczenie na dalszych stronach. Na tym etapie opowieść przypomina bardziej obyczajową fabułę z elementami psychologicznymi i w ogóle nie przypomina kryminału.
Autorka zdecydowała, że dosyć szybko dowiemy się, kim jest morderca, więc nie jest to kryminał, w którym kluczymy pomiędzy odkrywanymi faktami. Najpierw, precyzją przedstawieni są nam poszczególni członkowie rodziny, potem, w kolejnej części osobiście opowiada nam o wydarzeniach morderca, więc dowiadujemy się w jaki sposób zginął Adrian Gray. Wnikamy w umysł przestępcy, poznając jego motywację, sposób działania, mylenia tropów śledczym, ale też dowiadujemy się sporo o jego dotychczasowym życiu, relacjach z ojcem i rodzeństwem, więc jest to dosyć obszerny i długi opisowy fragment powieści. Dla mnie było tego za dużo, gdyż znikał najważniejszy kontekst, czyli efektów śledztwa prowadzonego przez sierżanta Rossa Murraya, a ten wątek ginie pośród całego tekstu.
,,Portret mordercy" to powieść, którą bym nie nazwała kryminałem, bo bardziej przypominała mi opowieść o rodzinnych tajemnicach i problemach, ale też jest odzwierciedleniem atmosfery lat 30. XX wieku. Miałam wrażenie, że morderstwo było jedynie tłem dla pokazania sytuacji społecznej lat międzywojennych, nastrojów w rodzinie i ich wzajemnych relacji. Fabuła toczyła się wprawdzie wokół morderstwa, ale nie jest to główny wątek. Akcja toczy się spokojnie, bez nagłych zwrotów i zaskoczeń, a do tego zupełnie niezrozumiałe zakończenie tego wszystkiego. To lektura dla cierpliwych czytelników, którzy lubią wolno toczące się wydarzenia i psychologiczno-egzystencjalne klimaty retro z kryminalnym tłem.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka
Przyznam szczerze,że książka jest nawet ciekawa ,ale czytanie szło mi naprawdę cieżko.Książka niezbyt objętościowo wielka ale zeszło mi z nią kilka wieczorów.
"Portret mordercy "zaczyna się nietypowo ,bowiem od samego początku wiemy,że zamordowano Adriana Graya,który jest despotycznym ojcem sześciorga dzieci,a które żyją w cieniu jego decyzji.A każde z tych dzieci ma swoje powody ,by żywić do Graya urazę i by go zabić.
To powieśc,która napisana została w dośc ciężki sposób,jednym z mocniejszych punktów jest jej zakończenie,bo choć od poczotku znamy mordercę,to Meredith zaskakuje w finałowych rozdziałach.
"Portret mordercy" to raczej pozycja dla czytelników,którzy uwielbiaja retro styl lat 30.Gdzieś widziałam porównanie tej pozycji do książek Agathy Christie,ale daleko jej do kunsztu królowej kryminału.
Kto ma ochotę niech sięga po "Portret Mordercy",moje oczekiwania jednak nie spełniła.
"Portret mordercy. Świąteczna opowieść kryminalna" to książka, po raz pierwszy wydana w 1933 roku. Mimo to nic nie straciła na przestrzeni lat.
Jest skonstruowana w bardzo ciekawy sposób, chociaż muszę przyznać, że niekiedy ciężko, topornie mi się ją czytało. W moim przypadku była to książka na kilka wieczorów.
Już od początku tej historii atmosfera jest gęsta, coraz bardziej się nawarstwia, potęguje. Jest tutaj taka nieuchronność zdarzeń.
Sama historia i bohaterowie niezbyt mi się podobali. Były to postacie raczej nudne, każda w jakiś sposób słaba oraz takie, do których nie pała się sympatią. Wydarzenia i wątki również nie wpasowały się w moje preferencje. Mimo to spędziłam bardzo dobrze czas z tym tytułem.
Jak wspomniałam, konstrukcja książki jest interesująca. Jednocześnie jesteśmy świadkami pewnych wydarzeń, bohaterowie zostają szczegółowo przedstawieni wraz z ich motywacją do popełnienia zbrodni, dalej mamy fragment pamiętnika jednego z bohaterów. To naprawdę intrygująca forma.
Do tego, bo choć zapomniałam o tym wspomnieć, to tytuł sam o tym przypomina. Jest to kryminał, którego akcja rozgrywa się w święta! Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam świąteczne historie kryminalne.
Uważam, że jest to lektura, po którą po prostu trzeba sięgnąć. Szczególnie jeśli jesteście fanami kryminału. To taka podróż w czasie! Polecam!
Morderstwo ze świętami w tle?Zdarzyło ci się czytać kryminał osadzony w świątecznej atmosferze? ?
Osobiście bardzo lubię takie historie i zawsze staram się przeczytać kilka w okolicach świąt. Tym razem jednym z takich tytułów jest ,,Portret mordercy" autorstwa Anne Meredith. Autorka przenosi nas do lat trzydziestych XX wieku, gdzie w śnieżnej scenerii angielskiego dworu King's Poplars rodzinne spotkanie wigilijne kończy się tragedią.
,,Portret mordercy" to jeden z tych kryminałów, w których już od samego początku wiemy, kto zabił, i to z perspektywy mordercy śledzimy, jak toczy się całe śledztwo. Autorka postanowiła zagłębić się w umysł zabójcy, pozwalając nam poczuć, co on przeżywa, gdy podejrzenia zaczynają padać na niego. Jego portret psychologiczny został świetnie ukazany. Dodatkowo toksyczne relacje rodzinne wzmacniają napiętą atmosferę, sprawiając, że zagadka kryminalna, która z pozoru wcale nie jest zagadką, okazuje się naprawdę wciągająca.
Co szczególnie przypadło mi do gustu, to nie samo śledztwo i jego przebieg, lecz przede wszystkim oddanie klimatu lat 30. XX wieku. Dosłownie przeniosłam się w czasie i poczułam, jakbym była naocznym świadkiem wszystkich wydarzeń. Autorka świetnie buduje napięcie, wykorzystując gęstą atmosferę oraz otoczkę śnieżnej, zimowej aury.
Warto wspomnieć, że szczególną rolę odgrywa tutaj sam epilog, w którym autorka zmusza czytelnika do refleksji, nadając książce zupełnie nowy wymiar.
,,Portret mordercy" to świetny kryminał, skupiający się na portrecie psychologicznym mordercy. Może nie znajdziemy tu niesamowitych zwrotów akcji, ale całość naprawdę angażuje, a momentami nawet zaskakuje.
Serdecznie polecam!
K.
Przeczytane:2025-01-03, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki w 2025 roku, Kryminały,
(czytaj dalej)