Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2016-04-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 256
Ostatnio się nie poznaje. Jak sięgam pamięcią – zawsze ograniczałam się do czytania jednej książki na raz. Wtedy wciągałam się maksymalnie w akcje i bohaterów. Teraz jestem w trakcie lektury, żeby wam nie skłamać, dziesięciu [!] powieści. Co najzabawniejsze ogarniam wątki we wszystkich i pamiętam, gdzie co było. Po prostu magia! Nie odczuwam takiego niedosytu po skończeniu, co kiedyś, bo muszę zamknąć jeszcze co najmniej kilka historii i ciągle coś czytam. Kac książkowy zginął śmiercią tragiczną! Dzisiaj mam dla was coś, co męczyłam dłuższy czas, a to z jednego powodu – jakoś tak się składało, że wrzucałam do mojej wyjazdowej torebki wciąż inne powieści i przez moje niedopatrzenie „Pomniejsze przypadki manii wielkości” czytywałam jedynie w domu. Zapraszam na dalszą część recenzji, a tam wszystkie powody, dla których warto się momentami poddać manii wielkości.
Niestety nie znalazłam żadnych informacji o autorze, dlatego pozostało nam wypatrywać biografii na stronie wydawnictwa Novae Res. Jestem niesamowicie ciekawa, kto stworzył tę powieść.
Ignacy, młody historyk sztuki, samozwańczy arbiter elegancji z obsesją na punkcie piękna i słabością do alkoholu, staje przed największym z wyzwań, jakie czekają w życiu mężczyznę – podbicia serca ukochanej. Tymczasem Zofia, obiekt jego westchnień, nie tylko nic nie wie o tych uczuciach, ale zdążyła już obiecać swoją rękę innemu i zamieszkać w odległym mieście. Straceńczy i niejasny plan Ignacego zakłada, że w ciągu trzech dni, kiedy to Zofia przyjeżdża z wizytą, uda mu się rozniecić w niej gorące uczucie, a wszelką pomocą służyć ma mu zaprzyjaźnione małżeństwo, Feliks i Klara, wraz z barmanem Gustawem, który zawiaduje starą, zakurzoną knajpą „Pod umówionym jaworem”. „Pomniejszy przypadek manii wielkości” to lekka, ironiczna opowieść, niepozbawiona wszakże dużej dawki humoru i inteligencji.
Zacznę od tego, że dawno się tak dobrze nie bawiłam. Ostatnim razem chyba na „Alcesaminie” Niklasa Paypera, chociaż tam fabuła skupia się bardziej na grotesce, a tutaj na komizmie postaci. Śmiałam się jak dzika przy niektórych fragmentach. Momentami nieco przez łzy, bo współczułam głównemu bohaterowi, ale nie potrafiłam się opanować. Przygody nieśmiałego intelektualisty zakochanego beznadziejnie od czasów studiów w tej samej kobiecie całkowicie podbiły moje serce. W dodatku jego filozoficzne i poetyckie zacięcie podkręcały język i wywoływały kolejne fale śmiechu. Styl autora jest niebanalny – stylizowany na skomplikowaną i kwiecistą mowę piękną przez wydarzenia zawarte w fabule oraz zachowania bohaterów jest przezabawny. Wielki plus za niesamowicie plastyczne opisy. Ignacy jest bohaterem totalnym – ma coś z tragizmu Wertera, ale też komizm współczesnych kabaretowych interpretacji Romeo. Jest cudnie przerysowany i właśnie dzięki temu wierzę w tę postać. Nie zdziwiłabym się, gdybym kiedyś spotkała kogoś podobnego na ulicy. Bohaterowie poboczni, mimo że nie opowiada się o nich zbyt wiele, są dobrze rozrysowani i trójwymiarowi. Sama chciałabym mieć tak zwariowanych przyjaciół, jakich ma główny bohater! Mimo wielu zwrotów akcji i pewnej dozy nieprawdopodobieństwa wierzę w tę historię. Bardzo prawdopodobne, że podobne przygody mogłyby się przydarzyć komuś z moich znajomych i wysłuchałabym tej historii nad herbatą albo piwem. Humor wylewa się z „Pomniejszych przypadków manii wielkości” bardzo szeroką falą. Przez chwilę zastanawiałam się, czy to swoiste tsunami nie zmiecie mnie z fotela, ale na szczęście tylko się popłakałam ze śmiechu. Historia Ignacego to o tyle dramatyczna historia miłosna, co próba poradzenia sobie z tą sytuacją poprzez humor. Świetnie ukazuje, że nawet największy problem można opisać w taki sposób, by nie wydawał się taki straszny i przytłaczający, jak większości się wydaje.
Polecam każdemu, kto chciałby na chwilę odpłynąć w zupełnie zwariowaną rzeczywistość, gdzie na ulicach w stanie wskazującym cytuje się wiersze, a miłości ze studiów przyjeżdżają pociągiem z innego świata do naszego. Absolutnie genialna.
„ – Ignaś, Ignaś… Ja nie mam pojęcia, co ty zamierzasz zrobić w ogóle, jak chcesz to przeprowadzić, nie wiem, jakiego rodzaju wyrafinowane zagrania taktyczne postanowiłeś przedsięwziąć, ale wiedz, że cokolwiek by to nie było, już mi się nie podoba. Znalazłeś sobie świetny czas na to, by jej mącić w głowie, wyśmienity po prostu! Nie można było, wiesz, wcześniej?
Ignacy wytarł twarz papierowym ręcznikiem i spojrzał na przyjaciela spode łba.
- Wcześniej? Ale co, no co ja jej wtedy mogłem…
- Co mogłeś?
- Zaoferować.
- Co? – żachnął się. – Nie dociera do człowieka. Siebie, Ignacy, siebie! Siebie, na litość boską! Czy ty zawsze musisz mieć weltschmerz jak stąd po dom Goethego?”
Przeczytane:2016-03-29, Ocena: 5, Przeczytałem, 52 książki w 2016, Mam,