Pomniejszy przypadek manii wielkości

Ocena: 5 (2 głosów)
Ignacy, młody historyk sztuki, samozwańczy arbiter elegancji z obsesją na punkcie piękna i słabością do alkoholu, staje przed największym z wyzwań, jakie czekają w życiu mężczyznę – podbicia serca ukochanej. Tymczasem Zofia, obiekt jego westchnień, nie tylko nic nie wie o tych uczuciach, ale zdążyła już obiecać swoją rękę innemu i zamieszkać w odległym mieście. Straceńczy i niejasny plan Ignacego zakłada, że w ciągu trzech dni, kiedy to Zofia przyjeżdża z wizytą, uda mu się rozniecić w niej gorące uczucie, a wszelką pomocą służyć ma mu zaprzyjaźnione małżeństwo, Feliks i Klara, wraz z barmanem Gustawem, który zawiaduje starą, zakurzoną knajpą „Pod umówionym jaworem”.

Informacje dodatkowe o Pomniejszy przypadek manii wielkości:

Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2016-04-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 978-83-8083-115-5
Liczba stron: 256

więcej

Kup książkę Pomniejszy przypadek manii wielkości

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Pomniejszy przypadek manii wielkości - opinie o książce

Avatar użytkownika - benioff
benioff
Przeczytane:2016-03-29, Ocena: 5, Przeczytałem, 52 książki w 2016, Mam,
,,Ignacy podszedł do okna, za którym słońce w ten dzień, jeden z najkrótszych dni w roku, powoli już bladło. Jak tu przekazać drugiemu człowiekowi nie wiadomość, nie suchy fakt, ale sposób postrzegania świata? By widział to samo, by czuł to samo." ,,Pomniejszy przypadek manii wielkości" Wojciecha Czusza ma szansę stać się powieścią kultową dla wszystkich pięknoduchów, galerników wrażliwości, studentów artystycznych kierunków czy wreszcie wszystkich tych romantyków, którzy w codziennym boju jaki toczą ze sobą delikatna i zagmatwana sfera ducha z twardą, prostolinijną rzeczywistością materialną niezmiennie stają po stronie wyidealizowanego duchowego piękna. Bohaterem tej niepospolitej, językowo wysmakowanej i stylizowanej na powiastkę filozoficzną w duchu Diderota ksiązki jest Ignacy, młody historyk sztuki, samozwańczy arbiter elegancji z obsesją na punkcie piękna i słabością do alkoholu. Rzec można, że to taki młodopolski dandys, pozornie nonszalancki w sposobie bycia, odrzucający mainsteamową sztancę i społecznie akceptowalną szarzyznę, współczesny hipster, którego energię absorbują wyłącznie projekty wysokie, nakierowane na rozwój ducha i kultury. Szczególnie pociąga go architektura, jako przejaw udanego mariażu sfery użytkowej z pozornie zbytecznym pięknem formy. Formy, z którą toczy nieustanne batalie niczym bohater Gombrowicza. Skojarzenia z twórczością tego autora biją po oczach, już od pierwszych zdań powieści Czusza i jedynie świadomość tej maniery, nakazuje nie potraktować tego wydawnictwa jako przejawu irytującej i pretensjonalnej stylizacji na teksty w rodzaju ,,Cierpień młodego Wertera". Przede wszystkim język. Bohaterowie Czusza nie dość, że noszą imiona jak z klasycznych romantycznych utworów czyli Ignacy, Gustaw, Feliks, Klara czy Tytus, to jeszcze rozmawiają z sobą zdaniami wielokrotnie złożonymi, pełnymi wyszukanego barokowego wręcz czy staropolskiego słownictwa. Weźmy scenę, gdy przebudzony po pijackiej imprezie bohater poddawany jest reanimacyjnym czynnościom przez przyjaciela, nie słyszy pod swoim adresem stosownych w tych okolicznościach obelg i prostych komend, ale spływa nań swoista inwokacja, jakby Feliks nie opieprzał kumpla, ale w wieszczym szale zdawał sprawozdanie ze swojej wizji na szczycie co najmniej góry Synaj. Starczy jednak poddać się tej stylizacji, by mieś niewypowiedzianą wręcz radochę z lektury. Nie bez przyczyny przywołany został przed chwilą legendarny Werter Goethego. Tytułowy pomniejszy przypadek manii wielkości również cierpi z podobnych pobudek, kiedy staje przed największym z wyzwań, jakie czekają w życiu mężczyznę - podbicia serca ukochanej. Tymczasem Zofia, obiekt jego westchnień, nie tylko nic nie wie o tych uczuciach, a jeśli nawet wie, to nie zamierza wyznać tego pierwsza, a ponadto zdążyła już obiecać swoją rękę innemu i zamieszkać w odległym mieście. Ignacy bije się więc z myślami, kotłuje z uczuciami, snuje straceńcze plany popada w niezdrowe ekscytacje, próbuje doprowadzić się do stanu, w którym będzie jednocześnie śmiały i brawurowy, co jest charakterystyczne dla upojenia alkoholowego oraz racjonalny i trzeźwy, by klarownie wyłożyć swoje racje i przekonać do nich ukochaną. Być może problemem jednak okazują się te racje właśnie. Niejednoznaczne, zagmatwane, niemożliwe do zdefiniowania i wyartykułowania. ,,Był taki czas, kiedy wiedziałem, co się ze mną dzieje, i czułem, że muszę, że koniecznie, ale przestraszyłem się wtedy, strach we mnie wzbierał większy i większy, że powiem - i skończy się nagle, i już nie będzie dwuznacznych żartów i trącania pod stołem, że kiedy postąpię o krok za daleko, wyznam jej jawnie, co czuję, to ona będzie rozczarowana. Że zawiodę ją tym, iż zabiłem tę niewinną, przyjemną zabawę, że będzie to, jakbym sam siebie przed nią wypatroszył, i zobaczy moje wnętrze, a tam, Feliksie, Klaro, a tam flaki tylko i, za przeproszeniem, gówno." Odwieczny ten dylemat, konflikt sacrum z profanum rozgrywa się głównie we wnętrzach artystycznej w klimacie knajpy o szalenie znamiennej nazwie ,,Pod umówionym jaworem". Tam wszystko się zaczyna, tam też będzie miało swój finał. Dosyć niejednoznaczny, jakby pozostawiający czytelnikowi możliwość własnej oceny wydarzeń i wyboru słusznego rozwiązania, w zależności od tego, czy trafi na czytelnika rozważnego czy bardziej romantycznego w postrzeganiu siebie i świata. Warto na koniec nadmienić, że rzecz cała bywa też momentami bardzo zabawna i wyraźnie czuć dystans autora do przedstawianych postaci, mimo iż są mu duchowo szalenie bliscy. ,,Kroczyli teraz niespiesznie, jak ludzie, którzy mają do dyspozycji cały czas na świecie (choć po prawdzie Ignacy musiał do łazienki) i rozmawiali o mijanych dziełach."
Link do opinii
Avatar użytkownika - Varo
Varo
Przeczytane:2016-04-03, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki w 2016 roku, Mam,

Ostatnio się nie poznaje. Jak sięgam pamięcią – zawsze ograniczałam się do czytania jednej książki na raz. Wtedy wciągałam się maksymalnie w akcje i bohaterów. Teraz jestem w trakcie lektury, żeby wam nie skłamać, dziesięciu [!] powieści. Co najzabawniejsze ogarniam wątki we wszystkich i pamiętam, gdzie co było. Po prostu magia! Nie odczuwam takiego niedosytu po skończeniu, co kiedyś, bo muszę zamknąć jeszcze co najmniej kilka historii i ciągle coś czytam. Kac książkowy zginął śmiercią tragiczną!  Dzisiaj mam dla was coś, co męczyłam dłuższy czas, a to z jednego powodu – jakoś tak się składało, że wrzucałam do mojej wyjazdowej torebki wciąż inne powieści i przez moje niedopatrzenie „Pomniejsze przypadki manii wielkości” czytywałam jedynie w domu. Zapraszam na dalszą część recenzji, a tam wszystkie powody, dla których warto się momentami poddać manii wielkości.

 

Niestety nie znalazłam żadnych informacji o autorze, dlatego pozostało nam wypatrywać biografii na stronie wydawnictwa Novae Res. Jestem niesamowicie ciekawa, kto stworzył tę powieść.

Ignacy, młody historyk sztuki, samozwańczy arbiter elegancji z obsesją na punkcie piękna i słabością do alkoholu, staje przed największym z wyzwań, jakie czekają w życiu mężczyznę – podbicia serca ukochanej. Tymczasem Zofia, obiekt jego westchnień, nie tylko nic nie wie o tych uczuciach, ale zdążyła już obiecać swoją rękę innemu i zamieszkać w odległym mieście. Straceńczy i niejasny plan Ignacego zakłada, że w ciągu trzech dni, kiedy to Zofia przyjeżdża z wizytą, uda mu się rozniecić w niej gorące uczucie, a wszelką pomocą służyć ma mu zaprzyjaźnione małżeństwo, Feliks i Klara, wraz z barmanem Gustawem, który zawiaduje starą, zakurzoną knajpą „Pod umówionym jaworem”. „Pomniejszy przypadek manii wielkości” to lekka, ironiczna opowieść, niepozbawiona wszakże dużej dawki humoru i inteligencji.

Zacznę od tego, że dawno się tak dobrze nie bawiłam. Ostatnim razem chyba na „Alcesaminie” Niklasa Paypera, chociaż tam fabuła skupia się bardziej na grotesce, a tutaj na komizmie postaci. Śmiałam się jak dzika przy niektórych fragmentach. Momentami nieco przez łzy, bo współczułam głównemu bohaterowi, ale nie potrafiłam się opanować. Przygody nieśmiałego intelektualisty zakochanego beznadziejnie od czasów studiów w tej samej kobiecie całkowicie podbiły moje serce. W dodatku jego filozoficzne i poetyckie zacięcie podkręcały język i wywoływały kolejne fale śmiechu. Styl autora jest niebanalny – stylizowany na skomplikowaną i kwiecistą mowę piękną przez wydarzenia zawarte w fabule oraz zachowania bohaterów jest przezabawny. Wielki plus za niesamowicie plastyczne opisy. Ignacy jest bohaterem totalnym – ma coś z tragizmu Wertera, ale też komizm współczesnych kabaretowych interpretacji Romeo. Jest cudnie przerysowany i właśnie dzięki temu wierzę w tę postać. Nie zdziwiłabym się, gdybym kiedyś spotkała kogoś podobnego na ulicy. Bohaterowie poboczni, mimo że nie opowiada się o nich zbyt wiele, są dobrze rozrysowani i trójwymiarowi. Sama chciałabym mieć tak zwariowanych przyjaciół, jakich ma główny bohater! Mimo wielu zwrotów akcji i pewnej dozy nieprawdopodobieństwa wierzę w tę historię. Bardzo prawdopodobne, że podobne przygody mogłyby się przydarzyć komuś z moich znajomych i wysłuchałabym tej historii nad herbatą albo piwem. Humor wylewa się z „Pomniejszych przypadków manii wielkości” bardzo szeroką falą. Przez chwilę zastanawiałam się, czy to swoiste tsunami nie zmiecie mnie z fotela, ale na szczęście tylko się popłakałam ze śmiechu. Historia Ignacego to o tyle dramatyczna historia miłosna, co próba poradzenia sobie z tą sytuacją poprzez humor. Świetnie ukazuje, że nawet największy problem można opisać w taki sposób, by nie wydawał się taki straszny i przytłaczający, jak większości się wydaje.

Polecam każdemu, kto chciałby na chwilę odpłynąć w zupełnie zwariowaną rzeczywistość, gdzie na ulicach w stanie wskazującym cytuje się wiersze, a  miłości ze studiów przyjeżdżają pociągiem z innego świata do naszego. Absolutnie genialna.

 

„ – Ignaś, Ignaś… Ja nie mam pojęcia, co ty zamierzasz zrobić w ogóle, jak chcesz to przeprowadzić, nie wiem, jakiego rodzaju wyrafinowane zagrania taktyczne postanowiłeś przedsięwziąć, ale wiedz, że cokolwiek by to nie było, już mi się nie podoba. Znalazłeś sobie świetny czas na to, by jej mącić w głowie, wyśmienity po prostu! Nie można było, wiesz, wcześniej?

Ignacy wytarł twarz papierowym ręcznikiem i spojrzał na przyjaciela spode łba.

- Wcześniej? Ale co, no co ja jej wtedy mogłem…

- Co mogłeś?

- Zaoferować.

- Co? – żachnął się. – Nie dociera do człowieka. Siebie, Ignacy, siebie! Siebie, na litość boską! Czy ty zawsze musisz mieć weltschmerz jak stąd po dom Goethego?”

 

Link do opinii
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy