Kiedy magia wkroczy w twoje życie, na zawsze już pozostaniesz w jej migotliwym uścisku.
Hoffmannowski „Dziadek do orzechów” w wersji dla dorosłych. Opowieść pełna baśniowych czarów, niesamowitości i grozy – uwodzicielska i niepokojąca.
Nottingham, rok 1906.
Marietta Stelle marzy o karierze baletnicy. Jednak w miarę zbliżania się Świąt Bożego Narodzenia z coraz większym smutkiem myśli o tym, że będzie musiała porzucić swoją pasję – rodzina życzy sobie, by w dzień Nowego Roku wyszła za mąż i zajęła należne sobie miejsce w społeczeństwie. Kiedy sąsiednią kamienicę kupuje tajemniczy wytwórca zabawek dr Drosselmeier, Marietta nie przeczuwa jeszcze, że wkrótce w jej życie wkroczy magia.
Gdy jednak Drosselmeier konstruuje misterną scenografię teatralną do jej ostatniego występu baletowego, młoda tancerka odkrywa, że scena stała się miejscem zaczarowanym. A gdy zegar wybija północ, pięknie udekorowana sala balowa w jej rodzinnym domu znika, a ona stoi w lodowatej ciszy pośrodku cukrowego pałacu, w lesie pełnym ośnieżonych jodeł… Jaki mroczny czar ktoś tutaj roztoczył? Co to za tajemnica?
Marietta musi znaleźć sposób na powrót do domu, zanim na zawsze zostanie uwięziona w zwodniczym uścisku Everwood.
W ciemności nocy czai się magia. Nigdy nie zapomnisz tego, co spotka cię po północy w Everwood.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2022-11-09
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 416
Marietta, bohaterka powieści M. A. Kuzniar „Północ w Everwood”, to dziewczyna z pasją. Kocha balet, ale jej rodzina uważa go za dziecinne hobby. Jak każe obyczaj, Marietta ma znaleźć dobrą partię na męża i zostać przykładną panią domu. W sąsiedztwie zamieszkuje tajemniczy Drosselmeier, mężczyzna intrygujący i majętny. Wygląda na to, że upatrzył sobie Mariette, ku uciesze jej matki. Ale dziewczyna nie zamierza zrezygnować z marzeń. „Nie może być, jak motyl ze skrzydłami przebitymi stalowymi szpilkami, zakonserwowany i piękny w szklanej klatce, choć jego serce przestało bić”[1] Uciekając przed absztyfikantem Marietta trafia do mroźnego, magicznego Everwood. Początkowo jest zauroczona nowym miejscem, ale po pewnym czasie przekonuje się, że zmieniła jedną złotą klatkę na inną.
Aby opowiedzieć wam, czy ta powieść mi się podobała muszę podzielić ją na kilka części. Początek, kiedy poznajemy Mariettę, jej rodzinę i znajomych jest całkiem obiecujący. Młoda dziewczyna, której rodzice podcinają skrzydła, zaściankowe myślenie dorosłych spętanych obyczajem, ogromna potrzeba buntu – to czyni z Marietty ciekawą postać, wybiegającą poza czas, w jakim żyje. Trochę „zgrzytało” mi, iż rodzice Marietty pogardzają jej pasją, ale pozwalają jej ją rozwijać – opłacają lekcję, urządzają przedstawienie, na którym może pokazać swoje umiejętności. Jest w tym pewna niekonsekwencja, albo złośliwość. Na tym etapie M. A. Kuzniar wprowadza też Drosselmeiera, który na początku jest szarmancki, ale stopniowo zaczyna aspirować do demonicznej postaci. Jest przy nim magia, a my jesteśmy ciekawi jej źródła i tego, jak ją wykorzysta.
W kolejnej części Marietta przenosi się do Everwood. Wydarzenia, które się tu rozgrywają mają być przyczynkiem do głębokiej przemiany bohaterki. „Kiedy znów spotka Drosselmeiera, nie będzie już tą samą uległą panną, którą tak umiejętnie manipulował. Będzie umiała wyrwać się spod jego wpływu”[2]. Niewątpliwie po tym, co przeżyła Marietta nie można być tą samą osobą, ale ta przemiana niezbyt się autorce książki udała. Od początku M. A, Kuzniar kreuje silną osobowość, zdecydowaną walczyć o swoje marzenia. Ja bym powiedziała, że doświadczenia z Everwood tylko bohaterkę wzmocniły, a bezpośrednia motywacja do podjęcia pewnych kroków pojawiła się raczej w finale.
Everwood ma być miejscem otoczonym magią. Niestety perspektywa, jaką przyjęła M. A. Kuzniar, nie pozwala nam dobrze poznać tego miejsca. Centrum wydarzeń jest Marietta, która przez większość czasu pozostaje w jednym miejscu i pędzi dość nudny żywot, chociaż naznaczony groźbami. „Ten niezmienny rytm dnia zapewne doprowadziłby Mariettę do utraty zmysłów (…)”[3]. Cóż, mnie prawie doprowadził. I to był cios dla tej powieści. Zamiast grozy, dramaturgii autorka serwuje nam pogaduszki i ciuszki. M. A. Kuzniar bardzo lubi opisy strojów i wnętrz. Na początku jest to może nawet ładne, szczególnie, że w baśniowej krainie panuje osobliwa moda, jednak autorka przesadza. Akcja ginie pośród satyny i jedwabiów. Jest tu mnóstwo elementów, o których można opowiedzieć, postaci, które można rozwinąć i boli mnie, że przegrały z kolejną balową suknią.
Dla przykładu mamy dwóch świetnych antagonistów. Jednym z nich jest wspomniany już Drosselmeier, drugim król Gelum, który sprawuje okrutne rządy w Everwood. Te postacie wprowadzają fajny element grozy, który jest mile widziany w baśniach dla dorosłych, natomiast nie mają dużego pola do popisu. Myślę, że powieści zrobiłoby dobrze, gdyby ci bohaterowie mogli szerzej pokazać swoje moce i gdybyśmy lepiej poznali ich motywację. Bo owa została sprowadzona do „bo tak chcę”.
Kiedy dotarłam do finału miałam już wyrobione zdanie na temat „Północy w Everwood” i wydarzenia zamykające książkę go nie zmieniły. Można powiedzieć, że autorka ani się nie pogrążyła, ani nie uratowała swojej książki.
Jak mogę się domyślać „Północ w Everwood” miała być baśniową opowieścią o walce z normami społecznymi. Głowna bohaterka miała zerwać łańcuchy i odrodzić się niczym feniks. Założenie piękne, natomiast zaginęło ono gdzieś w toku fabuły. Książkę czyta się dość sprawnie, ale bliżej jej „babskiego czytadła”, które ma bawić niż do powieści społeczno-fantastycznej. Bardzo wąska perspektywa skupiona na głównej bohaterce, obszerne opisy wyglądu, watek miłosny, wątpliwa logika niektórych wydarzeń, czy zachowań bohaterów, niewykorzystany potencjał miejsca akcji i niektórych postaci – to wszystko sprawia, że „Północ w Everwood” ma wyłącznie walor rozrywkowy.
[1] M. A. Kuzniar, „Północ w Everwood”, przeł. Małgorzata Stefaniuk, wyd. Albatros, Warszawa 2022, s. 21.
[2] Tamże, s. 251.
[3] Tamże, s. 285.
Pogoń za marzeniami to szczególny rodzaj cierpienia; nie jest dla osób o słabym charakterze ani tchórzliwych. Wymaga ogromnej siły i niezłomnej determinacji.
Północ w Everwood trafiła do mnie przed świętami i opinia o tej książce właśnie wtedy miała się ukazać, ale wiecie sami dobrze, jak to jest z planami. To jednak taka uniwersalna opowieść, którą można czytać przez cały rok.
Książka Marii Kuzniar jest historią fantastyczną, ale też, a może przede wszystkim, przepiękną baśnią dla dorosłych na wskroś magiczną. Widać duży wpływ klasyka Dziadka do orzechów E.T.A. Hoffmana, ale podobieństwa nie są przytłaczające. Kuzniar poradziła sobie świetnie sama i bardzo sprawnie wykreowała swój własny świat, dzięki niewyobrażalnej wyobraźni. Przenieśmy się zatem choć na małą chwilkę do świata, gdzie istnieje magia.
Nottingham, rok 1906. Marietta Stelle tańczy, a jej marzenia krążą wokół baletu i by być tą, która na scenie błyszczy najmocniej. Jednak jej rodzice mają wobec dziewczyny zupełnie inne plany. Postanowili jak najszybciej wydać Mariettę za mąż, a i sposobność nadarzyła się idealna, bo po sąsiedzku wprowadza się dr Drosselmeier, według nich świetna partia dla córki.
Jeszcze tylko zatańczy ostatni raz, przed planowanym ślubem i przed ukończeniem 21 lat, na scenie, którą konstruuje sam przyszły pan młody.
Marietta od razu zauważa, że cała scenografia jest zupełnie inna od znanych jej do tej pory, lecz nie ma pojęcia, że jest miejscem magicznym. Z wybiciem północy ta dziwna sceneria się zmienia. Marietta już nie jest na scenie, ale na śniegu, gdzie rosną piękne jodły, a widok zapiera dech w piersiach. Mnie trochę zapachniało w tym momencie Opowieściami z Narnii, ale tylko przez momencik. Ale cóż za dziwo. Cukrowy pałac! Niby wszystko pięknie wygląda, ale jak się okaże, trzeba szybciutko opuścić Everwood, bo tutaj trafiła niedoszła panna młoda. Przed Mariettą trudne wyzwanie, bo na szali ma swój własny los, a Everwood nie jest tak piękne na jakie wygląda. Jest niebezpieczne i kryje mnóstwo tajemnic i niespodzianek. Czy dziewczynie uda się wrócić do swojego, zwykłego życia?
Mariettę można śmiało zaliczyć do silnych i dumnych bohaterek. Z ogromną wytrwałością próbuje spełniać swoje marzenia. Nie daje się łatwo podporządkować innym i stara się pozostawać wierna sama sobie. Jak widać, jest to taki typ bohaterki, który można polubić i na pewno jej kibicować.
Maria Kuzniar zbudowała również tę historię na przyjaźni. Przyjaźni kobiecej. Muszę przyznać, że jak na nowe znajomości/przyjaźnie to naprawdę można było na nie liczyć. Dziewczyny bardzo dobrze na siebie oddziaływały i dzielnie stawiały czoła napotkanym przeszkodom. Ale to nie wszystko, bo dla wielbicieli uniesień romantycznych mam wiadomość – będzie też troszkę romansu. Nie lubię, ale tutaj mi akurat nie przeszkadzał, bo nie wyrywał do przodu i nie utrudniał fabuły.
Kiedy magia wkroczy w twoje życie, już na zawsze pozostaniesz w jej migotliwym uścisku.
Przyznam, że te słowa nie brzmią najprzyjemniej i nie wróżą dobrze. I po lekturze mogę szczerze napisać, że nie jest to ot takie sobie gadanie. Bajka/baśń i magia są dobre na chwilę – krótszą czy dłuższą – ale chwilę. Wieczność w Everwood byłaby złotą klatką, w której chyba nikt z nas nie chciałby się znaleźć.
Powieść Północ w Everwood okazała się wspaniała przygodą, fantastyczną i magiczną. I tak, jak napisałam na początku, idealna do czytania w okresie przedświątecznym, ale także przez cały rok. Jestem pewna, że jeszcze do niej wrócę i dam się na moment zaczarować i przenieść do zaśnieżonych jodeł, słodyczy i niebezpieczeństw.
A czy Was też ciągnie do magicznego Everwood?
"Północ w Everwood" M. A. Kuzniar to powieść należąca do gatunku fantasy. Ba początku muszę przyznać, iż nie rozumiem fenomenu tej książki. Okej, nie mówię, że jest jakaś tragiczna. Jest dobra, ale nie jakaś wybitna. Moim zdaniem dialogi były przereklamowane przez co trudno mi się to czytało. Totalnie mnie nie wciągnęła, choć sama historia i pomysł fabuły są intrygujące. Nie jest to, więc książka, którą polecałabym chętnie a raczej w przypadku zabicia czasu z braku ciekawszej lektury. Powieść czyta się błyskawicznie, niestety nie sądzę, żeby została ze mną na dłużej. Bohaterowie nie byli jacyś rzeczywiści. Już bardziej podobało mi się "Hazel Wood" Melissy Albert, które ma podobny klimat, a jest o wiele bardziej ciekawsza i wciągająca no i oczywiście mroczniejsza. Gdyby wyjąć dosłownie kilka scen, mogłoby ją przeczytać dziecko.
A więc podsumowując nie jest to książka, która mnie zachwyciła i jakoś nieszczególnie miałabym ochotę do niej powrócić. Ot taka powiastka i wyłącznie dla zabicia czasu. Styl pisania zostawia dużo do życzenia a dialogi między bohaterami były po prostu bardzo sztuczne i nie napisane najlepiej.
Nottingham. 1906 rok. Marietta Stelle. To młoda kobieta z wyższych sfer, której miłością jest balet. Rodzicie łaskawie pozwolili jej na lekcje baletu, ale warunek jest jeden. Dobre zamążpójście, które wówczas traktowane było raczej jako intratna umowa handlowa. Odpowiednie małżeństwo sprawi, że wywietrzeją jej z głowy wszystkie głupoty. Balet oczywiście też… Wszak nie przystoi, aby dziewczyna z wyższych sfer biegała w tak nieodpowiednim stroju przed ludźmi… Balet to nie sztuka, to kaprys. A żaden kaprys nie jest wieczny…
Przed Mariettą ostatni występ. Boże Narodzenie to będzie czas pożegnania się z baletem. Tym bardziej, że w ich okolicy nagle pojawił się tajemniczy doktor Drosselmeier. Natychmiast został uznany za bardzo dobrą partię i wszystkie rodziny mające córki na wydaniu postanowiły nie przepuścić takiej okazji.
Tak, rodzice Marietty też nie chcieli stracić tej szansy, więc nie zwlekając aż ubiegną ich sąsiedzi zaprosili Drosselmeier’a na kolację.
Oczarował wszystkich! Czy to dlatego, że był taki tajemniczy? Czy to dlatego, że był przystojny i szarmancki? Czy to dlatego, że był zamożny? Czy to dlatego, że był elokwentny i snuł ciekawe opowieści o dalekim świecie? Czy to dlatego, że z każdą jego wizytą w domu Stelle’ów pojawiały się magiczne zabawki, które zachwycały każdego niezależnie od wieku?
Tak, Marietta też się nim zachwyciła. Z czasem jednak to nie zachwyt, a strach towarzyszył jej za każdym razem, gdy w pobliżu był on, doktor Drosselmeier. Na nieszczęście Marietty Drosselmeier gościł w ich domu coraz częściej i częściej…
Wigilia. Czas cudów! Czas magii! Czas narodzin nowego życia! A gdy wybija północ… Marietta znalazła się w innym świecie…
Everwood! Cóż to za kraina? Wszędzie śnieg i lód. Wszędzie unoszące się zapachy marcepana i czekolady. Domki z piernika. Słodkości, słodkości, słodkości. Tak jakby Everwood zostało stworzone przez Wielkiego Cukiernika! Bajka! Nic dziwnego, że Marietta tym światem zachwyciła się!
Cukrowy pałac! Przyjaźni mieszkańcy Everwood przestrzegali ją przed odwiedzinami w pałacu. Kapitan stanowczo zabronił jej wejścia do pałacu. A Marietta? Zrobiła po swojemu… i przepadła!
Cóż się okazało? Pałac to złota klatka. Everwood niczym doktor Drosselmeier. Początkowy zachwyt przyćmił czające się zło. Balet? Okazał się udręką.
Czy Marietta zdoła opuścić pałac? Czy znajdzie drzwi do swojego świata? Czy wróci do swojej rodziny? Czy zrozumiała swój błąd? Czy będzie potrafiła wyciągnąć lekcję na przyszłość?
Bo to, że wróci jako inna osoba to więcej, niż pewne…
Na tym koniec! Nic więcej nie napiszę, aby zbyt wiele nie zdradzić.
Jestem zachwycona tą powieścią! Aż sama się zdziwiłam, jak bardzo wciągnął mnie ten baśniowy świat! Jak na baśń przystało jest i morał.
Nic nie jest albo czarne, albo białe. Choć raczej w tym przypadku powinnam powiedzieć: nic nie jest albo słodkie, albo gorzkie.
Marzenia. Tak, warto je mieć, ale marzyć też trzeba umieć.
Przyjaźń. Tak, przyjaciele są potrzebni, ale trzeba potrafić oszacować, kto tym przyjacielem jest, a kto nie.
Walka. Życie to nieustająca walka. Nie zawsze trzeba walczyć z bronią w ręku, ale strategiczne decyzje należy podejmować każdego dnia.
Miłość. Gdy spotkamy odpowiedniego człowieka, będziemy wiedzieć czym jest prawdziwa miłość.
„Północ w Everwood” to jest książka, do której chętnie będę wracać w grudniowe wieczory!
Marietta pragnęła jedynie tańczyć. Nie tak to jednak miało wyglądać. Powiadają, by uważać, czego człowiek sobie życzy…
Gdyby ktoś mnie zapytał, o czym jest fabuła książki “Północ w Everwood”, nie potrafiłabym krótko i zwięźle odpowiedzieć. Autorka bowiem w umiejętny, dojrzały i interesujący sposób połączyła ze sobą wiele kwestii, proponując czytelnikowi dopracowaną i dobrze napisaną historię. Kwestie istotne dla literatury obyczajowej zostały w tym przypadku połączone z mroczną i pełną napięcia nutką, pozostawiając jednak pierwsze miejsce dla baśni i elementu fantasy.
Podążając za Kuzniar przenosimy się do bajowej krainy, która wywiera niesamowite wrażenie. Dające do myślenia opisy, działające na wyobraźnię miejsca, magia zapachu i koloru. Podczas lektury bardzo łatwo to wszystko poczuć, zobaczyć i usłyszeć. Słodycz i gorycz tej opowieści wydają się opuszczać książkowe strony i otaczać czytelnika. Moim zdaniem przedstawienie Everwood jest największą zaletą powieści. Mocne, wiarygodne, spójne, działające na wszystkie zmysły. Coś wspaniałego.
Lektura zdecydowanie jednak nie jest zbyt przesłodzona i cukierkowa. Warstwy lukru i czekolady nie zakryły bowiem okrucieństwa, brutalności i słabości. Choć opowieść przede wszystkim sprawia wrażenie bajki dla dorosłych, a magiczne wątki wygodnie się w niej rozgościły, to nie brakuje w niej sporej dawki realizmu i tematów, których obecność w prawdziwym życiu jest właściwie obowiązkowa. Skomplikowane relacje rodzinne, walka o marzenia, konieczność podejmowania trudnych decyzji, źle ulokowane uczucia. Dla wielu z nas brzmi bardzo znajomo, prawda?
Od początku w książce wiele się dzieje. Ani przez chwilę nie pomyślałam, by powieść odłożyć lub zrobić sobie od niej przerwę. Mroźny klimat i świąteczne tło okazały się dobrym wyborem na wakacje. Książka towarzyszyła mi w trakcie leniwych urlopowych dni i świetnie się sprawdziła. Kolejne rozdziały przyniosły zmianę tematyki i dynamiki, ale moim zdaniem było tylko ciekawiej. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym, w jaki sposób Kuzniar poprowadziła swą opowieść, jak ładnie wszystko zaplanowała i zrealizowała.
Bardzo korzystnie w książce wypadają także kreacje postaci. Autorka postarała się zarówno przy tworzeniu charakterystyki głównej bohaterki, jak i osobowości drugiego planu. W historii przeplatają się dobre i mroczne dusze, zupełnie jak w prawdziwym życiu. Nie zawsze jednak można od razu rozpoznać, kto stoi po której stronie. I w tej kwestii zatem można znaleźć sporą dawkę realizmu i autentyczności.
Kuzniar ma lekki, przyjemny i wypracowany styl. Całość czyta się dobrze i szybko. Nie doszukałam się żadnych fałszywych nutek czy zgrzytów w opisach i dialogach.
„Północ w Everwood” to przekonująca i zapadająca w pamięć opowieść. Spędziłam z nią bardzo miło czas. Nie mam jej nic do zarzucenia. Dobrze sprawdzi się w tych chłodnym czasie. Nikomu nie zaszkodzi odrobina magii i fantazji.
Recenzja „Północ w Everwood”
„-Jestem zobowiązana spełniać oczekiwania rodziny. – Te słowa tkwiły w jej sercu jak kolec. Zmusiła się do przybrania miny niezdradzającej jej wewnętrznego rozdarcia.”
„Północ w Everwood” to powieść wydana w 2022r. a jej autorką jest M.A.Kuzniar. Twórczyni książek dla dzieci i dorosłych, na których historie wpłynęły liczne podróże pisarki. Odwiedziła ona ponad 30 krajów, a w Hiszpanii zamieszkała na 6 lat. Obecnie mieszka w Nottingham, gdzie pracuje jako nauczycielka oraz pisze nowe powieści. „Północ w Everwood” jest jedną z nich.
Marietta Stelle jest młodą kobietą chcącą spełniać swoje marzenia. Niestety żyjąc w roku 1906 i posiadając rodzinę, która nade wszystko ceni sobie opinię innych, nie sposób jest podążać własną ścieżką. Dziewczyna chce tylko tańczyć w balecie, ale jej bliscy pragną dla niej innego losu, nade wszystko chcą ją wydać za mąż. Dla Marietty jednak wizja ta jest jednoznaczna z zamknięciem w klatce. Dlatego walczy odganiając od siebie wszystkich adoratorów. Niestety, wszystko się zmienia gdy kamienicę obok wykupuje pewien samotny dr. Drosselmeier. Okazuję się że jest on wynalazcą i w związku z tym zostaje zatrudniony do stworzenia scenografii do ostatniego występu baletowego Marietty. Nikt jednak nie wie, że scenografia ta ma w sobie magię, a zadzieranie z doktorem może się skończyć nie ciekawie. Pewnego dnia przez wynalazki Drosselmeiera dziewczyna zostaje przeniesiona wprost do zimowego Everwood, w nowym miejscu szybko trafia do cukrowego zamku. Teraz musi się z niego wydostać i to szybko, bo inaczej już na zawsze będzie musiała mieszkać, uwięziona w jednej z komnat zamczyska.
„Północ w Everwood” to książka wciągająca i pochłaniająca czytelnika. Mimo iż nie jest to literatura lekka, czyta się ją bardzo płynnie, a pełna magii i czarów opowieść wciąga do swojego świata każdego kto chce ją poznać. Postać Marietty pokazuje jak ważne są marzenia i jak wiele człowiek potrafi zrobić aby je spełnić. Ta pełna charakteru i uporu młoda kobieta, pokona każdą przeszkodę, aby tylko osiągnąć swój cel. Skończyłam czytać tą książkę już wczoraj, ale ciągle jestem pod jej wpływem. Wspaniała, piękna historia o walce o marzenia.
"Północ w Everwood" to magiczna historia z bajkowym klimatem. Opowiada losy młodej dziewczyny, której największą pasją w życiu jest balet. Gdyby mogła poświęciłaby mu całe życie, jednak marzenie Mariett tłamszone jest przez rodziców, którzy nie wierzą w jej talent. Wszystko zmienia się w magiczną wigilijną noc kiedy to ucieczka dziewczyny zmienia całkowicie jej życie. Z jednej klatki niespodziewanie brutalnie zostaje wciągnięta w drugą, tym razem za złota. Jednak dobrze wiemy, że nawet złota klatka pozostaje więzieniem.
Czy czeka ją szczęśliwe zakończenie?
Być może, tego oczywiście Wam nie zdradzę, jednak myślę, że macie świadomość jak wielką moc mają marzenia. W tej historii nasza główna bohaterka broni się rękami i nogami, aby postawić na swoim. Walczy każdego dnia, aby jej głos został usłyszany. Jednak jej los nie będzie usłany różami, a na jej drodze pojawią się kolce, które w dość brutalny sposób pokażą jej jaki skutek mają źle podjęte decyzję.
Muszę przyznać, że bardzo podobała mi się ta historia. Z jednej strony była lekka i przyjemna, gdyż bardzo szybko wkręciłam się w ten magiczny świat, z drugiej natomiast wartościowa, pouczająca i wciągająca, przez co nie mogłam się od niej oderwać. Jestem fanką kreacji postaci, były one bardzo różnorodne i charakterystyczne, przez co nie dało się przejść obok nich obojętnie. Każdy w jakiś sposób przykuł moją uwagę i zapadł mi w pamięci. Najbardziej intrygowała mnie postać Drosselmeier'a i Legat'a, gdzieś tam z biegiem kolejnych stron chciałam wiedzieć co siedzi im w głowach.
Dodatkowo mogę powiedzieć, że magiczny świat, który został wykreowany wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Gdzieś tam momentami, mogło być go więcej, jednak nie mogę narzekać na to co dostaliśmy, ponieważ mi osobiście bardzo podobał się wątek fantastyczny w tej historii.
Jeśli więc lubicie baśniowe historie pełne intrygujących bohaterów, trudnych wyborów, walki o siebie, tajemniczego klimatu i lekkiego romansu to ta historia będzie idealna dla Was. Ja Wam ja mogę polecić! ?