Rok 1942. Dwie siostry, młode Żydówki, uciekają z getta w małym miasteczku na kresach dawnej Rzeczypospolitej. Przebrane za chłopki, zgłaszają się do Arbeitsamtu. Chcą dobrowolnie wyjechać na roboty do Niemiec. Wraz z grupą robotnic przymusowych rozpoczynają najważniejszą podróż w swoim życiu. Droga prowadzi na zachód, wśród wszechobecnej grozy, szantaży, wrogości, obojętności, a czasem nieoczekiwanej życzliwości przypadkowo spotkanych ludzi. Bohaterki na każdym kroku ryzykują życie, walczą o przetrwanie, pracując w niemieckich fabrykach i u rolników. Książka Idy Fink jest przejmującym świadectwem losu ludzi pozbawionych prawa do istnienia, postawionych przed dylematami: jak odróżnić wrogów od przyjaciół, jak ocalić własną tożsamość i jak przetrwać w oszalałym świecie.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2012-01-11
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 200
Po wkroczeniu Niemców na wschodnie ziemie Polski w 1941 roku żyjący na tych terenach Żydzi rozpaczliwie szukają schronienia. Artur i Klara wraz z córeczką...
Przeczytane:2015-09-13, Ocena: 5, Przeczytałam, Absolutnie ulubione, Literatura piękna, Mam, W 2015 roku przeczytałam...,
„Stojąc w oknie, pomyślała: niech spadnie gwiazda. Była przesądna, wszyscy wtedy byli przesądni, każdy na swój własny, sobie tylko znany sposób”. Ida Fink nie zobaczyła spadającej gwiazdy, ale znalazła połówkę podkowy. Podobno tylko cała podkowa przynosi szczęście, ale Ida nie przejęła się tym, że jej znalezisko najprawdopodobniej straciło nie tylko część swojego fizycznego jestestwa, ale i nadnaturalną moc uszczęśliwiania innych. Wtedy jak nigdy potrzebowała znaków świadczących o tym, że będzie dobrze, bo gorzej już być nie mogło. W 1942 roku Ida i jej siostra Maria były jedynymi przedstawicielkami młodego pokolenia swojej rodziny. Reszta rozstała się z życiem jak większość żydowskich mieszkańców prowincjonalnego polskiego miasteczka, ocalałych czekał podobny los, jednak ani Ida, ani Maria, ani ich ojciec nie chcieli umierać. Ociec postanowił się ukryć, a córki zdecydował się wyprawić w podróż do najbezpieczniejszego miejsca dla dwóch młodych żydówek — do hitlerowskich Niemiec.
Wbrew pozorom nie był to straceńczy pomysł. Ówcześnie wiele Żydówek po wywalczeniu polskich papierów wyjeżdżało do Niemiec jako polskie wieśniaczki. Taki plan miały też Ida i Maria, panienki z dobrego żydowskiego domu. Maria była śniada, miała ciemne włosy i oczy, obie miały zadbane ręce, mówiły staranną polszczyzną. Nie wyglądały jak proste dziewczęta ze wsi. Musiały zabawić się w makabryczny teatr (tak swoje wojenne poczynania po latach wspominała Ida), obie zmieniały tożsamości, udawały, że uczą się języka niemieckiego, który miały perfekcyjnie opanowany, wiedziały, że ich tłumacze, zmieniają znaczenie ich słów, ale nie mogły oponować, a co najgorsze musiały zmierzyć z murem ludzkiej obojętności i nienawiści. Na raz.
Historia Idy i Marii jest przerażająca, wyciska łzy, uświadamia bezradność — jest dokładnie taka, jaka powinna być standardowa autobiografia z Holocaustem w tle. Przykro mi to pisać, ale jedynym plusem wielu wojennych powieści jest to, że są one rozdzierająco smutne. Ida Fink swoją „Podróżą” udowodniła, że o wojnie można pisać inaczej: bez emfazy, bez patosu, ale też nie czysto naturalistycznie i nie bohatersko. Fink była przede wszystkim pisarką, a dopiero potem ofiarą Holocaustu, była też niekwestionowaną mistrzynią narracji. To, w jaki sposób panowała nad każdym czasownikiem użytym w tej książce zasługuje na najwyższe uznanie, podobnie jak elegancki, zdystansowany styl pisarki. Przy jego pomocy całe napięcie, które towarzyszyło siostrom w najtragiczniejszych momentach przenosi się na czytelnika, czyniąc lekturę książki czynnością intymno-ekstremalną. Sama nazywała tę książkę fikcją autobiograficzną. Myślę, że każdy, kto przeczyta „Podróż” na swój sposób zrozumie, jaką rolę pełni w tym określeniu słowo „fikcja”.
Fink nie zastosowała w swej książce konwencji doskonałej pamięci, wiele razy pyta samej siebie pamiętasz?”, przyznaje się do luk w pamięci, ale podaje przy tym szczegóły, które budują rzeczywisty klimat tej książki („Pierwsze szepty — Żydówki, Żydówki złapali...”). Pisze w kilku osobach, żadnej nie używa przypadkowo. Jej „Podróż” jest jakby utkana z żelaznej koronki. Fink rozrywa ją dopiero w ostatnim rozdziale, w którym opisuje drugą podróż, którą, już po wojnie, odbyła z mężem. Razem z nim odwiedzała miejsca, w których kiedyś ważyły się jej losy. Dopiero wtedy wyzbyła się opiekuńczej maniery starszej siostry i przyznała „mam dość”.
„Wybitna książka, bardzo osobista w szczegółach, a jednocześnie uniwersalna w swej wymowie”
The New York Times