Akcja powieści Ivany Dobrakovovej rozgrywa się w Turynie, nazywanym miastem satanistów i egzorcystów. „Słońce Turynu” jest przewrotne: główna bohaterka porusza się raczej w strefie cienia – miota się pomiędzy obowiązkami matki i żony, jest zawieszoną między różnymi tożsamościami wielokrotną emigrantką szukającą w rzeczywistości dogodnej szczeliny, pęknięcia, w które mogłaby uciec. To właśnie w takiej szczelinie rodzi się tęsknota za ekstremum, pokusa przekraczania granic – przede wszystkim moralnych i cielesnych. Zdecydowanie jednak pojemniejsza okazuje się kwestia zasięgu zła – pytanie o to, czy zło jest dziedziczne, czy czeka na odpowiednie warunki, żeby zakiełkować.
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Data wydania: 2023-06-06
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 200
Z twórczością Pani Ivany Dobrakovovej do tej pory nie miałam okazji się zapoznać. Zapragnęłam, dowiedzieć się czegoś więcej o niej czytając powieść pt. ''Pod słońcem Turynu''.
Nie ukrywam tego, że rozpoczynając, przyjaźń z główną bohaterką imieniem Kristina będącą żoną i mamą czujnym okiem spojrzę na jej życie. Jak ono wygląda z perspektywy roli mamy, żony i czy radzi sobie ze wszystkimi obowiązkami, czy umie być dzielna w chwilach trudnych, co daje jej siłę, aby mogła zrozumieć to, co się wokół niej dzieje i czy umie odpowiednio reagować na niebezpieczne sytuacje, które są dla jednych wymyśloną grą, zabawą, a może jedynie iluzją?
Powieść ta składa się z 3 części. Nie czyta się jej szybko.
Charakterystyczne jest dla tej powieści, że opisane są miejsca, gdzie toczy się akcja głównych wydarzeń.
Polubiłam bardzo młodszego syna Kristiny -Alessia. Pomimo tego, że jest, on młodszy w umiejętny sposób potrafi dzięki wyrażaniu odważnych zabawnych tekstów wywołać uśmiech podczas toczących się interesujących rozmów z mamą, a dotyczą one sytuacji mających związek w uczestnictwie na zajęciach szkolnych oraz poza nimi.
Kristina kocha obu synów. Ma utrudniony kontakt ze starszym synem Emanuelem, bo dla niego liczy się świat gier, muzyki, którego ona zupełnie pomimo wszelkich starań nie rozumie. Jedynie spotykają się podczas posiłków domowych, które z przyjemnością dla rodziny przyrządza. Nie potrzebuje pomocy domowej. Umie dobrze gospodarować czas i jak każda mama martwi się o synów.
Czytanie tego rodzaju powieści nie daje do samego końca dotrzeć ku zagwarantowanym pełnych rozważań do gotowych rozwiązań życiowych sytuacji, z którymi zmagają się w niej występujący główni, jak również drugoplanowych bohaterów, bo każdy z nich ma możliwości wnieść coś od siebie bądź nie.
Można z łatwością dokonać oceny z postaw, jakie czynią bohaterzy, ale czy są one godne naśladowania i czy istnieje, na nie usprawiedliwienie to wymaga głębokiej analizy dotyczącej zastanowienia się, czy wygra prawdziwa miłość do rodziny, poświęcenie, a może jednak uległość?
Czy prawda o głównej bohaterce ujrzy światło dzienne, czy zachowanie męża Kristiny oraz jej synów ulegnie poprawie wobec niej, czy odnajdzie, swój azyl w Turynie o tym warto, się przekonać czytając tę powieść?
To miały być niezapomniane wakacje w Marsylii. Ucieczka od słowackiej nudy. Wolontariat w ośrodku dla niepełnosprawnych, międzynarodowe towarzy-stwo i...
Przeczytane:2023-08-13, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, Egzemplarz recenzencki, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023, czytam regularnie, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023,
Jak często Wam się zdarza nie lubić głównej bohaterki? Z tym nielubieniem to za mało powiedziane, bo emocji podczas lektury Pod słońcem Turynu było tak wiele, że trudno mi określić jednoznacznie stosunek do protagonistki. Powieść Dobrakovovej mocno mnie zaskoczyła i nie wiem, czy przyczyną tego stał się tytuł, który przenosił mnie do słonecznej Italii i spodziewałem się jakiejś afirmacji życia, tańca, śpiewu i wina, a zamiast tego dostałem historię, która trochę mnie na tych dwustu stronach sponiewierała. No i bardzo dobrze.
Dobrakovová stworzyła powieść skondensowaną, w której czytelnik dostaje końską dawkę różnych, często wykluczających się emocji. Tytułowe słońce wydaje się nie przyjemnie prażyć, ale wypalać w bohaterach trwałe ślady. Główną postacią oraz narratorką jest Kristina, Słowaczka biegle posługująca się kilkoma językami, która wraz ze swoim włoskim mężem i dwójką synów przeprowadza się z Belgii do Turynu, z uwagi na pracę drugiej połówki. Marco zarabia dużo i równie dużo pracuje, często wyjeżdża na szkolenia i delegacje, a Kristina bierze na siebie zajmowanie się domem i dziećmi. Młodszy z synów, oczko w głowie matki, szybko odnajduje się w nowej szkole i znajduje przyjaciela, którego mama, Olga, stanie się również znajomą Kristiny. I choć nic tego nie zapowiada, w powietrzu już wyczuwalne jest pewne napięcie, jakby za chwilę miało się coś stać. Zdradzanie dalszej części fabuły w przypadku tej książki byłoby zbrodnią, więc czas zamilknąć.
Pod słońcem Turynu okazało się powieścią, w której autorka i jej bohaterowie zastanawiają się nad odpowiedzią na jedno z podstawowych pytań: Unde malum? Postaci zastanawiają się nad dziedzicznością zła, czy może być ono przekazywane w genach z pokolenia na pokolenie, jak gen choroby, który w pewnym momencie zacznie pracować. Czy działania rodziców, ich błędy czy zachowania, muszą mieć wpływ na dziecko w dorosłym życiu? Dobrakovová nie daje łatwych odpowiedzi, bardziej poszukuje i przedstawia pewne możliwości, które mogą nam posłużyć jako przyczynek do dyskusji. A w samej powieści czytelnik odnajdzie wiele odmian i kawałków zła, rozsypanych w trzech częściach książki, składających się na tryptyk rozpadu. Mimo tego nagromadzenia mroku, trudno odnieść wrażenie, by autorka przesadziła z którymś elementem.
Pojawia się kwestia w moim odczuciu niezmiernie ważna, czyli stosunek do głównej postaci. Cechy postaci, wewnętrzny świat jej myśli, ale także jej postępowanie składają się na obraz osoby całkowicie dla mnie odstręczającej. Osoby samolubnej, niesprawiedliwej, zakłamanej i obłudnej. A jednak nie jestem w stanie całkowicie odrzucić Kristiny, której miejscami współczułem. Zastanawiam się, czy w każdym z nas nie istnieje pewna cząstka zła, która tylko czeka, by oddać jej na chwilę kontrolę. I choć narratorka wywołała u mnie tak wiele negatywnych emocji, to daleko mi do oceny jej samej. Dobrakovová pozwoliła czytelnikowi wejść bardzo głęboko w tę postać, tak że nic nie pozostaje już ukryte, a czy my bylibyśmy w stanie tak całkowicie się obnażyć, byśmy nie tyle wystawili siebie na spojrzenia innych, ale przede wszystkim na własną ocenę; czy poznalibyśmy osobę, która by przed nami wtedy stanęła?
Pod słońcem Turynu dało mi dużo więcej, niż spodziewałem się tego na początku. Wiem, że ta książka, wraz z pytaniami, które zrodziła w mojej głowie, zostanie ze mną jakiś czas. I ogromna zasługa leży po stronie autorki przekładu, Izabeli Zając, dzięki niej historia świetnie brzmiała czytana po polsku.