Najlepsza książka Pratchetta od czasu poprzedniej. A w niej: dlaczego matematyka rozwija się w krajach gorących, co robią piramidy oprócz ostrzenia żyletek, co rabują piraci, co myślą umarli i czym się zajmują podręczne, dlaczego żółwie nienawidzą filozofii, a kozy religii.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2011 (data przybliżona)
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 276
Tytuł oryginału: Pyramids
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Ten tom nie do końca mi przypasował. Prachett wprowadza nowego bohatera i przenosi do innej krainy.
Teppic przbywający w Ankh-Morpork właśnie zdał egzamin na skrytobójcę. Gdy zastanawia się co ma dalej robić ze swoim życiem, dostaje informację o śmierci ojca. Musi wracać do domu i przejąć jego obowiązki. Sęk w tym, że jego ojciec jest faraonem... Szybko przekonuje się, że rządzenie wcale nie jest takie proste, zwłaszcza, że najwyższy kapłan ma swoje plany a z piramidami dzieje się coś dziwnego.
Mam wrażenie, że ten tom jest dużo bardziej poważniejszy i bardziej dopracowany niż poprzednie. Humor typowy dla Prachetta również jest obecny. Wielbłąd Ty Draniu jest świetny. Jednak cała historia nie przekonała mnie. Bohaterowie też nie przypadli mi do gustu. Ale na zimowy wieczór lektura jak najbardziej.
W odległym, trochę już zużytym układzie współrzędnych, na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona mgiełka gwiazd rozstępuje...
Dom Sabolos odziedziczył ogromną fortunę i ma zamiar zostać władcą całej planety. Obsługuje go olbrzymia armia robotów, jego ojcem chrzestnym jest inteligentne...
Przeczytane:2017-08-05, Ocena: 4, Przeczytałam,
Dziwna książka, ale wciągająca.