,,Myślisz, że nad naszą rodziną ciąży jakaś klątwa?
Podniósł wzrok. Klątwa?
Tak.
Że niby grzechy ojców i tak dalej?"
W 1980 roku trzydziestosiedmioletni Bobby Western ma za sobą karierę kierowcy rajdowego i wciąż nie może pogodzić się z utratą ukochanej siostry oraz śmiercią ojca, uczestnika Projektu Manhattan. Pracując jako nurek głębinowy zostaje wezwany na miejsce katastrofy wartego trzy miliony dolarów niewielkiego samolotu. Odkrywa brak czarnej skrzynki, torby pilota i ciała jednego z pasażerów. Ktoś musiał być tu wcześniej. Co dziwne, media milczą o wypadku, mieszkanie Bobby'ego zostaje przeszukane, a konto bankowe zablokowane. Agenci federalni depczą mu po piętach. W co się wpakował? Czy ta sprawa ma coś wspólnego z zawikłaną historią jego rodziny?
Czym jest nasza rzeczywistość? Sensacyjna fabuła wciąga nas w znacznie bardziej skomplikowaną intelektualną grę. Thriller, powieść egzystencjalna, mroczny dramat o uwikłaniu w miłość oraz dziedzictwie winy, któremu patronują Szekspir i greckie mity.
Po latach milczenia wybitny amerykański prozaik, laureat Nagrody Pulitzera i autor kultowej Drogi powraca z mistrzowską dylogią. Pasażer i Stella Maris są jak dwie strony lustra, a prawda jednej powieści zdaje się zaprzeczać prawdziwości drugiej.
,,Kafka na bagnach Zatoki Meksykańskiej". ,,The Observer"
,,Nowe powieści Cormaca McCarthy'ego są pierwszymi od wielu lat, w których nie ucierpiały żadne konie, ludzie nie zostali oskalpowani, zastrzeleni, zjedzeni albo pozbawieni mózgu za pomocą farmerskich narzędzi. Ale srogo się mylicie, jeśli sądzicie, że opisany w nich świat jest weselszym miejscem". ,,The Atlantic"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2023-06-28
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 480
Tytuł oryginału: The Passenger
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Robert Sudół
Czy lubicie powieści, w których akcja nie jest najważniejsza, a prawie cały ciężar przerzucony zostaje na dialogi i rozmyślania bohatera? Przyznaję, jest w tym coś całkowicie nierealistycznego, ale taką koncepcję książki mogą uratować jedynie konsekwencja i bardzo dobry warsztat osoby piszącej. Takie wrażenie odniosłem, czytając Pasażera Cormacka McCarthy’ego. Wcześniej przeczytałem Stella Maris i nie czuję, żeby kolejność czytania wpływała na odbiór - ewentualnie może się okazać, że prędzej sięgniemy po SM po przeczytaniu Pasażera, niż na odwrót, bo ta pierwsza jest znacznie trudniejsza w odbiorze, abstrakcyjna i oderwana od wydarzeń. Historia Bobby’ego Westerna zdecydowanie mocniej wciąga.
Akcja Pasażera dzieje się niecałe 10 lat po wizycie Alicii, głównej bohaterki Stella Maris, w szpitalu psychiatrycznym i jej śmierci. Bobby, jej brat, pracuje w Missisipi jako nurek głębinowy. Podczas zlecenia zbadania zatopionego samolotu wraz z ekipą odkrywa brak czarnej skrzynki oraz jednego z pasażerów we wraku. Niedługo potem okazuje się, że ta sprawa staje się przyczyną sporych problemów dla Westerna, którym zaczynają interesować się agenci federalni. Ten jednak nie rozumie, czym zawinił i dlaczego jest powoli osaczany. Bobby będzie starał się odkryć, czy chodzi tu tylko o samolot i zagubionego pasażera, czy sprawa sięga głębiej: przeszłości bohatera oraz jego rodziny, siostry – genialnej matematyczki i ojca, który pracował nad skonstruowaniem bomby atomowej w Projekcie Manhattan.
Tak, jak pisałem wcześniej, rozwój akcji staje się przyczynkiem do wejścia w głąb umysłu Westerna i zachętą dla czytelnika do towarzyszenia mu w kolejnych krokach. Zdecydowanie najlepsze momenty to dialogi – rozwleczone, nacechowane nienaturalną bystrością i nieśpieszne; bardzo często nie prowadzą do niczego ani nie popychają akcji naprzód. Moje ulubione to chyba rozmowy z Kline’m, prywatnym detektywem, który wcześniej pracował w cyrku – niczym z Miasteczka Twin Peaks. Sytuacja Bobby’ego przypomina trochę tę z Procesu Franza Kafki, jest ścigany z niewiadomego powodu i nikt nie chce mu udzielić jasnej informacji, a on stara się rozwiązać swój problem, choć nie wie, jakie jest jego sedno.
Sam Western jest jedną z tych postaci, kroczących po krawędzi otchłani, gdzie kryje się już tylko mrok. Mroku zresztą, tego, co czai się w głębi, Bobby boi się najbardziej – dlatego nurkuje w odmętach, oswaja się ze strachem. Otchłań jest jak zanurzenie się we wspomnienia o siostrze, którą kochał nie tylko braterską miłością, jak i jej szaleństwie idącym w parze z geniuszem; o ojcu, któremu brakowało odwagi, by porzucić to, co znane, przez co odszedł zapomniany i samotny; o sobie samym - uciekającym od normalnego życia, poszukującym ciągle nowych wrażeń, adrenaliny. Przeszłość naznaczyła losy Westerna stratą, z jaką nie jest w stanie sobie poradzić ani się z nią pogodzić. Wydaje się, jakby życie przestało go interesować, jakby żył z rozpędu i nie potrafił lub z jakiegoś powodu nie mógł się zatrzymać. Nie zamknął poprzednich rozdziałów, przez co towarzyszą mu ciągle, niedokończone i ciążące niczym balast, przytrzymujący go pod powierzchnią, by nie mógł głęboko odetchnąć.
Na uwagę i, jak myślę, uznanie zasługuje przekład Roberta Sudóła, który wykonał świetną robotę, by oddać naturalność dialogów i stylu McCarthy’ego. Choć ten nietypowy dyptyk nie wywołał u mnie zachwytu, to i tak sprawił, że chętnie sięgnę po te pozycje autora, których jeszcze nie czytałem.
Początek książki mnie mocno zdziwił, gdyż sugerował, że pewna kobieta ma omamy i rozmawia z kimś, kto nie istnieje i nie jest normalnym człowiekiem. Później jest urywek jakby spała, później, że chowa się przed tym lub czym, co do niej przyszło. Ten urywek kilku stron jest dość niespodziewany i bardzo miesza w naszej psychice. Te głosy są na tyle realne, że sami zastanawiamy się, czy ich nie słyszymy. Pozycja z tych filozoficznych, gdzie nie ma tylko pustej opowieści. Cokolwiek się tu dzieje jest roztrząsane nie tylko przez postacie, ale i przez nas samych. Brak myślników czasami nas dekoncentruje, ale wydaje mi się, że było to zaserwowane specjalnie, by czytelnika niekiedy zmylić, bądź dać w wątpienie jego sposób myśli. Dodatkowo mamy tak realistyczne opisy, choćby zmarłych, których nogi zwisały jeszcze z fotela wciąż przypiętych pasami. Autor dokładnie interpretuje każdą część ciała, jakby chciał nam ukazać obraz z kamery. Nie znamy myśli postaci, więc nie można stwierdzić, że to co mówią jest prawdziwe. Co jakiś czas pojawia się postać kobiety, która opowiada o swoich snach, przywidzeniach, omamach, czy też bytach, które aktualnie ją nawiedzają. Długo nie wiedziałam jak mam to odebrać i o co ją posądzić. Zastanawiającą osobą był jeden z pasażerów wraku samolotu, którego nie odnaleziono. Wraz z nim zniknęło coś jeszcze, więc nie ma najmniejszych podstaw do tego, by jakkolwiek nazwać to, co się stało ze samolotem. Nurek debatuje, czy żyli zanim zatonęli, czy ostatni oddech oddali jeszcze przed zanurzeniem. Dalej robi się ciekawiej i bardziej dziwniej. Ktoś tutaj tęskni za stratą kobiety i całe uczucia przelewają się na nas. Nie ma tutaj końca, jego wytłumaczenie istnieje w części drugiej, które należy czytać po kolei. Niewiadomych jest tutaj sporo, ogrom bólu wylewa się stronami, a sama psychika potrafi być szalenie nieprawdziwa. Oj, to zdecydowanie lektura ludzi lubiących głębsze podejście do ludzkiej psychiki. Nie była zła, momentami mi się podobała, ale nie jestem pewna, czy potrafiłam za nią nadążyć na tyle, na ile chciał autor.
Bobby jest nurkiem głębinowym. Podczas pracy pod wodą bada zatopiony wrak samolotu, w którym znajduje dziewięć trupów. Okazuje się, że nigdzie nie ma jeszcze jednego ciała i czarnej skrzynki. Mieszkanie Bobby’ego zostaje przeszukane przez FBI, a konto bankowe zablokowane. Mężczyzna próbuje rozprawić się z demonami przeszłości i ścigającymi go agentami, walcząc jednocześnie z tęsknotą za swoją siostrą Alicią.
Brzmi jak thriller?
Nic bardziej mylnego. ”Pasażer” to oniryczna historia mężczyzny, który ucieka zarówno fizycznie — przed federalnymi, jak i podświadomie — od myśli o swojej siostrze, od cienia, jaki rzucił na jego życie ojciec, jeden z twórców bomby atomowej, a przede wszystkim ucieka przed samym sobą. Przy okazji w tych dość chaotycznych wydarzeniach nie brakuje masy przemyśleń, naukowych rozważań, filozoficznych poglądów. McCarthy stworzył melancholijną, przepełnioną smutkiem i rozpaczą opowieść, której powolna akcja może zmęczyć czytelnika.
Mnie zmęczyła. W przeciwieństwie do drugiej książki autora “Stella Maris”, która bardzo mi się podobała, ta mnie zwyczajnie wymęczyła. Może zabrałam się za nią w złym momencie, ale czytając ją, czułam się, jakbym przebiegła maraton, momentami byłam zagubiona i przytłoczona wyznaniami, przemyśleniami i egzystencjalnym błądzeniem głównego bohatera.
Na plus — warstwa językowa. Autor operował słowem bardzo sprawnie i płynnie. Jednak cała ta egzystencjalna, oniryczna, duszna i filozoficzna atmosfera, nie do końca do mnie przemówiła. Wiem, że ta książka ma wielu fanów i może jestem w stanie zrozumieć dlaczego, ale chyba mój gust i moja wrażliwość nie tolerują tak “zawrotnego” tempa, sennego klimatu i naukowych rozważań.
Głębiny smutku
Właściwe nie zdarza się, żebym w jednym wpisie recenzowała więcej niż jedną książkę, ale w przypadku dwóch ostatnich powieści Cormaca McCarthy'ego czuję, że powinnam zrobić wyjątek. Dlaczego? Ponieważ jedna pozycja stanowi uzupełnienie drugiej - nawet jeśli w wielu punktach narracje wzajemnie się wykluczają.
Lekturę rozpoczęłam od "Pasażera" i niestety z ogromnym bólem muszę przyznać, że moje wrażenia dalekie są od pozytywnych. Nie była to pierwsza powieść McCarthy'ego, po jaką sięgnęłam, więc wydawało mi się, że wiem, czego mogę się spodziewać - specyficznej interpunkcji, nieco porwanej fabuły, lekkiego chaosu. Jednak to, co autor zaserwował w "Pasażerze" przeszło moje wszelkie oczekiwania. Język powieści oczywiście w dalszym ciągu jest piękny (wszak to McCarthy, a i przekład Roberta Sudoła nie jest w tym przypadku bez znaczenia). Całe zdania - nawet wyrwane z kontekstu - mogłyby śmiało istnieć jako aforyzmy i źródło refleksji. Dla mnie to jednak za mało, by mówić o dobrej powieści.
"Pasażer" jest zupełnie niedookreślony gatunkowo. Początkowo wydaje się, że zmierza w stronę dreszczowca lub kryminału z elementami dramatu obyczajowego, by później uderzać w coraz bardziej oniryczne tony. Dodatkowo całość została opatrzona licznymi przemyśleniami egzystencjalno-filozoficznymi, wtrąceniami na temat fizyki kwantowej i zamachu na Kennedy'ego. O ile w "Drodze", gdzie najczęściej obserwujemy dwóch bohaterów, szczątkowa interpunkcja w niczym nie przeszkadzała, to w przypadku "Pasażera" była kolejnym irytującym elementem (choć uczciwie muszę przyznać, że po wcześniejszych lekturach spodziewałam się takiego zapisu).
Podsumowując, w przypadku "Pasażera" poziom chaosu był dla mnie prawie nie do przebrnięcia. Zgodnie z recenzjami, które już wcześniej opublikowano - faktycznie jest to opowieść o smutku, stracie i dziedziczeniu winy, ale czy mętlik wszystkich wątków uwypuklił tę problematykę? Nie sądzę. Na dodatek zabrakło mi cierpliwości (a może autorowi?), by wszystkie te wątki jakoś połączyć, więc ostatecznie pozostało mi wrażenie szczątkowego szkicu, wprawek do napisania powieści, którym zabrakło spoiwa.
Zupełnie inaczej sprawa ma się w przypadku "Stella Maris", której główną bohaterką jest Alice - siostra Bobby'ego, znanego z "Pasażera". Alice to bohaterka fascynująca, nawet jeśli z racji swojej choroby nie do końca wiarygodna. Bardzo szybko można zorientować się, że narracja jej i jej brata wielokrotnie sobie przeczą, pozostawiając czytelnika z pytaniem: "Kto mówi prawdę?" i świadomością, że nawet jeśli jej nie mówi, to nie oznacza, że kłamie.
"Stella Maris" jest powieścią o wiele bardziej intymną, złożoną z rozmów głównej bohaterki i jej psychoterapeuty. Jest też powieścią znacznie przystępniejszą dla czytelnika i - w moim całkowicie subiektywnym odczuciu - o wiele bardziej przemyślaną i dopracowaną. Zestawiając obie powieści - w każdej znajdziemy mnóstwo filozofii, obie narracje często odbiegają w opowieści o fizyce, matematyce, muzyce i innych dziedzinach, natomiast o ile w "Pasażerze" było to męczące, o tyle śledzenie toku myślenia bohaterki "Stella Maris" jest fascynujące. Jej elokwencja, oczytanie, płynne przechodzenie od jednego tematu do następnego - to czyta się z prawdziwą przyjemnością i jestem pewna, że z przyjemnością będzie się do tego wracać.
Ostatnie powieści Cormaca McCarthy'ego to pozycje wymagające od czytelnika pełnego skupienia i zaangażowania. Choć "Pasażer" nie wydaje mi się dobrą pozycją, to jednak z bólem przyznaję, że bez niego lektura genialnej historii zawartej w "Stella Maris" będzie niepełna, szczątkowa. Nawet jeśli sama w sobie się obroni, to chyba nie taki był zamysł autora.
Ależ to była zakręcona historia!
Bobby Western jako nurek głębinowy ma za zadanie zbadać wrak zatopionego samolotu. Odkrywa dziewięć trupów, brak czarnej skrzynki, a także to, że wyparowało ciało jednego pasażera. Pytań przybywa. Na domiar złego jego mieszkanie zostaje przetrząśnięte, konto bankowe zablokowane i federalni depczą mu po plecach. W jakie kłopoty wpakował się Bobby?
To zaledwie ułamek tej intrygującej fabuły, która po przeczytaniu całości wydaje się niewiele znacząca. Znacznym uzupełnieniem historii są chaotyczne wycinki retrospekcji i halucynacji siostry Bobby'ego, Alicji o genialnym matematycznym umyśle, która popełniła samobójstwo.
Z początku to może być frustrujące, gdyż nie znamy kontekstu, ale z czasem to jest naprawdę fascynujące. Tragiczna miłość brata i siostry, a w tle historia ojca, który pomógł stworzyć bombę atomową na Hiroszimę.
To pozornie prosty thriller egzystencjalny, z głębszym przesłaniem skupiającym się na poszukiwaniu własnej tożsamości w zakamarkach duszy. To smutna historia człowieka, którego dręczy samobójstwo siostry i mroczna spuścizna po ojcu.
Powieść jest głównie w formie specyficznie poszarpanego dialogu, o dziwnej narracji. Momentami jest zabawnie, a zarazem surowo. Na plus piękne opisy przyrody. Nie zabrakło wątków teorii strun czy matematycznej teorii względności. Wspaniała proza. Wymaga ogromnego skupienia, lecz zdecydowanie warto. Nie jest historią, którą przeczytacie do kawy, toteż lektura może się wydłużyć.
"Pasażer" to historia skłaniająca do wielu refleksji. Miałam ogromną ochotę pooznaczać całą książkę i wypisać długopisy na cytatach. Czy genialne osobowości są zarazem szalone?
Pozostawia czytelnika z milionem pytań w głowie. Jest pełna zagadek i nawiązań intertekstualnych. Cała książka jest niczym mamidło, i labirynt pełen ukrytych korytarzy.
Zakręcona, z gatunku tych pochłaniających w całości. Nie mogłam się oderwać i nawet nie żałuję, że przez parę dni nie było mnie dla świata zewnętrznego.
Na pewno do niej wrócę, i jestem pewna, że z każdą kolejną lekturą odkryję w niej coś, co wcześniej mi umknęło. Niebawem przeczytam Stellę Maris.
Ambitna rzecz, od której wielu odbije się niczym piłka plażowa.
Polecam.
POLOWANIE
Kiedy Wydawnictwo Literackie ogłosiło wydanie ,,Pasażera" i ,,Stelli Maris"... No chyba nie było miłośnika dobrej literatury, który nie byłby zachwycony, że w końcu będą po polsku. Ja byłem, a potem, na krótko przed premierą, jak obuchem w łeb wieść, że Corma McCarthy, ich autor, właśnie odszedł z tego świata. Wielka, niepowetowana strata, inaczej tego nazwać się nie da. Bo wielki był to pisarz, wybitny... A te jego dwie najnowsze, wzajemnie splecione opowieści, są na to kolejnym doskonałym dowodem.
Jest rok 1980. Bobby Western dobiega czterdziestki i swoje przeżył. Umarł jego ojciec, który pracował przy projekcie bomby atomowej, umarła jego ukochana siostra, a on sam nie umie sobie prowadzić z faktem, że jej nie ocalił. Teraz na dodatek pakuje się jeszcze w poważne kłopoty. Zaczyna się od tego, że jako nurek głębinowy wyrusza na miejsce katastrofy samolotu. Wszystko komplikuje się jednak, kiedy Bobby odkrywa, że w maszynie brakuje jednego z pasażerów, a także zaniknęła czarna skrzynka. Do tego o całej sprawie milczą media, a on sam staje się ofiara polowania. O co tutaj tak naprawdę chodzi? i co z tego wyniknie?
https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2023/06/pasazer-cormac-mccarthy.html
Mroczna opowieść o zemście i przeznaczeniu\r\nKlasyka literatury amerykańskiej. Książka uhonorowana prestiżową Nagrodą Faulknera.\r\nPrzemytnicy alkoholu...
W ciemność grzechu i przeznaczenia… Południe Stanów Zjednoczonych, początek XX wieku. Straszna, okrutna baśń o dziecku porzuconym w lesie. O grzechu...
Przeczytane:2024-01-12, Ocena: 4, Przeczytałam,
Kiedy sięgałam po „Pasażera” Cormaca McCarthy'ego byłam przekonana, że będzie to powieść akcji albo thriller z wartką akcją. Wrak samolotu, brak czarnej skrzynki oraz ciała jednego z pasażerów. Federalni, którzy interesują się nurkiem, który go badał. Silna relacja owego z nieżyjącą siostrą – superinteligentną matematyczką z problemami psychicznymi. Przyznacie, że ta sprawa „śmierdzi”, ale też wydaje się przeciekawa. Dość szybko zorientowałam się, że powieść „Pasażer” to kompletnie inna jakość. Znana mi z Instagrama @efemerycznosc_chwil trafnie określiła ją jako „thriller kontemplacyjny/egzystencjalny”1. Co przez to rozumieć?
„Pasażer” to proza melancholijna, przepełniona tęsknotą, skłaniająca do refleksji. Jest to wielka ucieczka. Od służb, od przeszłości, od życia. Głównego bohatera spowija otoczka beznadziejności, którą wielu próbuje rozbić, ale on, swoją inteligencją, wykuwa skuteczną tarczę. Książka jest również filozoficzną rozprawą. Cormac McCarthy rozprawia się z ludźmi, ale też Ameryką, przy pomocy wartkich dialogów i ciętych ripost.
Wspomniałam wcześniej o wartkich dialogach, a ta powieść głównie z dialogów się składa. Specyficznych, a właściwe specyficznie zapisanych. Tak, że głosy poszczególnych postaci zlewają nam się w jeden. Efekt jest wręcz teatralny. Jakby w kolejnych rozdziałach zmieniała się scenografia, a poszczególni aktorzy wchodzili wygłaszać swoje kwestie. My, czytelnicy, natomiast dostajemy coś na kształt „transkrypcji”.
Ależ to jest dziwna powieść. Sama nie wiem, co mam o niej myśleć. Jej rytm jest wartki, chociaż poszczególne rozdziały są raczej statyczne i, aby śledzić jej sens, nie można uronić żadnego słowa. Jest to niewątpliwie wielka i głęboka literatura, ale ma w sobie coś popkulturowego. Wachlarz tematów, jakimi raczy nas Cormac McCartthy jest tak szeroki, że ramion nie starcza, ale robi to nadzwyczaj sprawnie. Trudno sobie wyobrazić pracę, jaką musiał wykonać, aby je opracować. A zrobił to rewelacyjnie. Warstwa językowa, terminologia porażają precyzją. Jest to też powieść bardzo amerykańska. Tego nie sposób ocenić. Potencjalny czytelnik musi sobie sam odpowiedzieć, czy taką literaturę lubi.
[1]