W 2014 roku, Jack Sparks – kontrowersyjny dziennikarz i celebryta – zginął w tajemniczych okolicznościach.
Wcześniej zasłynął książkami o gangach i narkotykach, teraz zaś pisał książkę o zjawiskach nadprzyrodzonych. Wywołał nawet burzę w mediach społecznościowych, kpiąc z egzorcyzmów, które obserwował w kościele na włoskiej prowincji.
Potem był filmik – czterdzieści sekund przerażającego materiału, od którego Jack wielokrotnie się odcinał, twierdząc, że nie ma z nim nic wspólnego. A jednak został on opublikowany na jego kanale YouTube.
Nikt nie wiedział, co działo się z dziennikarzem w kolejnych dniach. Aż do teraz. Książka, którą trzymacie w rękach, ujawnia mrożące krew w żyłach szczegóły ostatnich dni i godzin Jacka Sparksa.
„Omen czasów internetu”. – Chris Brookmyre, autor thrillerów o Jacku Parlabane
„Zabawna, przerażająca i totalnie odjechana!” – Paul Tremblay, autor A Head Full of Ghosts
„Nie można się oderwać od lektury”. – „Australian Way”
„Wspaniale oddaje koszmarną rzeczywistość XXI wieku…” – Alan Moore
JASON ARNOPP to brytyjski pisarz, dziennikarz i scenarzysta. Obecnie wraz ze znanym amerykańskim reżyserem Ronem Howardem (Piękny umysł, Inferno) pracuje nad filmową adaptacją Ostatnich dni Jacka Sparksa.
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 2018-09-04
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 360
Tłumaczenie: Lesław Haliński
Jack Sparks zdecydowanie może poszczycić się sławą – pytanie tylko, czy w jego przypadku to powód do dumy. Czytelnicy szybko go zapamiętali ze względu na cięty język i kontrowersyjność poglądów. Z czasem Jack przerzucił się z klasycznego dziennikarstwa na pisanie książek; temat każdej był coraz trudniejszy i bardziej szalony od drugiej.
Tym razem Sparks wziął na warsztat zjawiska paranormalne. Jedzie więc do Włoch, by tam uczestniczyć w egzorcyzmach. Mężczyźnie przyświeca jeden cel: pokazać w swoim nowym dziele, że duchy i nieczyste siły nie istnieją, że to tylko teatrzyk skrzętnie przygotowywany przez oszustów. Nie ma jeszcze pojęcia, że podróż wywróci jego życie do góry nogami, a początkiem tego będzie przerażający filmik na YouTube, który ktoś wrzuca na kanał Jacka.
Należę do raczej bojaźliwych osób. Matka natura obdarzyła mnie ogromną wyobraźnią, co jest błogosławieństwem, ale i przekleństwem jednocześnie. Wielokrotnie się zdarzało, że podczas oglądania horroru zasłaniałam się poduszką czy nawet własnymi rękami, a jednocześnie z ciekawością zerkałam na ekran. Paradoksalnie strach, mimo iż paraliżujący, potrafi także intrygować i przyciągać. Nic zatem dziwnego, że z taką chęcią sięgnęłam po książkę „Ostatnie dni Jacka Sparksa”, chociaż doskonale wiedziałam, jaki będzie tego efekt. I nie zawiodłam się.
Powieść ma bardzo interesującą kompozycję. Jeśli jeszcze się tego nie domyśliliście z tytułu, to czytelnik zagłębia się w historię już z informacją, że Jack nie żyje. Relacjonowane są zatem wydarzenia, które doprowadziły do jego śmierci. Jason Arnopp posłużył się świetną stylizacją, polegającą na wytworzeniu wrażenia, jakoby cała opowieść była w pełni autentyczna. Na początku narratorem jest… brat głównego bohatera, informujący, że na skutek zaistniałej sytuacji zdecydował się wydać ostatnie, niedokończone dzieło Jacka, nie pozbywając się nawet jego zapisków, które normalnie zostałyby usunięte w procesie redakcji i korekty. Może nie jest to odkrywcza formuła, jednak trzeba przyznać, że efekt został osiągnięty: dzięki temu fabuła książki wypada bardziej naturalnie i fascynująco, a czytelnik momentami rzeczywiście może ulec wrażeniu, że trzyma w rękach zapis faktów, a nie fikcję.
Przyznaję szczerze: lektura, nawet w środku dnia, przyprawiała mnie o ciarki. Co najlepsze, kiedy przyjrzałam się temu wszystkiemu z boku, odkryłam, że autor posługiwał się bardzo kliszowymi rozwiązaniami, które literatura i kino grozy znają już od wielu lat. Samo wykorzystanie egzorcyzmów i opętania, w połączeniu z postaciami stojącymi w ciemnym pokoju, mrożącymi krew w żyłach szeptami, niewyjaśnionymi telefonami czy koszmarnymi snami, stanowi podstawę naprawdę wielu współczesnych horrorów. Arnopp straszy w banalnym stylu, a jednak robi to tak udanie, że trudno mieć do niego o to pretensje. Znakomicie rozpoznaje, w którym momencie danej sceny wprowadzić szczyptę przerażenia, tak by czytelnik od razu wyprostował się w fotelu i szerzej otworzył oczy, a nawet bał się później pójść do łazienki (co mogę potwierdzić na sobie). Opisy były niesłychanie sugestywne i obrazowe, a dodanie uwag od brata głównego bohatera, które od czasu do czasu przerywają właściwą akcję, jedynie podkręciło atmosferę.
Sama kreacja głównego bohatera zwróciła moją uwagę. Spodobało mi się, jak z czasem postać Jacka się rozwarstwiała i właściwie zamiast jednego faceta, otrzymaliśmy dwóch: tego, na którego bardzo starał się wyglądać, oraz tego, którym był w rzeczywistości. Arnopp trafnie podkreśla, jak mocno wizerunek medialny może różnić się od tego prawdziwego, ile fałszu tkwi w tym, co wiele osób pokazuje na swoich profilach w serwisach społecznościowych. Jednocześnie, bez zbędnego moralizatorstwa czy ubarwiania, pokazuje, że cena za bycie zbyt dumnym, zbyt pewnym siebie i aroganckim może być naprawdę wysoka.
Fabuła jest poprowadzona niezwykle sprawnie – wszystko jasno zmierza do punktu kulminacyjnego, który przyznaję, jest dość nieoczekiwany. Muszę powiedzieć, że nie jestem w pełni usatysfakcjonowana zakończeniem. Coś zdaje się zgrzytać w finałowym twiście, odnoszę wrażenie, że autor nieco przekombinował, starając się nadać wydarzeniom jeszcze większej głębi, przy czym osiągnął nieco odwrotny skutek. Mimo to prawie do ostatniej kartki siedziałam jak na szpilkach, w napięciu oczekując na to, co jeszcze może się wydarzyć. Łatwo ulec klimatowi panującemu w powieści, ponieważ Arnopp to zręczny pisarz, który wie, na jakich elementach świata przedstawionego położyć akcent, by odpowiednio zobrazować czytelnikowi opisywaną rzeczywistość.
Czy ta powieść mnie zaskoczyła? W kilku miejscach owszem, choć było to raczej zdziwienie podyktowane strachem, aniżeli skomplikowaniem wątków. Jak już wspomniałam, autor posługuje się dość utartymi schematami, tyle że potrafi umiejętnie je wykorzystać, by stworzyć książkę na swój sposób oryginalną, a na pewno wciągającą. „Ostatnie dni Jacka Sparksa” z pewnością potrafią dostarczyć solidnej porcji dreszczyku, pobudzając wyobraźnię. A że czyta się wyjątkowo łatwo, to kolejne rozdziały mijają w mgnieniu oka. Tylko uważajcie, by nie przeoczyć niczego czającego się w rogu waszego pokoju…
Przed przeczytaniem książki, zasugerowana notką z okładki, długo się zastanawiałam czy Jack Sparks był postacią prawdziwą. Zarówno autor jak i wydawnictwo zadało sobie dużo trudu by czytelnik tak pomyślał. W wywiadzie z Arnoppem czytamy, że książka jest z gatunku non-fiction, powstała również strona internetowa, gdzie możemy złożyć wyrazy szacunku dla zmarłego dziennikarza. Więc jeśli Sparks był prawdziwy, to czy wszystko co go spotkało również? Jedno jest pewne. W moje ręce wpadł horror jakich mało. Rzecz, która sprawi, że wzrosną wam rachunki za elektryczność bo będziecie się bali wyłączyć światło. Jeśli jeszcze nigdy wam się nie zdarzyło śmiać ze strachu, bo był to jedyny sposób na rozładowanie emocji, to ręczę że poznacie jakie to uczucie. Jest mrocznie, groteskowo, nieprawdopodobnie, dziwacznie. Haloween zbliża się wielkimi krokami i jest to idealna lektura do poczytania przez blasku świeczki dobywającym się z "krwiożerczej" dyni.
W 2014 roku, Jack Sparks, brytyjski dziennikarz i celebryta, niekoronowany król mediów społecznościowych, zmarł podczas pisania swojej najnowszej książki. W dziele tym zajmował się zjawiskami nadprzyrodzonymi, chciał udowodnić, że duchy nie istnieją a wszystko jest jedną wielką mistyfikacją. W tym celu wybrał się do Włoch by wziąć udział w egzorcyzmie. Kilka dni później na kanale YouTube autora, pojawił się kontrowersyjny filmik. Sam Sparks przyznał, że to nie on opublikował nagranie. Dziennikarz zniknął i aż do teraz nikt nie wiedział co się z nim stało. Książka ujawnia fakty z ostatnich godzin życia Sparka oraz przyczynę jego śmierci.
Czy ktoś kiedykolwiek powiedział, że sukcesem na dobrą książkę jest pozytywny bohater? Owszem motyw "janosika" jest bardzo popularny w dzisiejszej popkulturze, lubimy utożsamiać się z "dobrymi"bohaterami, którzy ratują świat czy działają bardziej lokalnie i pomagają staruszkom przenosić zakupy na drugą stronę ulicy. Jednak czy wielu z was nie było zafascynowanych Patrickiem Batemanem znanym z filmu "American Psycho"? Choć była to postać odrażająca i psychotyczna to jego świat całkowicie nas pochłonął. Potwierdza to tezę, że nie ważne czy bohater jest dobry czy zły, ważne by ze strony na stronę wzbudzał coraz większe zainteresowanie czytelników. Najbardziej fascynujące postaci mają jedną cechę wspólną, a jest nią nieprzewidywalność, nigdy nie jesteśmy pewni jak się zachowają w danej sytuacji. Bohaterowie ci powinni wnosić do powieści niekończącą się procesję znaków zapytania. I taki właśnie jest Jack.
Jego nie da się lubić, za to kochamy go nienawidzić. Jack Sparks to osoba o przerośniętym ego, która dba jedynie o promowanie własnych dogmatów i idei za pomocą mediów społecznościowych. Znany jest ze swojego flirtu z gangami oraz handlarzami narkotyków. Z tymi ostatnimi zżył się tak bardzo, że aż trafił na detoks. Jest to osoba, która pomimo wszystkich swoich wad wzbudza naszą litość i współczucie, bawi nas w sposób w jaki to robi pierwszy lepszy "wioskowy przygłup". Powodem, dla którego rośnie nasza fascynacja bohaterem, jest fakt że jest on notorycznym kłamcą, a my jako dociekliwi czytelnicy chcemy dotrzeć do prawdy. Motyw niewiarygodnego protagonisty został wypromowany przez Gillian Flynn dzięki książce "Zaginiona dziewczyna", która szybko stała się bestsellerem. Rynek wydawniczy zalała fala oszustów i krętaczy. To właśnie oni mieli nas nauczyć jak oddzielić ziarno od plew w mediach społecznościowych, nauczyć się szukać odpowiednich wzorców zachowań wśród naszych znajomych, które by wskazywały, że kłamią, a to co zamieszczają na swoich profilach jest z palca wyssane. Jednak by "niewiarygodny" bohater spełnił swoją rolę, musi on być jak pudełko z prawdą i kłamstwem, wymieszanymi w odpowiednich proporcjach. Nie ma wszakże ciekawszej prawdy od tej, którą chcą przed nami ukryć. Jack Sparks ma cel w tym by kłamać, nie robi tego kompulsywnie, i naszym zadaniem jest ten cel odkryć, odkryć prawdziwą osobowość bohatera. Im więcej jest do odkrycia tym bardziej nas to ciekawi. A wierzcie mi Jack Sparks jest postacią niezwykle skomplikowaną. Książka to stawia przed nami pytanie : Co robi z nami internet. Dzięki niej możemy zajrzeć w głąb siebie.
Już na wstępie dowiadujemy się, że Jack Sparks nie żyje. Umarł w trakcie pisania tej oto książki, która znajduje się w waszych rękach. A co sprawiło, że zamknęło się nad nim wieko trumny? Tego właśnie zamierzałam się dowiedzieć. Wszystko zaczęło się od Włoskiej prowincji i wyśmianego przez dziennikarza egzorcyzmu, który w kulminacyjnej fazie, wywołał w nim niekontrolowaną falę śmiechu. Sparks uważał, że był to dobrze wyreżyserowany spektakl. Po powrocie do kraju na jego profilu umieszczono filmik, mający udowodnić, że duchy istnieją. Autor wyrusza w podróż z Europy, przez Hong-Kong aż do Los Angeles w poszukiwaniu materiałów do nowej książki. Jest to jednocześnie próba otrząśnięcia się z poczucia, że został nawiedzony. Wszystkie moje próby streszczenia fabuły tej książki i tak nie przygotują czytelników na to z czym przyjdzie im się zmierzyć. Jest to połączenie powieści drogi, groteskowego horroru klasy trzeciej, thrillera kryminalnego oraz czarnej komedii. Podróże w czasie, głowy demonów, eksplodujące ciała, wierzcie mi będzie się działo. Z pewnością jest to powieść, której fabuła została oparta na grotesce i to sceptycyzm postaci sprawia, że jest śmiesznie. Śmiesznie i strasznie zarazem. Klimat książki idealnie odda angielskie słówko "creepy". Jest to relacja ostatnich 30 dni z życia naszego bohatera, który próbuje udowodnić, że rzeczy nadprzyrodzone nie istnieją. Jednak nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest bliższy "złu" niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Kiedy dochodzimy do końca książki, mamy ochotę klaskać, jak po wylądowaniu samolotu czy przejeździe rollercoasterem. Jednocześnie czujemy ulgę a z drugiej mamy chęć biec na początek kolejki i jeszcze raz przeżyć tę niesamowitą przygodę.
Jest to powieść, która aż się prosi o zekranizowanie. Zainteresowany przeniesieniem fabuły na wielki ekran jest Ron Howard, twórca takich filmów jak "Kod da Vinci" czy "Apollo 13". Sam autor powieści, Jason Arnopp, napisał scenariusz do horroru "Stormhouse" z 2011 roku. Jeśli "Ostatnie dni Jacka Sparksa" kiedykolwiek zawitają do kin, to możecie mi wierzyć, że pierwsza ustawię się w kolejce po bilety. Jest tutaj bowiem wszystko czego oczekuję od dobrego horroru : krew, makabra, akcja, duchy, żywi i nieżywi, mroczny klimat a wszystko to wymieszane jest w nieco przesadzonych proporcjach i doprawione dużą dozą czarnego humoru, który sprawi że zaczniemy chichotać jak opętani. Jeśli lubicie się bać, to książka ta, z pewnością sprawi, że podróż z salonu do sypialni okaże się nie lada wyzwaniem.
Muszę przyznać, że "Ostatnie dni Jacka Sparka" są zdecydowanie jedną z lepszych książek, jakie dane mi było przeczytać w tym roku. Jest ona skierowana do czytelników którzy szybko się nudzą, ciągle szukają nowych wyzwań. Dla tych, którzy lubią śmiać się z przerażenia. Jeśli szukacie czegoś mocnego, co przełamuje wszelkie schematy, czegoś niesztampowego, to jest to książka dla was. Na kartach tej powieści spotkacie najbardziej niewiarygodnego i nikczemnego bohatera , z którym przyszło się wam do tej pory zmierzyć. Osobę którą jednocześnie pokochacie i znienawidzicie. A wszystko to w klimacie odjazdowego horroru. Polecam.
"Gdy człowiek okłamuje sam siebie, to jakby zamykał się w więzieniu."
Książka warta uwagi i zainteresowania, choć nierówna. Początek bardzo mnie wciągnął, może nieco schematycznym, a jednak atrakcyjnym klimatem. Przyglądamy się zderzeniu wiary i rozumu, przekonania i niedowierzania, akceptacji i odrzucenia. Swobodnie poruszamy w sferze wątpliwości i sceptycyzmu wobec istnienia nadprzyrodzonych sił i zjawisk. Rewelacyjnie oddana istota zmian dokonująca się w społeczeństwie poprzez błyskawiczny rozwój nowych kanałów komunikacyjnych. Social media i towarzysząca im otoczka, nastawienie na autopromocję i autoekspresję, zabarwianie wirtualnej rzeczywistości ciepłymi barwami i idealizowanie obrazów codziennego życia. Podobało mi się zbudowanie za pośrednictwem hardego portretu głównego bohatera i jego intrygujących zachowań pomostu między dawnymi wierzeniami a pospieszną współczesnością. Także głód pogłębionej symbiozy umysłu i emocji wobec powierzchowności doznań oferowanych przez środki masowego przekazu.
Wpasowałam się w zabawę konwencją powieści, formą prowadzenia, paradokumentalnym charakterem, włączeniem sporej dawki czarnego humoru. Lekki styl narracji okazał się dużym sprzymierzeńcem w przekonującym odmalowywaniu rzeczywistości, zwłaszcza w środkowej części przybliżanej opowieści. Kilka razy łapałam się na tym, że wytworzona atmosfera niepewności i niejasności frapująco wpływała na moją wyobraźnię, podsycała obrazy lęku i strachu, choć wyrażone nie w bezpośredni sposób. Czujemy zagęszczanie się ciemnych kręgów, spirali nieufności i balansowania na granicy szaleństwa. To niewątpliwie atut powieści. Natomiast ostatnie sto stron książki nie zrobiło na mnie dużego wrażenia, w zasadzie wszystko już stało się przewidywalne i oczekiwane, chociaż trzeba podziwiać umiejętność autora do zgrabnego łączenia wszystkich elementów horroru. Potwierdza się, że kluczowa postać nie musi być sympatyczna, aby jej sprzyjać i kibicować, zaś jej cynizm, zjadliwość i podatność na uzależnienia, podkręcają obserwowanie niebezpiecznej drogi prowadzącej do samozagłady. Zajmująco odkrywało się ostatnie dni Jacka, dziennikarza, pisarza, celebryty, walczącego nie tylko z niematerialnym światem, ale również, jak nie głównie, z samym sobą.
bookendorfina.pl
Odbiera się wrażenie przez całą książkę, ze czyta sie reportaż. Jack Sparks pisze książkę o życiu po śmierci. Znajduje ludzi, ktorzy parają się "pracą" z duchami i uczestniczy w ekzorcyzmie, łapaniu duchów i wywoływaniu wspólnej jaźni.
To całkiem ciekawa historia przedstawiona przez brata Jacka Sparksa, próbującego rozgryźć tajemnicę jego śmierci, zawierająca zapiski jego ostatnich dni z dziennika. Jest w bardzo ciekawej formie przedstawiona bo dałam się nabrać gdyż uwierzyłam, że ten cały Jack Sparks naprawdę istniał!
Jack to arogancki dziennikarz, wątpliwej sławy celebryta słynący z kontrowersyjnych poglądów i ciętego języka oraz o bardzo wysokim poczuciu własnego ego. Najlepsze jest to, że postać Jacka jest tak przedstawiona, że mimowolnie czujemy do niego niechęć. Napisał książkę o gangach a także o narkotykach, przeżył odwyk i postanowił wziąć na warsztat zjawiska paranormalne.
Jest osobą twardo stąpającą po ziemi, ateistą, nie wierzy w nic czego nie widać, wszystko dla niego jest czarno-białe. Wyrusza do Włoch aby być świadkiem egzorcyzmu, pewny siebie, że to oszustwo i że te wszystkie paranormalne historie obali. Wszystko na bieżąco relacjonuje za pośrednictwem mediów społecznościowych i tu muszę przyznać, że autor świetnie zobrazował uzależnienie ludzi pilnujących zasięgów, tego aby za wszelką cenę być na szczycie i mieć jak najwięcej polubień.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby po wyśmianiu egzorcyzmu Jack nie dostał filmu... Przerażająco realistycznego... I Jack gdyby ten film olał może by przeżył ale postanowił za wszelką cenę dojść kto go nakręcił... I tu zaczynają się dziać dziwne przypadki a także wychodzą na jaw ciekawostki na jego temat... Dla Jacka rozpoczyna się wyścig z czasem, mamy dużo zwrotów akcji, jest krwawo i zaskakująco.
Fani zjawisk paranormalnych i polowań na duchy łatwo wkręcający się w takie historie poczują dreszczyk emocji i będą zachwyceni. Mi nie powiało grozą, nie wiem czemu ale się w tę historię nie wczułam tak jak trzeba. Polecam ją przeczytać ze względu na ciekawą formę niby reportażu.
Lubicie czytać powieści z dreszczykiem? Zazwyczaj unikam sięgania po horrory, ale zdecydowanie wolę o nich czytać, za żadne skarby nie zmusicie mnie do obejrzenia jakiegoś strasznego filmu. Mowy nie ma! Książka Jasona Arnoppa przekonała mnie do siebie już samym opisem, bo jak to możliwe, że bohater po obejrzeniu 40-sekundowego filmiku wrzuconego na jego kanał na YouTune ginie po kilku dniach? Jack Sparks, bo to o nim tutaj mowa, kontrowersyjny dziennikarz i celebryta, który zasłynął książkami o gangach i narkotykach i zaczął pisać książkę o zjawiskach nadprzyrodzonych, nagle w 2014 roku zginał w niewyjaśnionych okolicznościach. Dlaczego? Czyżby za jego śmiercią stał ten tajemniczy filmik albo jakieś zjawisko nadprzyrodzone?
„Ostatnie dni Jacka Sparksa” to horror, który napisany jest w formie paradokumentu. Od samego początku wiemy, że Jack zniknie w wyniku niezidentyfikowanych wydarzeń. Książkę zaczyna przedmowa brata głównego bohatera Alistara, z której dowiemy się, że to on jest odpowiedzialny za wydanie książki i zapisków, które pozostały po Jacku. Wielokrotnie w tekście znajdziemy gwiazdki, z których wynika, co jest prawdą, a co kłamstwem wymyślonym przez Jacka. Przedmowa bardzo przekonująco i mamy wrażenie, jakby wszystkie wydarzenia zdarzyły się naprawdę, ale czy tak było?
„Ostatnie dni Jacka Sparksa” to książka z niewykorzystanym potencjałem. Książkę możemy podzielić na trzy części i to pierwsza część była najlepsza i z każą przeczytana stroną rosło moje zainteresowanie i zaniepokojenie. Miałam wrażenie, jakby Jack siedział obok mnie i opowiadał o tym, co przeżył, co robił przed obejrzeniem filmu i co nastąpiło, gdy film na YouTube zobaczył. Przed zobaczeniem filmu Jack był we Włoszech i uczestniczył w egzorcyzmach i opisywane sceny mocno na mnie wpłynęły, było strasznie! Sama także nie chciałabym zobaczyć tego 40-sekundowego filmiku, jego opis także mnie przeraził. I to niestety tyle, jeśli chodzi o emocje. Część druga i trzecia to znużenie tym, co wyprawia główny bohater. Czy to tylko jego narkotyczne wizje, czy może te zjawiska, o których pisze, wystąpiły naprawdę? Sam Jack uległ dziwnej metamorfozie i nawet jego żarty, zamiast śmieszyć, po prostu irytowały. Nie wiem, czy można polubić takiego bohatera?
Książka „Ostatnie dni Jacka Sparksa”, choć nierówna, to jednak wzbudza zainteresowanie, a przede wszystkim zmusza do myślenia o tematach wiary oraz rozumu. Czy duchy, diabeł są obecne w naszym współczesnym życiu, czy to tylko chwyty marketingowe? Czy możemy zaakceptować ich istnienie, czy jednak obalamy teorię, że zjawiska nadprzyrodzone istnieją? Myślę, że prawdziwi fani powieści grozy będą zadowoleni, jeśli sięgną po tę książkę.
JACK SPARKS O ZJAWISKACH NADPRZYRODZONYCH
Główny bohater opowiadania Chucka Palahniuka „Wyprawa” poświęcił się poznawaniu paranormalnych opowieści i wydarzeń, by doświadczyć strachu tak wielkiego, że nie musiałby się już bać o nic w swoim życiu. Podobną ścieżką, choć z zupełnie innych pobudek, podąża Jack Sparks z najnowszej powieści Jasona Arnoppa. Inne jest też poprowadzenie i wydźwięk całości, ale w obu przypadkach na czytelników czeka dobra, mocna rozrywka. Bo Arnopp, choć do czołówki pisarzy grozy nie należy, a jeśli już z czymś się kojarzy to pisaniem scenariuszy do słuchowisk o Doktorze Who, stworzył dzieło może nie wybitne, ale dla miłośników grozy satysfakcjonujące i całkiem udane.
„Jakże bym chciał, żeby Jack nie był świadkiem tamtych egzorcyzmów. Jakże bym chciał, by nie obejrzał tamtego filmiku na YouTubie.”
Jack Sparks, jako dziecko marzył o zostaniu naukowcem, skończył jako pisarz-celebryta o dość kontrowersyjnej opinii. Pisał o podróży przez Anglię na drążku, pisał o gangach narażając swoje własne życie i pisał także o narkotykach, wypróbowując na sobie wszystkie możliwe substancje psychoaktywne, co doprowadziło go do uzależnienia i odwyku. Jego kolejnym dziełem miała być książka poświęcona zjawiskom paranormalnym. Bo Sparks, jako ateista i sceptyk, choć o otwartym umyśle, chciał zbadać różne nadnaturalne fenomeny i potem móc triumfalnie zaśmiać się w twarz wszystkim wierzącym, obalając poszczególne z nich. Trafił jednak na pewne egzorcyzmy, był też pewien filmik na YouTubie i jego życie zmieniło się w koszmar, a koszmar ów zakończył się w sposób definitywny. Śmierć Sparksa rozpala teraz wyobraźnię jego fanów, a oliwy do ognia dolewa jej tajemniczość. Brat Jacka decyduje się więc wydać jego ostatnią książkę „Jack Sparks o zjawiskach nadprzyrodzonych”, która stanowi jednocześnie zapis jego ostatnich dni…
Całość recenzji na moim blogu: http://ksiazkarniablog.blogspot.com/2018/09/ostatnie-dni-jacka-sparksa-jason-arnopp.html
Przeczytane:2022-08-24, Ocena: 5, Przeczytałam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - edycja 2022,
Jack Sparks jest gwiazdą internetu i niewyobrażalnym dupkiem, oj gwarantuję, że podniesie wam ciśnienie jego gadka. To cyniczny narcyzm i ignorant, pogromca mitów, król socjali oraz, w jego mniemaniu, błyskotliwy przystojniak. Zaczynamy czytać książkę od wiadomości, że oto tytułowy celebryta zamierza napisać książkę, w której skonfrontuje się ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Chociaż nie, mój błąd... zaczynamy czytać książkę od wiadomości, że Jack Sparks nie żyje.
Podczas lektury czułam się trochę, jakbym znów oglądała "The Blair Witch Project". Paradokumenty średnio do mnie trafiają, a tutaj dodatkowo z krzaków wyskakuje Jack, który co chwilę krzyczy "nie wierzę wam, to ustawka!". To taki typ, któremu pokażesz zieloną trawę, a on powie, że jest pomalowana. Nic nie było w stanie go przekonać do wiary w duchy czy demony, nawet sceny żywcem wyjęte z "Egzorcysty". Bohater patrzy na zwymiotowane przez opętaną dziewczynkę gwoździe i śmieje się diabłu w twarz (świetna gra aktorska, gdzie znaleźliście tę młodą gwiazdę?). Jak można się spodziewać, diabeł poczuł się tą zniewagą dotknięty...
Daję dodatkową gwiazdkę za świetną zabawę formą i oryginalność całej historii. Autorowi doskonale udało się osadzić powieść we współczesnym świecie pełnym zaawansowanej technologii i życiu w mediach społecznościowych. Główna treść, czyli pisane na bieżąco wspomnienia głównego bohatera, przerywana jest tekstami obcymi - wywiadami, fragmentami dziennika innej postaci itp. To uzmysławia nam, że Jackowi nie można wierzyć w 100%. Jako popularny influencer doskonale zdaje sobie sprawę, co trzeba przemilczeć, a co lepiej zmienić, by przypadkiem nie stracić fanów. Brane przez niego używki też robią swoje i tak pomalutku w głowie czytelnika powstaje mętlik. Nie ma innego wyjścia, trzeba czytać dalej.
A zakończenie to po prostu miazga. Tylko tyle powiem.
Polecam "Ostatnie dni Jacka Sparksa" jako naprawdę, przynajmniej w moim odczuciu, oryginalne podejście do gatunku grozy. Co się nawkurzałam na głównego bohatera, to moje, ale o to właśnie chodziło.