Lata osiemdziesiąte, PRL. Michalina kiepsko wypada w przedstawieniu dyplomowym na zakończenie szkoły aktorskiej. Jej myśli zajmuje bowiem Allan Wysocki, obiecujący pisarz. Po egzaminach nie może znaleźć pracy na warszawskich scenach, nie ma też pewności co do uczuć Wysockiego. Dlatego ucieka do małego miasta, gdzie otrzymuje angaż w prowincjonalnym teatrze. Tam poznaje Maćka, starszego od siebie aktora, który zostaje jej partnerem na scenie i w życiu. Jednak Michalina nie może zapomnieć o Allanie i od czasu do czasu wymyka się do Warszawy, by się z nim spotkać. Szybko staje się dla niej jasne, że nie jest jego jedyną kobietą, i po raz kolejny kończy ich znajomość. Postanawia, że skupi się na związku z kochającym Maćkiem. Tymczasem Maciek odkrywa, że Michalina go zdradza, opuszcza ją i wyjeżdża z miasta. Kobieta popada w depresję.
Po latach znowu w jej życiu pojawia się Allan. Czy tym razem odnajdą szczęście w miłości?
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2019-06-12
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 480
Każdy z nas chce kochać i być kochanym ale miłość mało kiedy jest prosta, najczęściej jest przy tym dużo wyrzeczeń, kłótni i czasami rozstań, ale prędzej czy później każdy znajdzie swoją drugą połowę.
Michalina chce stworzyć związek z Allanem ale on jest wobec niej obojętny, kiedy kobieta ma zamiar wyjechać daleko grać w teatrze on jej nie zatrzymuje. W G. poznaje Michała który również gra w teatrze i zaczyna z nim mieszkać, niestety oszukuje go częstymi wyjazdami do matki a tak na prawdę w tym czasie przebywa z Allanem, wie że robi źle ale nie umie z żadnego zrezygnować. Allan czy Michał? Którego wybierze kobieta? A może to żaden z nich zawładnie jej sercem na resztę życia?
Uwielbiam historie miłosne, szczególnie takie nie łatwe przy których w oku kręci się łezka a potem następuje zakończenie i żyją długo i szczęśliwie. Chociaż wiem że miłość istnieje to nie jest pewne że każdy będzie z tą miłością szczęśliwy, szczególnie gdy w związku są trzy osoby, prędzej czy później ktoś będzie cierpiał.
Michalina jest rozdarta między dwoma mężczyznami, jeden jak i drugi mają plusy i minusy, kocha Allana ale wie że ten ma też inne kobiety, Michał za to jest bardzo kochany i wspiera ją na każdym kroku ale niestety nie jest Allanem. Kiedy sekret Michaliny wychodzi na jaw i zostaje sama załamuje się i żyje od występu do występu a życie przelatuje jej przez palce, ale to nie oznacza że szczęście ją opuściło, ona czeka na nią za rogiem tylko musi się na nie otworzyć.
Nasze serce najczęściej ucieka do tych którzy na to nie zasługują, wykorzystują nas i nigdy nie dadzą dla nas z siebie sto procent, a tych którzy oddają nam wszystko ranimy rozstaniem.
Nostalgia tej książki nastraja nas do tego żebyśmy sami przemyśleli to kogo obdarzamy miłością i czy kogoś przy tym nie ranimy, bo miłość to jedno z najważniejszych uczuć.
Okładka ma w sobie coś magicznego, co od razu przyciągnęło mój wzrok. Niby tak,ie jesienne kolory, ale mimo wszystko to "coś" kazało mi zawiesić na niej oko. I tak się podziało, że przeczytałam opis i postanowiłam, że muszę ją poznać. Muszę poznać treść, bo coś czuję, że historia przypadłaby mi do gustu. Więc tak po pewnym czasie powieść znalazła się u mnie.
Widzimy kobietę i mężczyznę, ona go obejmuje, ma zamknięte oczy i delikatny uśmiech na ustach? Lubię takiego typu okładki, przy których mogę sobie pogdybać...
Posiada skrzydełka, co ewidentnie jest u mnie dużym plusem, bo ma ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytamy słów kilka o autorce, a na drugim fragment powieści. Czcionka duża, brak literówek, kremowe strony, odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane.
Jest to moje pierwsze spotkanie z pisarką, więc było to dla mnie coś nowego. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc byłam jeszcze bardziej ciekawa tego, jak odbiorę tę historię. Na samym początku musiałam się mocno skupić na tym, co czytam, żeby się nie pogubić. Książka pisana ciągiem, bez podzielenia na rozdziały. Nie przeszkadzało mi to w niczym. Nie było to dla mnie lekkie pióro. Inne czasy, więc spodziewałam się, że będzie mi trudniej zrozumieć niektóre rzeczy, chociaż się przeliczyłam, bo wcale nie było tak źle. Im dalej w las, tym książka była dla mnie jeszcze bardziej ciekawsza i interesująca. Pochłaniałam stronę za stroną, aż w końcu zaczęło mnie coś irytować... I z tego co wiem, nie tylko mnie. Potencjał tej historii jest ogromny, wszystko pięknie fajnie, ale jest jedno ALE.
Tym ALE jest główna bohaterka, Michalina. Była tak irytująca, że psuła wszystko, co było na jej drodze. Niszczyła również swoim zachowaniem moje odczucia, bardzo się z nią męczyłam. Naprawdę. Jej dziecinne zachowanie wręcz powodowało we mnie furię. Myślałam, że nie wytrzymam, złościłam się w myślach - bo tak działała mi na nerwy. A szkoda, bo cała ksiązka naprawdę jest w porządku.
Są inni bohaterowie, ale nasza Michalina przesłoniła wszystkich, więc efektem tego jest, że nie polubiłam nikogo z tej powieści. Po prostu pałałam taką nienawiścią do tej dziewczyny, że nie byłam w stanie podarować komuś mojej sympatii. Każdy z nich wydawał mi się arogancki, czasem głupi i bezmyślny. Do każdego miałam jakieś "ale" i przez to kreacja bohaterów owszem, była dobrze poprowadzona - bo każdy się czymś różnił, ale i tak mimo to nikt nie wydał mi się w porządku. A szkoda, bo mogło być naprawdę super.
Przez irytację na główną bohaterkę, niestety nie czułam emocji. Czułam jedynie złość, irytację i niesamowitą wściekłość na Michalinę. I prócz tych negatywnych nie pojawiło się nic innego... Podobała mi się cała historia, być może poczułabym cokolwiek, ale niestety nie udało mi się. Co niestety sprawia, że lektura nie wyróżnia się z tłumu. Potencjał był ogromny, jednak główna bohaterka i brak emocji sprawiło, że moja ostateczna ocena jest niższa, niż początkowo przypuszczałam. Do samego końca łudziłam się, że coś się zmieni, jednak nie stało się tak... I to, co jest napisane na okładce "Emocjonalna opowieść o miłości silniejszej niż śmierć" jest dla mnie nieprawdą. Nie mogę się z tym zgodzić. Ani do słowa "emocjonalna" ani do owej miłości, której ja nie dostrzegłam, bo to, co zauważyłam, to gówniarskie potyczki dziewczyny i chłopaka.
Plusem jest przedstawienie lat osiemdziesiątych, PRL'u. Nie samego tego okresu, a życia w teatrze. Od małego lubiłam ten świat, a mimo to nie miałam okazji się w niego zagłębiać. Cieszę się, że z pomocą autorki mogłam poczuć się sama jako widz i jako aktorka niemalże tych wszystkich przedstawień. Wpłynęło to poniekąd na moje myśli i przyjemnie mi było o tym czytać, nawet Michalina wtedy nie wydawała mi się taka zła.
Reasumując uważam, że książka ma ogromny potencjał, ale przez kilka aspektów, wszystko się posypało jak domek z kart. Miało być naprawdę pięknie. Powieść ta naprawdę jest dobrze napisana, ale wcale nie odniosłam wrażenia ogromu miłości między bohaterami, nie dostałam emocji - które powinny być, a sama Michalina, jako główna postać irytowała mnie na tyle, że obrzydziła mi całą lekturę. Szkoda, bo mogła być to jedna z niewielu pięknych historii, a jednak tak się nie stało. Nie wyróżnia się niczym z tłumu... Niestety.
Czy polecam? Nie wiem. Nie każdemu może ona przypaść do gustu. Nie każdy odbierze ją tak jak ja. Jeśli macie na nią ochotę - sięgnijcie, ale cudów się nie spodziewajcie, bo możecie się zawieźć...
Lata 80. Michalina żyje aktorstwem i swoim związkiem z obiecującym pisarzem, Allanem Wysockim. Mimo ogromnego talentu dziewczyna kiepsko wypada na egzaminem dyplomowym, co przekreśla jej szanse na otrzymanie angażu w którymś z warszawskich teatrów. Michalina postanawia zatem wyjechać do małej miejscowości, by tam występować na prowincjonalnej scenie. Jej miłość do Allana staje się coraz bardziej skomplikowana, tym bardziej, że z dala od stolicy poznaje Maćka, który szybko zajmuje ważne miejsce w jej życiu. Młoda kobieta nie potrafi zrezygnować z żadnego z mężczyzn, przez co wikła się w chaotyczną relację, gdzie tylko teatr jest stałym elementem, na którym może polegać.
Wiele osób świadomie unika romansów, nie dostrzegając w typowych historiach miłosnych niczego, co mogłoby na dłużej utrzymać ich zainteresowanie. Rozumiem to; sama po przeczytaniu niezliczonej liczby powieści z tego gatunku zaczęłam go traktować z delikatnym przymrużeniem oka. Autorom romansów dość trudno jest czytelnika zaskoczyć, a przynajmniej zaciekawić na tyle, by nie chciał rozstawać się z bohaterami. Kiedy jednak zapoznawałam się z opisem „Okruchów lustra” pomyślałam sobie, że to będzie coś świeżego. Czasy głębokiego PRL-u w Polsce dość rzadko występują jako tło wydarzeń w literaturze typowo komercyjnej, szczególnie w romansach. Uznałam, że nawet jeśli będzie to dość banalna opowiastka, to jednak zachwycę się światem przedstawionym, być może nawet dowiem się czegoś nowego, skoro urodziłam się już po upadku komunizmu w kraju. Cóż… dowiedziałam się jedynie tyle, że nie powinnam nakręcać własnych oczekiwań względem książki, bo potem czuję się, jakbym rozbiła głowę o szybę. W tym przypadku chyba o to tytułowe lustro.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to bardzo toporny i trudny w odbiorze styl autorki. Miejscami miałam wrażenie, że narracja – prowadzona z perspektywy Michaliny – jest w rzeczywistości jedynie suchą relacją, jakby sprawozdaniem ze szkolnej wycieczki. Sporo istotnych wydarzeń w życiu bohaterki zostało po prostu streszczonych w dwóch zdaniach, więc jako odbiorca nie miałam okazji w nich uczestniczyć. Niestety w wielu miejscach kulała też składnia, pojawiały się powtórzenia, a beznamiętny, pozbawiony emocji dobór środków językowych sprawił, że nie mogłam się wciągnąć w tę historię. I nie zrobiłam tego do samego końca.
Początkowo fabuła książki jako tako trzymała się kupy. Mimo niezbyt przyjemnych doświadczeń z samego czytania, w jakiś sposób czułam się zainteresowana losem Michaliny. Bardzo chciałam zajrzeć za kulisy PRL-owskiego, prowincjonalnego teatru, „przyglądać się” przymiarkom strojów, przygotowaniom do premiery, całemu procesowi aktorskiemu, łącznie z uczeniem się roli. Niestety te opisy były pozbawione jakiegokolwiek klimatu, a już na pewno szczegółów. Nie odnalazłam tak wyczekiwanej atmosfery zakurzonej garderoby, zapachu papieru, na którym zapisano scenariusz ani smaku wypijanego przez aktorów alkoholu w ilościach hurtowych. Musiałam sobie wmówić, że to wszystko rzeczywiście się dzieje, ponieważ sama narracja prezentowała to w wyjątkowo okrojony sposób. Sprawę dodatkowo utrudniał fakt, że książka nie jest podzielona na rozdziały, mamy więc jeden wielki ciąg scenek rodzajowych.
Autorka wolała się skupić na przeżyciach wewnętrznych głównej bohaterki (o której jeszcze za chwilę), zamiast należycie przyłożyć się do budowania świata przedstawionego. Do osadzenia akcji powieści w PRL-u nie wystarczy tylko wspominanie co jakiś czas, że ktoś poszedł do Pewexu, że sąsiadka kupiła owoce na kartki albo stosowanie kulawych wyrażeń w stylu „wtedy nie mieliśmy tego i tego”. Agnieszka Pyzel niestety nie zatroszczyła się o to, by należycie zgłębić temat i tym samym przybliżyć współczesnemu czytelnikowi realia lat 80. Pozwolę sobie nawet zacytować fragment, który odnosi się do upadku komunizmu:
„Aż w końcu w naszym kraju upadł ustrój zwany komuną. Tak po prostu, PZPR się rozwiązała i doczekaliśmy czasów, o których marzył mój ojciec, lecz czekając na nie, złamał sobie życie”.
I to tyle. Dalej jest już tylko zdawkowa relacja o tym, jak to masowo zaczęły otwierać się firmy, a przed Michaliną stanęły nowe aktorskie możliwości. Gdyby komunę rzeczywiście dało się obalić „tak po prostu”, to sądzę, że ten system nie przetrwałby tak długo (utrzymując się zresztą do dziś w niektórych miejscach na świecie).
Jak już wspomniałam, na początku historia wydawała się nawet poukładana, w każdym razie widziałam w tym jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy. Niestety w chwili, gdy pękła 100 strona, stało się coś, czego nie jestem w stanie wyjaśnić. Fabuła rozlazła się we wszystkich kierunkach – i żaden z tych kierunków nie miał najmniejszego sensu. Bohaterowie zachowują się jak kilkuletnie dzieci (i to bez obrazy dla maluchów), nowe wątki nie posiadają żadnego wytłumaczenia, na dodatek zostają zwykle zakończone w sposób, który wymyka się wszelkim prawom logiki. Autorka po macoszemu potraktowała nawet taki temat jak poronienie (serio, po jakichś 2 stronach w ogóle zapomnicie, że bohaterka była w jakiejś tam ciąży). To zaczęło mi przypominać odcinki tych wszystkich seriali paradokumentalnych. Czytałam zdecydowanie lepsze fan fiction, kiedy miałam zaledwie 14 lat, a wierzcie mi, że twórczość fanowska bije rekordy, jeśli chodzi o wszelkie absurdy.
Co do głównej bohaterki – gdybym mogła wejść do wnętrza książki i jej przyłożyć, z pewnością bym to zrobiła. Agnieszce Pyzel udało się stworzyć postać tak irytującą, tak pozbawioną jakiegokolwiek charakteru, że w tej chwili nie jestem w stanie sobie przypomnieć, czy ktokolwiek denerwował mnie w równym stopniu. Michalina jest rozhisteryzowana, zmienia zdanie co przysłowiowe 5 minut i prawie żadne z jej działań nie jest podyktowane konkretną motywacją. Wygląda to bardziej tak, jakby w zależności od chwili ktoś ją raził prądem, nakłaniając do zmiany zachowania. Autorka chciała chyba przedstawić bohaterkę na swój sposób tragiczną, nieszczęśliwie zakochaną artystkę, która jedyne spełnienie znajduje, kiedy staje na scenie. Tyle że nawet pasja Michaliny do aktorstwa nie była przekonująca – podobnie zresztą jak przedstawianie szczegółów dotyczących tego zawodu. Agnieszka Pyzel ma związane z tym wykształcenie, tymczasem w książce pojawia się fragment mówiący, że zdjęcia do filmu pełnometrażowego zostały zakończone po mniej więcej miesiącu. Ja tam się nie znam, ale… czy to aby „troszeczkę” nie za szybko?
„Okruchy lustra” to zdecydowanie najgorsza książka przeczytana jak dotąd w tym roku i jednocześnie jedna z najgorszych, na jakie trafiłam w ostatnich latach. Przebrnięcie przez blisko 500 stron wiązało się z silną falą frustracji i zgrzytaniem zębów. Żałuję, bo koncepcja była rewelacyjna i mogła z tego powstać klimatyczna, dramatyczna powieść miłosna, która zafundowałaby wielu czytelnikom przejazd kombajnem po uczuciach. Tymczasem kombajn przejechał chyba po tej powieści, burząc logikę, strukturę fabuły, świat przedstawiony, atmosferę i bohaterów.
Gdy rozpoczyna się czytanie książki pt. '' Okruchy lustra'' autorstwa debiutującej pisarki Pani Agnieszki Pyzel odnosi się wrażenie na pierwszy rzut oka, że główna bohaterka Michalina, młoda aktorka zaczynająca karierę zawodową nie wie, sama czego oczekuje od życia, ale niestety popełnia, błędy dążąc do swojego prywatnego szczęścia.
Na samym początku poznajemy ją, gdyż prowadzi wewnętrzny dialog, który przyczynia się do tego, że Czytelnik może obserwować jej dotychczasowe życie pochłonięte lekką beztroską niezwiązanych z życiem zawodowym, lecz myśleniem wyłącznie o miłości.
Droga zawodowa będzie stanowiła dla Michaliny wiele przeszkód do pokonania na polu walki, by przetrwać w tym zawodzie najtrudniejsze chwile. Poznamy Michalinę od strony pozytywnej, która jest bardzo uczuciową młodą kobietą, pragnącą doznania prawdziwego uczucia.
W Michalinie było coś takiego niezwykłego, że chciałoby się z nią porozmawiać, zaprzyjaźnić, a nawet zagrać z nią rolę w teatrze. Ona kochała teatr. Opowiadała o tym z pasją.
Historia obrazująca miłość Michaliny do pisarza Allana Wysockiego zainteresowała mnie ze względu na przebieg opisanej w powieści fabuły, który uważam, że został zaprezentowany przez autorkę w sposób barwny językowo.
Bohaterowie występujący w tej powieści są przedstawieni tajemniczo, a to podkreśla ich zróżnicowany pod każdym względem charakter.
Liczba występujących w tej powieści mniejszej ilości dialogów to jest walor, który powoduje wyrazistość, którą poznajemy dzięki dokonanej przez Michalinę ocen świadczący o wszelkiego rodzaju ich zachowaniach, które dla mnie również stanowiły zagadkę.
Szczególną uwagę zwróciłam na to, czym dla autorki jest zilustrowanie scen teatralnych i uważam, że wywiązała się ze swego zadania dobrze.
Czy wyłącznie lustrzane odbicie pozwoli Michalinie odkryć jej swoje drugie ja?
Wydawnictwu Muza dziękuje za podarowanie mi do zrecenzowania książki autorstwa debiutującej pisarki Pani Agnieszki Pyzel pt. '' Okruchy lustra''.
Warto jest przeczytać tę książkę.
"Okruchy lustra" to niezwykle inspirująca i wydaje się też, że bardzo osobista powieść Agnieszki Pyzel - aktorki i scenarzystki, która zechciała podzielić się z czytelnikami historią Michaliny - młodej dziewczyny stojącej u progu kariery aktorskiej w czasach PRL-u. Warszawa lat 80-tych XX w., nieudane przedstawienie dyplomowe, przekreślone szanse na angaż w jakimkolwiek teatrze w stolicy, poszukiwanie zatrudnienia i wreszcie szaleńcza i ryzykowna decyzja wyjazdu do prowincjonalnego miasta określonego jako G. Niespełnione uczucie do sławnego, sporo starszego pisarza Allana Wysockiego, ciągła niepewność i brak perspektyw sprawiają, że właśnie w małym zaściankowym G. Michalina zaczyna układać sobie życie, stawia pierwsze kroki na scenie u boku Macieja Frydrychowskiego - doświadczonego aktora, który staje się jej coraz bliższy. Wciąż jednak wewnętrzne rozterki i uśpione uczucie do Allana nie pozwalają dziewczynie spokojnie żyć. Bohaterka balansuje na cienkiej krawędzi podwójnego życia. Wewnętrzne rozdarcie pomiędzy szaloną i niszczącą miłością do pisarza oraz dającym pewną stabilność uczuciem do Maćka utrudnia dziewczynie dokonanie wyboru. W rezultacie los sam napisze dla Michaliny odpowiedni scenariusz...
"Okruchy lustra" to opowieść o życiu, miłości i trudnych wyborach, o rozterkach rozedrganego serca i ogromnej niepewności wobec tego, co przyniesie los. Historia opisana przez autorkę nie jest ckliwa i banalna. Bije z niej niezwykla wręcz dojrzałość i realizm, w którym bez trudu można się odnaleźć. Czasy PRL-u są oddane rzetelnie, bez fałszu i przesady. Zakulisowy teatr, hermetyczny światek ludzi kultury i prawidła nim rządzące dają szeroki obraz tamtej, wcale nie tak jeszcze odległej, ale momentami smutnej rzeczywistości.
Uczucie łączące Michalinę i Allana nosi znamiona miłości romantycznej. Jest to miłość tragiczna, trwająca na przekór wszystkiemu i pomimo wszystko, miłość silniejsza niż śmierć, od której nie można się wyzwolić. Znaczącą rolę w tej opowieści odgrywa teatr i sztuka, które są dla bohaterki wielką pasją i drugą miłością. Bez nich życie Michaliny nie miałoby sensu.
Jestem zafascynowana tą powieścią. Wsiąknęłam w nią bez reszty i dałam się zauroczyć. Ogromne wrażenie wywarła na mnie pewna wypowiedź bohaterki: "Czy kiedyś panu ktoś umierał? Ale tak naprawdę umierał ze wszystkimi marzeniami i z całą nadzieją". Tak, w tej historii pogrzebana została nawet nadzieja - ta, która przecież umiera ostatnia. Zapewniam Was jednak, że nie jest to przytłaczająca i męcząca opowieść. Wiele w niej optymizmu i sporo radosnych chwil. Wszak jest to historia o miłości, która sama w sobie jest piękna.
Bohaterowie mają nam naprawdę wiele do przekazania. Są bardzo ludzcy i życiowi, doskonale dopasowani do tamtych realiów. Dobrze nakreślone sylwetki, wyraziste charaktery i wiarygodne zachowania - to wszystko sprawia, że są to postacie intrygujące i ciekawe. Ale muszę przyznać, że momentami drażniło mnie zachowanie Michaliny, z jej niektórymi decyzjami nie mogłam się zgodzić, a mimo to wydała mi się bardzo autentyczna. Ma przecież prawo popełniać błędy, jest przecież tylko człowiekiem.
Zakończenie tej historii spełniło wszelkie moje oczekiwania, choć nie jest łatwo odgadnąć finał i mnie się to nie udało. Element zaskoczenia zadziałał pozytywnie na ogólny odbiór tej historii. Cieszę się bardzo, że być może niebawem przeczytamy o dalszym życiu Michaliny i jej kolejnych wyborach.
"Okruchów lustra" już możecie szukać w księgarniach. Ładna, nieco jesienna, nostalgiczna okladka na pewno przyciągnie Waszą uwagę. Jeśli tylko ciekawą was czasy PRL-u, jeżeli lubicie teatr i macie ochotę przyjrzeć się bliżej zakulisowym rozgrywkom, albo po prostu chcecie dać się porwać wielkiej miłości silniejszej niż śmierć to zachęcam do sięgnięcia właśnie po tę, naprawdę dobrze napisaną, powieść. Znajdziecie w niej emocje, ciekawe wydarzenia i będziecie mogli miło spędzić czas w towarzystwie interesujących bohaterów. Polecam.
Okruchy lustra to debiutancka powieść Pani Agnieszki Pyzel. Wydaje się też być bardzo osobistą książką. Wszystko jest plastycznie napisane. Czytając książkę czułam jak bym się przeniosła w czasy PRL-u. Oczyma wyobraźni widziałam ten dym z papierosów, dużą liczbę osób w pomieszczeniach i długie rozmowy. Dziękuję Wydawnictwu Muza SA za możliwość powrotu do tamtych czasów.
Są lata 80-te. Michalina właśnie skończyła szkołę aktorską w Warszawie. Jest zakochana w obiecującym pisarzu – Allanie Wysockim. Na przedstawieniu dyplomowym nie może się skupić i nie dostaje angażu do żadnego z warszawskich teatrów. Szukając pracy otrzymuje ją w małym prowincjonalnym teatrze. Oczekuje deklaracji ze strony pisarza, jednak jej nie otrzymuje. Rozczarowana wyprowadza się do małego miasteczka i tam otrzymuje główną rolę w nowym spektaklu.
„- Już wtedy byłam zakochana w tobie jak wariatka. Ale ty zawsze byłeś taki niedostępny, znikałeś i odzywałeś się niespodziewanie. A ja czekałam, zawsze czekałam na każdy twój znak, na twój telefon.
Usiadł obok mnie na łóżku i przyciągnął mnie do siebie.
- To nie tak, Michalina, to nie tak – szeptał, odgarniając moje włosy z ucha. – Odkąd się pojawiłaś, przestała dla mnie istnieć jakakolwiek inna kobieta… A to, że jestem taki popaprany...”
Okruchy lustra to historia o silnym uczuciu, które nie przemija. To opowieść o ludziach, którzy mimo iż bardzo się kochają, nie mogą razem być bo nie potrafią ze sobą rozmawiać. Michalina bardzo mnie denerwowała. Dawno nie czytałam książki o kobiecie, która była tak niesympatyczna i egoistyczna. Po porostu taka zepsuta gwiazda. Autorka doskonale ukazała kobiecą psychikę. Nasze mniej lub bardziej irracjonalne zachowania, decyzje.
Okruchy lustra to opowieść o miłości, zdradzie, zaangażowaniu w wykonywaną pracę oraz pochopnych decyzjach. To książka o życiu, pokazana w realiach PRL-u. To moim zdaniem ogromny atut tej książki. Jestem wdzięczna Autorce za przypomnienie i pokazanie mi świata młodości moich rodziców.
Książkę czytało się łatwo, przeczytałam ją w dwa dni. Pani Agnieszka po prostu wciągnęła mnie w swoją opowieść. Zakończenie mnie zaskoczyło, ale wiem że będzie kolejny tom o dziejach Michaliny.
Lata 80 XX wieku, Michalina zawala egzaminy w szkole aktorskiej, a to zamyka jej drzwi do świata warszawskiej sceny teatralnej. Gnębiona uczuciem do Allana Wysockiego, dobrze rokującego pisarza, niepewna jego czuć ucieka do G., tam w prowincjonalnym teatrze nabywa doświadczenia i poznaje Maćka. Mężczyzna jest starszym od niej, bardzo utalentowanym aktorem. W końcu wspólne próby przeradzają się w uczucie, jednak kobieta nie potrafi zapomnieć o Allanie i ciągle do niego wraca, wymyka się na weekendy. Kiedy Maciek poznaje prawdę, jej świat obraca się w gruzy – a ona uświadamia sobie, że kochała ich obu.
Los daje jej jeszcze jedną szansę, zagraniczny kontrakt, jednak pewnie nieporozumienia sprawiają, że i tym razem rezygnuje z ukochanego. Czy los da im trzecią szansę?
„Okruchy lustra” to mocno klimatyczna powieść obyczajowa z silnym wątkiem nieszczęśliwej miłości. W opozycji do pustych sklepowych półek i braków, stoi przepełnione uczuciami serce Michaliny. Kobieta ślepo i uparcie wierzy w miłość, opętana jest wręcz toksycznym uczuciem. Pielęgnuje w sobie miłość do Allana, nie dając innym do siebie dostępu, pozostałe relacje są powierzchowne i znikają tak szybko jak się pojawiają. Jej egzystencja polega na sinusoidzie wrażeń, szczęściu w momencie kiedy jest z ukochanym i depresyjnej tęsknocie kiedy jego nie ma.
Allan jest natomiast lekkoduchem, raz kocha, raz lekceważy. Nie dał Michalinie dostępu do swojego prawdziwego ja, a ona wie tyle ile on jej pozwala wiedzieć. Ta tajemnica, odpływy i przypływy uczuć sprawiają, że przyciąga ją jak magnes.
Autorka fenomenalnie buduje depresyjny klimat, oddający uczucia i życie bohaterki. Roztapiający się śnieg, błoto, brak towarów. Symbolem PRL staje się tu sałatka jarzynowa i wódka pita szklankami. Zaprasza nas do świata sceny, pokazuje, że aktorzy tworzą wielką rodzinę, która razem płacze się i śmieje, ale z drugiej strony to zamknięty świat – którego większość osób nie rozumie. Gdzie pod kolorowymi pawimi piórami, skrywają się zazdrość, rozpacz i morze alkoholu.
Dobrze dobrane postacie, które są synonimem ‘tamtych’ czasów, świetna i dogłębna kreacja, a przy tym dialogi tak naturalne, jakby samemu przysłuchiwało się rozmowom.
Książka jest trudna, jest przytłaczająca i pozostawia w czytelniku na długo jeszcze ten smutek, który przeziera z każdej strony.
Pełna emocji, świetna i wzruszająca… Wierzcie mi, bardzo chciałabym móc napisać właśnie tak o książce Agnieszki Pyzel – „Okruchy lustra”. Niestety żadne z tych przytoczonych przymiotników nie miałoby nic wspólnego prawdą, bo w moim odczuciu ta książka była po prostu bardzo słaba. I to na wielu płaszczyznach — zaczynając od przebiegu akcji, kreacji bohaterów i na stylistyce i języku kończąc. Opis okładki sugerował mi naprawdę bardzo dobrą książkę obyczajową, czyli z mojego ulubionego gatunku, osadzoną w latach osiemdziesiątych, spodziewałam się emocji, nieszczęśliwej miłości i wzruszenia. Emocji było tu tyle, co adrenaliny na grzybobraniu. Bohaterka Michalina była tak niezdecydowaną, irytującą i infantylną bohaterką, że miałam jej dosyć po pierwszym rozdziale. Pod koniec książki było mi już wszystko jedno, czy będzie w związku z tym, czy z tamtym, czy będzie samotna, nie wzbudziła we mnie żadnych pozytywnych emocji i nie potrafiłam jej polubić. Kobieta kocha Allana, który ją notorycznie zdradza, jednocześnie tworzy związek i mieszka z Maćkiem, którego też kocha. Czy takie toksyczne uczucie jest normalne? Dla mnie niestety nie. Nawet zbudowanie wątków związanych z teatrem (który kocham) nie wzbudził we mnie żadnego zainteresowania. Tu działo się po prostu nic! Niestety, ja się czuje zawiedziona tą książką.
Lata osiemdziesiąte, PRL. Michalina kiepsko wypada w przedstawieniu dyplomowym na zakończenie szkoły aktorskiej. Jej myśli zajmuje bowiem Allan Wysocki, obiecujący pisarz. Po egzaminach nie może znaleźć pracy na warszawskich scenach, nie ma też pewności co do uczuć Wysockiego. Dlatego ucieka do małego miasta, gdzie otrzymuje angaż w prowincjonalnym teatrze. Tam poznaje Maćka, starszego od siebie aktora, który zostaje jej partnerem na scenie i w życiu. Jednak Michalina nie może zapomnieć o Allanie i od czasu do czasu wymyka się do Warszawy, by się z nim spotkać. Szybko staje się dla niej jasne, że nie jest jego jedyną kobietą, i po raz kolejny kończy ich znajomość. Postanawia, że skupi się na związku z kochającym Maćkiem. Tymczasem Maciek odkrywa, że Michalina go zdradza, opuszcza ją i wyjeżdża z miasta. Kobieta popada w depresję.
Po latach znowu w jej życiu pojawia się Allan. Czy tym razem odnajdą szczęście w miłości?
Lata osiemdziesiąte, PRL. Michalina kiepsko wypada w przedstawieniu dyplomowym na zakończenie szkoły aktorskiej. Jej myśli zajmuje bowiem Allan Wysocki, obiecujący pisarz. Po egzaminach nie może znaleźć pracy na warszawskich scenach, nie ma też pewności co do uczuć Wysockiego. Dlatego ucieka do małego miasta, gdzie otrzymuje angaż w prowincjonalnym teatrze. Tam poznaje Maćka, starszego od siebie aktora, który zostaje jej partnerem na scenie i w życiu. Jednak Michalina nie może zapomnieć o Allanie i od czasu do czasu wymyka się do Warszawy, by się z nim spotkać. Szybko staje się dla niej jasne, że nie jest jego jedyną kobietą, i po raz kolejny kończy ich znajomość. Postanawia, że skupi się na związku z kochającym Maćkiem. Tymczasem Maciek odkrywa, że Michalina go zdradza, opuszcza ją i wyjeżdża z miasta. Kobieta popada w depresję.
Po latach znowu w jej życiu pojawia się Allan. Czy tym razem odnajdą szczęście w miłości?
"Każde z nas panicznie bało się miłości,
a ona spadła na nas nieoczekiwanie i podstępnie. Obydwoje potrzebowaliśmy czasu, żeby ją nazwać, zdefiniować i spróbować oswoić."
Agnieszka Pyzel w swojej powieści ukazała miłość egoistyczną. Michalina to kobieta, którą z jednej strony doskonale rozumiemy, może i nawet współczujemy, ale... No właśnie, jest jedno małe ale. W jej życiu nie ma jednego mężczyzny, a wielu. W jednym momencie odnosiłem wrażenie, iż ona bawi się nimi wszystkimi, w innym zaś, że jest pogubiona, może zbyt dumna, nie potrafi przebaczać? Kobieta nie zważa na uczucia innych. Nie ma dla niej znaczenia czy kogoś po drodze rani. A może jest tak, że jest to wynik tego, iż tylko jeden mężczyzna tak naprawdę był ważny w jej życiu? I we wszystkich innych szuka właśnie jego namiastki?
"- Nigdy nie żałuj, że kochałaś (...).
Wszystko w tym życiu pojawia się z jakiegoś powodu. A najważniejsi są ludzie, których dane było nam pokochać."
Nasza bohaterka nie potrafi podejmować racjonalnych decyzji, przemyśleć to i owo. Nie, ona kieruje się emocjami. Ale czyż właśnie nie takie jesteśmy my, kobiety? Dlatego też Michalina, mimo tej pokręconej duszy, jest mi w jakiś sposób bliska. Choć nie popierałam jej postępowania, potrafiłam jej uwierzyć, wczuć się w jej położenie.
"Czułam się tak, jakbym oglądała to całe nasze życie z Alanem w okruchach potłuczonego lustra, które powoli układały się jednak w całość, w której mogłam się przejrzeć."
Autorka doskonale ukazała kobiecą psychikę - jej mniej lub bardziej irracjonalne zachowania i nieprzemyślane decyzje. Przypadek Michaliny powinien być dla każdego z nas lekcją, z której wyciągniemy odpowiednie wnioski. Najważniejszym jest to, że decyzje, jakie podejmujemy mają wpływ nie tylko na nas, ale i na innych związanych z nami ludzi. Że bardzo łatwo jest przegapić jakiś ważny moment i później żałować.
Oprócz wiodącego wątku miłosnego, autorka porusza wiele istotnych tematów i kwestii. Jednym z nich jest problem depresji. Historia Michaliny uzmysławia jak ważny jest wówczas ktoś, kto pomoże nam uporać się z tą chorobą.
Cała ta powieść przesycona jest najróżniejszymi emocjami, obok których nie sposób przejść obojętnie. Ta historia mogłaby być miejsce w prawdziwym życiu.
Autorka dobrze oddała realia PRL-u. Myślę że ci z Was, którzy pamiętają lata 80-te z rozrzewnieniem wrócą do tych czasów. W książce przeważają opisy, a pewnie wiecie, że wolę odwrotną sytuację. Jednak tym razem zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, to było pożądane. Sama akcja zaś może szaleńczo nie pędzi, ale w żadnym razie nie mogę powiedzieć, żeby książka była nudna. Natomiast zabrakło mi jakiegoś wyraźniejszego podziału na rozdziały.
"Okruchy lustra" to ciepła, wzruszająca, smutna i wiarygodna powieść o miłości zawiedzionej, nieodwzajemnionej, jak i jej poszukiwaniu. To historia o przyjaźni, zdradzie, pochopnych i błędnych decyzjach oraz podążaniu za marzeniami i pasją. To książka po prostu o życiu. Czy zawsze takim, o jakim marzymy? Zapraszam do lektury!
„Okruchy lustra” to opowieść o Michalinie i jej miłości do Allana. Tę historię opowiada sama bohaterka z perspektywy czasu, z odpowiednim do niej dystansem. Ich miłość jest bezgraniczna i burzliwa, ale smutna, bo przeżywają ją osobno, nie potrafiąc się porozumieć i podporządkować codzienności. Każde z nich jest artystą - Michalina to aktorka teatralna natomiast Allan to pisarz. Mogliby być dobraną parą, jednak ich zawody na to nie pozwalają, bo każde z nich jest zbyt wrażliwe i zimne zarazem. Swoje uczucia przejawiają w sztuce, nie do końca w życiu, porozumiewają się na poziomie duchowym, metafizycznym a nie przyziemnym. Rozdzielają się pod wpływem nieporozumienia i manipulacji, po której żadne z nich nie potrafi odpuścić i wybaczyć błędów tej drugiej strony. Łączą się i rozdzielają, ale ta miłość zostaje w nich do końca i nie potrafią przed nią uciec. Z jednej strony Michalina opowiada o swoim życiu dość beztrosko, czasem pokazuje się jako naiwna młoda dziewczyna, przepełniona marzeniami i fałszywymi wyobrażeniami. Robi karierę trochę przypadkowo, zrządzeniem losu i dzięki znajomościom. Ma po prostu talent i często nieświadomie oczarowuje innych. Allan natomiast to lekkoduch, nie potrafiący się w pełni zaangażować i podporządkować ustrojowi. Z drugiej strony cała ta historia jest po prostu smutna i nostalgiczna. Czytając tę książkę ma się od początku przeczucie że tu nie będzie szczęśliwego zakończenia, typowego hollywodzkiego happy endu, ale wciąż czyta się ją z zapartym tchem i nadzieją na jakiś pozytyw.
Wiadomo że głównym motywem książki jest miłość, ale nie można pominąć tła, jakim jest życie w latach 80-tych, kiedy nie było niczego, ale wszystko było; kiedy żyło się lekko i beztrosko pomimo reżimu i cenzury. W opowieść głównej bohaterki wplecione jest życie codziennie ówczesnej bohemy, która zawsze znalazła alkohol i zakąski na prywatkę. Ale chyba jeszcze bardziej istotne jest przejście w lata 90-te, kiedy wszystko się zmieniło. Michalina wprost pokazuje, że nagle rozpadł się ich artystyczny świat, ludzie przestali się spotykać, podążając za karierą i nowością tego świata. Niektórzy nie potrafili się odnaleźć, musieli zacząć więcej pracować, a zamiast na przesłuchania chodzić na castingi.
Nie jest to do końca moja tematyka, ale cieszę się że przeczytałam tę książkę i muszę przyznać że mi się spodobała. Pomimo ogromnego ładunku smutku jaki ze sobą niesie, czyta się lekko i szybko. Domyślam się że dla fanów gatunku tym bardziej musi to być bardzo dobra lektura. Świetna książka na urlop.
Przeczytane:2019-11-10,
Zawsze z rezerwą podchodzę do polskiej literatury pisanej przez kobietę. Dlatego też rzadko po nią sięgam. Mimo to pozycja "Okruchy lustra" autorki Agnieszki Pyzel odmieniła trochę moje uprzedzenia w tej kwestii. Książka jest ciekawa. Można odnaleźć w niej interesujące motywy. Przede wszystkim podczas czytania można pobawić się w psychologa i zadać sobie pytanie: co ja bym zrobiła na miejscu głównej bohaterki?
Niemoralna postawa Michaliny, miłość- miłością, teatr- teatrem, główna bohaterka chyba zgubiła gdzieś granicę między życiem, a grą na scenie. Między prawdą, a udawaniem. Grała w życiu i wychodziło jej to całkiem nieźle. Ale czy myślała o innych, czy tylko o sobie i swoim szczęściu? To podstawowa kwestia nad jaką autorka daje nam się pochylić. Wszystko to w smutnej scenerii lat osiemdziesiątych.
Mogłoby się wydawać, że czas akcji jest tu odzwierciedleniem nastroju bohaterki. Szary kraj, puste sklepowe półki, obskurne pomieszczenia, a w tym barwna kobieta, która marzy o byciu gwiazdą. Powoli osiąga swój cel, a podczas jej ścieżki ku dobrobytowi widzimy jak żyją elity w PRL-u, jak mogą sobie na więcej pozwolić, więcej zdobyć, bo hierarchia społeczna,bo znajomości.Można zyskać podziw, fanów, odzwierciedlać niedoścignione dla niektórych piękno i bogactwo.Wreszcie gdy tylko pojawia się szansa to można uciec z dala od Polski, zostawić wszystko za sobą i rozkwitać.
To zderzenie polskiego PRL-u oraz czaru Izraela jest najbardziej interesującym aspektem w tej książce. Zderzenie dwóch światów. Nagle czytając z lodowatej Polski przenoszę się na ciepłe plaże Izraela. Kontrast ten jednocześnie doskonale ukazuje losy głównej bohaterki. Przebywanie w Polsce to dla niej same: problemy, smutki, tęsknoty. Pobyt w Izraelu to: radość, spełnienie, beztroska, płomienna miłość. Świadczy o tym cytat: "Byłam oczarowana, ze smutnej i z szarej Polski trafiłam do kwitnącego kolorowego raju, który wydał mi się równie luksusowy jak kraje Zachodu w moich wyobrażeniach."
Wątki żydowskie zawsze mnie interesowały i fakt, że pojawiły się w powieści zaowocował, że odebrałam ją pozytywnie. Dotknięcie tematu cenzury literackiej, to również mocny punkt powieści. Są one jednak trochę stłamszone, niedorozwinięte. To takie napomknięcia, a szkoda, bo być może pogłębione przykryłyby minusy, które również się tu pojawiają.
Nie wiem ile razy pada w książce imię: Allan, ale jest to dla mnie osobiście bardzo irytujące. Ta książka jest jednym wielkim wspomnieniem o Allanie Wysockim. Za dużo go w myślach bohaterki- być może był to zabieg autorski mający uwypuklić to wielkie uczucie, jednakże jak dla mnie jest to uciążliwe. Drugim minusem tej powieści jest szybkość stosowana w opisach ważnych wydarzeń z życia bohaterki. Czasem na jednej stronie skumulowane jest kilka miesięcy życia. Nazbyt szybkie to przeskoki. Pobiegnijmy do Allana bo on jest głównym punktem tej historii. Przypomnijmy sobie jak się kochaliśmy, wspomnijmy Warszawę, Tel Awiw. Na samym końcu jednak Allan umiera szybko, w jednym zdaniu.
Miłość silniejsza niż śmierć? Pozostawiamy po sobie ślad,Allan zostawił powieści, wiersze. Umarł tylko fizycznie ale czy to jest dobre zakończenie tej powieści. Trudno powiedzieć. Dla mnie jest to rozwiązanie zbyt proste.
Na ostatniej stronie Michalina obiecuje, że opowie nam jeszcze jak potoczyły się jej dalsze losy. Książka wydaje mi się może mieć zatem kontynuacje. Debiut autorski, pierwsze koty za płoty pani Agnieszki i być może w kolejnej części doczekamy się więcej i składniej i dokładniej.