Ta książka to reporterska opowieść o siedemdziesięciu latach Nowej Huty – od 15 czerwca 1949 roku i wbicia łopaty w miejscu budowy pierwszego bloku mieszkalnego aż po wygaszenie 23 listopada 2019 roku ostatniego wielkiego pieca w kombinacie metalurgicznym. Leszek Konarski historii Nowej Huty nie dzieli na czas lepszy i gorszy. Pisze o mieszkańcach Nowej Huty i pracownikach kombinatu metalurgicznego; zarówno o tych, którzy we wczesnych powojennych latach uwierzyli w możliwość zbudowania idealnego miasta i miejsca pracy, i temu celowi poświęcili całe swoje życie, jak i o tych zwalczających później wypaczenia socjalizmu, którzy tych pierwszych potępili i skazali na zapomnienie. Jedni i drudzy mieli swoje ideologie, ale takie same pragnienia – wszyscy chcieli mieć własne mieszkania, dobrą pracę, rodzinę i cieszyć się życiem w najpiękniejszym z miast, które sami dla siebie zbudowali. Marzenie o szczęściu było ważniejsze niż polityka. Co z tego raju zostało?
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2020 (data przybliżona)
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 356
Język oryginału: polski
Ocena: 3, Przeczytałam,
'Za Bieruta Nowa Huta...'
Reporterska opowieść lewicowego dziennikarza związanego z tygodnikiem Przegląd.
Skądinąd są to (częściowo) interesujące dywagacje. Autor pisze o pierwszych koncepcjach dotyczących nowego miasta
Leszek Konarski nie unika sformułowań żywcem wyjętych z propagandowych gazetek: Władze chciały zapewnić mieszkańcom życie w znakomitych warunkach i dobrze płatną pracę w hutnictwie (...). W tym tworzonym od podstaw mieście mieli mieszkać sami szczęśliwi ludzie, nowi obywatele socjalistycznego państwa.
Dziennikarz próbuje dowieść, iż komuniści nie byli zainteresowani Nową Hutą ( czemu przeczą powyższe cytaty), co nie zmienia faktu, że dzielnica została zbudowana w czasach apogeum stalinizmu. I w istocie początkowo miała być ateistyczna, długo starano się, aby nie powstał tam żaden kościół.
Publicysta utyskuje nad tym, że mieszkańcy odrzucili ofertę rządzących , aby ''lepiej im się żyło", likwidowano restauracje i tzw. czerwone kąciki, gdzie można było posłuchać audycji radiowych czy poczytać prasę. Kto to widział, żeby zrezygnować z możliwości czytania Trybuny Ludu? W dodatku mieli czelność słuchać ''Wolnej Europy". Zgroza.