Szczęście nie zawsze można urodzić. Bywa, że trzeba je pochować.
Laura od lat jest mężatką. Na pozór spełniona i szczęśliwa, z dnia na dzień coraz silniej odczuwa emocjonalną pustkę. Ma wrażenie, że wszystkie prawdziwe uczucia zatrzasnęła wiekiem białej trumny niewielkich rozmiarów. Mimo to uśmiecha się i zawodowo doradza innym, jak się podnieść po upadku.
Strata, rozczarowanie, bolesne wejście w dorosłość, wulkan miłości, namiętności, nadzieje i walki ulokowane w krainie smutku, którą należy ukryć przed światem.
Jak się w tym odnaleźć?
„Piękny język, piękna historia. I marzenia, które się spełniają, może nie do końca tak, jak powinny. Wzruszyłam się niejeden raz. Polecam.”
Magdalena Witkiewicz
„Niczemu winne to przejmująca powieść o różnych odcieniach miłości. Wzrusza, zmusza do refleksji i nie daje o sobie zapomnieć”.
Anna Sakowicz
Anna Krzyczkowska - urodzona dziewiątego lutego w Jarosławiu. Pasjonatka psychologii i zgłębiania najciemniejszych zakamarków nie tylko ludzkiego umysłu. Miłośniczka zwierząt, u której szczególne miejsce w sercu zajmują boksery i devon rex'y. Od 2012 roku związana z Fundacją SOS Bokserom. Prywatnie i zawodowo otoczona psami, na które niestety ma alergię. Autorka bloga www.wypisz-wymaaaluj.blogspot.com
Kupując tę książkę, przekazujesz 1 PLN na rzecz Fundacji SOS Bokserom –
www.sosbokserom.pl
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2017-09-25
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Sięgając po debiut Anny Krzyczkowskiej oczekiwałam historyjki, która będzie tanim obyczajem i znudzi mnie po kilku stronach. Z debiutami jest już tak, że podchodzę do nich z dystansem, ale jednocześnie chcę dać szansę początkującym autorom. I gdy ich książka zachwyci mnie, to mają gwarantowane, że po kolejne sięgnę bez zastanowienia.
Ogromnym zaskoczeniem było dla mnie, że 1zł od sprzedaży każdej książki przekazywane jest dla Fundacji SOS Bokserom. Już sam fakt, że można wesprzeć książką działania fundacji, ma ona ode mnie ogromny plus i zasługuje na zakup. To się ceni i warto pomagać!
Główną bohaterką powieści jest Laura, która żyje w szczęśliwym związku małżeńskim. A przynajmniej tak to wszystko wygląda, bo jej mąż jest wręcz ideałem. I chociaż ona nakłada maskę radości, to w jej sercu skrywa się mrok, rozpacz i ból, bowiem młoda kobieta musiała pochować swoje ukochane maleństwo. I chociaż stara się o kolejne, jest to niemożliwe.
Wszystkie pozytywne uczucia zostały przysypane piachem i potrafi ożywić je tylko mały bratanek.
Jej życie to ciągła niewiadoma, sieć tajemnic, kłamstw, namiętność i pożądania.
Jedyne co jest pewna, to fakt, że życie potrafi dać kopa w najmniej oczekiwanym momencie, a los bywa okrutny.
Książka Anny Krzyczkowskiej jest brutalną rzeczywistością, siecią kłamstw i tajemnic, które wiją swój kokon, zaciskają pętlę wokół szyi, żeby uderzyć z ogromną siłą. Pokazuje, że najbliższe nam osoby potrafią spieprzyć sprawę na całej linii, zranić jednym błędem, nieprzemyślanym krokiem. Ukazuje bolesną rzeczywistość, z którą mierzą się na co dzień kobiety, niesprawiedliwość życia, paskudny los, pecha, który tylko czeka, aby pokazać rogi i cieszyć się nieszczęściem innych.
Kiedy zaczęłam czytać książkę, wiedziałam, że w niej przepadnę na dobre. Jest to piękna i bolesna historia, którą przeżywałam z główną bohaterką. Każda strona była ogromną dawką emocji, uzupełnioną bólem straty. I chociaż nigdy nie doświadczyłam tak brutalnego pożegnania z ukochanym maleństwem, to czułam emocje bohaterki, bo są tak świetnie zobrazowane. Słownictwo i styl, którymi posługuje się autorka, są tak genialne i idealnie dobrane, że czytelnik może wsiąknąć w książkę, poczuć wszystko tak, jakby to on doznał takich przeżyć. Piękny i barwny język są kwintesencją, wisienką na torcie, którą delektowałam się podczas czytania.
Historia przedstawiona w książce jest magiczna ze względu na miłość, szczerą i czystą, jaką obdarza główna bohaterka ludzi. Te emocje są takie niewinne, nie skażone, chociaż doznaje od innych bólu.
A charakter Laury jest intrygujący, ze względu na maskę, którą przybiera. Wydawałoby się, że są to dwie osoby, ale jej wewnętrzne rozterki pozwalają poznać jej prawdziwe, emocjonalne wnętrze. Bohaterka ma ode mnie ogromnego plusa za właściwe zachowanie i podejmowanie odpowiednich kroków w trudnych sytuacjach.
Tak ciężko jest opisać wszystko, co odczuwałam podczas czytania, bo ta książka jest wyjątkowa, jedyna i niepowtarzalna. Połączenie tajemniczości, niewiadomych i miłości jest ogromnym zaskoczeniem. Przeżyłam nawet lekki szok podczas biegu wydarzeń. Autorka zafundowała mi emocjonalną historię, która potrafiła zaskoczyć. Jest w niej ciepło, a także pazur. Nie brakuje cierpienia i radości. Negatywne emocje łączą się z pozytywnymi, światło ściera z ciemnością. Nie ma infantylnej bohaterki, czuć każde emocje przez nią przeżywane, ale także przez tych pobocznych bohaterów. Autorka wodzi czytelnika za nos, przeplata stratę z lekkim humorem, nadaje książce słodkości, aby później sprowadzić czytelnika na ziemię gorzkim zwrotem.
Książka z całą pewnością nie jest lekkim obyczajem, napisanym tanim językiem. To piękna historia, napisana barwnym językiem, która pod zewnętrzną powłoką ukrywa drugie dno. Gwarantuję Wam, że po jej przeczytaniu będziecie mieli emocjonalny chaos.
Piękna, wzruszająca opowieść o różnych odcieniach miłości,:do syna, męża, siostry. Laura ma dobrego, kochającego męża " Nasze małżeństwo zbudowaliśmy na małych gestach. Bukiet polnych kwiatów, zapachowe świece, masaże, świeeże bułki, zachody słońca."Nie ma trosk finansowych, ma natomiast rodziców na których zawsze może liczyć. Ma też siostrę, z którą się nie dogaduje, która nie przestrzega żadnych zasad, ale którą wspiera i kocha. Laura nie jest jednak do końca szczęśliwa, utrata dziecka i niemożność zajścia ponownie w ciążę sprawia, że nie śpi spokojnie. Powieść napisana pięknym językiem, pełna wzruszeń, skłania do wielu przemyśleń.
Szalenie smutna książka! Pomimo kilku zabawnych sytuacji przezierał z niej żal za brakiem spełnienia i miałam wrażenie że każdy z bohaterów szukał czegoś innego aniżeli sam posiadał...
Już dawno nie czytałam tak emocjonującej i ściskającej za serce powieści, jak tytuł "Niczemu winne". Od pierwszej strony, czytanie tej historii pochłonęło mnie, ale z drugiej strony po prostu mnie bolało. Nie jest to najszczęśliwsze określenie, wiem. Jednak, to ono najbardziej pasuje do tego, co czułam. Nawet teraz, pomimo, że od tej lektury minęło już trochę czasu, nie mogę przestać o tej książce myśleć.
"Niczemu winne", przedstawia historię Laury, mężatki, która wraz z małżonkiem bezskutecznie stara się o dziecko. Poprzednia próba, zakończyła się niestety utratą, tego długo wyczekiwanego szczęścia. Laurę poznajemy w chwili, kiedy całe jej życie znajduje się w punkcie, które ewidentnie aż prosi się o zmianę. Jej relacja z mężem, nie jest aż tak idealna, jak ona chce sobie ją wyobrażać. Relacja z siostrą, z którą najbardziej łączą je traumy z przeszłości, też pozostawia wiele do życzenia. Do tego wszystkiego Laura wciąż nie może przeżyć żałoby i pogodzić się z utratą wymarzonego dziecka. Swoje matczyne uczucia przelewa na siostrzeńca. Chłopiec również darzy swoją ciocię wielką miłością. Tymczasem idzie zima i święta, które na zawsze odmienią losy całej rodziny.
Powieść Anny Krzyczkowskiej jest mocno osadzona w realiach bożonarodzeniowych. Nie jest to jednak książka na święta. Raczej na teraz, na listopad. By do świąt móc ją w sobie zamknąć, przemyśleć, przeżyć. To powieść, dzięki której zasiądziemy do Wigilijnej kolacji z naszymi nieidealnymi rodzinami i będziemy pękać z wdzięczności, miłości i szczęścia.
Zdecydowanie nie mogę doczekać się kolejnych powieści tej Anny Krzyczkowskiej. "Niczemu winne", to mocny, emocjonalny i niezwykle udany debiut. Bardzo gorąco polecam! Szczególnie, jeśli lubicie powieści przyprawiające o ból serca. :) Jestem bardzo wdzięczna autorce, bo tą powieścią przywraca wiarę w dobrą, polską historię skierowaną dla kobiet. Jej powieść jest bowiem nacechowana emocjami, jest napisana pięknym językiem i jest bardzo ambitna jednocześnie, a przecież taka właśnie moim zdaniem powinna być polska literatura kobieca.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
„Niczemu winne” to niesamowicie poruszający i dojrzały debiut Anny Krzyczkowskiej, którego premiera była 26 września br. Okładka od razu zwraca naszą uwagę, przykuwa wzrok jak magnes.
Malutki chłopiec i miś siedzący razem na szczycie dachu.
W głowie zapala się lampka i człowiek wie, że po taką książkę trzeba sięgnąć.
Ponoć debiuty są trudne, nie mam pojęcia...Wiem jednak, że gdyby wydawca odrzucił taki tekst, świat stracił, by bardzo dużo.
Szczęście nie zawsze można urodzić. Bywa, że trzeba je pochować.
Laura od lat jest mężatką. Na pozór spełniona i szczęśliwa, z dnia na dzień coraz silniej odczuwa emocjonalną pustkę. Wydaje się jej, że wszystkie prawdziwe uczucia zatrzasnęła wiekiem białej trumny niewielkich rozmiarów. Mimo to uśmiecha się i zawodowo doradza innym, jak się podnieść po upadku.
Strata, rozczarowanie, bolesne wejście w dorosłość, wulkan miłości, namiętności, nadziei i walki ulokowane w krainie smutku, którą należy ukryć przed światem. Jak się w tym odnaleźć?
„Niczemu winne” Anny Krzyczkowskiej porusza całą empatię w czytelniku. Obok takiej lektury człowiek nie przechodzi obojętnie, nie da się przeczytać i zapomnieć. To niemożliwe.
Anna Krzyczkowska ujęła w swej powieści niezmiernie trudny i wrażliwy temat – utraty dziecka, żałoby jaką nosi w sercu każda matka, doświadczona w ten sposób przez niesprawiedliwość losu.
Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, więc poznajemy tę historię z punktu widzenia Laury – głównej bohaterki. Dzięki temu mamy wgląd w najdalsze zakamarki jej serca. Rannego serca kobiety, matki, córki i siostry.
„Niczemu winne” jest więc opowieścią o szczęściu, które czasem trzeba pochować, zostawić na noc, na życie całe, na ciemnym cmentarzu. Złożyć wraz z nim własne serce i wyrwaną duszę. Nauczyć się z tym żyć i być szczęśliwym, to wielka sztuka.
To również opowieść o miłości i pragnieniu, o tym że im bardziej czegoś chcemy, tym dalej jest od nas. Opowiada o rzeczywistości, która jak w gabinecie luster, nie jest taka, jaką ją widzimy. Zakrzywiony obraz sprawia, że często żyjemy w złudnym przekonaniu o własnym szczęściu.
Anna Krzyczkowska opowiada o życiu, które czasem jest jak domek z kart. O tchórzostwie i zakłamaniu, które prędzej czy później wylezie z ciemności, bądź wyskoczy prosto na nas w słoneczny dzień. „Są na tym świecie sprawy, których ukryć się nie da. Są sytuację przed którymi nie ma ucieczki.” Autorka nie zostawia jednak swoich bohaterów na dnie, pisze o upadaniu na kolana pod ciężarem cierpienia, ale pokazuje też jak się podnieść, by dojść na szczyt.
„Świat się od smutku nie kurczy. Na cierpienie zawsze znajdzie się miejsce pod ludzkim dachem, gdzie powinno pachnieć radością. W czterech ścianach najczęściej zapada ciemność, którą rozświetlić mogą tylko niewinne promyczki. Czasem to złudzenie, zwykła iluzja.”
„Niczemu winne” wzbudziło we mnie wiele emocji. Autorka w subtelny sposób wplotła w fabułę całe mnóstwo najprawdziwszych prawd, o ludziach i o życiu. Takich prawd, których wolimy nie słyszeć i nie widzieć. Co nie znaczy, że ich nie ma, że przestają istnieć.
Czasami poznawanie życia takim, jakie jest naprawdę, trwa długo. Zaślepieni miłością, pragnieniami i codziennością, nie dostrzegamy tego, co się wokół nas dzieje. Jesteśmy ślepi na znaki. Nie widzimy tego, co istotne.
„Niczemu winne” to też opowieść o ojcostwie. Autorka bez ogródek obnaża jego oblicze. Dzieli je na dwie kategorie. Albo jest się głową rodziny, ojcem z krwi i kości, kochającym, troskliwym, ciepłym takim, jak ojciec Laury. Albo się nim po prostu nie jest. Anna Krzyczkowska dosadnie określa tę drugą grupę, są to „dawcy”:
„(…) bo on faktycznie jedynie dawał – ile chciał, kiedy chciał i co chciał. Dziwiło mnie, że sam sobie odebrał to, co najpiękniejsze. Że się pozbawił szansy na oglądanie, jak jego dzieło dojrzewa, zmienia się, dorośleje. Że nie powiedział z dumą: „ To mój syn” (…) ale regularnie płacił spora kwotę.”
Muszę wyznać, że w tym momencie przyklasnęłam na cześć Anny! Tak! Bo znam to z własnego życia, z życia mojego syna.
Autorka ujęła mnie swoją dojrzałością w analizowaniu procesów ludzkiej egzystencji i emocji. Często nazywa rzeczy po imieniu i robi to z ogromną dawką mądrości. Niczego nie owija w bawełnę i nie bawi się w lukrowane opisy. „Życie to nie film. A już na pewno nie komedia romantyczna”. Nie pisze słodko – gorzko, pisze autentycznie i przejmująco.
Będę wyczekiwać kolejnych jej powieści, bo z pewnością dostarczą mi one sporej dawki łez, poruszą moje serce i duszę, do tego stopnia, że długo o niech nie zapomnę. I nawet jeśli, znów zaszalej u mnie orkan i zabraknie prądu, to będę je czytać przy świetle świec, tak jak czytałam „Niczemu winne".