Ekscytujący reportaż kryminalny.
Prawdziwa historia z literackim urokiem i powieściowa fabułą.
Konflikt, który niszczy kolejne pokolenia.
Multimilioner, który przepada bez wieści.
Zakazana miłość, która prowadzi do katastrofy.
Kobieta, która postanawia odkryć prawdę.
31 sierpnia 2012 roku znika bez śladu szwedzki milioner Goran Lundblad. Policję zawiadamia jego córka Sara, która wkrótce znajduje się w kręgu podejrzanych. Śledztwo tkwi jednak w martwym punkcie i po dwóch latach sprawa nadal nie zostaje wyjaśniona.
Wtedy do akcji wkracza Therese Tang, zwyczajna kobieta, matka, szefowa organizacji Missing People. To ona dostrzeże to, co pominęli profesjonaliści, i odkryje prawdę. Ślady krwi prowadzą do rozwiązania.
Wydawnictwo: Burda Książki
Data wydania: 2018-05-09
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 350
"Konflikt, który niszczy pokolenia. Multimilioner, który przepada bez wieści. Zakazana miłość, która prowadzi do katastrofy. Kobieta, która postanawia odkryć prawdę." Nic dodać, nic ująć. Takie słowa możemy znaleźć na okładce książki "Na tropie mordercy" - reportażu kryminalnego.
Zazwyczaj nie czytam reportaży, a w każdym razie robię to bardzo rzadko. Jednak dla tej książki postanowiłam zrobić wyjątek. Przytoczone przeze mnie słowa, znajdujące się na okładce, skutecznie mnie przekonały. W dodatku miała być powieściowa fabuła, literacki urok… Czy rzeczywiście możliwe jest stworzenie reportażu imitującego powieść kryminalną? I czy będzie to dobre?
Autor, jeden z najlepszych dziennikarzy śledczych w Szwecji, opisał historię śledztwa zaginięcia Gorana Lundblanda. Dlaczego akurat ją? Przecież zagadek kryminalnych, z którymi się spotkał było wiele. Tutaj jednak… Znaczną rolę odegrała osoba prywatna – jedyna, której udało się rozwikłać kryminalną zagadnę w Szwecji. Wyjątkowa, wytrwała, sprytna, odważna. Pokazała, że w przypadku historii takich jak ta, zbyt duża ilość zasad, reguł, ograniczenia, jakie niesie za sobą mundur policyjny – są tylko zbędnym utrudnieniem. A Joakim Palmkvist? Wysłuchał, ubrał w słowa i stworzył dzieło, które naprawdę warto przeczytać.
Jednak jest kilka kwestii do których muszę się przyczepić. Pierwszą rzeczą jest zastosowanie czasu teraźniejszego. Może nie jest to jakiś znaczny minus, ale czytało mi się przez to ciężej. Tym bardziej, że w książce nie było zachowanej chronologii. Wydarzenia nie były opisywane po kolei. Autor skakał pomiędzy różnymi wydarzeniami, zaczynał rozdział jednym, potem w celu wyjaśnienia przenosił się do wcześniejszych, nawiązywał do tych, które miały wydarzyć się w przyszłości, a na koniec wracał do czasu, w którym rozdział się rozpoczynał. Po prostu mi to nie pasowało. Kolejną kwestią jest to, że bardzo szybko poznajemy całą prawdę. Dowiadujemy się co stało się z Goranem, padają pierwsze przypuszczenia… I właściwie pozostaje tylko kwestia udowodnienia winy. Myślę, że za bardzo było to wszystko rozciągnięte. Poza tym, jeśli autor chciał nadać swojemu reportażowi charakter powieści, nie powinien – moim zdaniem – zdradzać wszystkiego na początku. Powinien zostawić trochę niewiadomych, a przynajmniej zachować chronologię, nie wybiegać wciąż w przód.
Przed lekturą książki przeczytałam o niej kilka opinii. Według nich miała ona trzymać w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. A jak było ze mną? Czy autorowi udało się utrzymać mnie w napięciu? W kilku momentach – tak. Ale szczerze mówiąc liczyłam na znacznie więcej. W momencie, w którym nabrałam przekonania kto stoi za sprawą zniknięcia Gorana Lundblanda, zeszły ze mnie emocje. Niestety stało się to dosyć szybko. Wróciły pod koniec, kiedy zagadka miała zostać ostatecznie rozwikłana.
Trochę ponarzekałam, ale ogólnie rzecz biorąc książka mi się podobała. Na ile może podobać się reportaż kryminalny. Zostawiła mnie w sporym szoku. Zdarzenia takie jak to, opisane w reportażu Joakima Plamkvista po prostu mnie przerażają. Gdyby była to po prostu powieść kryminalna, pewnie nie zrobiłaby na mnie większego wrażenia… Ale to wszystko wydarzyło się naprawdę. Jestem wrażliwa na takie sytuacje, zawsze mocno to przeżywam. Głównie dlatego tak rzadko sięgam po reportaże. Po takich książkach zaczynam wątpić w ludzi. Jak można dopuścić się takich czynów?
Pomimo wspomnianych kwestii, które nie do końca przypadły mi do gustu, uważam, że książka jest warta uwagi. Autor pokazuje nam jakie możliwości ma policja, jakich wyborów musi dokonywać w pracy i jakie ograniczenia daje mundur. Jednocześnie ukazuje kobietę – młodą, zaradną, która dzięki temu, że jest osobą prywatną, może wiele zdziałać. Dzięki swojej odwadze, intuicji, własnej motywacji potrafiła rozwikłać zagadkę, która dla policji wciąż była nie do rozszyfrowania. Były poszlaki, byli podejrzani… Ale nie było dowodów. A bez dowodów nie można zrobić nic.
Polecam Wam tę książkę. Myślę, że może spodobać się zarówno fanom powieści kryminalnych jak i reportaży. Ma w sobie to coś, dzięki czemu po prostu nie mogę ocenić jej nisko. Zostanie mi w pamięci na długo.
Nawet najlepsze kłamstwa mają w sobie ziarnko prawdy
„Na tropie mordercy” to ekscytujący reportaż kryminalny, który zachwyci nie tylko miłośników prawdziwych historii, ale i wielbicieli kryminałów, w szczególności tych z akcją osadzoną w Skandynawii, którzy po literaturę faktu raczej nie zwykli sięgać. Ta mająca swoją polską premierę 9 maja 2018 roku książka to dzieło Joakima Palmkvista, jednego z najlepszych szwedzkich dziennikarzy śledczych. Trzeba jednak wspomnieć, że „Na tropie mordercy” w ogóle by nie powstała, gdyby nie Therese Tang, jedyna w Szwecji osoba prywatna, której udało się rozwikłać zagadkę morderstwa.
Przyznam szczerze, że przystępując do lektury reportażu Palmkvista, nigdy nie słyszałam o sprawie Görana Lundblada. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek polskie media poświęcały jej uwagę. I nic dziwnego, w końcu najbardziej interesuje nas to, co w jakimś stopniu nas dotyczy. Zanim zaczęłam czytać „Na tropie mordercy”, zastanawiałam się, czy książka opisująca obce Polakom realia rzeczywiście może zainteresować przeciętnego polskiego czytelnika. Ile osób będzie chciało po nią sięgnąć, skoro opowiada o na pozór odległej nam Szwecji? Czy będzie to zaledwie garstka, czy może szerokie grono osób? Gdyby to były Wielka Brytania, Niemcy albo Stany Zjednoczone, to może, ale tu przecież chodzi o Szwecję… Po pierwszych kilku stronach moje wątpliwości całkowicie się rozwiały. Spory o majątek, tajemnicze zniknięcia, brutalne zbrodnie dzieją się wszędzie – na Wyspach, w USA, Francji, Rosji, a także… w Polsce. Temat jest zatem na tyle uniwersalny, że książka może się okazać idealną lekturą w zasadzie dla wszystkich, niezależnie od narodowości, wyznania, koloru skóry czy szerokości geograficznej.
31 sierpnia 2012 roku znika bez śladu szwedzki milioner Göran Lundblad. Policję zawiadamia jego córka Sara, która wkrótce znajduje się w kręgu podejrzanych. Śledztwo tkwi jednak w martwym punkcie i po dwóch latach sprawa nadal jest niewyjaśniona. Wtedy do akcji wkracza Therese Tang, zwyczajna kobieta, matka, szefowa kalmarskiego oddziału organizacji Missing People. To ona dostrzeże to, co pominęli profesjonaliści, i odkryje prawdę.
Co spotkało 63-letniego multimilionera? Dlaczego rodzina zgłosiła jego zaginięcie dopiero po kilku tygodniach? Kto wysyłał anonimy obciążające dzierżawców rolnych? I jak to się stało, że cała prawda wyszła na jaw dopiero po dwóch latach, i to nie za sprawą policji, a samozwańczej detektyw?
Joakim Palmkvist wykonał kawał dobrej roboty, formując swój reportaż tak, by w jak największym stopniu przypominał epicką fabułę. „Na tropie mordercy” to rewelacyjnie napisana pełna akcji książka, która niczym wciągający kryminał trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Kilkakrotnie kusiło mnie, by poszukać w internecie rozwiązania zagadki, ale rozsądek wygrał z ciekawością. Postanowiłam podążać za opowieścią Palmkvista, systematycznie zbliżając się do odkrycia całej prawdy o tragicznych wydarzeniach w rodzinie Lundbladów, nie tracąc przy tym przyjemności z czytania. Wartka akcja oraz trzymająca w napięciu narracja to oczywiste zalety reportażu szwedzkiego dziennikarza, dzięki którym książka spodoba się również miłośnikom literatury kryminalnej. Jednak tym, co naprawdę ją wyróżnia na tle szeregu kryminałów, jest wiarygodność – przedstawione w niej wydarzenia naprawdę miały miejsce. Bez wątpienia to właśnie ta autentyczność dodaje opowieści Palmkvista pikanterii.
Książka „Na tropie mordercy”, napisana z dużą umiejętnością budowania napięcia, to ekscytujący reportaż kryminalny, stanowiący doskonały przykład wciągającej literatury faktu. Joakim Palmkvist odkrywa przed czytelnikami tajniki pracy policji, przedstawiając żmudne procedury obowiązujące śledczych, mocne i słabe strony uprawnień przysługujących policji, przewagę osób prywatnych działających z ramienia organizacji poszukujących zaginionych osób nad możliwościami funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości, a także trudne dążenie do zdobycia koniecznych dowodów. To również opowieść o wielopokoleniowych sporach z sąsiadami, zadrach, których nie sposób puścić w niepamięć, chciwości i braku moralnych hamulców, która pokazuje specyfikę życia w małej wiejskiej społeczności. Czy coś mnie rozczarowało? Prawdę mówiąc tak – rozwiązanie zagadki, które okazało się bardzo przewidywalne. Nie ma tu oczywiście winy Palmkvista, który prawdopodobnie zrobił wszystko, by czytelnik jak najdłużej pozostawał w niepewności, co spotkało Görana Lundblada i kto za to odpowiada. To w gruncie rzeczy prosta historia, choć wiele czasu musiało minąć, by wreszcie doczekała się rozwiązania. Warto zobaczyć, jak do tego doszło. Szczerze polecam.
Historia bardzo ciekawa, jednak sposób opisywania na dłuższą metę męczący. Autor cośtam na końcu napisał, że się specjalnie czasami bawić, żeby była wartka akcja (czy inna bzdura), ale był to mocno nietrafiony zabieg. Nie odradzam, ale też jakoś specjalnie nie polecam.
Przeczytane:2023-03-05, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku,
Joakim Palmkvist to jeden z najlepszych na świecie dziennikarzy śledczych. Jest bezinteresowny i obiektywny zarówno w stosunku do obrońców prawa, jak i samych przestępców. Nie raz ryzykował życie, by napisać kolejną książkę. Naraził się nawet mafii i musiał żyć pod przybranym nazwiskiem.
Część osób, które opisuje w swojej powieści, również nie występuje pod swoimi nazwiskami. Autor je zmienił, choć nie podaje konkretnego powodu.
„Na tropie mordercy” to jego trzecia książka, a w zasadzie reportaż, opisujący morderstwo, którym się zainteresował. Zbierał na jego temat informacje, przeglądał dowody zbrodni, przesłuchiwał wywiady. I to na ich podstawie stworzył najbardziej interesującą wersję zdarzeń. Ponieważ bohaterowie jego historii są razem prawdziwymi ludźmi, ich historia nie skończyła się wraz z przeczytaniem ostatniego zdania tej powieści. Nie, ich historia ciągle się toczy. Pojawiają się nowe dowody, zeznania i spekulacje.
Mała wieś, w której mieszkali, ciągle aż huczy od plotek. Sąsiedzi, pod wpływem silnych emocji, co i rusz zmieniają zeznania, nie mogąc uwierzyć w to, co przedtem mówili.
Na wsi życie toczy się trochę inaczej, znacznie wolniej, niż w wielkim mieście. Tu plotki w zaledwie kilka dni mogą zrobić duże koło i wrócić do osoby, która kilka dni wcześniej zaczęła je rozpowszechniać. Wszyscy wiedzą tu o sobie wszystko; o stosunkach rodzinnych i panujących w nich relacjach. To znacznie utrudnia zadanie organom prowadzącym śledztwo. Zwłaszcza, jeśli chodzi o morderstwo.
A wszystko zaczęło się zgoła tak niewinnie…
23 sierpnia po szesnastej, młoda, bo zaledwie osiemnastoletnia kobieta, Maria Lundblad zgłasza zaginięcie własnego ojca, Gorana Lundblada. Zanim podejmie tę decyzję, rozmawia z kilkoma osobami min. z macochą, Iriną oraz szkolnym pedagogiem. Powiadamia też organizację Missing People, na której czele stoi nieustraszona, jak się niedługo później okazało, Therese Tang.
W rodzinie Lundbladów nie dzieje się dobrze. Ojciec, posiadacz ogromnego majątku, wydaje się zarządzać, zarówno rodziną, jak i swoją firmą, twardą ręką. Nie akceptuje partnera swojej córki, Sary – Martina Tornblada, jego sąsiada, którego ojcu, Ake’mu, od początku do samego końca tej opowieści, dobrze się nie wiedzie. Nie potrafi prowadzić interesów, zadłuża swoje gospodarstwo, nawet w momencie, gdy córka Goran, korzystając z jego pieniędzy, daje mu długoterminowe pożyczki, bez pokwitowania na zawrotne sumy.
To Sara jest jedną z osób podejrzewanych przez Marię o udział w zniknięciu ich ojca.
W końcu śledztwo rusza z miejsca. Jest prowadzone w zasadzie dwutorowo. Jedno śledztwo prowadzi policja na czele z Ulfem Martinssonem, drugie przez Therese Tang z Missing People. To, co je od siebie różni to fakt, że policja musi trzymać się ściśle wyznaczonych procedur, podczas gdy Therese ma w zasadzie wolną rękę. Może naciągać prawdę tak bardzo, jak się jej podoba, kłamać, oszukiwać i wprowadzać ludzi w błąd. Jedyne ograniczenie, jakiemu podlega to to, że jeśli posunie się za daleko, to jej dowody nie będą mogły zostać wykorzystane w toczącym się aktualnie śledztwie. I Therese, i policji udaje się krok po kroku, poszlaka po poszlace, dowód po dowodzie, pchać do przodu prowadzone przez siebie śledztwo. Najpierw w zasadzie tylko w sprawie zaginięcia, potem zaś morderstwa. Sprawa znajduje swój „szczęśliwy finał” w sądzie, sprawcy zostaną osadzeni w więzieniu, a później skazani, choć wyrok nie jest satysfakcjonujący dla żadnej ze stron.
W trakcie śledztwa jest wykorzystywanych wiele nowatorskich technik min. rentgen terenu przy pomocy specjalnego urządzenia albo psy policyjne tresowane w taki sposób, żeby móc wykryć krew. Nie brakuje też zaskakujących metod samych techników.
Zbrodnia, mówiąc najprościej, pozostaje w rodzinie. Pieniądze, zwłaszcza te naprawdę ogromne, zawsze są zarzewiem niezgody i napięć, a co za nimi idzie w parze, nieszczęść.
Wytropienie miejsca zbrodni oraz sposobu zakopania zwłok zajmuje policji i pomagającej im w tym organizacji, bardzo dużo czasu. Niebagatelną rolę odegrał tu też Therese Tang, żona i matka, która niczym żeński James Bond, potrafiła się wcielić niemal w każdą rolę: kochanki trzymającej mężczyznę na dystans, świetnego detektywa, czy niezmordowanego, ale i podstępnego śledczego, który wykorzysta każdą słabość, by wyciągnąć z mordercy nowe informacje. Ma też głowę na karku, bo wie, kiedy należy nagrywać rozmowę, a kiedy należy się z tym wstrzymać, by nie dać usidlić się mordercy. Albo zabić.
Ekscytujący reportaż kryminalny czyta się niemal jak powieść. Jego bohaterowie są prawdziwi aż do samej kości. Świetnie nakreślone miejsca i opisy kryminalnych technik pozwalają się nam, czytelnikom, wczuć w rolę prawdziwego detektywa.
A wartkie tempo i ciekawe akcje sprawiają, że nie możemy się doczekać końca tej historii. Zarazem bardzo tego nie chcemy, bo wtedy nasza przygoda w tym „świecie” dobiegnie końca.
Mocna rzecz!