Były oficer kawalerii Matthew Hanger dowodzi grupą najemników, znanych jako Jeźdźcy Hangera. Ich sukcesy w obronie niewinnych i uciśnionych zyskały spory rozgłos w Teksasie. Gdy kula koniokrada poważnie rani jednego z nich, sami znajdą się w potrzebie.
Doktor Josephine Burkett przywykła już do tego, że ludzie podważają jej umiejętności medyczne. Ale nie Matthew Hanger. On w jednej chwili przekonuje się do niej i oferuje asystę przy operacji. Jego ofiarna opieka nad przyjacielem podczas rekonwalescencji budzi zaufanie lekarki, a kiedy docierają do niej wieści o porwaniu brata, kapitan staje się jej jedyną nadzieją.
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 2024-02-14
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: At Love's Command
Język oryginału: angielski
„Na rozkaz miłości” Karen Witemeyer
Dreams Wydawnictwo
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
PREMIERA 14.02.2024 r
„Na rozkaz miłości” Karen Witemeyer to historia, która powinna się spodobać większości czytelników.
Kto z nas nie oglądał westernów i nie czytał książek o Dzikim Zachodzie? Mam tu na myśli czytelników urodzonych w czasach, w których książki przygodowe były czytane przez młodych i starszych. Kiedy każdy znał choć kilka westernów i potrafił zanucić ścieżkę dźwiękową z jednego czy dwóch filmów. Piękne czasy…
Wróćmy jednak do „Znaku miłości”. Jak już wspomniałam w swoich pierwszych refleksjach po lekturze książki (zamieściłam się na moim kanale na YouTube: www.youtube.com/@Aleja_Marzen_i_Slow), ta książka jest niby piękny film. Napisana w tak plastyczny sposób, że momentami miałam wrażenie, iż przed moimi oczami rozgrywają się opisane sceny. Słyszałam świst kul i tętent koni. Czułam podmuch wiatru na twarzy i zapach końskiej sierści. Zdawało mi się, słyszałam muzykę; nieodłączny element wszystkich dobrych westernów. Burze emocji, które były udziałem bohaterów przetaczały się i przez moje serce.
Teksas końca XIX wieku nie był spokojnym miejscem. To tu toczyły się ciągłe walki z Indianami, których zmuszano do porzucenia swoich ziem. Zamykano w rezerwatach. Bitwy przynosiły wiele niepotrzebnych ofiar. To właśnie podczas jednej z nich poznajemy kapitana Matthew Hangera. Znakomitego taktyka. Dowódcę, który na polu bitwy troszczy się o swoich podwładnych. Żołnierza wielkiej odwagi i męstwa. Człowieka, który ”wstąpił do kawalerii, żeby chronić osadników, ludzi takich jak jego rodzina.”
Poznajemy go w chwili, która diametralnie zmieniła jego życie. Pokazała, że sprawiedliwość i porządek na granicy, o które miał dbać, stała się czymś, co przekracza ludzkie sumienie i odporność. Czymś, co może wywołać pełne grozy i przerażenia słowa „Boże, przebacz, nam.”
Te tragiczne wydarzenia stały się przyczyną rezygnacji Hangera i jego podwładnych ze służby w kawalerii. Spowodowały chęć „wynagrodzenia i odkupienia”.
Pojawili się Jeźdźcy Hangera. Grupa byłych kawalerzystów i najemników., „W zadaniach, których się podejmowali, chodziło o coś więcej. Miały na celu obronę niewinnych i ukazanie prawdy tym, którzy się mylili. Zawalczenia o coś, o co zwykli ludzie czasem nie potrafili zawalczyć.”
”Przyrzeczenie Jeźdźców, żeby nie zabijać, było świętością. Mogli je naruszyć jedynie w sytuacji konieczności obrony, któregoś z nich.”
”Ci ludzie byli gotowi walczyć za siebie nawzajem, a nawet oddać życie.” „…łączyła ich silna więź”
Już te cytaty ukazują niezwykły charakter, tych słynnych na cały Teksas, Jeźdźców Hangera.
Podczas jednej z akcji kula raniła jednego z nich. W tym miejscu aż chce się rzec, że gdyby nie to zdarzenie i konieczność pomocy lekarskiej Matt Hanger i doktor Burkett prawdopodobnie nigdy by się nie spotkali. Przypadek? Przecież nie ma przypadków. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Jedno zdarzenie, tak jak w przypadku bohaterów „Na znak miłości” ma wpływ na wielu innych.
„Przypadek” postanowił przeciąć ścieżki życia tych dwojga i pokierować ich losem.
Czas rekonwalescencji Wallace, jest czasem wzajemnego poznawania się Matta i pięknej doktor Josephine Burkett. Czasem, który i czytelnikowi pozwolił bliżej poznać Hangera. Pozwolę sobie zacytować słowa Jo:
„Widziałam, jak oddany jesteś wobec swoich ludzi. Widziałam twoją cierpliwość, kiedy zasypywali cię pytaniami. Słyszałam opowieści o tym, jak ryzykowałeś życiem, żeby walczyć o tych, których otoczyli bandyci. Widziałam, jak się modlisz, śpiewając i trzymając Biblię na kolanach.”
„…twoi ludzie poszliby za tobą do piekła, gdybyś ich o to poprosił. To potwierdza, że nawet kiedy jesteś najokropniejszy, myślisz o ich dobru, a oni to wiedzą.”
Czyż można nie zaufać takiemu człowiekowi ? Czyż można go nie obdarzyć szacunkiem?
Kolejne wydarzenia pokazały, jak bardzo, pani doktor Josephine Burkett, potrzebowała odwagi Jeźdźców. Można by rzec, że ich pojawienie się w jej gabinecie, okazało się dla niej opatrznościowe. Akcja do, której zmuszona jest ich zatrudnić, jest nie, tylko brawurowa i niebezpieczna, ale wymaga ogromnego doświadczenia i odwagi.
Czyż mężczyźni, którzy są wdzięczni za uratowanie rannego towarzysza, mogą odmówić jej prośbie? Czy Matt, by pomóc pani doktor, narazi swych ludzi na niebezpieczeństwo? Czy zechce jej pomóc, tylko z jednego powodu? Jak duża jest cena lojalności? Czy warto ryzykować życie innych, aby uratować jednego?
Na te i inne pytania czytelnik znajdzie odpowiedź sięgając po tę, jakże piękną i mądrą, powieść.
„Na znak miłość”, to prawdziwy świat Dzikiego Zachodu i panujących tam zwyczajów. Dla tych, którzy go nie znają, okazja do spojrzenia na niego oczami osoby, która zda się zna go od podszewki. Jej opisy przyrody, ukształtowania terenu, zabudowa miast sprawiają, że czytelnik ma wrażenie, iż widzi je własnymi oczami. Kolej, farmerzy, pastor, grupa bandytów, walka z Indianami, kobieta doktor, sztuka władania bronią, to tylko kilka elementów tamtego świata.
Jeździec i jego więź z koniem. Dbanie o niego. Miłość i zgranie oraz zaufanie w walce, to wątek, którego nie mogę pominąć i na, który pragnę zwrócić uwagę czytelnika.
„Mężczyzna spadł z konia, a Phineas został na miejscu, tak jak został wyszkolony. Matt wydał z siebie przenikliwy gwizd. Koń zastrzygł uszami i odwrócił głowę w jego kierunku. Matt ponownie zagwizdał, a Phineas ruszył przez bramę wybiegu.”
„-Phin! – krzyknął i zagwizdał, celując w bandytę próbującego się ukryć za korytem.
Phineas, niespłoszony odgłosami wystrzałów, przybiegł na zawołanie.”
Świadomie wybrałam kilka cytatów pokazujących zgranie jeźdźca i jego konia. Mam nadzieję, że już one wzbudzą zachwyt czytelnika.
Jest jednak i ten najważniejszy wątek. Ten, który zostawiłam na koniec. Zaufanie Bożej Opatrzności.
„Pan jest obrońcą ubogiego, twierdzą w czasach ucisku. Tobie zaufają ci, którzy znają Twe imię, Bo nie opuszczasz, Panie, tych, co się do Ciebie zwracają
Ps 9, 10-11”
Słowa tego Psalmu rozpoczynają tę piękną opowieść. Znajdują się zaraz za stroną tytułową. Są mottem książki oraz tym, co było ważne w życiu bohaterów.
Na kartach powieści napotykamy na wiele słów kierowanych do Pana Boga. W chwili próby, strachu, zagrożenia czy troski bohaterowie ślą prośby do Boga. Ich modlitwa jest krótka, konkretna i pełna ufności. Nie wypowiadają żadnych regułek i nie szepczą długich „traktatów”. Modlą się całym swym sercem. Każde słowo jest wypełnione wiarą i ufnością.
„Jeśli Bóg pozwala”
„Prowadź mnie , Panie”
„Przeprowadź ją bezpiecznie przez tę noc”
„Wskaż mu właściwą ścieżkę, Panie, i daj mu odwagę, żeby nią podążał”
„ Wiedział, że Bóg usłyszy jego prośbę, którą nosił w sercu, i ocali życie Wallace`a. Tylko o to proszę.”
Potrafią dziękować i wyrazić swą wdzięczność.
Czyż można pozostać obojętnym czytając tam piękne, oszczędne, a bogate w uczucia
i zaufanie słowa?
Czyż można się nie pochylić nad nimi? Czy i dla nas nie są wyzwaniem i nauką? Czy nie taka powinna być właśnie modlitwa? Pełna ufności i wiary?
Czytając „Na znak miłości” kolejny raz zapragnęłam przenieść się na Dziki Zachód. Do czasów, w których też byli źli ludzie, ale dobrzy mieli prawo walczyć w obronie słabszych. Mieli prawo walczyć w obronie swoich interesów.
Porównując tamten świat do naszego, przegrywamy. Dobro było dobrem. Zło złem. Zasady były proste i przejrzyste. Kara adekwatna do zbrodni. Odpowiedzialność, honor, troska o innych, wzajemne poleganie na sobie, odwaga, to tylko jedne z zapomnianych już dzisiaj cech.
Mężczyzna chronił kobietę i otaczał szacunkiem. Kobieta mogła liczyć na męskie ramię i opiekę. Porównując z dzisiejszym światem, tamten był pełen harmonii i spokoju. Oczywiście, tak jak w przypadku „Na rozkaz miłości” byli i źli ludzie, bandyci, jednak ich czyny nie przekraczały granic bestialstwa czy też takiego znęcania się nad drugim człowiekiem jak pokazała historia w kolejnym wieku.
Wróćmy jednak do książki.
„Na rozkaz miłości”, to wiara w przemianę drugiego człowieka. To trwanie przy nim bez osądzania i pretensji. To wykorzystanie szansy na zmianę. To odpokutowanie win i wyjście z tej próby zwycięsko. To naprawienie wyrządzonego zła. Wykorzystanie danej nam przez życie kolejnej szansy.
„Na rozkaz miłości”, to męska przyjaźń i zaufanie. To „więzi wykute w ogniu walk”. To więzi, które „były nie do rozerwania”. To zaufanie swemu dowódcy i powierzeniu mu swego życia. To gotowość do walki o każdego z nich. To walka o sprawiedliwość. To stanięcie w obronie mniejszych i słabszych. To wykuwanie w boju prawdziwie dzielnych i odważnych żołnierzy.
To pokazanie, że trudne sytuacje wykuwają najlepsze cechy.
„Na rozkaz miłości”, to miłość, która przychodzi niespodziewanie. Nieoczekiwana staje w drzwiach i domaga się zauważenia. Domaga się przyjęcia jej z wdzięcznością. To miłość, której wielkość wykuwa się w sytuacji zagrożenia życia, dotrzymania danej przysięgi. Powierzenia jej z ufnością Panu Bogu.
„Na rozkaz miłości”, to praca, a w zasadzie powołanie kobiety do wykonywania zawodu lekarza. Wierność przysiędze niesienia pomocy chorym i ratowania ich życia. Mierzenie się z brakiem ufności mężczyzn. Zdobywanie ich zaufania.
„Na rozkaz miłości”, to pytania i odpowiedzi dlaczego ludzie wchodzą na ścieżkę zła. Nie mogę tu nie przytoczyć jakże ważnych rozmyślań doktor Burkett:
„Wielu z nich zaczynało jako nierozsądni młodzi ludzie, którzy po prostu nie zadali się z nieodpowiednim towarzystwem… Z czasem stracili wrażliwość, a przestępstwa i i brutalny sposób działania sprawiły, że ich sumienia jakby zrogowaciały - do tego stopnia, że nie zważali już, kogo ranią, w poszukiwaniu pieniędzy, alkoholu i rozwiązłych kobiet. Jednak kiedyś byli przecież dziećmi, chłopcami z poobdzieranymi kolanami i zasmarkanymi nosami. Czy mieli gdzieś bliskich, którzy się za nich modlili? Matki? Siostry?”
Jakże mądre i wymowne te słowa. Jakże aktualne i w naszych czasach. Można by rzec, że minęły wieki i lata, a słowa wciąż zachowały swą prawdę. I nawet w naszych czasach są wciąż aktualne.
„Na rozkaz miłości” to powierzenie swojego życia Bogu. Ufanie mu w każdej sytuacji. Zauważanie jego pomocy w sytuacjach kiedy Go potrzebujemy. To jak mówi Matt:
„- Szczęście nie ma z tym nic wspólnego.- ….to Opatrzność.
Nie mógł temu zaprzeczyć. Ani nie chciał. To Bóg prowadził tę wyprawę, nie on. Ile jeszcze takich opatrznościowych spotkań na nich czekało? Nigdy dotąd nie czuł w takim stopniu, że Bóg kieruje jego krokami i spełnia jego potrzeby.”
„Na rozkaz miłości”, to powierzenie swego życia Bogu. To zaufanie, że da nam to, co dla nas najlepsze. Usłyszy nasze żarliwe i pełne wiary modlitwy.
„Na rozkaz miłości”, to opowieść o mężczyznach, którzy zło postanowili odpokutować Dobrem i wynik walki powierzać Panu Bogu. To opowieść o odważnych ludziach, którzy wiedzą, że tylko z Bogiem mogą odnieść zwycięstwo. Modlitwa jest dla nich tak ważna jak oddychanie i powierzenie swojego życia koledze. Jest czymś tak naturalnym jak jedzenie.
Tak ważnym, że bez niej nigdy nie ruszą w bój.
„Na rozkaz miłości”, to historia miłości wykutej z odwagi i zaufania.
A czym jest dla nas ?
Dla mnie zatrzymaniem w biegu tego świata. Odkryciem na nowo tamtego świata. Przypomnieniem sobie o tamtych zasadach i prawach. Tęsknotą za odwagą, słowem honoru. Jest Nadzieją. Jest wiarą w to, że czytający tę powieść może zapłaczą nad sobą i zapragną zmienić swe życie. Jest wiarą w to, że odkryją, iż Bóg wciąż istnieje i wysłuchuje ich prośby. Kieruje krokami. Daje sytuacje, w których pozwala poznać swoje działania.
Ta powieść jest dla mnie niczym gwiazdka z Nieba. Jest „przesiadką” z życiowego rollercoastera na konia z grzbietu, którego mogę podziwiać piękno tego świata. I ze słowami „Prowadź mnie, Panie” iść dalej w każdy kolejny dzień. Iść z nadzieją, że „Jeśli Bóg pozwala”, to dzieją się prawdziwe cuda. A że ja zawsze wierzę w cuda i wierzę w niemożliwe, tak i tym razem, wierzę, że „Na rozkaz miłości” przemieni niejedno ludzie serce. Przypomni czym jest honor, wolność, przysięga, odwaga. Stanie się lampą zapaloną w ciemności i drogowskazem na kolejne lata.
Evangeline Hamilton nie ma łatwego życia. Osierocona w dzieciństwie, z oczami o różnych kolorach, walczy o swoje miejsce w świecie, który ciągle ją odrzuca...
Grace Mallory odnalazła schronienie w kobiecej kolonii Harper’s Station. Kiedy jednak okazuje się, że prześladowca wie o jej miejscu zamieszkania...
Przeczytane:2024-03-20, Przeczytałam, Mam,
Z twórczością Karen Witemeyer w przekładzie pani Magdaleny Peterson spotykam się po raz drugi, i po raz drugi jestem zauroczona stylem zarówno autorki jak i tłumaczki.
Dziś pora opowiedzieć o romansie historycznym osadzonym w XIX wieku gdzieś w środkowym Teksasie. Chciałabym jednak zaznaczyć, że nie jest to jednak byle jaki romans gdzie wszystko toczy się według ściśle określonego, znanego wszystkim schematu. Jest to opowieść niezwykle porywająca i emocjonująca, zaskakująca, przepełniona akcją, krwawymi walkami, potrafi rozbawić, ale i poruszyć ukryte głęboko w sercu struny.
Jest to opowieść o tym, że rodzina zawsze powinna się trzymać razem, o spełnieniu marzeń w świecie nieprzychylnym kobiecie, walce z demonami przeszłości, jest to także opowieść o głęboko zakorzenionej wierze, zaufaniu i tym, że prawdziwa miłość i człowiek, który jest nam pisany, zawsze nas odnajdzie.
Okryta tajemnicą i niejedną intrygą historia młodej lekarki i czterech konnych jeźdźców, otwiera nowy cykl i porywa czytelnika w szalony okres minionego wieku, i świat, który znamy ze starych telewizyjnych westernów, świat gdzie honor jest ważniejszy niż życie, gdzie zemsta jest najwyższym zadośćuczynieniem straty.
Autorka genialnie oddaje klimat tego okresu, barwne i działające na wyobraźnię opisy przywołują filmowe westerny, gdzie akcja nie zwalnia nawet na moment, wywołuje skrajne emocje, dosadnie zaznacza, kto tu jest dobry, a kto nie.
Bohaterowie są niezwykle autentyczni, obdarzeni mnóstwem sprzecznych uczuć i emocji. Ich charaktery odzwierciedlają lata doświadczeń, zarówno tych dobrych jak i tych złych. Są twardzi, ale gdzieś głęboko, skrywa się jednak dobre serce. Łatwo wywołują w czytelniku sympatię i poczucie więzi.
Fabułę odkrywa się powoli, ale systematycznie. Nie chciałabym jej zdradzić- wiele wątków od początkowych stron jest osnutych tajemnicą i niedopowiedzeniem- dlatego nie będę zdradzać więcej szczegółów. Powiem tylko, że jest ona przemyślana w najdrobniejszym szczególe i genialnie poprowadzona, a mocny wątek porwania tylko tę wartość podbija i nadaje dodatkowego smaku. Nie ma tu urwanych wątków, wszystko jest wyjaśnione, wszystko współgra, tworząc piękną i emocjonalną całość.
Książkę czyta się bardzo szybko, dosłownie na raz, nie chce się przerywać tej fascynującej przygody.
"Na rozkaz miłości" to pierwszy tom nowego cyklu "Jeźdźcy Hangera" nie ukrywam, że moim celem zostało teraz poznanie pozostałych tomów, a autorka zdecydowanie wpisuje się w kanon moich ulubionych twórców.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Karen Witemeyer opowiada emocjonującą historię, w której każdy odnajdzie w tej historii coś innego, i dla każdego to będzie wyjątkowa przygoda.