W starych, wrocławskich kościołach w tajemniczych okolicznościach giną niewielkie, zabytkowe rzeźby.
Śledztwo policji, prowadzone przez atrakcyjną, ale samotną panią komisarz, toczy się dość niemrawo.
Kuria zatrudnia prywatnego detektywa, Bożydara Kluzickiego, urodzonego pechowca, specjalistę od śledztw zlecanych przez rozwodzących się małżonków, z których większość doprowadza do celu czystym przypadkiem. Całej akcji nadają kryptonim: ,,Karmazynowa pantera".
Ale być może wyjaśnienie zagadkowych kradzieży nie leży w niczyim interesie.
A sprawa zabytkowych rzeźb sięga dalej, niż ktokolwiek by się spodziewał.
Trzymająca w napięciu i pełna ciepła opowieść dla fanów ,,U Pana Boga w ogródku".
Gorąco polecam!
- Dorota Milli
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2020-02-26
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 448
Lubicie komedie? Sięgacie po tego typu powieści? Lubicie się śmiać, odlatywać w świat fikcji, puszczać wodzę fantazji, zalewać się łzami, na szczęście nie rozpaczy, a śmiechu? Przebywając w naturalnym środowisku dla mnie skomponowanym z literatury kryminalnej i nie tylko, Malwina Ferens zaskoczyła mnie i to bardzo pozytywnie, ; Na miłość boską!; stało się pozycją która sprawiła że z całą pewnością sięgnę po kolejne książki tej autorki.
''Wacławie, ciasteczko?
-Kruche? - odezwał się senior.
-Kruche, ale bez przesady.
-To daj, zobaczymy czy mój klej do protez wytrzyma.
-Ufam, że wytrzyma ...''
Z trzech Wrocławskich Kościołów giną rzeźby, pod przykrywką tychże kradzieży zostają odkryte inne skradzione rzeczy, jak brewiarz, klucz i książka z intencjami. Zostaje wszczęte dochodzenie, komisarz Aldona Dzik pracująca w Wydziale Dochodzeniowo - Śledczym, postanawia zająć się sprawą. Przy okazji kuria zleca prywatnemu detektywowi Bożydarowi Kluzickiemu sprawę, przy okazji wystawiając jako ogon swojego sekretarza arcybiskupa, księdza Wiktora Oleandra. Przypadkiem dochodzi do nieoczekiwanego spotkania pani komisarz z detektywem, gdzie poniewczasie postanawiają wspólną współpracę w raz z siostrzeńcem detektywa - Mariuszkiem i jego szczurem Temistoklesem, który jako pasjonat historii, dokopuje się do czasów Jana Henryka XI, gdzie jego syn Jan Henryk XV pojął za żonę Angielkę, Marię Teresę Cornwallis - West, zwaną później Daisy. Pozostawiła po sobie sznur drogocennych pereł, gdzie prawdopodobnie został zrabowany podczas Drugiej Wojny Światowej poprzez Hansa Dietricha i Karla Hanke z zamku Książ w Wałbrzychu. Chłopak zachęcony do potajemnej współpracy, prosi sąsiadkę która jako profesor historii, mająca dostęp do biblioteki wydziałowej Instytutu Historii, tam odnajduję książkę z której to wyleciały listy Dietricha pisane do swojej narzeczonej, a także odkrywa mapę która ukazuje kanały Wrocławskie. Cała trójka postanawia wybadać teren, nie palcem po mapie a jednak uzbrojeni w latarki, postanawiają przekonać się czy skarb faktycznie istnieje, a oni go odnajdą. Na miejscu dochodzi do niespodzianki, zastają nikogo innego jak ukochaną, przemiłą i sympatyczną starszą panią, sąsiadkę w roli głównej, z kilofem w ręku. Nikt z nich nie mógł przypuszczać że za chwilę wpadnie na nich nie kto inny jak sekretarz arcybiskupa. Popijając kawkę, każdy z nich dodaje od siebie swoją prawdziwą historię która ich skłoniła do nie codziennego odkrycia, czyli pustego sejfu. Dlaczego sąsiadce tak bardzo zależało na perłach, co z tego by miał ksiądz gdyby skarb trafił w jego ręce? Czy maślane oczy i wyobraźnia pani komisarz z pechowym detektywem, popuści lejce fantazji i dojdzie do czegoś więcej? Idąc dalej, nasi bohaterowie udają się na randkę gdzie Bożydar upuszcza bilety, goniąc je natrafia przypadkiem na...
By nie spoilerować, a pozostawić to co najciekawsze, co stanie się wisienką na torcie, dodam od siebie że zaskoczyła mnie powieść, tak na pierwszy rzut oka, można by rzec banalna, oczywiście staram si nie oceniać książki po okładce, lecz ona nie zdradziła ani nie zachęciła zbytnio do tego by po nią sięgnąć. Lecz co jest najważniejsze w niej to fabuła! Pełna zwrotów akcji, niesamowitych zdarzeń, ciepła a jednocześnie śmieszna! bawiąca i z humorem, znajdziecie wątki kryminalne, dochodzenie, napięcie które trzyma nerwy na wodzy z niesublimowanym wybuchem śmiechu, za który na szczęście nie odpowiadam, ani też nie biorę odpowiedzialności. Jedno wiem na pewno, jeśli pragnę czytać komedię kryminalne, w tym przypadku obyczajowe to życzę sobie takich więcej historii, a Wam polecam z serca powieść która Was zaskoczy, rozbawi, zaciekawi, oderwie od spraw codziennych, przeniesie w kanały, pod Odrę, na zamek Książ i nie tylko.
Najnowsza powieść Malwiny Ferenz zaintrygowała mnie w pierwszej kolejności intrygującym tytułem, a zaraz potem ciekawym opisem zamieszczonym na okładce. Pięknie wydana cieszy oko dosłownie od pierwszego spojrzenia. Z racji pocztowych perturbacji dosyć długo musiałam czekać na przesyłkę, ale naprawdę było warto!
"Na miłość boską!" to lekka, zabawna, pozytywnie zakręcona opowieść przygodowa, która idealnie nadaje się na obecny trudny czas. Lektura tej książki sprawi, że bez specjalnego przymusu, ba, z prawdziwą przyjemnością zostaniecie w domach, aby wraz z bohaterami zwiedzać Wrocław w poszukiwaniu zaginionych figurek Świętych z trzech miejscowych kościołów oraz starych religijnych artefaktów, które niespodziewanie zniknęły z tamtejszych zakrystii. Niewątpliwym atutem tych wycieczek jest penetrowanie miejskich podziemi, których powstanie datuje się na czasy II wojny światowej. Nie jest bowiem tajemnicą, że na zlecenie Hitlera w ówczesnym Breslau budowano podziemne schrony i drążono tunele. Przemierzanie korytarzy w towarzystwie doborowych bohaterów powieści Malwiny Ferenz jest prawdziwą przyjemnością. Tym bardziej, że w skład tej mocno nietypowej ekspedycji wchodzi Bożydar Kluzicki - miejscowy detektyw - pechowiec, jego trzynastoletni siostrzeniec Mariusz Romejko - pasjonat historii miasta, któremu towarzyszy zaprzyjaźniony szczur Temistokles oraz Aldona Dzik - zasadnicza pani komisarz policji przejawiająca słabość do detektywa. W ślad za nimi podąża Wiktor Oleander - ksiądz sekretarz wysłany na przeszpiegi przez kurię biskupią. Nie możemy też zapomnieć o nieco tajemniczej i przebiegłej sąsiadce - pani Kowalskiej, która na podstawie starych map i planów z pełną determinacją i kilofem w ręku pragnie rozwikłać zagadkę skarbu Hochbergów. Tak, to właśnie ukryte pod miastem klejnoty tego znamienitego rodu są celem naszych poszukiwaczy...
Powieść "Na miłość boską!" obfituje w humorystyczne sytuacje, dowcipne dialogi i oryginalne postaci, z których każda jest prawdziwą indywidualnością. Co ciekawe, żaden z bohaterów nie wzbudził we mnie negatywnych emocji. Wartka akcja i mnóstwo ogólnego zamieszania sprawiają, że przy lekturze tej książki nie można się nudzić. Wprowadzenie wątków opartych na legendarnym złotym pociągu i ukrytych przez Niemców skarbach oraz fragmentów dotyczących właścicieli zamku Książ, pięknej księżnej Daisy i zgromadzonego bogactwa daje do myślenia i stanowi ciekawe uzupełnienie tej nietuzinkowej opowieści.
Nieco draczny, prosty jezyk nasycony sformułowaniami z młodzieżowego slangu i potocznymi stwierdzeniami pasuje do charakteru całości. Książkę bardzo przyjemnie się czyta, choć napięcie towarzyszące penetrowaniu podziemnych korytarzy zupełnie mi się nie udzieliło. Historia była dla mnie interesującą humorystyczną przygodą. Zabrakło w niej natomiast klimatu tajemniczości, niepewności i ogólnego niepokoju, jaki powinien towarzyszyć tego rodzaju wydarzeniom.
"Na miłość boską!" to pierwsza powieść pani Ferenz jaką miałam przyjemność przeczytać i na pewno nie ostatnia. Zastanawiam się, czy inne książki napisane przez tę autorkę są równie lekkie, zabawne i intrygujące. Już niebawem sięgnę po jedną z nich i sama się o tym przekonam. A tymczasem polecam waszej uwadze tę nietuzinkową opowieść mając nadzieję, że dostarczy Wam sporej dawki relaksu i interesujących wrażeń. "Na miłość boską!" to lektura, przy której nie będziecie się nudzić.
Na zakończenie serdeczne podziękowania składam Wydawnictwu Filia, które umożliwiło mi przeczytanie tej ciekawej książki.
Jeżeli ktoś potrzebuje lekkiej, łatwej i zabawnej książki na jesienny wieczór, to ta lektura jest właśnie dla niego.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale ponieważ uwielbiam komedie kryminalne to z pewnością sięgnę jeszcze kiedyś po powieść jej ,,pióra".
Świetnie wykreowane postacie w połączeniu z zabawną fabułą i nutką tajemniczości to lektura, która dosłownie ,,sama się czyta" ? Muszę przyznać, że prawie cały czas podczas czytania uśmiechałam się i teraz po skończeniu czuję się porządnie zrelaksowana.
Jak na komedię kryminalną przystało, mamy tutaj oczywiście wątek kryminalny, a nawet dwa, bo jeden jakby trochę zawoalowany, odnoszący się do pewnego zdarzenia, które miało miejsce w czasie drugiej wojny światowej. Zatem mamy wątek kryminalny historyczny, ale żeby nie było zbyt monotonnie (chociaż wcale nie jest, bo cały czas coś się dzieje) to autorka wplotła w fabułę jeszcze odrobinę romansu i dramatu. A wszystko to razem tworzy całkiem dobrą książkę, od której trudno się oderwać.
Myślę, że ktoś kto zdecyduje się na sięgnięcie po tę powieść nie będzie tego żałował. Nie jest to krwawy, mocny pod względem fabuły męski kryminał, ale można się świetnie przy tej książce nie tylko zabawić, ale i zrelaksować.
Polecam szczególnie na szare jesiennie wieczory. Wierzę, że sięgając po tę lekturę zadowoleni będą zarówno miłośnicy kryminałów jak i komedii, znajdzie się też smakowity kąsek dla miłośników romansu i tajemnic.
Oj dawno tak się nie uśmiałam podczas czytania. Nie spodziewałam się, sięgając po tę książkę, że można czytelnika wciągnąć w akcję powieści zupełnie niezauważalnie. Aż mi szkoda było każdej przewracanej kartki. Ale może po kolei.
Gdybym miała wyłuskać, która z postaci jest tą główną, to chyba miałabym niezły kłopot. Żadna z nich bowiem nie zasługuje na bycie w tym drugim planie no, chyba że cichutka siostrzyczka zakonna sterująca wózkiem emerytowanego biskupa. Tu bowiem jest cała plejada znakomicie pokazanych bohaterów. Jest więc herod - baba, czyli komisarz Dzik, która ma sercu ciągle maj, choć jest konkretnej postury, jest i prywatny detektyw, zupełnie przeciwieństwo pani komisarz, przynajmniej z wyglądu. Mamy też dociekliwego i zwariowanego na punkcie historii nastolatka.
Ale porządny kryminał nie może się obyć bez tajemnicy, rozboju, kradzieży i co kto tam uważa, że powinno być w nim.
Tu mamy zaskakujące kradzieże niewiele znaczących figur z kościołów we Wrocławiu i jeszcze bardziej zaskakujące kradzieże drobiazgów z zakrystii. A między tym wszystkim władze kościelne, które początkowo gorączkowo chcą wszczęcia postępowania poszukiwawczego przez policję, aby potem nagle równie gorączkowo z tego się wycofywać. Takie postępowanie oczywiście wzmaga apetyt detektywa o wdzięcznym imieniu Bożydar, czyli w skrócie Darek to intensyfikacji działań.
W tle całej historii wątek pochodzący z II wojny światowej, który daje na początku czytelnikowi mocno do myślenia. Dodatkowym atutem jak dla mnie jest oczywiście umieszczenie akcji powieści w moim ukochanym Wrocławiu.
Autorka znakomicie zbudowała postacie równie dziarskiej komisarz, kontrastując ją z ciapowatym Bożydarem. Można się oczywiście domyślić, że taki układ spowoduje pojawienie się iskrzenia między nimi i nie chodzi tu tylko o to, że występuje klasyczna niezgodność charakterów tych dwojga :)
Szaleństwa dodaje Mariuszek, niezłomny tropiciel zagadek historycznych, wielbiciel zakurzonych tomów bibliotecznych i właściciel rudej, kręconej czupryny. Całość czyta się, jak na tytuł przystało bosko i zdecydowanie za szybko. Znakomity miszmasz historii, wątku kryminalnego i subtelnego romansu.
Dwa niezależne śledztwa przypadkowo łączą się w kościele, tuż po „pościelowych uciechach”. Aldona i Bożydar „wespół zespół i na własną rękę” prowadzą śledztwo, a pomaga im 13-latek Mariuszek. Kawał chłopa i inteligencji z żyłką detektywistyczną. Jego zacięcie historyczne przydaje się, tak jak przesiadywanie w bibliotece na podłodze. Pomaga sąsiadka, pani profesor Kowalska, która podpowiada nastolatkowi, by inaczej spojrzał na sprawę podziemnych tuneli Wrocławia. Swój udział w sprawie ma także szczur Temistokles. Tandemowi policyjno-detektywistycznemu depcze po piętach wysłannik biskupa – ks. Wiktor Oleander oraz… miłość.
W biskupstwie jest cyrk z elementami domu wariatów. Kuria skrywa jakiś sekret. Biskupi chcą, aby detektyw znalazł, ale i nie znalazł. To oni ustalili zasady gry. Tercet egzotyczny znajduje to i owo, a po drodze nie brakuje wpadek i przypadków oraz śmiechu. Skrzętnie skrywane tajemnice z czasów II wojny światowej, gauleiter Karl Handke, zagadka do rozwiązania, historia podziemi Wrocławia i śledzenie śledzących to trzon akcji. Jest… diabelnie bosko! Dzieją się cuda i wianki, oczywiście w doborowym towarzystwie. Niezwykle barwny język w różnych odcieniach dodaje boskości i diabelskości. Gra słów, wzywane na pomoc zastępy anielskie i wszyscy święci mieszają się z soczystymi słowami i wulgaryzmami, także w wykonaniu duchownych. Do tego slang młodzieżowy ożywia akcję, a emocje towarzyszą na każdym kroku.
Ciekawa intryga wręczona niesztampowym bohaterom, komizm we wszelkiej postaci, dynamiczna akcja i „miłość boska” gwarantują miło spędzony czas, relaksing i terapię śmiechem. Przy niektórych scenach śmiałam się w głos, bo moja wyobraźnia szalała! A to zasługa bohaterów skrojonych… według miary. Komisarz Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego, Aldona Dzik, słusznej postury, jedyne 183 cm wzrostu, w pracy jest zasadnicza, pewna siebie i szorstka. Dowodzi wydziałem śledczym twardą ręką, choć w głębi jest delikatna i miła. I on… mikrus, który przez życie idzie z pechem pod rękę. Bożydar Kluzicki to chodząca katastrofa, która przypadkowo i nieświadomie z naturalnym wdziękiem wywołuje lawinę niekontrolowanych zdarzeń. Nie uwierzycie, czym może skończyć się machanie biletami, nadepnięcie szczurowi na ogon czy muśnięcie kogoś. Ten człowiek specyficznie obdarzony, nieświadomie destrukcyjny zupełnie przypadkiem rozwiązuje sprawy. Ale jak gotuje! Potrafi być mężczyzną i zyskać w oczach kobiety. Ci dwoje to urocza para.
"Na miłość boską!" Malwiny Ferenz to doskonała lektura z akcją i humorem nie tylko na letni czas. Gwarantuje relaks, uśmiech na twarzy, dostarcza rozrywki, skrywa tajemnice, zaprasza do rozwiązywania zagadki. Pani Malwino, ja chcę jeszcze!
Nie miał absolutnie żadnej pewności, że jego zapiski wyjdą zwycięsko z huraganu historii. Nikt nie przypuszczał, jakie piekło rozpęta się w Europie niecały...
Romeczek Słowacki (nazwisko zobowiązuje!) to niespełniony pisarz, który w oczekiwaniu na światową sławę chałturzy (z czegoś trzeba żyć), tworząc...
Przeczytane:2024-03-17, Ocena: 4, Przeczytałam, 26 książek 2024, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024,
We Wrocławiu grasuje złodziej, lub cała szajka. W tajemniczych okolicznościach z miejscowych kościołów znikają stare figury świętych w towarzystwie kilku innych rzeczy. Świadków owych zdarzeń brak.
Oczywiście o wszystkim została poinformowana policja oraz kuria.
Śledztwem postanowiła zająć się Aldona Dzik, pani komisarz z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu. Do akcji wkracza również prywatny detektyw specjalizujący się w sprawach rozwodowych. Mężczyzna może liczyć na wsparcie ze strony swojego nastoletniego siostrzeńca.
Nad wszystkimi czuwa Wiktor Oleander, osobisty sekretarz arcybiskupa.
Są takie książki, do których od razu poczujemy przysłowiową "chemię". Bywają też i takie, gdzie czytelnik potrzebuje więcej czasu, żeby odkryć to "coś". Ze mną właśnie tak było. Nie od razu polubiłam się z tą opowieścią. Powoli, strona po stronie zmieniałam do niej swoje nastawienie, aż w końcu z trudem odrywałam się od lektury.
"Na miłość boską" to powieść obyczajowa, ale zawierająca w sobie kilka innych gatunków literacki co czyni ją jeszcze bardziej interesującą. Mamy tutaj wątek kryminalny, aspekt historyczny, rodzące się uczucie. Autorka zaserwowała nam niezły miks. Co niektórzy mogą sądzić, że trochę Malwinę Ferenz poniosło, ale moim zdaniem wszystko jest tutaj wyważone i idealnie ze sobą współgra.
Akcja z każdym kolejnym wydarzeniem nabiera rozpędu, i dlatego nie ma mowy o jakiejkolwiek nudzie. Z wielkim zaciekawieniem śledziłam poczynania wyjątkowej grupy poszukiwawczej, a przy okazji mogłam zapoznać się z historią Dolnego Śląska. Dawny Wałbrzych, Zamek Książ, zaginiony naszyjnik księżnej Daisy, złoty pociąg, podziemne tunele, stare listy. Entuzjaści przygód i zagadek będę w pełni usatysfakcjonowani. Nigdy fanką historii nie byłam, ale w tym przypadku mocno mnie to wszystko zaciekawiło.
Kreacja bohaterów też miała duży wpływ na to, w jaki sposób odebrałam tę książkę. Zacznę może od naszej pani komisarz. Na zewnątrz jest ostra jak brzytwa, za to wewnętrznie krucha jak lód. W tajemnicy przed wszystkimi ucieka w świat literackich romansów marząc przy tym o prawdziwej miłości.
O życiu w pojedynkę dużo mógłby powiedzieć Bożydar Kluzicki, prywatny detektyw zatrudniony przez przedstawicieli kurii. Jego życie to jeden wielki splot pechowych sytuacji i zdarzeń. Z tego też powodu trudno mu znaleźć tą "drugą połówkę". Tak naprawdę jest miłym, czułym i wrażliwym facetem, który zwyczajnie zasługuje na szczęście. Tragiczne wydarzenia sprawiły, że stał się prawnym opiekunem dla swojego siostrzeńca.
Młody chłopak, miłośnik historii "kupił mnie" od razu. Spędzał każdą wolną chwilę pośród bibliotecznych regałów wypełnionych po brzegi książkami. W dobie telefonów i internetu niestety z czytaniem wśród młodzieży jest kiepsko, a tutaj mamy zupełnie inny obraz.
Warto wspomnieć o pani Kowalskiej, uroczej i zarazem bardzo tajemniczej seniorce. Nie można pominąć księdza sekretarza, który w cichości serca marzy o przenosinach do Watykanu.
Jest to liczna grupa bohaterów o różnych charakterach i osobowościach. Polubiłam wszystkich, bez wyjątku. Razem stworzyli wyjątkową ekipę, która błyskawicznie podbiła moje czytelnicze serce.
"Na miłość boską" to przyjemna opowieść przy której można odpocząć i zapomnieć o problemach. Sprawdzi się idealnie gdy za oknem siąpi deszcz, a pogodne niebo zasnuły ciemne chmury.
W książce rządzi ironia w parze z sarkazmem. Za sprawą dialogów między bohaterami co chwila na mojej twarzy pojawiał się uśmiech i dlatego jestem pewna, że ta historia poprawi humor niejednemu ponurakowi, lub osobie która ma za sobą ciężki dzień.
Została napisana lekkim i prostym językiem z domieszką młodzieżowego slangu. Coś takiego dodało całej tej historii fajnego charakteru. Na uwagę zasługuje rozmiar czcionki, który z pewnością ucieszy osoby z problemami okulistycznymi.
"Na miłość boską" to moje pierwsze spotkanie z prozą Malwiny Ferenz, i już teraz mogę napisać, że z pewnością nie ostatnie. Ja bawiłam się świetnie w trakcie lektury i tego samego wam życzę.