Miles Autobiografia

Ocena: 5 (1 głosów)
"Miles Davis muzycznie jest dla mnie postacią najważniejszą, prekursorem współczesnego typu artystów, a całe jego życie było formą twórczości, tolerancji artystycznej, szerokim spektrum działania, prostotą i wieloma, wieloma elementami, które dzisiejsi artyści powinni mieć".(Tomasz Stańko)"Miles był jedną z największych osobowości ubiegłego wieku. Żaden z artystów nie elektryzował tak swoich słuchaczy jak On. Ton jego trąbki był tym, co zjednywało Mu wielbicieli nie tylko wśród fanów jazzu".(Wojciech Waglewski)"Dźwięk trąbki pędzący z szybkością światła zamienia się w wibrujący piorun kulisty. Wpada do jeziora i zamienia się w elektrycznego węgorza. To Miles Davis". (Kora)"Sex and drugs and... no właśnie, jazz, proszę Państwa! Myślę, że niejeden rock'n'rollowiec mógłby się wiele nauczyć od Davisa i jego kolegów, i nie mam tu na myśli jedynie zawiłych skal, septymolek i bitonalnych cymesików!" (Olaf Deriglasoff)

Informacje dodatkowe o Miles Autobiografia:

Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2013-10-30
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN: 978-83-271-5039-4
Liczba stron: 430

więcej

Kup książkę Miles Autobiografia

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Miles Autobiografia - opinie o książce

Wielka biografia małego człowieka

Moje spotkanie z biografią Milesa Davisa trwało całe wieki – czyli prawie miesiąc. Choć z jednej strony książka porusza całe mnóstwo ciekawych aspektów, to z drugiej, główny bohater jest jednym z najbardziej antypatycznych, jakich historię przyszło mi poznać.

Największym plusem tej pozycji jest z pewnością ogrom fascynujących faktów, dotyczących początków jazzu i kulis przemysłu muzycznego. Dzięki niej dowiemy się, że problem narkomanii wśród artystów wcale nie pojawił się wraz z festiwalem w Woodstock, czy disco-clubami w latach siedemdziesiątych. Okazuje się, że muzycy już w latach czterdziestych często wpadali w szpony narkotyków – najczęściej heroiny i kokainy. Oprócz tego otrzymamy sporą porcję informacji dotyczących zarobków, przegrupowań zespołów (co w przypadku jazzu zdarzało się bardzo często) oraz samego powstawania muzyki.

Autobiografia Milesa Davisa jest fascynującym studium kariery muzyka w świecie, w którym czarnoskórzy musieli korzystać z osobnych toalet, karetek pogotowia, w świecie szkół, restauracji, basenów i taksówek tylko dla białych obywateli, w świecie, w którym potrzeba było wielkiej desperacji, by osiągnąć sukces pomimo koloru skóry.

I to wszystko byłoby wspaniałe – opisy utworów, płyt, stylów grania, muzyków, klubów i pubów, gdyby nie sam Miles. Choć Davis wielokrotnie podkreśla, że pochodził z zamożnej rodziny, która zapewniła mu najlepsze wykształcenie i obycie, okazuje się człowiekiem ograniczonym, o bardzo wąskich horyzontach. Chociaż wielokrotnie inspirował się twórczością kompozytorów muzyki klasycznej, to najczęściej otwarcie ją krytykował, twierdząc, że jest przestarzała i w przeciwieństwie do jazzu, każdy potrafi ją zagrać. Trzeba być ogromnym ignorantem krytykując kilkusetletni dorobek kulturowy białych (bo kolor skóry, to chyba jego największy zarzut), na rzecz muzyki, która tak naprawdę dopiero co się narodziła.

Ignorancja nie jest najgorszą cechą Davisa, który okazuje się człowiekiem całkowicie pozbawionym klasy. Opowieść snuje wulgarnym slangiem, opowiada anegdotki o kobietach, które chciały iść z nim do łóżka, podając przy tym ich imiona i nazwiska, zdradza szczegóły uzależnienia swoich przyjaciół. Miles okazuje się człowiekiem, który porzucił rodzinę, bił partnerki, był seksistą (sposób,w który wyrażał się o kobietach jest nie do przełknięcia), twierdząc, że rola kobiety sprowadza się do bycia ładną i podziwiania swojego mężczyzny.

Zdaję sobie sprawę, że dyskryminacja czarnoskórych musiała na nim odcisnąć ogromne piętno, jednak sam Davis też był strasznym rasistą. Wszystkie swoje porażki zrzuca na „białasów”, a sukcesy przypisuje tylko sobie.

Miles Davis nie kochał nikogo ani niczego poza muzyką. Stała ona ponad jego rodzicami, żonami, partnerkami, dziećmi, przyjaciółmi. Ponad wszystkim. Muzyka była jego siłą napędową. To dla niej wygrał z nałogiem i dla niej żył. Sam ostatecznie przyznał, że dla niego rodziną nie były osoby, z którymi łączyły go więzy krwi, a ludzie, z którymi tworzył.

Autobiografia Milesa Davisa, to wielka historia małego człowieka. Pod wieloma względami okazała się fascynującą lekturą, jednak postać głównego bohatera była na tyle odpychająca, że skutecznie zniechęcała do czytania. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość – historia jest opowiedziana uczciwie. Davis nie wybielił się, nawet jeśli czasami starał wytłumaczyć swoje zachowania. Nie pominął niewygodnych faktów o śmierci rodziców, nałogach, nieudanych związkach. Nie udawał skromnisia. Był wulgarnym, pewnym siebie, egoistycznym, próżnym, zdolnym, wizjonerskim, bezgranicznie zakochanym w muzyce cwaniakiem i taki obraz znajdziemy w jego biografii – boleśnie autentyczny.

Link do opinii
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy