Między ustami a brzegiem pucharu... wiele wydarzyć się może. I wydarzyło się wiele. Pomiędzy chęcią a spełnieniem, pomiędzy decyzją a jej urzeczywistnieniem rozciąga się obszar niewiadomego, które czasami rozwiewa złudzenia, a czasem daje nadzieję.
Oto hrabia Wenzel - jak sam o sobie mówi, Prusak z wychowania, języka, poglądów - nienawidzi szczerze Polaków i wszystkiego, co polskie. Kiedy ktoś wypomni mu, że jest półkrwi Polakiem - gotowy jest zabić! Hrabia Wentzel Croy-Dülmen to hulaka, rozkapryszony, próżny, niestały, leniwy człowiek, który nie ma głębszych zasad... do czasu. Pewnego dnia poznaje przypadkiem kobietę, która odmieni jego życie. Zakochuje się od pierwszego wejrzenia w młodej Polce, siostrze powstańca, kobiecie, jak to u Rodziewiczówny, bez skazy. Historia powolnej, bolesnej przemiany zakochanego Wentzla w Wacława, sprusaczonego kosmopolity w polskiego patriotę, dowodzi, że nigdy nie jest za późno na zmianę, na wywikłanie się z przeszłości, na nowy początek. Dowodzi też, który to już raz, potęgi i siły miłości.
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2016-07-06
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 240
„I tylko księżyc ich widział, i tylko ich słyszały słowiki ...”
Zachęcona pierwszą powieścią Marii Rodziewiczówny, którą miałam odwagę przeczytać, idąc za głosem serca, sięgnęłam po kolejną, Między ustami a brzegiem pucharu. Jakie są moje odczucia po kolejnej lekturze, czy byłam zadowolona czy też czas z nią spędzony uważam za stracony, przekonajcie się sami …
Opowiedziana historia dzieje się w Berlinie, na przełomie XIX i XX wieku. Poznajemy młodego hrabiego Wentzela Croy-Dülmena. Pewny siebie, chwilami arogancki i zadufany w sobie, czas spędza na podrywaniu panien, brylowaniu na salonach, uciechach cielesnych. Bawi się, korzysta z życie i niczym się nie przejmuje. Nie przyznaje się do swojego pochodzenia, a w części jest naszych rodakiem. Naśmiewa się z Polaków i gardzi nimi. Ale do czasu. W jego zachowaniu następuje ogromna przemiana. Dlaczego? A to oczywiście dzięki kobiecie. Jedna chwila, jedno przypadkowe spotkanie z nieznajomą zmienia hrabiego. Porzuca dotychczasowe frywolne życie i przenosi się do babki, gdzie również jest kobieta, pod wpływem której się zmienił, Jadwiga Chrząstkowska. Jego przemiana wydaje nie mało wiarygodna, ale jest prawdziwa. Z mężczyzny, żyjącego dniem bieżącym, zmienił się w gospodarza dbającego o swoje dobra, sprawnie i z efektami zarządzającego swoim majątkiem. Również zmieniło się jego podejście do rodaków, pochodzenia i płci pięknej. Zaczął darzyć kobiety należnym im szacunkiem, a szczególnie tą jedną, która zawróciła mu w głowie … Już nie jest taki jak wcześniej. Zaczął myśleć poważnie o przyszłości i założeniu rodziny. Czy jednak możliwa jest taka nagła zmiana zachowania i postrzegania otoczenia? Czy to tylko chwilowe zauroczenie i zabawa płcią przeciwną?
Warto pochylić się chwilę nad powieścią Między ustami a brzegiem pucharu. To znakomity obraz nieoczekiwanej przemiany młodego człowieka, zmiany hierarchii wartości i zasad. A wszystko dzięki miłego zauroczeniu, zafascynowaniu się piękną i skromną kobietą. Dzięki miłości. Przecież nie od dziś wiadomo, że ona czyni cuda. Czyli można śmiało powiedzieć, że nic odkrywczego tak naprawdę nie wniosła do naszego życia, potwierdziła tylko znane od lat tezy. Ale piękno i subtelność, z jaką autorka przedstawiła nam tę historię, mogą oczarować i zniewolić. Miłość jest odkrywana powoli i dyskretnie, ukradkowe spojrzenia, delikatne uśmiechy, przypadkowe muśnięcia dłoni … Z tej powieści możemy się nauczyć, jak należy zdobywać tą jedyną, jak ją zauroczyć i przekonać do siebie, jak delikatnie i bez nachalności się do niej zbliżyć i zdobyć jej serce …
„Dlaczego nagle poczuł się tak biedny, tak sam, tak sierocy wśród swych bogactw, sławy i uwielbienia? - Sam nie umiał wyjaśnić sobie powodu tych uczuć. To tylko stało się dla niego jasne, że między nim a tym trojgiem ludzi, wśród których bawił, była przepaść, a w nią trzeba było rzucić i podeptać, żeby się zrównać, i ową sławę, i uwielbienie, i pychę, i klub, i przyjaciół, i kochanki – całe dwadzieścia siedem lat wieku – wszystko”.
Na jeszcze jeden aspekt warto zwrócić uwagę, na zmianę nastawienia do pochodzenia, do swojego kraju i rodaków. Będąc pod wpływem określonym osób bohater się przełamuje i z honorem mianuje się Polakiem, jest z tego dumny. Odkrył w sobie patriotyzm i umiłowanie kraju, z którym łączyły go więzy krwi.
I na uznanie zasługuje styl, w jakim autorka opowiedziała historię tej miłości. W charakterystyczny dla siebie sposób, subtelnie i wnikliwie, w języku, którego już dzisiaj raczej nie spotkamy. Sporo w tej lekturze słów trudnych i niezrozumiałych, ale one znakomicie oddają atmosferę tamtych, odległych nam czasów i sprawiają, że wczuwamy się w fabułę i przenikamy do niej. Co do bohaterów, to warto wspomnieć, że są naszkicowani bardzo realnie i rzeczywiście, mimo że dzieli nas od nich nich setki lat. Warto bliżej się przyjrzeć hrabiemu, jego efektywnej przemianie, oczywiście na lepsze. W jego cieniu pozostaje jego ukochana, jej postać nie jest zbytnio wyeksponowana, jest tłem dla głównego bohatera. Ale odgrywa ważną i istotną rolę w całej opowieści.
Z przyjemnością polecam tę lekturę, miła i przyjemna, delikatna w całej okazałości. Skłania do refleksji i zmian w swoim życiu. Jest wielką inspiracją i natchnieniem do zmian na lepsze, światełkiem rozświetlającym drogę ku prawdziwemu szczęściu.
Maria Rodziewiczówna to chyba najsłynniejsza polska autorka powieści miłosnych. Ja czytać jej dzieła zaczęłam od nietypowego dla niej utworu, kierowanego do młodzieży Lato leśnych ludzi. Książka spodobała mi się, więc sięgnęłam po kolejną jej powieść, Między ustami a brzegiem pucharu. Trochę się obawiałam, bo o Rodziewiczównie wiele osób mówi z lekceważeniem i nie uznaje jej utworów za coś wartego przeczytania. Po lekturze myślę jednak, że to niesprawiedliwe. Między ustami a brzegiem pucharu to historia miłości dumnej Polki i dumnego Niemca. Polka, Jadwiga, jest patriotką i o wrogach narodu ma bardzo złe zdanie, brzydzi się nimi, choć jest zbyt kulturalna, by okazywać to w brutalny sposób. Jest przyzwoita, poważna, małomówna i nie unika obowiązków. Niemiec, hrabia Wencel miał matkę Polkę, której nie zdążył poznać. Umarła wkrótce po jego urodzeniu, a jego wychowano w nienawiści do Polski i Polaków. Wencel jest hulaką, ma kilka kochanek, wciąż wywołuje awantury i pojedynkuje się z każdym kto mu przypomni o polskich korzeniach. Przypadkiem spotykają się w Berlinie, a on w tej pierwszej rozmowie, nie wiedząc że ona jest Polką, mówi szczerze co myśli o Polsce. Jadwiga wyrobiła sobie o nim wówczas bardzo złe zdanie, a on się w niej zakochał. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że opiekunka Jadzi to babka hrabiego, której on jeszcze nigdy nie poznał. Początki znajomości Jadwigi i Wencla są trudne. Niemiec wychowany beztrosko wśród pokus życia towarzyskiego nie pasuje do świata pobożnej i przyzwoitej Polki. Ona go nienawidzi, babka zrzędzi i bardzo powoli do niego przekonuje, a on robi wszystko by wkraść się w łaski obu pań. Ta cała historia ma chyba ukazywać jacy to obrzydliwi są Niemcy a jacy cudowni Polacy, ale w tamtych czasach chyba wszyscy w Polsce mieli takie zdanie i musieli się jakoś pocieszyć. Wencel w końcu staje się Wackiem, Polakiem, i odnajduje się w polskiej rodzinie, zaczyna też pracować jak polski posiadacz ziemski. A czy zdobywa Jadzie, to niech każdy sam sobie doczyta. Książka jest napisana bardzo przyjemnie, czyta się ją szybko a podczas czytania trudno się znudzić. Co prawda język jest starodawny i niektóre słowa brzmią obco, ale całość jest zrozumiała i prosta. Nie ma tu dłużyzn i niepotrzebnych fragmentów, wszystko dzieje się bardzo szybko. Historia wciąga, choć mogłaby być bardziej złożona. W każdym razie - warto po nią sięgnąć. Serdecznie polecam.
Piękna opowieść o tym, że nawet najbardziej zdemoralizowany, niezdolny do miłość człowiek jest w stanie się zakochać
Zabawna powieść o miłości niemieckiego hrabiego z polskim pochodzeniem(którego się wstydzi) do kobiety poznanej na ulicy. Okazuje się iż jest ona polką. Polecam
Zaskakująca historia o… dzwonie, który otrzymał na chrzcie w królewskiej ludwisarni imię Florian. Ufundowała go franciszkańskiemu kościołowi królowa...
"Wspaniały romans. Oglądamy Warszawę okresu międzywojnia. Piękny Andrzej Sanicki, uwikłany w gorący romans z rozwódką, musi wypełnić ostatnią wolę matki...
Przeczytane:2022-08-28,
Jak już kiedyś wspomniałam, ten rok to powroty, a końcówka wakacji to zdecydowanie dla mnie powrót do Marii Rodziewiczówny. Bo jest coś takiego w tej autorce, że nie potrafię się oprzeć jej słowom. A Między ustami a brzegiem pucharu zdecydowanie należy do moich ulubionych spod jej pióra.
Jest coś takiego w romansach sprzed wieku, że człowiek się czerwieni, a kolana miękną. Coś takiego jest w powieści Rodziewiczówny. Może to urok epoki. A może to właśnie ta odległość między ustami a brzegiem pucharu, niewielka i dynamicznie zmieniająca się, odzwierciedlająca ulotną chwilę, niezwykle krótki czas, w którym jednak może zdarzyć się bardzo wiele. Takiego samego znaczenia nabiera owo sformułowanie w powieści Marii Rodziewiczówny. To jedno uderzenie serca, mrugnięcie powiek, pełne napięcia, które może odmienić nasze życie zupełnie. Ta odległość, pozornie niewielka, może być całą przepaścią pełną pogardy, nienawiści i uprzedzeń. Lub miłości, bo nigdy nie da się przewidzieć cóż się wydarzy. I tak jak niewielka jest ta przestrzeń, tak niewielkich rozmiarów jest ta książka, a jednak kryje jedną z najpiękniejszych historii w polskiej literaturze. Historię polskiego społeczeństwa, historię poszukiwania własnej tożsamości narodowej, a przede wszystkim historię miłości. Bo dla miłości można zrobić wiele, można zmienić wiele, zrewidować swoje zasady i wartości. Bo nie od dziś wiadomo, że ona czyni cuda. Uwielbiam tę historię, tak zwyczajnie. Za jej subtelność, piękno, za to jak zniewala. Jak pozwala się powoli odkrywać, jak oczarowuje delikatnym uśmiechem, przypadkowym dotykiem, ukradkowym spojrzeniem. Jest aksamitna, nienachalna i zbliża się do serca powoli, a gdy już tam trafi.. to nie ma ucieczki. Nie potrafię wyrazić jak wyjątkowa jest dla mnie ta powieść, jak styl autorki raz po raz mnie uwodzi, jak mocno się w niej zatracam. Bo tylko ona tak potrafi pokazać, że w chwilach, w których nie może zaistnieć nic więcej poza nienawiścią, rodzi się coś wyjątkowego.