Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2014-09-11
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 368
Miałam wcześniej okazję przeczytać dwie inne powieści Małgorzaty Wardy. O ile wtedy przygoda z twórczością autorki była przypadkowa, to teraz sięgam po jej książki z pełną świadomością. Niby wiem, czego mam się spodziewać, ale i tak każdą historią jestem niesamowicie poruszona, bo takich historii tak łatwo się nie zapomina. Tematyka jej powieści porusza trudne i kontrowersyjne tematy, zmuszające czytelnika do głębokich przemyśleń i stawiania sobie pytań, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Małgorzata Warda pisze książki dotykające istoty życiowych problemów.
Narratorką " Miasta z lodu " jest trzynastoletnia Agata, której losy i jej matki śledzimy tak, jakby czytało się pamiętnik. Agata opowiada o sobie, matce, przeszłości i teraźniejszości, ale od początku wiemy, że dziewczynka została znaleziona nieprzytomna w górach, gdzie spędziła długie godziny na mrozie. Znajduje się w śpiączce i prawie do samego końca nie wiadomo czy przeżyła i kto jest winny za jej tragedię.
„ Miasto z lodu ”, uznane jest przez czytelników za jedną z najlepszych książek w dorobku pisarki. Autorka przyznaje, że do napisania tej historii zainspirowali ją internetowi hejterzy, chętnie i w obraźliwy sposób wypowiadający się na temat innych ludzi. W tej powieści Małgorzata Warda wyraźnie pokazała jak bezwzględna może być hejterowska postawa wobec drugiego człowieka. Obiektem napiętnowania i obserwacji staje się młoda samotna matka z nastoletnią córką, które za wszelką cenę próbują zbudować namiastkę normalnego życia. Muszą walczyć o bezpieczeństwo i stabilność we dwie, naznaczona chorobą afektywną dwubiegunową matka i dziecko w roli opiekuna. Od samego początku miasteczko jest wrogo nastawione do pięknej kobiety, za którą ogląda się większość mężczyzn. Odnalezienie Agaty w górach potęguje tylko tę wrogość, a opinia publiczna podsycana przez media natychmiast wydaje wyrok. Winną zaniedbania jest matka od dawna napiętnowana przez społeczeństwo. Niezdolna do opieki, romansująca z mężczyznami prowadząca nieustabilizowane życie. Nikt jednak nie wie, że kobieta zmaga się z poważną chorobą i w tragedii, która ją spotkała jest zupełnie sama. Nie dość, że się obwinia o wypadek córki, to jest ofiarą lokalnej nagonki nakręcanej medialnym zamieszaniem. Kto zawinił temu, co stało się z dziewczynką matka czy obcy ludzie?
Tytuł książki ma podwójne znaczenie, bo chodzi tu nie tylko o małe miasteczko w górach pokryte śniegiem i skute lodem, ale o zamrożone serca lokalnej społeczności nieczułe na losy innych ludzi. Społeczeństwo, które pochopnie oceniania innych niemające na względzie, że taką postawą niszczą komuś życie.
Lektura „ Miasta z lodu „ nie należy do łatwych, zmusza do refleksji i zostaje w głowie na długo po jej zakończeniu. Tym bardziej, że nie takiego zakończenia się spodziewałam. Książka, którą należy przeczytać ku przestrodze żebyśmy nie obsadzali się w roli sędziów, ale spojrzeli na ludzi wokół siebie i wyciągnęli rękę angażując się w bezinteresowną pomoc. Byśmy kiedyś nie musieli znaleźć się w sytuacji, kiedy sami zostaniemy otoczeni lodowym miastem. Czyż wyrażanie opinii na temat innych ludzi nie przychodzi nam z łatwością ?
„ Życie to nie tylko tragedia, ale właśnie wszystkie małe rzeczy, które do niej prowadzą. „
Sięgając po tę książkę spodziewałam się czegoś innego, lżejszego, a zostałam mile zaskoczona. Otrzymałam książkę mądrą, trudną, ważną, budzącą skrajne emocje, z którymi ciężko było mi przejść do porządku dziennego. Tu nic w tej książce nie jest proste, jednoznaczne. A sam tytuł jest metaforą chłodu bojącego z serc ludzkich. To obraz społeczeństwa zaściankowego, zapatrzonego w siebie, zamkniętego na wszystko to, co inne i nowe.
Autorka w "Mieście z lodu" porusza szereg trudnych i ważnych tematów. Jednym z nich jest problem choroby afektywnej dwubiegunowej. Skłania nas przy tym do refleksji, do zastanowienia się nad tym czy osoba dotknięta tą chorobą powinna mieć dziecko. Oraz do tego, co znaczy pojęcie "dobra matka". Teresę oskarżano o niedopilnowanie córki, gdy ta znalazła się w górach, gdzie dochodzi do tragedii. Mamy tu również problem odrzucenia, gdzie zdarza się, że ludzie którzy różnią się od innych, zostają odtrąceni przez resztę społeczeństwa.
Bardzo interesujący okazał się wątek dziennikarzy, który zwłaszcza w kontekście medialnych nagonek lub też zamiatania niektórych spraw pod dywan, daje do myślenia. Drugim był wątek związany z hejterami internetowymi, którzy swoimi komentarzami sami wydają wyrok, tak naprawdę nie znając prawdy i danej osoby, a mogą tym samym skrzywdzić, zniszczyć niewinną osobę. Tu nasuwa się pytanie: czy mamy prawo kogokolwiek oceniać?
"W różnych sytuacjach ludzie różnie myślą. (..) Nie wszystko da się wyjaśnić. Z boku coś wygląda inaczej, niż jest naprawdę."
Bohaterowie są dobrze wykreowani, niebanalni, interesujący. Moje serce zdobył Aleksander - mężczyzna wyrozumiały, dobroduszny, o wrażliwym sercu. A to jak postąpił, czy w ogóle mógł postąpić inaczej... zastanawiam się do tej pory.
Małgorzata Warda postanowiła poprowadzić narrację przez 13-letnią Agatę - córkę Teresy. Uważam, że to trafiony i ciekawy zabieg. Pojawiają się tu liczne retrospekcje z lat dzieciństwa oraz młodzieńczego życia, które na zawsze zdefiniowały to, kim i jaka jest Teresa.
Książka została dopracowana w najdrobniejszym szczególe, wszystko do siebie pasuje, nic nie jest naciągnięte czy przekombinowane. A zakończenie mocno szokuje. Nie takiego się spodziewałam, ale najwidoczniej takie miało być.
To książka o odpowiedzialności, walce z chorobą, relacjach matki i córki, tolerancji, sile przetrwania oraz wrażliwości społecznej. Zmusza do głębszych refleksji nad ludzkimi relacjami, tolerancją wobec inności czy choroby. Powieść przygnębiająca, smutna, po prostu wieje chłodem. Jak w tytule. Przez cały czas czułam to napięcie i emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury. Tę książkę trzeba przeczytać.
Cześć, mam na imię Agata - zwróciłam się do obiektywu. - Mam trzynaście lat i mieszkam z mamą. Ona choruje... - zawahałam się, ponieważ pierwszy raz powiedziałam to głośno. Czekałam aż nastąpi coś strasznego: ziemia pęknie, pojawią się języki ognia, wiatr wyrwie z korzeniami drzewa albo moje serce nie wytrzyma napięcia. Ale nic się nie stało. Podjęłam więc: - Ona choruje, od kiedy skończyła siedemnaście lat. Kiedyś powiedziała, że uda się ją wyleczyć, ale to nieprawda. Jej choroba nigdy nie będzie miała końca. Jest naprawdę bardzo chora i ... - Mocno pociągnęłam za nitkę wystającą z kołdry i prawie ją wyrwałam. - I wiem o tym tylko ja.
Od literatury oczekuję nie tylko przyjemności podczas spędzania czasu na czytaniu, ale też wzbogacenia, tego "czegoś", co powoduje, że w mniejszym czy większym stopniu staję się innym człowiekiem. Choćby na chwilę. Dlatego nie przepadam za powieściami obyczajowymi, które owszem - są lekkie, łatwe i przyjemne i traktują może o "psychologii codzienności", ale tak naprawdę niczego nie wnoszą. Od tej reguły są wyjątki - chlubne rzecz jasna. Dziś o jednym z nich - książce Małgorzaty Wardy Miasto z lodu.
Są miasta i miasta. Miasta z kolorów, jak letnie kurorty nad morzem, miasta z liści, jak jesienna Warszawa za moim oknem i miasta z lodu - zastygłe i nieczułe - te, których dobroć zamarzła w lodzie na rzece, kiedy pierwszy śnieg miękką pierzyną przykrywa dowody tajemnicy. W pewnym sensie to ostatnie miasto jest głównym bohaterem powieści Wardy, a na pewno jednym z bohaterów ważniejszych. Jest i trzynastoletnia Agata, która zaczyna szkołę w nowym miejscu - małej miejscowości w górach, a także Teresa, jej zagubiona, młodziutka matka. Jest jeszcze choroba afektywna dwubiegunowa, która zaplącze losy pozostałych bohaterów. Pomiędzy pnączami powstaną pytania - czy można wychować dziecko, kiedy walczy się z TAKĄ chorobą? Czym jest odpowiedzialność za dziecko? Czy dziecko powinno być odpowiedzialne za rodzica? Dlaczego inność jest piętnowana, szczególnie w małych społecznościach? Jak wiele można zmieścić w sobie i nie puścić pary z ust? Kiedy następuje ten moment, że przelewa się czara goryczy?
Powieść pisana jest w pierwszej osobie, a narratorem jest wspomniana nastolatka. To dobrze i źle, bo urozmaica książkę z jednej strony, z drugiej zaś niestety ją odrealnia. Narratorka wie bowiem o rzeczach, o których wiedzieć po prostu nie może, trudniej więc uwierzyć w jej wersję. minusem jest także niedopracowanie wydania, zwłaszcza kilka literówek i transkrypcje angielskiej piosenki - z błędami gramatycznymi i w imieniu wykonawcy. A tak niewiele brakowało do książki "na piątkę"...
Miasto z lodu zaskakuje. Nie jest może idealne (bo która książka jest?), ale daje do myślenia i nie pozostawia obojętnym. Pokazuje nie tylko codzienność funkcjonowania osoby z chorobą afektywną dwubiegunową, ale też małomiasteczkowość, mechanizmy działania mediów, specyfikę grup rówieśniczych gimnazjalistów, wreszcie porusza kwestie patologii i odpowiedzialności za rodzinę i w rodzinie. Co ważne, Małgorzata Warda raczej stawia pytania niż na nie odpowiada. Bo przecież nie ma dobrych odpowiedzi, jeśli stawką jest ludzkie życie i szczęście. Nie ma czerni i bieli. Jest szarość. I lód.
Jest to wzruszająca opowieść o niezwykłej więzi łączącej chorą psychicznie matkę i jej dorastającą córkę. Teresa podejmuje walkę by nie utracić córki,walczy chorobą czerpiąc siły że swoich marzeń i bezgranicznej miłości Agaty.
Niewielkie górskie miasteczko,mała społeczność i matka samotnie wychowująca córkę. Obie są piękne,trzynastoletniej Agata wrażliwa i delikatna, matka przyciąga wzrok mężczyzn. To wystarczy aby zyskać nieprzychylność sąsiadów. Po świątecznym jarmarku Aga znika.Znaleziona po dwóch dniach w górach, w krytycznym stanie,zostaje przewieziona do szpitala, gdzie zapada w śpiączkę. Nie wiadomo co się stało,czy została zepchnięta że szlaku,czy była to próba samobójcza. Rozpoczyna się batalia o winę u niewinność.Z kożdą chwilą odkrywane są nieznane oblicza bohaterów dramatu-matki, koleżanek mieszkańców miasteczka.Cały czas niemym świadkiem wydarzeń jest nierzytomna Agata.
"Miasto z lodu" to niepozorna książka poruszająca wiele trudnych tematów. Moje wydanie to kieszonka, kolejny tom serii Mistrzynie polskich kryminałów. I pierwsze spotkanie z twórczością Małgorzaty Wardy. Czy było udane?
Agata Tomaszewska to trzynastolatka, której przyszło się zmierzyć z problemami zupełnie nieprzystającymi do tych występujących w dziecięcym świecie. Kiedy pewnego dnia dziewczynka wyrusza w Polskę z matką, nie ma pojęcia, co czeka na nie tam, dokąd dojadą. Wyjazd miałby zupełnie inny klimat, gdyby nie choroba matki. Do tej pory Agata mieszkała z babcią i tam była bezpieczna, szczególnie, kiedy choroba matki się nasilała i kobieta przestawała być sobą. Teraz Agata była zdana tylko na siebie.
Tomaszewskie osiedlają się w niewielkiej górskiej miejscowości, gdzie mieszkańcy świetnie się znają, więc obecność dwóch "obcych" zostaje natychmiast zauważona. Do tego jeszcze Teresa jest piękną kobietą, która od razu wpada w oko tutejszym mężczyznom. Starsza Tomaszewska rozpoczyna pracę w restauracji, ale dostaje głównie nocne zmiany. Mija się z córką, jednak liczy na to, że Agata poradzi sobie sama. Kiedy dziewczynka zostaje znaleziona nieprzytomna w górach, rozpętuje się burza medialna, a policja rozpoczyna śledztwo. Co się wydarzyło? Dlaczego Agata wyszła w góry? Gdzie podziały się jej buty? Czy dziewczyna wyjdzie z tego cała i zdrowa?
Narrację w powieści prowadzi pogrążona w śpiączce farmakologicznej Agata. To ona opowiada o swoim życiu z matką zmagającą się z chorobą afektywną dwubiegunową, a także relacjonuje wydarzenia sprzed i po znalezieniu jej w górach. Wątki przeplatają się i łączą, dzięki czemu możemy powoli składać wszystkie elementy i obserwować jak wyłania się z nich cały obraz życia Agaty, zdecydowanie za małej jeszcze na problemy, które musiała udźwignąć.
Było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, ale uważam je za całkiem udane. Bardzo realistyczna historia opisana została oszczędnie, bez niepotrzebnych opisów czy skomplikowanych medycznych określeń. Jedyne, co mi przeszkadzało, to rozmiar książki, bo nie przepadam za pocketami, a tym razem tylko taka wersja wpadła mi w ręce. Przy kolejnej powieści M. Wardy naprawię ten błąd i będę szukać książki o normalnych gabarytach ;-)
Nadia była tylko jedenastoletnim dzieckiem, kiedy młody mężczyzna porwał ją z przyczepy kempingowej, stojącej na tyłach domu rodziców, i wywiózł na pustkowie...
Sylwia jako małe dziecko została porzucona. Zachowała tylko kilka wspomnień związanych z biologiczną rodziną, jest przekonana, że miała siostrę bliźniaczkę...