Mała wyspa daleko na oceanie, codzienne życie jej mieszkańców i tajemnicza kobieta, która pojawia się znikąd. I nagle zwykłe staje się niezwykłe, życie nabiera dziwnego blasku, a Vincent łowi niebieskiego homara. To może oznaczać tylko jedno: świetną lekturę, kojącą i ożywczą zarazem.
„Napisać książkę, w której niby nic się nie dzieje i jednocześnie dzieje się wszystko? To jak złowić niebieskiego homara. Autorce się to udało. Brawurowy debiut, pachnący ciastem marchewkowym i brownie.” Joanna Sykat
Wydawnictwo: Seqoja
Data wydania: 2024-12-30
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 172
Tytuł oryginału: Miasteczko Mudiflof
Język oryginału: polski
Klaudia Opuchlik-Guaramonti, absolwentka filologii włoskiej i tłumaczka, jako pisarska zadebiutowała klimatyczną, niewielkich rozmiarów powieścią „Miasteczko Mudiflof”.
Utwór opowiada o życiu kilkorga mieszkańców malowniczej rybackiej miejscowości położonej na wschodnim wybrzeżu pewnej wyspy. Niezwykle kameralna powieść skupia uwagę czytelnika na Olivii, córce Clementine i Vincenta – właścicieli tawerny i Jasperze, synu Aurelii (oni prowadzą bar).
Olivia i Jasper są przyjaciółmi od dziecka i nigdy nie opuścili wyspy. Każde z nich z innego powodu. Przychodzi jednak moment, że w życiu bohaterów pojawia się „zaburzenie narracji". Często używane słowa „zawsze”, „zazwyczaj”, „przeważnie” zamieniają się w „ani razu”, „wcale” i „nigdy dotąd”. Nagle, nie wiadomo skąd pojawia się April i chce zostać na nie wiadomo jak długo, by potem nie wiadomo w jaki sposób zniknąć. Pojawienie się tej postaci ma duże i symboliczne znaczenie.
Zaczynają się zmiany i czytelnik tym zmianom się przygląda. Jednak na efekty pobytu April w Mudiflof trzeba chwilę poczekać.
Jest tu trochę baśniowo, trochę jak w „Małym Księciu" Exupery'ego. April zjawia się niespodziewanie. Czegoś szuka, nie szukając. Raczej milcząca, ale jest w niej coś, co sprawia, że inni się przed nią otwierają.
Dziewczyna przebywa w miasteczku dziewięć miesięcy, w trakcie których we wszystkich (łącznie z nią) rozwija się nowe.
Powieść zaskakuje wieloma elementami. Zaczyna się drugim rozdziałem, by zakończyć pierwszym. Dlaczego? Tego dowiemy się na końcu. W wykreowany świat wprowadza ujawniająca się w gawędziarskim stylu narratorka, która co jakiś czas wyłania się z trzecioosobowej narracji, dopowiadając wspomnienia z życia bohaterów. W ciekawy sposób skupia uwagę czytelnika na ważnych postaciach, dlatego gdy ktoś wchodzi do baru wypełnionego ludźmi, mamy wrażenie, że jest w nim sam lub ze swoim rozmówcą.
To powieść o przyjaźni, miłości, o lęku przed zmianą, przed nieznanym, o odwadze. Historia o starcie, samotności i strachu przed wzięciem odpowiedzialności za drugiego człowieka zadaje pytania dotyczące życia, relacji. Czy wiara w przeznaczenie równa się szczęśliwemu związkowi? Czy rozmowa, która może zepsuć wszystko, może pchnąć naprzód?
Autorka pięknym językiem stworzyła niezwykły klimat miasteczka i okolic. Cudowne opisy sprawiają, że czuje się zapach oceanu, wilgotność powietrza i zbliżający się sztorm, zapach i niemal smak brownie czy ciasta marchewkowego. Jeśli ktoś nie próbował homara, po przeczytaniu książki będzie opowiadał, że jadł przyrządzonego na wiele sposobów.
Vincent opowie o homarach, fokach i zjawiskach atmosferycznych, bo czytanie „Miasteczka Mudiflof" to też okazja poznania interesujących ludzi i wielu ciekawostek. Oprócz kochającej książki Olivii i utalentowanego plastycznie Jaspera są inni, którzy otwierają przed czytelnikiem swoje serca.
Powieść zaskakuje i zachwyca formą oraz treścią, sugestywnymi opisami i ciekawymi bohaterami. Autorka pokazuje, że zmiana jest na wyciągnięcie ręki, ale by jej dokonać trzeba dostrzec możliwości, a do tego potrzebna jest często zmiana perspektywy. W tej cudownie otulającej historii Klaudia Opuchlik-Guaramonti na listku prozy podaje poezję życia, sprawiając, że nie chce się z jej książką rozstawać.
„Miasteczko Mudiflof” to zaskakująca formą i treścią opowieść o pozornie monotonnym życiu kilkorga mieszkańców miejscowości położonej na południowym wybrzeżu niewielkiej wyspy. Klaudia Opuchlik-Guaramonti na listku prozy podaje poezję życia, zachwycając sugestywnymi opisami, aurą tajemniczości i ciekawymi dialogami, zaskakując też budową, bo zaczyna od drugiego rozdziału.
W sennym miasteczku nie wiadomo skąd pojawia się i zamierza zatrzymać się w nim nie wiadomo jak długo dziewczyna, która sprawi, że życie bohaterów drgnie, a może nawet się zmieni.
Cudownie było zanurzyć się w treści pachnącej brownie i bryzą oceanu. Przeczytać o przyjaźni, miłości, lękach i odwadze. O tym, jak życie nam się przesypuje między palcami, a my tkwimy w tym, co tylko wydaje się nam bezpieczne i dobre. Ta książka dla niejednego czytalelnika może stać się impulsem do zmiany, tak jak tajemnicza April dla Olivii, Jaspera, Clementine, Vincenta i Aurelii.
Czytajcie! Posłuchajcie szumu oceanu, posmakujcie ciasta marchewkowego, potraw z homara. Posłuchajcie opowieści być może o sobie.
Literatura piękna, która niesie przyjemność z czytania i skłania do refleksji to debiut Klaudii Opuchlik - Guaramonti ,,Miasteczko Mudiflof".
Kilku charakterystycznych bohaterów, w tym tajemnicza kobieta, niosą ze sobą własną historię, przy której zgłębiona jest ich rzeczywistość. Dni z życia bohaterów mieszkających na południowym wybrzeżu pewnej wyspy zwykle przypominają poprzednie, ale raz w życiu w sieć może zaplątać się coś wyjątkowego - niebieski homar. W koronkowo utkanej fikcji literackiej poznajemy świat, który niej jest idealny, ale za to bardzo prawdziwy.
Powieść ta wykazuje się wysokim kunsztem artystycznym i dobrze przemyślaną fabułą. Potrafi trzymać do końca w dyskretnie narastającym napięciu. Każda strona budzi ciekawość, gdzie emocjonalny ton raz jest nieznośnie zagadkowy, raz sielski innym razem pełen niepokoju. Opowieść zanurzona w ciekawych dialogach, nadmorskim krajobrazie i ładnie zapakowana w mądre zdania, które uderzają z wielką mocą. Wymyka się standardowym strukturom i kiedy opada ostatnia kurtyna, która wyjaśnia szokujący finał oraz odziera historię z całej tajemniczości, nadaje jej miano genialnego plot twist. Fenomen tej książki jest taki, że otula aromatem ciasta jagodowego, choć jest tu zwiastunem smutku, dmucha w twarz wiatrem, który orzeźwia, ale też przywołuje sztormy, obejmuje aurą nasyconą kolorami, która potrafi przesłonić tę najważniejszą barwę - prawdę. Wrażliwy czytelnik, który potrafi docenić oryginalność, frymuśność tej lektury, dostrzeże nie tylko uczucia, tęsknotę, samotność, małomiasteczkowość, ale też zrozumie więcej.
Polecam powieść podaną w interesującej formie, gdzie spotyka się dorosłość z zapomnianymi marzeniami, gwarantując drogę do każdego otwartego czytelnika, by przeżyć i zinterpretować ją po swojemu.
Bardzo lubię czytać debiuty, trochę jest mi trudniej gdy taką książkę otrzymuję od Autorki. Zwłaszcza jeśli jest tak miła jak #klaudiaopuchlikguaramonti ale powiedziałam tak. Wygrała ciekawość na poznanie tej historii.
#miasteczkomudiflof odsłania przed nami swoją codzienność, w której jedyną rozrywką zdaje się być tajemnicza turystka. Tu życie toczy się powolnym rytmem i ustalonym schematem. Jednak gdzieś tam drzemią niezaspokojone pragnienia, są dni gdy słychać jak próbują wydostać się na powierzchnię, a są i takie gdy siedzą ciche i pełne rezygnacji.
Nie zdarzyło się tu wiele, a jednocześnie zdarzyło się wszystko.
Autorka kreśli świat złożony z prostych obrazów i głębokich emocji. Obnaża bohaterów, maluje ich historie lekko, ale niebanalnie. Czy proste życie może być piękne i satysfakcjonujące? A może czyjeś decyzje podejmował los i trzeba starać się każdego dnia o znalezienie sensu? No i najważniejsze, gdzie też kryje się to szczęście, które da spełnienie?
Ujęła mnie ta historia, poczułam do niej miętę. Szukałam sensu wplecionego między słowa, snułam własne nici przypuszczeń. Zaczynałam rozumieć tęsknoty i radości bohaterów. Do tego tajemnica turystki, która jest w tej powieści jak duch spacerujący po miasteczku. Wszystkim staje się bliska, wszystkich poznaje, ale jej nie zna nikt. Intrygująca i zmuszająca do refleksji, zatrzymania... Dająca szerkie pole do interpretacji przez pryzmat własnych doświadczeń i przeżyć.
Historia taj jasna w przekazie, tak prosta w formie, a tak subtelna i nieuchwytna.
Może jeszcze nie mogę rzucić hasła #wartojakpieron bo daję jej 7+ (w ten sposób na LC będzie 8), natomiast zachęcam do poznania tej historii, tak niewielkiej, a tak pełnej i do tego wprost idealnej do popołudniowej kawy. Jest ogromną sztuką w tak niewielkiej formie przekazać tak wiele i ja z niecierpliwością będę czekać na kolejne książki Autorki.
Przeczytane:2025-02-25, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam, ulubione,
Czasami trafiamy na takie książki, obok których na pierwszy rzut oka przeszlibyśmy obok obojętnie, a potem nagle okazuje się, że na swych stronach skrywają prawdziwy skarb i już wiecie, że jest to jedna z piękniejszych książek, jaką dane było Wam przeczytać. Dziś przychodzę do Was właśnie z taką perełką... Gdyby nie wydawnictwo Seqoja, przegapiłabym tę historię... Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie małą wyspę gdzieś na bezkresnym oceanie, a na tej wyspie niewielkie miasteczko Mudiflof z kolorowymi domami, kilkoma ulicami i niewielką liczbą mieszkańców... Wokół panuje cisza i spokój, a może tu już znużenie i marazm?
Jedynymi przyjezdnymi są turyści, którzy odwiedzają pobliską plażę, gdzie na piasku wygrzewają się foki, a do miasteczka trafią tylko, gdy do głosu dochodzi "humorzasty wiatr"...
Tak właśnie trafiła do miasteczka April, dziewczyna, która niewiele o sobie mówi, ale roztacza wokół siebie niezwykłą, niemal magiczną aurę.
Postanawia zostać w miasteczku kilka miesięcy, zaczyna nawiązywać przyjaźnie z mieszkańcami szczególnie z Olivią i Jasperem, przyjaciółmi od dziecinnych lat, oraz ich rodzinami...
I nagle to, co jest dla nich zwykłe, staje się niezwykłe, życie nabiera dziwnego blasku, a Vincent łowi swojego wymarzonego niebieskiego homara. Zaczyna się dziać magia, a mieszkańcy Mudiflof zaczynają otwierać serca i spełniać marzenia...
Przyznać muszę, że już dawno nie czytałam tak oryginalnej i magicznej, a zarazem prostej i nieskomplikowanej historii! W tej książce nic się nie dzieje, a tak naprawdę dzieje się wszystko! Trudno jest uwierzyć, że jest to debiut, jeszcze trudniej jest o tej książce pisać, bo wszystko, co chciałoby się o niej powiedzieć, wydaje się zbyt błahe i proste, by uwydatnić wszystkie emocje, które czuje czytelnik w trakcie tej niesamowitej przygody. Jest to jedna z tych książek, które niesamowicie trudno jest zamknąć w sztywnych ramach i jednoznacznie ocenić. Nawet w kilka dni po skończeniu lektury czuje się totalny mętlik w głowie i nadal nie wie się jak ubrać w słowa te emocje i refleksje, które się czuje.
"Miasteczko Mudiflof" to opowieść o utraconych marzeniach, radzeniu sobie z żałobą i poszukaniu nadziei. Jest to historia o zagubieniu, szczerej przyjaźni i miłości, która pokona wszystkie trudności.
To opowieść o tym co najważniejsze i najcenniejsze w naszym życiu, a zarazem wskazówka jak bardzo ważne jest słuchanie siebie i spełnianie swoich najskrytszych marzeń.
Atmosfera powieści koi zmysły i otula czytelnika niezwykłym ciepłem i melancholią. Nie pozwala się odłożyć na bok, ma w sobie "to coś" co trudno określić i nazwać a wypływa to z każdej karty. Wciąga, i nie sposób się od niej oderwać, nie chce się, żeby się skończyła, mogłaby płynąć i płynąć, a i tak nie odczułoby się znużenia tą historią.
Akcja nie dzieje się szybko, ale jej zakończenie zaskoczyło mnie totalnie. Genialnie Autorka ułożyła tę fabułę.
Książka napisana jest ładnym językiem, a barwne i plastyczne opisy pobudzają wyobraźnię, dając jej pole do popisu i wyobrażenia sobie opisywanych zdjęć.
Bohaterów nie ma za wielu, ale każdy z nich jest tu kluczowy, poznając ich historię, czujemy, jak z każdą stroną stają się nam coraz bardziej bliscy, przeżywamy z nimi wszystkie emocje od radości po łzy, kibicujemy i trzymamy kciuki za ich wybory, ale i martwimy się ich losem.
"Miasteczko Mudiflof" to jedna z tych powieści, która niesie nadzieję, ale pokazuje również, jak ważne jest pogodzenie z przeszłością i wybaczenie... samemu sobie.
Jestem autentycznie szczęśliwa, że ta książka do mnie trafiła. I choć minęło już trochę czasu od momentu, w którym skończyłam ją czytać, nie potrafię wyzwolić się spod jej uroku. Ciągle mam ją w myślach i nie potrafię jej wyrzucić z głowy, a to już naprawdę wiele znaczy. Autorce gratuluję tak udanego debiutu, a Was zachęcam do sięgnięcia po tę historię, bo pod tą niepozorną okładką i w tym niewielkim formacie kryje się niezwykła moc!
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. To powieść, która zmusi Was do refleksji, pokaże, co jest w życiu najważniejsze. Być może niektórym wskaże drogę... Na pewno nie będziecie żałować.