Cudowna powieść o potędze książek, rodziny i magii
Simon Watson, młody bibliotekarz, mieszka samotnie w domu, który powoli osuwa się do zatoki Long Island. Jego matka utonęła w jej wodach, a młodsza siostra Simona, Enola, uciekła do cyrku.
Pewnego czerwcowego dnia, Simon dostaje tajemniczą starą księgę - uszkodzony przez wodę i nadwątlony przez czas dziennik właściciela wędrownego cyrku z końca osiemnastego wieku. Odnotowano w nim dziwne, magiczne zdarzenia - w tym utonięcie cyrkowej syreny. Od tego czasu w każdym pokoleniu w rodzinie Simona tonie ,,syrena". Zawsze dwudziestego czwartego lipca. Ten dzień zbliża się wielkimi krokami...
Czy nad rodziną Simona ciąży klątwa i co to ma wspólnego z księgą? Czy Simonowi uda się rozwiązać zagadkę na czas i uratować Enolę?
Erika Swyler, absolwentka New York University, pisarka i autorka sztuk, publikuje w periodykach literackich i antologiach. Urodziła się i wychowała na północnym wybrzeżu Long Island. Prowadzi kulinarny blog na platformie Tumblr Cookie Dough & Regret: Baking and Shame (ieatbutter.tumblr.com). Księga wieszczb jest jej pierwszą powieścią.
Oszałamiający debiut. Ta ekscentryczna, niecodzienna i urzekająca powieść wciągnęła mnie od pierwszej strony.
Sara Gruen, autorka U brzegu i Woda dla słoni
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2016-06-15
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 408
,,Księga wieszczb" jest debiutem literackim Eriki Swyler, dlatego miałam pewne obawy przed lekturą. Jak się później okazało, niepotrzebnie. Postanowiłam sięgnąć po tę książkę, ponieważ zachęcił mnie blurb, (który mógł być jedynie chwytem marketingowym), jednakże zaryzykowałam. Zaintrygował mnie tajemniczy cyrkowy świat pełen syren, rusałek i... tajemniczych utonięć.
Tak oto poznałam Simona, będącego bezrobotnym bibliotekarzem, z którym mogłabym przybić piątkę (poniekąd znam ten ból, gdy brakuje miejsc pracy na rynku książki / kultury). Mężczyzna mieszka samotnie, gdyż jego rodzice umarli lata temu - matka utonęła, (co dziwne, była ,,zawodową" pływaczką, tzw. syreną w cyrku) oraz dużo później ojciec, który zmarł prawdopodobnie z tęsknoty za żoną. Simon ma jeszcze siostrę, nieco ekscentryczną Enolę (imię odziedziczone po bombowcu, który zrzucił bombę na Hiroszimę), która poszła w ślady matki i przyłączyła się do wędrownej trupy cyrkowej. Ona jednakże postanowiła zająć się wróżbiarstwem.
Pewnego dnia Simon otrzymuje tajemniczą przesyłkę, zawierającą starą księgę, zawierającą zapiski właściciela cyrku, funkcjonującego wiele lat temu. Mężczyzna planował ją odesłać, jednakże zauważa zapisane tam dane swej babci, która utonęła 24 lipca, dokładnie w ten sam dzień, co jego matka. Czy był to jedynie zbieg okoliczności? Simon postanawia odkryć swe drzewo genealogiczne i zrozumieć, co działo się z kobietami w jego rodzinie. Czy możliwe jest, że mierzy się z klątwą? Co w takim razie stanie z Enolą, która tak jak on sam, doskonale potrafi pływać i wstrzymać oddech na więcej niż 10 minut?
Autorka miała fantastyczny pomysł na tę powieść. Wykonanie również niczego sobie, język jest nieskomplikowany, fabuła trzyma w napięciu, choć nie ma tu akcji, jak w powieści sensacyjnej. Mnie jednakże ujęła magia, sekrety i klimat wędrowania z cyrkowcami. Atmosfera przypominała czasem ,,Krocząc w ciemności" Leonie Swann, choć brakuje tu humoru absurdu.
Poza tym odnajdziemy tu pewien słowiański wątek, w postaci Ryżkowej - strasznej i wydawałoby się wszechwiedzącej wróżbitki. Niewątpliwą zaletą powieści są właśnie bohaterowie, każdy z nich jest charakterystyczny i jedyny w swoim rodzaju.
Polecam wszystkim kochającym rodzinne sekrety, lubiącym dryfować na kartach przeszłości, do tego pragnących zakosztować odrobiny magii, choćby tej mrocznej, wprost z głębin jezior i rzek...
Historia rodzinnej klątwy, napisana w stylu godnym Tima Burtona
Obok powyższej rekomendacji nie można przejść obojętnie. Wierzę, że nie istnieje osoba, która nie znałaby dorobku owego ekscentrycznego reżysera. Gnijąca panna młoda, Jeździec bez głowy, Edward Nożycoręki, Alicja w krainie czarów - to jedynie drobny fragment jego działalności. Jako miłośniczka kina Burtona, postanowiłam dać szansę historii reklamowanej mianem godnej jego stylu.
Choć usta matki były małe i o cienkich wargach, jej uśmiech był rozległy jak ocean.
Powieść rozpoczyna się nieco nostalgicznie i smutno. Główny bohater, Simon, wspomina rodziców: niezwykle upartego ojca i matkę, która nauczyła go pływać jak ryba. Paulina (tak miała na imię jego rodzicielka) była artystką cyrkową, wróżbiarką, asystentką magika, ale przede wszystkim syreną, która zarabiała na życie wstrzymując na długi czas oddech pod wodą. Po rodzicach Simonowi zostaje jedynie stary dom, lecz nawet on stopniowo niszczeje i stacza się ku niebezpiecznej wodzie. Mężczyzna nie ma funduszy na uratowanie go, ponieważ otrzymuje skromną pensję bibliotekarza, a wkrótce traci ukochaną posadę. W międzyczasie trafia do niego tajemnicza księga, dziennik właściciela wędrownego cyrku, w którym przewija się mroczna data dwudziestego czwartego lipca - dzień, w którym nie tylko utonęła jego matka, ale jak się okazuje, na przestrzeni lat tego dnia tonęły także inne syreny. Data ta zbliża się nieuchronnie, a do domu po latach rozłąki wraca siostra Simona, Enola, syrena...
Erika Swyler niesamowicie zbudowała napięcie w swej powieści. Poza historią opowiadaną przez Simona, mamy szansę przenieść się w przeszłość i śledzić losy wędrownego cyrku z osiemnastego wieku. Nie brakuje tutaj niesamowitych osobistości, jak znikający chłopiec czy też tajemnicza wróżbiarka Ryżykowa. W cyrkowych opowieściach bez trudu można wyczuć nutkę Burtona, szczególnie w momencie, w którym pojawia się eteryczna piękność z mroczną przeszłością. Nie są to jednak historie wesołe, a wypełnione strachem, upokorzeniem i śmiercią, choć nie brakuje w nich również zabawnych zwrotów akcji oraz pięknych przejawów przyjaźni. Wszystko to jest idealnie wyważone, dzięki czemu czytelnik ma szansę odczuć pełną paletę emocji - śmiać się, płakać, złościć - i pod żadnym pozorem nie może narzekać na nudę.
Jako, że jestem studentką bibliotekoznawstwa, urzekł mnie drobiazgowy opis księgi, która trafiła do Simona oraz innych aspektów życia bibliotekarza. Pokochałam również na swój sposób postać pana Watsona, antykwariusza, który szukał rodzin osób, do których należały kupione przez niego książki.Rozczulił mnie również moment, w którym Simon wspomina, jak matka czytała mu baśnie, rosyjskie podania ludowe, legendy i wiersze znad Bałtyku. No cóż - jest nas dwoje, mi mama również je niegdyś czytała...
Księgę wieszczb pokochałam całym sercem. Jest to opowieść niepokojąca, tajemnicza, z dreszczykiem, którego nie potrafię opisać. Pełna finezyjnych opisów, różnorodnych postaci oraz zajmującej zagadki porwała mnie w swój świat niemal od pierwszych stron. Dawno nie przeczytałam tak intrygującej powieści i z czystym sumieniem zgadzam się z jej rekomendacją. Myślę, że każdy fan twórczości Tima Burtona będzie zachwycony, a zagadka porwie niejednego fana ich rozwiązywania. Ocena mówi sama za siebie. Polecam.
Każda rodzina posiada mniejsze lub większe sekrety, posługuje się tajnym kodem, zrozumiałym tylko jej członkom. Erika Swyler w swoim debiucie nakreśliła portret niezwykłej rodziny, która komunikuje się m.in. poprzez karty Tarota, a familijne tajemnice są tak mroczne, że potrzeba nie lada odwagi, by wyjść im naprzeciw.
Pewnego dnia samotny bibliotekarz z Nepawset dostaje dziwną przesyłkę – dziennik cyrkowy Hermeliusa Peabody’ego. Simon dostrzega w książce nazwisko swojej babki, co prowokuje go do poszukiwań związku woluminu z historią swojej familii. Coraz bardziej stara księga i pojawiające się w niej osoby intrygują mężczyznę. Przywodzą także wspomnienia matki i innych kobiet z rodziny, które również należały do cyrkowych trup. Simon odkrywa niebezpieczne zależności i dość niepokojące zbiegi okoliczności. Jednym z nich jest data – 24 lipca – kiedy to topią się kobiety z jego rodu. Sprawa jest o tyle niezwykła, że wszystkie one to doskonałe pływaczki, występujące jako syreny w crykowych przedstawieniach. W połowie lipca wraca do domu Enola, siostra Simona. Dziewczyna zachowuje się dość podejrzanie, coraz bardziej przypominając matkę tuż przed jej odejściem. Simon musi się pospieszyć, by odkryć wszelkie tajemnice i zdążyć uratować siostrę przed dwudziestym czwartym…
„Księga wieszczb” to przede wszystkim magiczna książka o sile ludzkiej determinacji, więzach rodzinnych i miłości. Jednym torem (pierwszoosobowa relacja) podąża historia Simona, dla którego kluczową sprawą jest zbadanie księgi i dotarcie do cennych informacji o swojej rodzinie. Obserwujemy też życie osobiste mężczyzny, zdominowane przez dojmującą samotność, którą bohater próbuje przełamać spotykając się z Alice, koleżanką z pracy i córką przyjaciela rodziny, sąsiada Franka. Drugim torem (nieco baśniowa gawęda) biegnie utrzymana w specyficznym klimacie tajemnicy i pewnego niepokoju opowieść o losach cyrkowej trupy H. Peabody’ego. Jak można przypuszczać – oba wątki ściśle się ze sobą łączą, a obserwowanie zacieśniania się tych historii sprawia naprawdę wiele przyjemności.
U Swyler dużą rolę grają szczegóły. Autorka wybrała kilka przedmiotów oraz zdarzeń i nadała im funkcję symboli, stale przewijających się przez fabułę. Pozwoliła czytelnikom wspólnie z bohaterami odkrywać ich znaczenia. Wyjątkowa atmosfera obu opowieści sprawia, że z bijącym sercem przekręcamy kartki, by jak najszybciej dowiedzieć się, jak potoczą się losy postaci, ale z drugiej odczuwamy coraz większy żal, że zbliżamy się już do finału.
W „Księdze wieszczb” w oryginalny sposób autorka pyta o rolę przeznaczenia, wpływu człowieka na swój (i innych) los. Czy naszym życiem rządzi przypadek i czy uzasadniona jest wiara w klątwy? Fascynujące jest też samo dochodzenie bohaterów do formułowania tych pytań. Swyler utkała intrygującą sieć tajemnic i powiązań rodzinnych, wykreowała postaci, które jakby zeszły z kart Tarota i przejęły ich symbolikę, pokazała skomplikowane relacje międzyludzkie oraz wielką siłę, jaka drzemie w każdym z nas.
Opowieść z akcją w niby to naszym, a jednak ocierającym się o nadnaturalność świecie. Wędrowne trupy cyrkowe, tajemnicze utonięcia, klątwa, syreny składają się na wciągającą historię z lekko tylko rozczarowującym zakończeniem.
Urzekła mnie ta okładka w starym stylu, te księgi na niej i jej tytuł więc się na nią skusiłam.
Historia tej książki rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych.
W czasach współczesnych młody bibliotekarz Simon pewnego dnia dostaje wyłowioną z powodzi starą zniszczoną księgę. Księga okazuje się być dziennikiem wędrownego cyrku z osiemnastego wieku i znajduje w niej nazwisko jego babki...
Druga płaszczyzna czasowa dotyczy osiemnastego wieku, historia grupy cyrkowej. Opowieść o niemowie, będącym dzikusem i trafiającym do cyrku a także kobiecie syrenie...
Simon bada księgę i odkrywa, że wszystkie kobiety w jego rodzinie, z pokolenia na pokolenie pracowały w cyrku jako syreny, miały zdolność długiego wytrzymywania pod wodą a mimo to topiły się tego samego dnia... Klątwa? Simon dąży do odkrycia prawdy gdyż ma siostrę w cyrku...
Tajniki tarota, dziwne relacje rodzinne, nietuzinkowe postaci z ogromnymi talentami, pełno sekretów i legend...
Pomysł na książkę jest fantastyczny ale niestety momentami mnie nużyła przez zbyt rozwleczoną akcję i dziwny język. To debiut więc mam nadzieję, że w przyszłości książki tej pisarki będą lepsze.
Właściwie to jestem rozczarowana ta pozycją. Czegoś mi zabrakło i choć ciężko mi samej określić o co chodzi to książka mi się ciągnęła i nużyła...
Elektryzująca opowieść o sile ambicji i zachwycie, które nieprzerwanie każą sięgać ku gwiazdom. Jest rok 1986, jedenastoletnia Nedda Papas, która...
Przeczytane:2019-12-03, Ocena: 5, Przeczytałam, Debiut powieściowy, ***Z książkami w tle,
„Kiedy znajdziesz książkę, którą pokochasz, zawsze będziesz pamiętał uczucie, jakie w tobie wywoływała, jej wagę i to, jak leżała w twojej dłoni.”
Taka właśnie jest tytułowa księga wieszczb w powieści Eriki Swyler. Oczywiście można by tu dyskutować, czy nosi ona znamiona ukochanej, czy może raczej przeklętej, ale na pewno jest to stare, pożółkłe, nadgryzione zębem czasu tomiszcze, które niespodziewanie trafia w ręce pewnego bibliotekarza z Napawset – Simona Watsona.Ta XVIII w. księga, będąca swego rodzaju dziennikiem, a może raczej kroniką zawierającą zapiski dyrektora wędrownej trupy cyrkowej, nie byłaby może niczym szczególnym, gdyby nie dotyczyła przodków bohatera i tajemniczej daty 24 lipca. Intrygujące wydarzenia z zagadkowej przeszłości kobiet – przodkiń Simona spędzają mężczyźnie sen z powiek, tym bardziej, że jego matka, podobnie jak babka zginęły tragicznie w młodym wieku i w dodatku w niewyjaśnionych okolicznościach. A bohater ma przecież młodszą siostrę Enolę, która zajmuje się wróżbiarstwem i przenosi z miejsca na miejsce wraz z wędrowną trupą cyrkową. Warto tu zaznaczyć, że osobliwa księga wieszczb ma również ścisłe powiązania z kartami tarota, w których i dawnej, i obecnie poszukiwano odpowiedzi na nurtujące pytania. Okazuje się, że zgłębianie historii przodków, poszukiwania genealogiczne oraz zawodowe kontakty prowadzą bohatera do zupełnie zaskakujących odkryć, a rzekoma klątwa ciążąca nad kobietami wydaje się wciąż uaktywniać w kolejnych pokoleniach. Czy i teraz należy się jej obawiać, tym bardziej, że zbliża się kolejny 24 lipca…
„Księga wieszczb” to intrygująca i nieoczywista opowieść, w której skrywana głęboko przeszłość bohaterów odgrywa główną rolę, a jej wpływ na teraźniejszość ma decydujące znaczenie. Płynnie przenosimy się od wydarzeń obecnych do czasów końca XVIII i XIX wieku, by za chwilę na powrót przeżywać to, co dzieje się teraz. Co ciekawe… nie ma w tych przeskokach czasowych żadnego chaosu, całość jest klarowna i zrozumiała. Nastrój tajemniczości i niepokoju towarzyszy zapiskom w starej księdze, a towarzyszące bohaterom karty tarota wprowadzają dodatkowo element magii i zagadkowości. Dzięki temu fikcyjny świat powieści staje się na jakiś czas naszą własną rzeczywistością, która bardzo nam odpowiada i w której bardzo dobrze możemy się odnaleźć.
Rzadko się to zdarza, ale w przypadku tej opowieści trudno jest się zdecydować, która płaszczyzna wydarzeń bardziej przypadła mi do gustu. Być może z racji tego, że obie tak płynnie się przenikają i obie są równie interesujące.
Bardzo lubię powieści, których fabuła dotyczy manuskryptów, „białych kruków”, czy po prostu starych, zagadkowych tomów, które albo budzą się do życia na skutek określonych wydarzeń, albo towarzyszą bohaterom od samego początku. Takie historie wywołują we mnie szczególny dreszczyk emocji i zawsze z przyjemnością po nie sięgam. „Księga wieszczb” jest właśnie jedną z takich opowieści.
Cieszę się, że z ogromnej liczby bibliotecznych woluminów zdecydowałam się właśnie na tę powieść – książkę, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością, książkę, która zaskakuje i zadziwia osobliwymi zdarzeniami, a jej zakończenie jest rewelacyjnym dopełnieniem całej opowieści i wreszcie książkę, w której bohaterowie zostali idealnie wkomponowani w klimat dawnych wieków. Jeśli macie ochotę na nastrojową, nieprzeciętną historię że starym tomiszczem w tle to zachęcam do lektury „Księgi wieszczb”. To bardzo udany debiut. Nie będziecie żałować.