Pod rozgwieżdżonym niebem Katowic dzieją się rzeczy niezwykłe. Wizjonerzy obdarzeni nadzwyczajnymi umiejętnościami marzą o tym, by dokonać wielkiego moralnego przeobrażenia współczesnego świata. Rozpoczynają batalię o dobro, możliwość realizacji marzeń, czystość uczuć i obronę własnego ja. „Kres” to historia magiczna. Manifestuje potęgę umysłu, a głównym jej celem jest przywrócenie wiary w człowieka. Opowiada o zmianie, o stawaniu się nowym człowiekiem i przejęciu kontroli nad własnym życiem. Jej główny bohater, tytułowy Kres, wraz z piątką przyjaciół o paranormalnych umiejętnościach poświęca się najcnotliwszemu z możliwych zadań: ratują ludzkie dusze. Odradzają w ludziach pasje, przywracają wiarę w marzenia i na nowo rozpalają zastałe serca. Pokazują, jak odnaleźć się w brutalnych realiach XXI wieku, pozostając dobrym człowiekiem. Mateusz P. Barczyk – urodzony w 1996 roku w Katowicach. Obecnie mieszka w Warszawie. Opowiadania publikował na portalach takich jak NowaFantastyka.pl czy SpidersWeb.com. Swoje wiersze (i nie tylko) publikuje na autorskim blogu traktującym o twórczości wśród młodych ludzi: www.mlodyswiat.blogspot.com. Przyszłość wiąże z pisarstwem i aktorstwem. W swych dziełach najczęściej porusza zagadnienia takie jak samorealizacja, potęga umysłu i wpływ świata na osobowość jednostki.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2016-02-24
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 352
Przeczytane:2016-03-18, Ocena: 3, Przeczytałam, 52 książki w 2016 roku, Mam, Wyzwanie - fantastyka 2016,
Ostatnio dużo wychodziłam załatwiać sprawy na mieście - a to zapomniałam kupić mleka na zakupach, a to trzeba wypaść po gałązki do zoologicznego dla mojego puchatego i dziesiątki innych rzeczy. Mieszkanie bez rodziców czasem daje popalić ;) No, ale nic nie daje odpocząć od rzeczywistości tak dobrze jak książka. Sięgnęłam więc po obyczajówkę z zamiarem czegoś lekkiego i przyjemnego. Jakie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że powieści bliżej do fantasy. I wcale nie było tak lekko. O czym mówię? O ,,Kresie" Mateusza Barczyka.
Mateusz Barczyk - urodzony w 1996, mieszka w Mysłowicach. Przygodę z fantastyką zaczął standardowo, od Tolkiena. Pisze od kiedy nauczył się pisać. Umiłowany gatunek to urban fantasy, choć lubi też zastanawiać się nad przyszłością, stąd nieraz jego twórczość można zaliczyć do SF. W przerwach między pisaniem prozy lubi także pisać wiersze. Jest zwolennikiem teorii, że sztuka może pomagać ludziom, więc się nią dzieli.
Pod rozgwieżdżonym niebem Katowic dzieją się rzeczy niezwykłe. Wizjonerzy obdarzeni nadzwyczajnymi umiejętnościami marzą o tym, by dokonać wielkiego moralnego przeobrażenia współczesnego świata. Rozpoczynają batalię o dobro, możliwość realizacji marzeń, czystość uczuć i obronę własnego ja. ,,Kres" to historia magiczna. Manifestuje potęgę umysłu, a głównym jej celem jest przywrócenie wiary w człowieka. Opowiada o zmianie, o stawaniu się nowym człowiekiem i przejęciu kontroli nad własnym życiem. Jej główny bohater, tytułowy Kres, wraz z piątką przyjaciół o paranormalnych umiejętnościach poświęca się najcnotliwszemu z możliwych zadań: ratują ludzkie dusze. Odradzają w ludziach pasje, przywracają wiarę w marzenia i na nowo rozpalają zastałe serca. Pokazują, jak odnaleźć się w brutalnych realiach XXI wieku, pozostając dobrym człowiekiem.
Zacznę od tego, że okładka jest mocno nieudana i ma niewiele wspólnego z fabułą, więc nie sugerujcie się nią przy wyborze lektury. Na początek powiem o tym, co mi się podobało. Później przejdę do uwag. Ogromny plus za klimat industrialnych, współczesnych Katowic. Myślę, że nie tylko mi są one bliskie i krajobraz do zdarzeń został dobrany mistrzowsko. Szkoda, że tak niewiele książek opisuje to miasto. Bardzo fajnie, że na początku rozdziałów znajdują się cytaty. To bardzo zręczny smaczek. Zakończenie też się broni. Przy całej atmosferze akcji obawiałam się cukierkowatości, ale na szczęście gwałtowny zwrot wydarzeń dodał końcówce dramatyzmu. Główny bohater jest dobrze skonstruowany, ale oczekiwałam, że jego przemiana nastąpi później i będzie nieco bardziej ewolucyjna. A było siup i już. Poza tym przyznam wam się z ręką na sercu do jednej rzeczy. Byłam przez kilka lat redaktorką działu poezji na portalu wspierającym młodych autorów i przeczytałam sporo [u]tworów. Dużo dobrych, ale niestety z przewagą gorszych. I, z całym szacunkiem dla autora, jego twórczość dla mnie ssie. Jest tak pełna sztampy i patosu, że mam ochotę położyć się na podłodze i płakać. Gdyby te cechy ograniczały się jedynie do części poetyckiej to jakoś bym to przełknęła, ale wylewają się też na prozę i tego już nie mogę zaakceptować. Swoją drogą przypomniałam sobie rozmowę z moim znajomym na temat tego, dlaczego poeci nie powinni zajmować się prozą. Po prostu nie radzą sobie z długimi formami. Za bardzo malują obrazem. I tak zamiast historii mamy masę obrazów w głowie. W dodatku opisanego zbyt górnolotnym słownictwem. Opisy momentami leżą - liczne powtórzenia słów i zwrotów. A już do białej gorączki doprowadziło mnie powtarzanie wciąż czterowersowego fragmentu wiersza autora. Żałuję, że nie liczyłam, ile razy się pojawił, ale myślę, że liczba waha się w okolicach dziesięciu. Przytoczę go tutaj, ponieważ został umieszczony również na początku powieści jako motyw przewodni.
,,Kartezjusz nie rozumiał
wiernych ma na sumieniu
nie da się bowiem pojąć
prawd zawartych w rozumieniu"
Mimo wszystko jest to przyjemna powieść o inności oraz sposobach radzenia sobie z nią we współczesności. O istotności zarażania ludzi dobrem i ważności małych rzeczy. Przewija się naprawdę uroczy wątek miłosny, a to wszystko okraszone posypką nie z tego świata.
Polecam tym, którzy chcieliby przeczytać młodzieżowe fantasy jednak z dużą dozą obyczajówki. I tym, którzy stracili wiarę w dobro.
,,- Oczywiście masz rację - odparła Faith, nie odrywając się wzroku od lektury starej księgi. - Jednak nie tylko chodzi o sposób wychowania. Większość współczesnych rodziców niczego teraz dziecku nie odmawia. Pozwala się im na wszystko, co tylko chcą, przyzwyczaja do tego, że dostają to, na co mają ochotę. Tak przecież jest łatwiej. Do tego czujesz, że robisz coś dobrego. I dziecko jest zadowolone, ale przyzwyczaja się do bycia pępkiem świata. Myśli, że zawsze wszystko musi iść po jego myśli. I potem powstaje coś takiego. Nastolatek, mający w ,,głębokim poważaniu" kulturę oraz własną przyszłość. [...]
- Niewątpliwie - powiedział Marzyciel. - Trudno mi, co prawda, wypowiadać się w tym temacie, z tej racji, że nie jestem rodzicem. Chciałbym jednak przytoczyć znacznie bardziej ogólną myśl. Pragnę zwrócić waszą uwagę na fakt, że nie można zawsze winić o to rodziców. Ilu geniuszy pochodzi z rozbitych, zdegenerowanych rodzin? Z kolei ilu psychopatów zostało dobrze wychowanych i otoczonych opieką?"