Przerażająca zdrada. Utracona nadzieja. Triumfalne zwycięstwo - porywający finał cyklu ,,Kroniki Atlantydy".
Nefertari ginie z rąk Seta, ale wampiryczna córka Platona daje jej kolejne życie... Nefertari nie może się odnaleźć w wampirzym ciele, chociaż po transformacji zyskała nowe moce i umiejętności. Nie znosi jednak dotyku innej istoty, nie toleruje bliskości, a poza tym obawia się, że żądza krwi zmusi ją do wyrządzenia krzywdy najbliższym, dlatego odpycha od siebie i Azraela, i Kimmy.
Na dworze Saidy nie mogą się otrząsnąć po zdradzie Seta. Zaufali mu, a on znowu zdradził. Wszyscy nieśmiertelni planują zemstę. Nefertari postanawia uciec, zakraść się na dwór Seta, który przejął pierścień ognia i ogłosił się królem demonów, i zabić go z zimną krwią, a także przejąć pierścień. Udaje jej się dotrzeć do Gehenny, jednak tam sprawy okazują się bardziej skomplikowane.
Czy Set naprawdę jest tym, za kogo jest uważany?
Zabił Nefertari, ale być może kierował się dobrem wyższym?
Fascynująca, magiczna opowieść o odwadze, walce i miłości, która jest silniejsza niż wszystko. Pradawna waśń, zaginione insygnia i moc uczuć w pociągającej, fantastyczno-przygodowej oprawie.
Trylogia odnosi ogromne sukcesy w Niemczech, trzeci tom zdobył na Amazonie ponad 4500 recenzji czytelników, z czego aż 81% pięciogwiazdkowych.
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2023-04-19
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 480
Tytuł oryginału: Krone aus Asche
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Nie cierpię kończyć serii, które mnie zauroczyły, a najbardziej nie lubię kończyć serii, które kocham. Pocieszenie mi daje fakt, że będę mogła do nich kiedyś wrócić, jednak to nie jest już to samo, co poznawanie historii na nowo, czy oczekiwanie z niecierpliwością na kolejne tomy. "Korona popiołów" Marah Woolf to trzeci i zarazem ostatni tom z serii Kroniki Atlantydy. Po raz kolejny zostałam wciągnięta dosłownie od pierwszych stron w historię pełną zagadek, mrocznych postaci, oraz miłości, która może okazać się nie wystarczająca, by uratować kogoś. Jednak musimy pamiętać, że miłość to nie wszystko, jest tu zdrada, dużo bólu i jeszcze więcej problemów, które wydają się pchane do tej historii na siłę. Chemia między głównymi bohaterami to nadal nie to, do czego jestem przyzwyczajona w takich historiach, jest to trochę drażniące, ale zarazem i świeże i nowe. Trochę mi się dłużył wątek miłosny, ciężko bohaterom było dojść do porozumienia i tej najważniejszej rozmowy, która wszystko miała naprawić. Czy się im udało? Nie będę zdradzać, ponieważ nie będę wam zabierać radości z odkrywania wszystkich tajemnic, a jest ich sporo.
Jak wspominałam, nie lubię zdradzać ważnych wątków, dlatego powiem wam, że Taris po raz kolejny pokazała, że jej zamiłowanie do zagadek, nie jest tylko hobby, czy pracą, jest genialna w tym co robi, jednak w poprzednim tomie, zapłaciła za swoje poszukiwania, najwyższą cenę, taka, którą ciężko zapłacić, jednak nie miała wyboru. Decyzje zostały podjęte, a ona tylko przez nie cierpi. Żeby naprawić wszystko, postanawia sama wyruszyć w kolejne poszukiwania, tym razem za cel stawia sobie zdobycie korony popiołów, jednak jak przy pierścieniu i berle miała jakiekolwiek wskazówki, tak teraz nie ma nic. Musi błądzić po omacku, jednak kto jak nie ona będzie w stanie odnaleźć coś, czego nie widziano od tysięcy lat.
Uważacie, że to, co dzieje się wokół nas, ma jakiś wpływ na obiór książki? Ostatnio przytrafił mi się dobry czas w życiu, jednak spowodowało to, że na książki zabrakło mi sił i czasu. Z “Koroną Popiołów” miałam taki problem, że nie mogłam się wgryźć w historię, współczułam bohaterom, jednak częściej mnie irytowali. Książkę z powodu braku czasu czytałam tylko późnym wieczorem i w nocy, więc wydawałoby się, że robiłam sobie klimat, jednak męczyłam się w większości czasu. Jednak nie mogę powiedzieć, że to zła historia, wydaje mi się, że autorka chciała jak najwięcej w tym ostatnim tomie nam przekazać. Wszystkiego było za dużo, za dużo rozwiązań tak jakby na szybko wymyślonych, za dużo przemyśleń, za dużo dialogów nic niewnoszących. Jak tylko znajdę dłuższą chwilę bez zobowiązań, to mam zamiar powrócić do tej historii i dać jej szansę, mam nadzieję, że znów poczuję ten zachwyt, jaki poczułam po pierwszym tomie.
Samo pióro autorki jest przyjemne, tak samo jak nasze polskie wydanie, dość spory druk, piękna okładka, śliczne zdobienia i genialne dodatki do książki. Za wszystko można podziękować wydawnictwu Jaguar, a ja dziękuję za paczuszkę do promocji i książkę do recenzji.
Nefertari jest ciężko pogodzić się z nową wersją siebie, chciałaby odzyskać poprzednie życie i zrobi wszystko, jeśli istnieje na to choćby cień szansy.
Bardzo udana kontynuacja.
"Korona popiołów" to trzeci tom cyklu Kroniki Atlantydy. Opowiada on o przygodach Taris, poszukiwaczki artefaktów oraz anioła Azraela.
Dwa insygnia zostały odnalezione, brakuje już tylko tytułowej korony żeby wydobyć Atlantydę spod wody.
Jednak nie ma żadnych wskazówek, a czas goni.
Taris po przemianie stara się dostosować do nowej sytuacji. Niestety nigdy nie chciała się w niej znaleźć, więc początkowo wszystkich od siebie odpycha. W końcu samotnie wyrusza do Gehenny, świata demonów by odzyskać Pierścień Ognia, który kiedyś należał do dżinów.
Choć przez pierwszą połowę książki mamy głównie Taris, która próbuje się dostosować do życia po przemianie, to w drugiej połowie fabuła mknie jak szalona.
Czarne charaktery, wcale nie są takie czarne, a prawdziwi winowajcy wojny i zatopienia Atlantydy zostają odkryci i ukarani.
Książkę czytałam z zapartym tchem. Trudno mi się było od niej oderwać, a na ostatnich rozdziałach nawet się wzruszyłam ?
Lepszego zakończenia tej trylogii nie mogłam sobie wymarzyć ?
Kroniki Atlantydy polecam Wam z czystym sumieniem.
Wiem, że to jest jedna z tych historii, do których będę wracać.
We Francji, w magicznym lesie, znajduje się przejście, przez które demony mogą przenikać do świata ludzi. Nad tym, żeby tak się nie stało, czuwa Loża...
Vianne wraca do Brocéliande, ale niestety nie jest to szczęśliwy powrót do krainy dzieciństwa, na który z utęsknieniem czekała. Wszystko się zmieniło:...
Przeczytane:2023-12-03,
Marah Woolf zachwyciła mnie swoim cyklem Kroniki Atlantydy, choć tom drugi nie okazał się tak dobry, jak pierwszy. Z nadzieją więc sięgałam po zakończenie tej trylogii i liczyłam na to, że zakończenie historii Taris i Azraela mnie porwie i wynagrodzi małe rozczarowanie poprzednią książki. No cóż... wyszło, jak wyszło. Więcej o tym w tej recenzji.
Taris i Azrael zostali okrutnie zdradzeni i muszą radzić sobie z konsekwencjami takiej zmiany sytuacji. Kobieta solennie obiecuje sobie, że odzyska swoje życie i zemści się na tych, którzy odważyli się pokazać swoją nielojalność. Taris postanawia walczyć na własne ryzyko, nie przejmując się nikim i niczym – nawet Azrael nie może jej powstrzymać. Zwłaszcza że on jest nieśmiertelnym, a ona zwykłą śmiertelniczką, a ich miłość i tak nigdy nie miała racji bytu...
Zaczynając lekturę tej powieści, wciąż tliła się we mnie nadzieja na to, że jednak Kroniki Atlantydy okażą się dobrym cyklem od samego początku do końca, z lekkim odchyłem w samym środku tej historii. Tak, moje nadzieje były dość duże, ale niestety, nie zostały zaspokojone w stu procentach (nad czym ubolewam).
Główna bohaterka zachwyca mnie od samego początku swoją postawą, choć i tutaj nie obyło się bez bardziej irytujących momentów. Ostatecznie jednak mogę napisać, że Taris, to jedna z kobiecych postaci, która szalenie przypadła mi do gustu i o takich bohaterkach mogę czytać cały czas. Jej kreacja wyszła autorce bardzo dobrze, co również muszę tutaj napisać. No co ja mogę więcej napisać, pokochałam Taris i mimo wszystko będzie mi jej szalenie brakować (chyba że w przyszłości przeczytam całą trylogię raz jeszcze).
Tym razem chciałabym wspomnieć i o Azraelu, w którym na przestrzeni trzech części zaszła ogromna zmiana. Ach, co miłość robi z człowiekiem... przepraszam, aniołem. Pamiętam, że z początku Azrael nie do końca przypadł mi do gustu i wyjątkowo mocno działał mi na nerwy, jednak z czasem nie tylko się do niego przywiązałam, ale zaczęłam zauważać w nim i te pozytywne strony. Jego postać również mogę uznać za dobrze wykreowaną i przedstawioną, także brawa dla autorki.
Wyżej wspomniałam o tym, że niestety moje nadzieje pozostały tylko nadziejami, co mnie do tej pory gdzieś tam boli. Pierwszy tom rozkochał mnie w tej historii bardzo, drugi okazał się słabszy, natomiast trzeci... Trzeci był ciut męczący. Choć autorka postarała się o to, by na stronach powieści rzeczywiście działo się dużo, to wciąż czegoś mi tam brakowało. Bywały momenty, kiedy czytałam i nie wiedziałam, kiedy przewracam kolejne strony, ale były też momenty, kiedy czytałam po prostu, żeby czytać. Nie wiem sama, czy to być może kwestia mojego braku koncentracji, czy też po prostu autorka dość nieskutecznie utrzymywała moją uwagę na tej historii – tak czy siak, zadziało się to, co się zadziało.
Marah Woolf ma talent do tworzenia bardzo ciekawych postaci i równie wciągających historii, tego nie mam zamiaru jej odmawiać. Faktem jest jednak, że dość różnie jej to wychodzi, aczkolwiek wciąż mam co do niej taką sympatię, z której nie zamierzam rezygnować. Myślę, że w przyszłości z przyjemnością przeczytam jej inne powieści, by zdobyć szerszy ogląd na całą jej twórczość.
Jeżeli lubicie fantastykę, w której pojawia się również mitologia każdego rodzaju, to myślę, że ten cykl może Wam się spodobać. Jeśli jednak wolicie unikać wszelkich wątków romantycznych, to Kroniki Atlantydy mogą nie być najlepszym wyborem – aczkolwiek spróbować warto. 😉