Wykraczająca poza świat żywych historia miłosna osadzona w karaibskiej scenerii.
Yejide i Darwina, dwoje wyrzutków, łączy zadziwiająca więź ze zmarłymi.
Kobiety z rodziny St Bernard od zawsze żyją w Morne Marie - domu na szczycie wzgórza niedaleko Port Angeles. Zbudowany na popiołach plantacji, która była więzieniem ich przodków, stał się schronieniem dla rodu połączonego czymś o wiele silniejszym niż więzy krwi. W każdym pokoleniu rodziny St Bernard jedna z kobiet odpowiedzialna jest bowiem za przejście dusz mieszkańców miasta w zaświaty.
Relacja Yejide z jej matką Petronellą od początku była naznaczona gniewem. Kiedy Petronella umiera, zostawia Yejide nieprzygotowaną do wypełnienia swojej roli.
Wychowany przez pobożną rastafariankę, Darwin przestrzegał dotąd zakazu obcowania ze śmiercią. Nigdy nie był na pogrzebie, a tym bardziej nie widział zwłok. Jednak, kiedy jego chora matka nie może już pracować, a jedyną pracą, jaką Darwin jest w stanie znaleźć, to kopanie grobów, chłopak postanawia złamać zasady, aby zapewnić byt rodzinie. Zdeterminowany, próbuje odnaleźć się w mieście pełnym możliwości i niebezpieczeństw.
Yejide i Darwin poznają się na największym i najstarszym cmentarzu Port Angeles. To właśnie tam oboje spotkają swoje przeznaczenie.
Kiedy byłyśmy ptakami to urzekająca powieść o dziedziczeniu, stracie i uzdrawiającej sile miłości.
Nigdy nie byłaś najmądrzejsza, ale nawet ty powinnaś wiedzieć, że kiedy martwa kobieta częstuje cię papierosem, należy grzecznie go przyjąć. Zwłaszcza gdy martwa kobieta to twoja matka.
Wydawnictwo: Echa
Data wydania: 2024-03-27
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 288
Tytuł oryginału: When We Were Birds
Istnieją powieści, które wymagają, bezpośredniego wyjaśnienia do kogo głównie są głównie kierowane i dlaczego powstały. Choć niekoniecznie. Szczerze powiedziawszy, ciekawiło mnie to i dopiero dowiedziałam się z zaczerpnięcia wiedzy po przeczytaniu 10 rozdziału.
To była właściwie podjęta decyzja, ponieważ rozumiem, co miała, na myśli autorka tworząc historię, która pozostawiła ślady odległej przeszłości.
Po zapoznaniu się z treścią opisu książki pt. ''Kiedy byłyśmy ptakami'' autorstwa Pani Ayanna Lloyd Banwo wzbudził zainteresowanie, co ukrywa tajemniczo brzmiący nadany jej tytuł oraz tocząca się w niej akcja, która budzi emocje, co do relacji z rodzicami występujących u głównych bohaterów.
Dwa różniące się od siebie światy Yejide St. Bernard i Emmanuela Darwina dzieli jedynie spotkanie się, a łączy konflikt z rodzicami. Nie umieją do siebie dotrzeć w codziennej komunikacji. Cierpią na tym oboje. Nie do końca czują się z tym dobrze. Czy znajdą sposób, aby poprawić relacje, czy na zawsze pozostanie on niezażegnany?
Na pierwszy rzut oka zachowania negatywne rodziców wzbudzają we mnie niezadowolenie, gdyż Yejide i Darwin traktują ich godnie pomimo tego, że oni nie zawsze rozumieją to, czego pragną dokonać, aby ich życie było nieco inne od tego, jakie jest obecnie.
Na szczęście w drodze do szczęścia pojawiają się anioły, które pomagają przetrwać trudne chwile, lecz są one nie w każdym przypadku. Zależy to od sytuacji życiowej sytuacji, jakiej znajdują się główni bohaterowie. Czy ujawnią oni swoje prawdziwe oblicze, czy jednak pozostaną na zawsze w cieniu, aby móc nie przeszkadzać w życiu, które bywa początkiem pożegnania przypominającej o sobie przeszłości po przodkach lub osobach bliskich zaznaczających po sobie niepotrzebne ślady, z którymi należy walczyć do samego końca?
Od samego początku podobał mi się Emmanuel Darwin, który to był pracowity, dzielny, odważny, ciekawy poznania tajników pracy wzbudzająca u niektórych strach zainteresowanie, gdzie dusza wędruje po pożegnaniu się z nią na cmentarzu. Czy będzie dane zobaczyć z bliska przebieg ceremonii, kto mu ją pokaże, czy jednak nie będzie mógł uczestniczyć w ostatniej drodze na wieczny spoczynek? Który moment jego życia będzie przełomowym, czy odkryje smak prawdziwej miłości, czy matka wybaczy mu to, że złamał zasady rodzinne zabraniające uczestnictwa w uroczystości pogrzebowej i zbliżaniu się do umarłych?
Poznając, życie Yejide miałam bardzo mieszane uczucia, bo nie zawsze rozumiałam jej postępowanie. Była zagubiona i nie wiedziała, co ma robić po utracie matki. Można było łatwo wywnioskować, jak traktowała ona córkę, czy potrafiła ją w pełni zrozumieć i wyjaśnić, na czym polega życie kobiety, która ma, powierzone zadanie jako głowa rodziny przeprowadza dusze mieszkańców miasta w zaświaty, czy odpowiednio przygotowała ją do tej roli, czy jednak nie pozostawiając żadnej wskazówki, aby była zdana wyłącznie na siebie lub ewentualnie ujawniła sekret rodzinie, aby, pomogli jej krok po kroku odkrywać go wraz z na czele osobami zupełnie jej obcymi chcącymi uczestniczyć w magii rytuałów rodzinnych?
Czy przypadkowe spotkanie Darwina i Yejide pomoże im w odnalezieniu świata, który bywa niewidzialną potęgą dla tych, którzy w nim obecnie żyją i patrzą na nas z góry, czy ich wzajemna miłość będzie miała wpływ na całościowy przebieg toczącej się akcji w tej oto powieści?
Polecam przeczytać powieść.
Przyznam się, że zaciekawiła mnie ta książka. Okładka bardzo zwróciła moją uwagę. A i tytuł wydał mi się intrygujący. Dlatego postanowiłam sprawdzić co w trawie piszczy i dowiedzieć się o czym jest ta lektura. Czego się dowiedziałam? Jakie są moje wrażenia? Zapraszam do zapoznania się z moją opinią.
Akcja książki toczy się w Trynidadzie i jest przedstawiana z perspektywy dwóch osób. Darwina i Yejide. Darwin jest rastafarianinem. Wychowany przez pobożną matkę, w imię religii złożył przysięgę jako mały chłopiec, że nigdy nie zbliży się do zmarłych. Natomiast Yejide mieszka na wzgórzu Morne Marie niedaleko Port Angeles. Ten dom jest szczególny, bo należy do jej rodziny od kilkuset lat. A to za sprawą tego, że jedna z kobiet w każdym pokoleniu jest odpowiedzialna za spokój i bezpieczne przeprowadzenie zmarłych na drugą stronę. Jednak dziewczyna ma złe, można by rzec nawet fatalne relacje z matką. Kiedy ta umiera, Yejide staje przed całkowicie nowym zadaniem, na które absolutnie nie jest gotowa. Życie tak się potoczyło, że Darwin musiał złamać słowo dane w dzieciństwie. Potrzebując pieniędzy, zatrudnił się jako grabarz na najstarszym cmentarzu w mieście - Fidelis. I tutaj zaczyna się wspólna historia tej dwójki. Bo to właśnie tutaj, wśród zmarłych, doszło do pierwszego spotkania Yejide i Darwina... Co połączy tych dwoje? Jakie uczucia okażą się silniejsze? Czy osoby o dwóch, zupełnie różnych poglądach religijnych, mogą być razem? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie, gdy po tę powieść sięgniecie :)
Przyznam się, że czytając tę historię byłam rozdarta. A to dlatego, że nie do końca wiedziałam, co o niej myśleć. Z jednej strony bardzo dobrze mi się ją czytało. Była bardzo wciągająca i intrygująca zarazem. Z drugiej strony natomiast, mam wrażenie, że po prostu w pełni nie zrozumiałam tej historii. Stąd też mój odbiór był nieco zaburzony. Mam wrażenie, że były TAM momenty chaotyczne i nic nie wnoszące. Poza tym brakuje mi odpowiedniego zakończenia. Według mnie, historia ta potrzebowałaby jeszcze kilku dodatkowych stron. Spowodowane jest to tym, że zbyt wiele pytań pozostało w niej bez odpowiedzi, dlatego trudno było mi ją zrozumieć. A szkoda, bo uważam, że ta publikacja miała ogromny potencjał. Jednak w moim odczuciu nie do końca wykorzystany. W związku z tym moja ocena też będzie niższa. Mam wrażenie, że sporo wątków jest urwanych. A szkoda. Bo gdyby były rozbudowane, to sądzę, że powieść wiele by zyskała i była dużo bardziej intrygująca.
Skupmy się jednak na tym, o czym jest ta powieść. Znajdziemy tutaj takie wątki jak siła kobiet, przekazywanie tradycji z pokolenia na pokolenie czy miłość. Jednak również pokonywanie własnych granic. Co jesteśmy w stanie zrobić, aby pozyskać pieniądze? Czy dla korzyści finansowych, jesteśmy przekroczyć takie wyznaczone sobie progi, które do tej pory były dla nas nietykalne? Co jest ważniejsze, mieć za co żyć czy przeżyć swoje życie godnie a przede wszystkim w zgodzie ze samym sobą? Z tymi pytaniami Was zostawię. Niech każdy odpowie sobie sam.
Zostawiam Was z niewiadomymi. Myślę, że każdy wyciągnie odpowiednie wnioski.
Wspomnę tylko o tym, że jest to moja subiektywna ocena. Nie musicie się z nią zgadzać. Bo być może, Wy będziecie tą powieścią zachwyceni. Chciałabym, abyśmy wymienili się spostrzeżeniami na jej temat. Dlatego zachęcam Was do lektury i czekam na Wasze opinie ;) Bardzo dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz do recenzji i możliwość poznania tej opowieści. Przyznaję 7 ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10 punktów 😀
Temat życia po śmierci to obszar, którego nie jesteśmy w stanie dokładnie zbadać i wytłumaczyć naukowymi metodami. Co stanie się z nami po śmierci? Jedni wierzą, że trafimy do lepszego świata, inni, że wracamy z powrotem na ziemię, ale pod inną postacią. W powieści "Kiedy byłyśmy ptakami" Ayanna Lloyd Banwo opowiada nam swoją historię, swoją legendę.
Yejide pochodzi z rodu St Bernard, w którym jedna z kobiet z każdego pokolenia otrzymuje dar. Pomaga w przejściu dusz w zaświaty. Ze względu na jej trudne relacje z matką, gdy Petronella umiera, Yejide otrzymuje funkcję, do której jest kompletnie nieprzygotowana. Emmanuel Darwin jest synem rastafarianki. Jednym z założeń tego ruchu jest zakaz zbliżania się do umarłych. Z powodu pogarszającego się stanu zdrowia matki i biedy łamie zakaz i przyjmuje pracę na cmentarzu jako grabarz. Yejide i Darwin poznają się na największym cmentarzu Port Angeles i od początku wiedzą, że łączy ich coś magicznego, że są sobie przeznaczeni.
Główną bohaterką jest Yejide. Po śmierci swojej matki Petronelli spada na nią brzemię śmierci. Yejide przez całe życie czuła się odrzucona, niekochana, a teraz została kompletnie zaskoczona nowymi zdolnościami. Nie może odnaleźć się w nowej roli. Darwin jest młodym chłopakiem o czystym sercu, jednak pewne wydarzenia sprawiają, że dokonuje złych wyborów. Główni bohaterowie powieści Banwo to ciekawe i intrygujące postacie, które zapadają nam na długo w pamięć. Mam wrażenie, że są nad wyraz dojrzali i poważni jak na swój wiek.
"Kiedy byłyśmy ptakami" to powieść z gatunku literatury pięknej i od razu to widać po poetyckim języku jakim jest napisana. W książce realistyczne wydarzenia mieszają się z wierzeniami i magią. To połączenie stworzyło bardzo ciekawą fabułę, która pomimo tego, że jest niespieszna wciąga czytelnika w swój świat od pierwszej strony. Czyta się ją na prawdę lekko i przyjemnie, a krótkie rozdziały i przyjemna dla oka czcionka sprawiają, że czas z nią spędzony mija jeszcze szybciej. Dodatkowym atutem, który od pierwszej chwili przykuwa nasze oko jest przepiękna okładka.
Powieść Ayanny LLoyd Banwo to opowieść o życiu i śmierci. Pokazuje trudne relacje rodzinne i ich wpływ na dalsze życie. Opowiada o miłości, rozczarowaniu, porzuceniu i tęsknocie. "Kiedy byłyśmy ptakami" porusza temat rodzinnego dziedzictwa, przeznaczenia, poświęcenia się i straty. Mówi o odnajdywaniu siebie, poszukiwaniu własnej tożsamości i swojej życiowej drogi.
"Kiedy byłyśmy ptakami" to urzekająca opowieść o miłości dwójki młodych ludzi osadzona w tropikalnym kraju. Tu realizm przeplata się z mistycyzmem tworząc niesamowitą, wartościową opowieść. To pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników literatury pięknej.
Zainteresowałam się publikacją zatytułowaną Kiedy byłyśmy ptakami z trzech powodów. Pierwszy z nich związany jest z osobą autorki Ayanną Lloyd Banwo. Urodziła się w egzotycznym i mało mi znanym Trynidadzie. Mimo iż od lat mieszka w Wielkiej Brytanii nie czuje się z nowym krajem mocno związana. Ciekawa byłam jak Banwo postrzega otaczający nas świat, jaki jest jej stopień wrażliwości i jakie pokłady wyobraźni w niej drzemią. Drugi to sceneria, ponieważ akcja rozgrywa się na Karaibach. Trzecim powodem jest przepiękne wydanie książki. Barwna okładka, twarda oprawa, dobrze dobrana czcionka, która umilała lekturę, bo była przyjazna dla wzroku. Coś mnie do tej powieści przyciągało.
Yejide St. Bernard mieszka wraz z rodziną w domu na wzgórzu na dawnej plantacji kakao. Kobiety z jej rodu mają od wieków wielką moc. Potrafią przeprowadzać dusze zmarłych w zaświaty, widziały nadchodzącą śmierć, pomagały zmarłym odzyskać spokój. Ta wiedza i umiejętności przechodzą z pokolenia na pokolenie. Kiedy nadchodził ich kres, umierają podczas burzy – to sposób, by właściwa energia przeszła na dziedziczkę. Kobiety z rodu podobno kiedyś były Corbeaux, czyli krukami bez strachu obcującymi ze śmiercią. Relacje Yejide z matką były bardzo skomplikowane, oziębłe i oschłe. Kiedy kobieta umiera i pozostawia córkę nieprzygotowaną do przejęcia rodzinnej roli, ta chce się zbuntować i opuścić posiadłość. Tymczasem Emanuel Darwin został wychowany przez pobożną matkę w strachu przed zmarłymi. Od dziecka miał zakaz zbliżania się nie tylko do zwłok, ale i do cmentarzy. Jednak dla ratowania finansów rodziny chłopak wbrew zakazom matki wyjeżdża do innego miasta, w którym dostał pracę jako grabarz. Ścieżki jego i Yejide się skrzyżują. Darwin bowiem pracuje na tym samym cmentarzu, na którym mają być pochowane zwłoki matki dziewczyny. Co wyniknie z tego spotkania? Jakie tajemnice skrywa stary cmentarz?
„Dlaczego ludzie zamawiają nagrobki i pomniki, przynoszą kwiaty? Chodzi o pamięć. Grób to dom, pochodzenie. Grób to wiedza, gdzie są przodkowie, nawet jeśli ich nie widzimy”.
„Po śmierci lepiej być znienawidzonym niż zapomnianym”.
Kiedy byłyśmy ptakami to powieść, która oczarowała mnie swoim klimatem. Rzadko sięgam po literaturę piękną, ale ta publikacja mnie ujęła. Jest pełna smutku, ale jednocześnie intrygująca i oryginalna. Autorka umiejętnie balansowała między światem żywych i umarłych. Bił od tej powieści realizm magiczny przynoszący rodzaj ukojenia. Legendy i mity mieszały się z rzeczywistością. W powieści znalazło się miejsce zarówno na wątek kryminalny, jak i na przedstawienie bolączek mieszkańców karaibskich wysp: bieda, korupcja, brak możliwości godziwej pracy, sytuacja osób chorych, starszych czy samotnych, którymi nikt się nie interesuje. Mistyczny świat duchów łączy się więc z brutalnym światem żywych. Wątek miłosny głównych bohaterów osładza gorycz zmagań z szarą codziennością. Jest opisany bardzo subtelnie. Muska nas jak delikatny wietrzyk, który podczas fali upałów przynosi odrobinę orzeźwienia i wytchnienia. Akcja powieści rozgrywa się w dużej mierze na cmentarzu, co uważam za doskonały i dający do myślenia symbol. Bez względu na to, z jakiej rodziny się wywodzimy, co w życiu osiągniemy i jakimi jesteśmy ludźmi, czeka nas ten sam koniec. Kiedy nadejdzie czas wszystkie nasze dawne animozje, marzenia, plany zostaną zakopane wraz z nami parę metrów pod ziemią. Wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi i nie możemy przed nią uciec...
„Najtrudniej na świecie być dobrym człowiekiem. Zawsze kogoś zawodzimy”.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję PRart Media oraz Wydawnictwu Echa
Darwin młody rastafarianin i Yejide młoda dziewczyna o nieprzeciętnych zdolnościach. Chłopak zyje z matka . Na życie mają tylko jej pensje. Niestety gdy matka podupada na zdrowiu Darwin zmuszony trudną sytuacją postanawia znaleźć prace. Jedyna ,która obecnie jest dostępna to praca grabarza na cmentarzu. Niestety z jej powodu chłopak oddala sie od matki i łamie wszystkie nakazy swojej wiary i wychowania. Yejide jak wszystkie kobiety w jej rodzinie posiada dar widzenia i rozmawiania ze zmarłymi ale nie taki wydawało by się zwykły bo kobiety aby móc kontaktować się ze zmarłymi na ten czas zmieniają się w piekne kolorowe ptaki. Darwin i Yejdine spotykają się na cmentarzu . Ich relacja z czasem przeradza sie w silne uczucie .Dzięki niej chłopak odkrywa ,ze cmentarz to nie tylko groby ale także spotkania ludzi zmarłych i żywych .Oboje próbują poradzić sobie z sytuacją , w której się znaleźli. Trudna i wymagająca książka .Połączenie magii z rzeczywistością i świata żywych ze światem zmarłych. Troche mistyczna i pełna magii książka. Do tego przepiękne opisy przyrody Trynidadu bo tu dzieje się akcja.
"A teraz wezwijmy tych, którzy przyszli przed nami, którzy są z nami i którzy przyjdą po nas, gdy zmienimy się w proch".
Są takie książki, których nie sposób nie przeczytać. One po prostu przyzywają. Tak było z książką Banwo. ,,Kiedy byłyśmy ptakami" jest powieścią niezwykłą na każdej możliwej płaszczyźnie. Rzadko kiedy książka łączy w sobie kilka, z pozoru niemożliwych do połączenia gatunków. To powieść trochę obyczajowa, trochę kryminalna, ale moim zdaniem przede wszystkim jest to historia niezwykłej miłości, która zdarzyła się na pograniczu świata żywych i umarłych. I tu do akcji wkracza odrobina realizmu magicznego osnutego wokół karaibskiej kulturowości. Poznajemy nierzeczywiste opowieści, niemal magiczne wydarzenia, niemożliwe do zajścia zdarzenia i emocje wykraczające poza zdolność pojmowania.
I chyba właśnie emocje są drugim bohaterem powieści. Są bardzo silne, poprzez monologi wewnętrzne i myśli bohaterów oddziałują na czytelnika, czasem budzą niepokój, często otaczają smutkiem i niewypowiedzianym żalem, ale też otulają miłością i czułością. Bardzo pięknie, wręcz epicko oddane są emocje i rodzące się uczucie pomiędzy Yejide i Darwinem. Darwin jest rastafarianinem i ma zakaz obcowania ze śmiercią, ale by zarobić na życie podejmuje pracę na cmentarzu. Yejide zaś pomaga duszom zmarłych przejść w zaświaty. Ta miłość po prostu nie powinna się zdarzyć, a jednak Yejide i Darwin są sobie przeznaczeni, uzupełniają się.
Niezwykłe jest też zderzenie w powieści światów żywych i umarłych, które dowodzi, że te płaszczyzny wzajemnie się przenikają, że śmierć to inny rodzaj życia, i że są tacy, którzy stanowią pomost między tymi światami. Ale ponieważ z realizmem magicznym tak już jest, że nie można do końca stwierdzić, co tu jest prawdą, a co jedynie wytworem wyobraźni, autorka stawia w tym temacie wiele otwartych kwestii, pozostawiając je indywidualnej ocenie i wierze odbiorcy.
To niezwykle piękna, liryczna powieść, emocjonalna, okraszona dramatyzmem, czasami uderzająca surowością, zawierająca wiele ważnych, wartych zapamiętania zdań. W pewnym momencie lektury złapałam się na tym, że czytam powoli, jakbym chciała przedłużyć tę historię, delektować się treścią.
Wspaniałe to było. Ayanna Lloyd Banwo to nazwisko, które warto zapamiętać.
Kiedy byłyśmy ptakami to niezwykła opowieść. To historia uczucia rodzącego się pomiędzy dwójką młodych ludzi, których wiele dzieli. Yejide i Darwin. Ona pochodzi z rodziny, dla której śmierć to coś oczywistego, bliskiego, gdzie czuć szczególną więź ze zmarłymi. Pochodzi z rodziny, w której w każdym pokoleniu jedna z kobiet pomaga przejść duszom mieszkańców miasta w zaświaty.
On wiódł spokojne życie poza miastem. Jako Rastafarianin zawsze trzymał się z daleka od śmierci, nigdy nie był na pogrzebie, nie widział zwłok, nie chodził na cmentarze. Los czasem jednak zmusza do złamania własnych reguł i ciężka sytuacja finansowa sprawia, że Darwin musi podjąć pracę na cmentarzu. Tu właśnie, na największym i najstarszym cmentarzu Port Angeles poznają się bohaterowie.
Historia jest pięknie opowiedziana, zabiera nas w magiczny i tajemniczy świat. Jest tu watek romantyczny, ale i kryminalny. Są przemyślenia bohaterów, jest spotkanie świata żywych ze światem umarłych. Czasem razem z bohaterami można się zastanawiać, czy dana sytuacja, dane spotkanie odbyło się naprawdę, czy może tylko w naszej wyobraźni. Myślę, że dzięki temu zabiegowi każdy czytelnik może na swój sposób interpretować treść, co czyni książkę jeszcze bardziej ciekawą.
,,Poruszający, magiczny debiut", który jest przepięknie wydany. Polecam.
Przeczytane:2024-09-10, Ocena: 5, Przeczytałem, Mam,
Zanurzcie się w karaibskie klimaty.
Piękna okładka przyciągnęła moją uwagę, a opis wzbudził moją ciekawość, do tego autorka pochodząca z Trynidadu, czy trzeba lepszej zachęty?
"Pospiesznie zasypują dół. Darwin ma wrażenie, że płonie. Jest przyzwyczajony do ciężkiej pracy, ale kopanie grobów ma w sobie coś dręczącego, pozbawia go części duszy."
Darwin pracuje na cmentarzu, niby nic dziwnego, nie on jeden, ale jest jeden szczegół. Darwin jako rastafarianin musi unikać wszystkiego co wiąże się ze śmiercią, ma zakaz zbliżania się do zmarłych, nigdy więc nie był na żadnym pogrzebie. Czasami przychodzi w życiu człowieka taki moment, że musi zdecydować się na coś, czego normalnie by nie zrobił. W życiu Darwina właśnie doszło do takiej sytuacji, że musiał podjąć się takiego zajęcia.
Dla Yejide śmierć nie jest niczym obcym, jednak kiedy umiera jej matka, dziewczyna zostaje z burzą emocji, z niepewnością co dalej. Kiedy Darwin spotyka Yejide nie wie jeszcze, co będzie dalej, ale wie, że coś z pewnością się zmieni.
Jest to opowieść o życiu, śmierci, o miłości, która dzieje się w egzotycznym klimacie, w którym nie brakuje magicznego pierwiastka, ale znajdzie się również wątek sensacyjny.
Bardzo podobała mi się ta opowieść, początkowo nie byłam pewna co myśleć o części, dotyczącej Yejide, bardziej interesowały mnie rozdziały z udziałem Darwina. Finalnie oceniam książkę bardzo dobrze, moje pierwsze spotkanie z literaturą trynidadzką uważam za bardzo interesujący. Polecam wam tę książkę.