ZAMIAST WCIĄŻ NA COŚ CZEKAĆ, ZACZNIJ ŻYĆ - WŁAŚNIE DZIŚ. JEST O WIELE PÓŹNIEJ, NIŻ CI SIĘ WYDAJE.
Porywająca i wzruszająca opowieść o dwóch facetach z zupełnie różnych światów i o spotkaniu, które jednemu z nich ocaliło życie. Prawdziwa historia przyjaźni księdza Jana Kaczkowskiego, łamiącego stereotypy charyzmatycznego duchownego, i Patryka Galewskiego, recydywisty, a dziś szefa kuchni, chwyta za serce i inspiruje.
Patryk nie miał łatwego startu w życiu. Karierę przestępcy rozpoczął, mając dwanaście lat. Wydawało się, że jego życie już zawsze będzie toczyć się w zawiasach, między kolejnymi odsiadkami, jednak gdy wyrokiem sądu trafia do pracy w puckim hospicjum, poznaje ks. Jana Kaczkowskiego, który odmieni jego los na zawsze.
Gdyby ktoś mnie zapytał, jaka rzecz jest symbolem moich życiowych wyborów, to odpowiedziałbym, że petarda. Bo moja kariera przestępcy rozpoczęła się od włamania do kiosku z petardami i fajerwerkami. Przez petardy zostałem przestępcą, aż pewnego dnia poznałem kulawego i prawie ślepego klechę, którego najsłynniejszym tekstem jest ten o życiu na pełnej petardzie. Bomba, prawda?
Ks. Kaczkowski, niezwykły dziwak, traktowany lekceważąco przez ważne eminencje, miał podejście do młodych gniewnych. Angażował chłopaków z zawodówki, na pozór twardych buntowników, do pomocy chorym. Działając często w niekonwencjonalny sposób, jaki nie przystoi księżom, zjednywał serca i zyskiwał popularność. Powieść Maciej Kraszewskiego to historia wywrotowej przyjaźni, która nie miała prawa się wydarzyć, a zdarzyła się naprawdę. To pełna autentycznych emocji opowieść o życiu, które daje w kość, o wierze, który czyni cuda, i o przyjaźni, która może zmienić życie.
Chcę opowiedzieć prawdę. Moją historię. Dziś jestem człowiekiem. Jestem ten sam, ale nie taki sam. Pewnie będziecie zdziwieni, że tak lekko i dowcipnie opowiadam. Znalazł się ktoś, kto poznał tę nieprawdopodobną historię i postanowił ją opowiedzieć. - Patryk Galewski
Patryk opowiedział mi swoje życie. Odbyłem mnóstwo rozmów z rodzicami, rodzeństwem i ludźmi, którzy dobrze znali Jana Kaczkowskiego. Sam go znałem, przegadaliśmy wiele razy wiele godzin. Obejrzałem prawdopodobnie wszystkie materiały na YouTubie. Jak opowiedzieć tę historię? Jan chciałby dużo humoru, dystansu, sarkazmu. Chciałby wszystkich najważniejszych słów, które wypowiadał w telewizjach, pisał w książkach. Jego przesłanie i jego misja trwają także na kartkach tej książki. - Maciej Kraszewski
Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 2022-09-07
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 272
Zawsze byłem dobry z matematyki. Język polski był wyzwaniem, ale przeczytałem wszystkie lektury i wiedziałem, że dopełniacz to nie jest barman, a narzędnik to nie majster.
Kupił mi kurs gotowania w pięknym zamku w Krokowej. Ja w życiu zwiedziłem wiele zamków, ale wytrychem.
JOHNNY – CZŁOWIEK, KTÓRY WIDZIAŁ W INNYCH ŚWIATŁO
Powiada się, że przeciwności się przyciągają, i że nie można uciec przed przeznaczeniem. Niezależnie od tego, co było przyczyną, że pewnego dnia drogi bohaterów książki „Johnny. Powieść o księdzu Janie Kaczkowskim” skrzyżowały się, w życiu jednego z nich spotkanie to stało się początkiem wielkich zmian.
Dwoje ludzi, dwa światy, a jedna historia
Zacznijmy od początku. Jan Kaczkowski z wykształcenia bioetyk, z „zawodu” ksiądz. Osoba z poczuciem humoru, otwarta, perfekcyjna, pomysłowa, z ogromnym zapałem dążąca do osiągnięcia celu.
– Jakim cudem ksiądz zdobył ten lek?
– Zawsze działam tak samo: podstęp, korupcja, szantaż i nepotyzm. Żadnych cudów, nad czym ubolewam
Przede wszystkim zaś jego niesamowite relacje z ludźmi uczyniły go wyjątkowym. Nie mały udział w tym miała też jego rodzina.
[…] wszyscy Kaczkowscy […] mieli mocno pojechane poczucie humoru.
Przyjaciele mówili do niego Jan lub Johnny i modlili się o bezpieczną drogę, jadąc z nim samochodem.
– Ksiądz ma prawo jazdy?- Zdałem za pierwszym razem, ale nie pamiętam egzaminu, bo prawie nie widzę. Włazić nie marudzić.
Dom rodzinny był dla niego oazą, tam czuł się spokojny i otoczony miłością; był synem i bratem; oddychał tam pełną piersią. Taki obraz stworzył się w mojej głowie, kiedy czytałam tę powieść.
Joanna Podsadecka w książce „Dasz radę” tak napisała o księdzu Kaczkowskim:
Pamiętam momenty, gdy spodziewał się wznowy. Ale też radość, że znów Mu przywiozłam marynowane rydze. I ten lokal na Kaszubach, do którego mnie zabrał na najlepszego tatara z łososia, jakiego w życiu jadłam…Przede wszystkim jednak pamiętam to jego łapczywe chwytanie dobrych chwil, uważność, poczucie humoru i porażającą wrażliwość na cudzą krzywdę. Gdy tylko mógł, cerował cudze popsute światy.
Książka pozwala nam także spojrzeć na życie ks. Kaczkowskiego z innej strony; widzimy go nie tylko jako osobę z poczuciem humoru, ale także jako człowieka, który ma swoje troski, który się smuci, ma swoje obawy, a także nieprzyjaciół.
O księdzu Kaczkowskim można by napisać wiele, ale to nie jest opowieść tylko o nim.
Jest też hospicjum w Pucku – dzieło Księdza Jana, które powstało z pomocą wielu ludzi. I właśnie tam pewnego ranka w drzwiach staje Patryk Galewski, o którym można by napisać:
Nie miał chłopak szczęścia; szemrane towarzystwo, meliny i imprezy przyprawiane alkoholem i proszkami; kradzieże, ojciec alkoholik, handel narkotykami, więzienie i kary w zawieszeniu – to była jego codzienność. I ta codzienność zaprowadziła go – z pomocą wyroku sądu – do hospicjum, gdzie trafił w ramach prac społecznych. Przekraczając próg hospicjum Galewski nawet nie podejrzewał jak wydarzenie to wpłynie na jego przyszłe życie. To tutaj poznaje ludzi, dzięki którym zaczyna patrzeć na świat z innej strony. Na jego drodze oprócz księdza Kaczkowskiego stają również:
Piękna młoda dziewczyna z wielkim zielonymi oczami i małym synkiem – Agnieszka.
Prawdziwa królowa kuchni w Puckim Hospicjum – pani Jadwiga.
Anna Labuda – która jeszcze przed wybudowaniem hospicjum współpracowała z księdzem Janem.
Pomyślałem, że z tą panią lepiej nie kombinować. Anna nie traciła czasu […]. podała mi fartuch. – No to do roboty. Idziemy.
Była Hanna Wardzińska – kiedyś aktorka, wówczas pensjonariuszka hospicjum. To ona wprowadziła Patryka w świat „dobrego wychowania”.
– Patrz w oczy w trakcie powitania. I trochę mocniej ściskaj. O teraz idealnie.
Patryk Galewski czuł w głębi serca, że świat, a właściwie półświatek, w który się obracał, to nie było miejsce dla niego.
Ktoś może powiedzieć, że to Bóg lub też przeznaczenie, czy też inne moce postawił na drodze Patryka księdza Kaczkowskiego. Nie dowiemy się tego, ale to nie ma znaczenia. Spotkali się, wspierali, kochali, przyjaźnili; pokazywali sobie nawzajem swoje światy, wzmacniali wiarę w ludzi i w odrodzenie.
Książka Macieja Kraszewskiego to piękna opowieść o przyjaźni, o drodze którą przeszedł Patryk Galewski; historia, która daje nadzieję, że każdy kto idzie niewłaściwą ścieżką może z niej zboczyć i wkroczyć w piękniejszy świat – świat przyjaźni, dobra, miłości, ale także dramatu i smutku, bo one również towarzyszą nam w życiu.
Trudno mi wyrazić w słowach emocje, jakie towarzyszyły mi podczas podróży po świecie Patryka i księdza Jana. Zachwyciło mnie poczucie humoru, które wręcz biło z dialogów. Uśmiech i śmiech często towarzyszyły mi podczas tej lektury – były też chwile wzruszenia.
Kiedy czyta się tę powieść, aż trudno uwierzyć, iż wydarzenia te naprawdę miały miejsce. Można odnieść wrażenie, że to baśń, o tym złym, który spotyka na swej drodze mędrca i dzięki niemu przechodzi na dobrą stronę mocy. Jednak, jakby na to nie patrzeć, jest to powieść oparta na faktach. Jest to też książka, która wciąga Czytelnika w wir opowieści zabawnej i smutnej, wydawałoby się nierealnej, a jednak prawdziwej – dołującej, a jednocześnie budującej.
Księdza Jana nie ma już wśród nas – a może jednak jest, gdzieś tam przechodzi obok, uśmiecha się i patrzy z miłością na ludzi. Tylko my go nie widzimy. Nam pozostały jego książki i SMAK ŻYCIA na kanale YouTube; pozostały wspomnienia, które dopóki będą, dopóty on będzie wśród nas, i oby tak było.
Patryk Galewski jest dziś szefem kuchni, a na swoim koncie ma książkę kucharską.
Ksiądz Jan Kaczkowski, nazywany też Johnnym, zobaczył w Patryku światło, które nosił w głębi serca. On sam natomiast stał się dla Patryka światłem, które wskazało mu inną drogę, którą może podążać, jeśli tylko zechce.
Sam Patryk Galewski tak mówił:
Musiałem przez to wszystko przejść, aby być tu, gdzie jestem. I pewnie po to, by opowiedzieć swoją historię i może komuś otworzyć oczy, pomóc. I opowiedzieć o Johnnym, bo takich księży, takich ludzi świat dzisiejszy potrzebuje jak nigdy.
Słowo o okładce i autorze książki
Maciej Kraszewski – pisarz, scenarzysta, reżyser, komediopisarz i satyryk; co zdecydowanie tłumaczy poczucie humoru, z jakim niewątpliwie napisana została powieść. Okładka jest adaptacją plakatu filmowego – film „Johnny” wszedł na ekrany kin 23 września 2022 roku – projektu Michela Tatarczuka. Muszę przyznać, iż zanim zajrzałam do informacji na temat okładki, byłam przekonana, że na zdjęciu znajduje się ks. Jan Kaczkowski we własnej osobie.
Na zakończenie dodam, iż bardziej wrażliwi – a może nie tylko oni – zanim zasiądą do lektury, powinny zaopatrzyć się w pudełko chusteczek. Albowiem powiadam Wam – mogą pojawić się łzy radości i łzy wzruszenia.
Powieść Macieja Kraszewskiego, to poruszająca opowieść o przemianie, o nadziei, przyjaźni; pełna humoru, ale i ważnych przesłań; otwiera oczy na innych, uświadamia, że nie musimy, nie powinniśmy żyć tylko dla siebie, i że w każdym można zobaczyć światło.
I już na sam koniec:
– Kochani, to Patryk, recydywista i mój synek.
Tak ksiądz Jan przedstawił Patryka swoim bliskim.
– Faktycznie, jest podobieństwo. Witaj, wnusiu.
A tak przywitał go Ziuk – ojciec Jana Kaczkowskiego.
Książka zdecydowanie Godna Polecenia.
Anna Katarzyna Balcerek
Okładka książki przedstawia kadr filmowy, o ile się nie mylę. Prosta, bez jakichkolwiek udziwnień, z błękitnym tłem. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka zdań o autorze książki, a na drugim zobaczycie okładkę książki bohatera z tej powieści, Patryka. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka. Odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Książka podzielona została na rozdziały, które nie są ani za długie, ani za krótkie.
Jest to moje pierwsze spotkanie z piórem autora, chociaż pewnie jeden serial jego autorstwa obejrzałam. Nie ma to jednak zbyt wiele wspólnego... ;) Czyta się szybko, bez jakichkolwiek przeszkód. Chyba, że przeszkodami nazwać mogę wydarzenia, jakie mają tu miejsce, które momentami wstrzymują dech w piersiach. Sprawiają, że czytelnik zatrzymuje się, przymyka oczy i studiuje swoje dotychczasowe życie, wybory, problemy... Nie mogę napisać tutaj standardowej recenzji, bo nie jest to powieść wyssana z palca. Jest to historia dwójki ludzi, którzy napotykają się na jednej z dróg i kroczą nią razem. Wśród cierpienia, problemów... Łączy ich niecodzienna, ale jednocześnie piękna relacja, której każdy mógłby im zazdrościć.
Wiele wniosków można wysnuć z przeczytanej książki. Na przykład to, że warto dać ludziom drugą szansę, że wart przebaczać. Że zawsze można pomóc, często wystarczy być tylko przy kimś. Bo ludzie właśnie potrzebują obecności tej drugiej osoby. Potrzymania za rękę... Nie będę mydlić Wam oczu, że same fiołki i szczęśliwe wydarzenia mają miejsce... Jest tu pełno smutku, bólu, śmierci, samotności... Widzimy dobre uczynki i przemianę bohatera, widzimy jak drugi z nich mimo faktu, że sam jest ciężko chory, na pełnej petardzie walczy o codzienność i o to, co wymarzył dla swojego hospicjum. To było naprawdę piękne przeżycie, móc czytać tę historię.
Jestem bardzo zaintrygowana lekturami księdza Jana i na pewno je nadrobię. Dzięki recenzowanej dziś pozycji wiem, że jego książki na pewno są wartościowe. Mądrze mówił, mądrze postępował. Był przykładem niezłomnego człowieka, walczącego o dobro... Jasne, nie znałam go osobiście, wiem też, że nie raz w książkach jest duże przekłamanie... Ale czuję, naprawdę czuję, że to dobry człowiek był i z takiego właśnie inni powinni brać przykład...
Sama sylwetka Patryka i jego życiowej zmiany jest godna podziwu, a to za sprawą jego silnej woli i księdza Jana, tatuśka. Zazdroszczę, że miał szansę trwać przy kimś tak niezwykle inteligentnym, a jednocześnie prostym... Koniecznie muszę obejrzeć film, podobno odzwierciedla wszystko w sto procent, więc pewnie będę płakać, znając siebie i swoje emocje... Niemniej jednak jest to jedna z tych lektur, które mówią o wartościach, o prawdziwym życiu, śmierci... Nic nie jest tu koloryzowane. Zdecydowanie warto przeczytać i wyciągnąć z niej wnioski. Ja wiele przy niej miałam przemyśleń i wciąż pojawiają się nowe...
Polecam Wam szczerze tę książkę, myślę, że wiele i Wy z niej wyciągniecie.
„Zamiast wciąż na coś czekać, zacznij żyć – właśnie dziś. Jest o wiele później, niż ci się wydaje”
O fabule książki wspomnę szczątkowo, bo bardzo szczegółowy jej opis znajdziecie na okładce i w książkowych portalach internetowych. Spróbuję skupić się na emocjach, które we mnie wzbudziła i budzi nadal, choć zastanawiałam się, czy zdołam wyrazić je słowami.
Bo to z jednej strony historia tak pełna optymizmu, wiary i nadziei, a z drugiej wypełniona tak ogromnymi pokładami ludzkiego cierpienia i tragedii, że po prostu rozbija wewnętrznie. Wiary w drugiego człowieka w momencie, gdy nikt w niego nie wierzy, nawet on sam. Cierpienia i samotności, która jest jedyną towarzyszką podczas ostatniej drogi każdego człowieka.
W swoim hospicjum ksiądz Kaczkowski niósł ulgę nie tylko w ostatnich chwilach chorym, dawał też wsparcie ich najbliższym. Ale nawet obecność przy trzech tysiącach śmierci nie jest w stanie przygotować na własną.
Bo co byście zrobili dowiadując się, że zostało Wam pół roku życia? Czekalibyście z rezygnacją na kres, czy starali się żyć „na pełnej petardzie”? Bez wątpienia ksiądz Jan Kaczkowski tak właśnie żył i zarażał swoją energią innych. Od wykrycia glejaka mózgu dawano mu pół roku, przeżył trzy i pół. Napędzała go chęć zabezpieczenia dzieła swojego życia – hospicjum, które stworzył z myślą o ludziach najbardziej potrzebujących wsparcia. Miejsca, w którym mogą odejść w spokoju i z godnością.
Jego postać opisywana słowami potocznymi, dosadnymi, ubarwionymi wulgaryzmami, sarkazmem i humorem płynącymi z ust recydywisty, Patryka Galewskiego, któremu przyjaźń z księdzem Kaczkowskim odmieniła życie. Ten styl tak dobrze pasuje do samego księdza, który zawsze był blisko ludzi. Młodych porywał humorem, wśród starszych często budził konsternację, a dla przełożonych był solą w oku.
To opowieść ukazująca potęgę autentycznej przyjaźni, przypominająca o tym co w życiu najważniejsze, co możemy dać innym bez względu na stan posiadania – miłość, wsparcie i czas. Oswajająca z myślą o przemijaniu i ulotności życia. Wzruszyła mnie do łez, poruszyła do głębi, czasem wzbudziła uśmiech i przede wszystkim była mi bardzo potrzebna na obecnym etapie życia. Na pewno zachowam ją na długo.
Jan, Johnny, Tatko, nigdy nie Jaś czy Janek. Jakim był człowiekiem? Przeczytajcie książkę lub wybierzcie się na film Johnny” oparty na historii wyjątkowej przyjaźni obu mężczyzn, który 23 września pojawi się w kinach. Myślę, że nawet ci z Was, którym, podobnie jak mnie, nie do końca po drodze z instytucją kościoła znajdą w tej opowieści wiele wartościowych emocji i treści.
"Nie trzeba być katolikiem, żeby być dobrym człowiekiem. Dobro czyń, zła unikaj i żyj na pełnej petardzie!"
Nie podejrzewałam, że lektura książki Macieja Kraszewskiego "Johnny. Powieść o księdzu Janie Kaczkowskim" wywoła we mnie tak wiele emocji. Owszem słyszałam co nieco o tym księdzu, lecz nie czytałam jego książek ani książek o nim samym, moja mama nawet ma u siebie ze dwie jego książki, ale ja jakoś po nie nie sięgnęłam. Zresztą nawet mnie do tego zbytnio nie zachęcała, więc sobie darowałam. Teraz z pewnością przeczytam je.
Jeszcze nic tak bardzo mnie podniosło mnie na duchu jak słowa księdza Kaczkowskiego cytowane w tej książce. Moja walka z chorobą może nie jest aż tak beznadziejna jak jego, bo ciągle mam szanse na wyleczenie, chociaż ostatnio żyję od operacji do operacji, ale to zawsze jakiś stres. Po przeczytaniu tego, co Maciej Kraszewski nam przedstawił w tej książce, od razu poczułam się o wiele lepiej i zyskałam więcej sił do walki. Autor zrobił naprawdę dobrą robotę spisując wspomnienia Patryka Galewskiego związane z księdzem Kaczkowskim. To naprawdę bardzo wzruszająca i porywająca wręcz opowieść o dziwnej przyjaźni dwóch osób z zupełnie innych, nie pasujących do siebie światów. Ich spotkanie zmieniło życie właściwie ich obu. Można powiedzieć, że byli dla siebie wsparciem, podporą. Opowieść ta zostanie w mojej pamięci na bardzo długo. A teraz będę czekała na film, jestem bardzo ciekawa jego odbioru...
"Stopniowo zaczęło do mnie docierać, jakim zawodnikiem jest ksiądz Jan. Ledwo chodził, ledwo widział, jeszcze śmiertelny nowotwór i codziennie przy czyjejś śmierci. Jak on to dźwigał? I te jego teksty na luzaku. Próbowałem to ogarnąć, ale słabo mi szło."
Bardzo odmienne charaktery bardzo dobrze się ze sobą docierają. Optymizm i wiara w człowieka księdza Jana pozwalają na pokazanie młodym, zagubionym ludziom na znalezienie celu dla siebie. Mimo tego, ze słabo widzi, to często zauważa więcej niż inni ludzie. Dzięki opowiedzianej nam historii, poznajemy osobę księdza Jana Kaczkowskiego jako kapelana szpitalnego, nauczyciela religii, dyrektora Hospicjum pod Wezwaniem Świętego Ojca Pio w Pucku, które sam dzięki swojej wytrwałości i "żebractwu" stworzył.
"W końcu nadszedł ten dzień, w którym hospicjum przyjęło pierwszych pacjentów. Marzenie, które wyśmiewano i wybijano mu z głowy, stało się rzeczywistością. Dał radę, sukinksiądz."
"Na pewno nie był to szpital. Dobrze. Na pewno nie było tłumu. Bardzo dobrze. Było jasno i czysto. Super. I średnia wieku w granicach w pół do prababci. Zajebiście."
Właśnie w tym hospicjum Patryk decyzją Sądu miał społecznie pracować za swoje przewinienia. Po jakimś czasie zrozumiał, że gdyby nie trafił tutaj, to pewnie skończyłby w więzieniu.
Nie będę streszczała fabuły, bo po prostu trzeba samemu tę książkę przeczytać. Dodam tylko, ze gdyby takich księży jak Jan Kaczkowski było w Polsce więcej, to inaczej ludzie podchodziliby do kościoła. Dlatego myślę, że każdy katolik powinien przeczytać tę książkę a osobom, którym nie po drodze z kościołem również polecam. Naprawdę warto. To nie jest książka o kościele, o księdzu, ale o relacji między ludźmi, o chorobie, o niepoddawaniu się, o walce o własne życie, o życiu, które bardzo często daje w kość, o przyjaźni i miłości, ale także o wierze, która jednak potrafi czasem czynić cuda.
Przede wszystkim jest to opowieść prawdziwa, nie literacka fikcja, więc tym bardziej warto ją poznać.
"Stopniowo zaczęło do mnie docierać, jakim zawodnikiem jest ksiądz Jan. Ledwo chodził, ledwo widział, jeszcze śmiertelny nowotwór i codziennie przy czyjejś śmierci. Jak on to dźwigał? I te jego teksty na luzaku. Próbowałem to ogarnąć, ale słabo mi szło."
Bardzo dziękuję Wydawnictwu AGORA za egzemplarz książki.
"Nie bój się ! Wszystko jedno, co będzie, ja z tobą będę, ja cię nie zostawię, bo cię kocham! Jak będzie dobrze,"
Patryk nie miał łatwego startu w życiu. Karierę przestępcy rozpoczął już mając dwanaście lat. Później spędził kilka lat na odsiadkach. Jednak nic się nie zmieniło. Po kolejnym wybryku, dzięki wyrokowi sądu trafia do puckiego hospicjum prowadzonego przez ks. Jana Kaczkowskiego. To właśnie tam ma odpracować godziny za swoje przewinienia. Patryk nie wie, że ten wyrok zmieni jego życie.
Jak się okazuje nie tylko podopieczni hospicjum są w ciężkim stanie, jego dyrektor ks. Jan Kaczkowski ma glejaka, jednak pomimo wszelkich przeciwności cały czas działa.
Wydaje mi się, że księdza Kaczkowskiego nie trzeba przedstawiać. "Johnny" to swego rodzaju biografia księdza i Patryka Galewskiego, który dzięki temu, że trafił na księdza Kaczkowskiego przeszedł niesamowitą przemianę. Jan Kaczkowski był niezwykłym człowiekiem, który na przekór przeciwnościom starał się i zmieniał świat. Nawet twardych buntowników, takich jak Patryk, potrafił zaangażować w pomoc innym.
W "Johnnym" mamy przedstawioną historię Patryka i jego przemiany. Autor przeplata ją fragmentami z życia księdza Kaczkowskiego. Johnny to historia niezwykłej przyjaźni, przepełniona emocjami, która pokazuje niezwykłą moc przemiany i udowadnia, że są na tym świecie osoby, które pomimo wszelkich przeciwności robią dobrze rzeczy.
Książka Johnny wydawnictwa Agora została opisana oczami Patryka chłopaka, z trudną przeszłością gangstera i dilera, który opowiada w książce, o spotkaniu swoim życiu, z księdzem Janem Kaczkowskim. Pierwsze spotkanie było ciężkie, ponieważ ów katecheta przyłapał go na sprzedaży narkotyków w szkole. Jednak sytuacja życiowa młodego człowieka w późniejszym okresie czasu, tak się potoczyła, że w ramach odpracowywanie wyroku znalazł się
Hospicjum gdzie dyrektorem był ks. Jan Kaczkowski. Młody człowiek rozpoczął swój wolontariat, jego pierwsze zadaniem była to pielęgnacja osoby starszej, ta czynność go przerosła. Bardzo dobrze, sprawdził się jednak jako złota rączka, gdzie naprawiał szafki, klamki takie prozaicznie rzeczy jak mogłoby się wydawać, ale bardzo potrzebne. Jego wewnętrzna przemiana następowała powoli, ogromny wpływ miało spotkanie z młodą kobietą matką małego syna, która poprosiła go, by naprawił jej ładowarkę do telefonu. Patryk gdy się tylko dowiedział, że ów młoda kobieta jest poważnie chora, i jest w ostatnim stadium raka, był wściekły nie mógł się poradzić ze niesprawiedliwością tego świata. Na pocieszenie ks. Kaczkowski dodał, że on także zmaga się z chorobą nowotworową. Postać duchownego miała ogromny wpływ jego na przemianę, jaką doświadczył Patryk swoim życiu. Obecnie pracuje jako kucharz, założył rodzinę. Ta książka ukazuje, że nikt nie w życiu, nie jest na pozycje przegranej, trzeba tylko chcieć zmienić się na lepsze. Dla mnie ta publikacja to prawdziwy instruktaż jak zmienić się z dilera- przestępcy na porządnego człowieka, ale także że na ziemi nie ma sytuacji bez wyjścia. Książka jest kierowana dla osób uzależnionych, będącym w kryzysie, ale także powinna obowiązkową lekturą dla uczniów w szkole średniej, ponieważ została napisana prostym młodzieżowym językiem, który bezpośrednio trafi do ludzi młodych.
Zaskakująca i przekonująca powieść która powinien poznać każdy. Kojarzę postać księdze Kaczkowskiego i nigdy nie wiedziałam czym dokładnie się zajmuje. Jaka misje pełni. Teraz miałam okazję się przekonać. Czekam kiedy będę mogła obejrzeć film w którym zrozumiem może te rzeczy których nie do końca zrozumiałam w książce. Czekam z niecierpliwością
Warto od razu zaznaczyć, że NIE jest to fikcyjna bajeczka o spotkaniu się dobrego i złego człowieka. Wtedy uznałabym tę treść za mało wiarygodną, zbyt ckliwą i infantylną. Ot, historia jakich wiele. Muszę dodatkowo podkreślić, że do tej pory nie znałam osoby księdza Jana Kaczkowskiego. Pewne wydarzenia w moim życiu udowodniły, że większość osób duchownych nie wstępuje w związek z Bogiem z powołania. Wręcz przeciwnie- nierzadko wyczuwa się w księżach czy zakonnicach obłudę, fałsz, a także niezadowolenie z obecnego życia. Zresztą, było to widoczne nawet w ocenianej książce.
W powieści napisanej przez Macieja Kraszewskiego poznajemy historię kapelana szpitalnego, nauczyciela religii, dyrektora Hospicjum pod Wezwaniem Świętego Ojca Pio w Pucku. Tak wiele funkcji nie pozwoliło mu spocząć na laurach, dlatego ksiądz dodatkowo prowadził hospicjum domowe- przybywał do chorych i pomagał im w ostatnich minutach życia. Myślę, że tak zaangażowanych życiowo osób jest niewiele, a jeśli czytelnicy mogą porównać bohatera powieści do księdza Jerzego Popiełuszki, wówczas mamy konkretny obraz jego odwagi i dobroci. Co prawda, ksiądz Jan Kaczkowski nie zginął w tak brutalny i okropny sposób- w powyższym porównaniu chodzi mi bardziej o ich wielką chęć niesienia dobra. Jakby tego było mało, stwierdzenie, że SZEWC BEZ BUTÓW CHODZI pasuje idealnie do postaci duchownego.
Czas mija, a dodatkowym bohaterem powieści staje się Patryk Galewski- totalna odwrotność księdza. Pijak, ćpun, złodziej to nie jedyne określenia, jakie można nadać Patrykowi. Jego okropny styl bycia wynika z relacji rodzinnych- chłopak wywodzi się bowiem z totalnej patologii, gdzie pijaństwo, przemoc fizyczna czy wulgarne określenia stanowiły chleb powszedni. Pewnego dnia drogi księdza Jana Kaczkowskiego i Patryka połączą się. Co takiego zdegenerowany Patryk będzie robił w hospicjum? Czy poradzi sobie w tak charakterystycznym miejscu? Jakie wartości przekaże mu dyrektor placówki? W jaki sposób będą się porozumiewać? Warto to sprawdzić i przeczytać książkę.
Jestem bardzo szczęśliwa, że dzięki Wydawnictwu Albatros mogłam przeczytać tę książkę, za co serdecznie dziękuję. Nie jest to typowa historyjka o transformacji czy nawróceniu. Czytelnicy jeszcze lepiej zrozumieją, że życie człowieka ma ogromną wartość, ale jest też monstrualnie niesprawiedliwe. Dlaczego zwyrodnialcy często żyją bardzo długo, a osoby szlachetne, o dobrym sercu, zmuszone są do fizycznego i psychicznego cierpienia? Czy Bóg tego nie widzi...?
Na szczęście, nie znajdziemy tu dialogów obfitujących w religijne kwestie, które nie każdemu mogłyby przypaść do gustu. Jest to z całą pewnością książka nawet dla kogoś, kto z religią czy nabożeństwem kościelnym nie ma nic wspólnego. Ksiądz Jan Kaczkowski posługiwał się językiem prostym, normalnym, niewyszukanym. Warto dotrzeć do 150. strony, by się o tym dobitnie przekonać. Ponadto, sam siebie tytułował jako Johny, a swego podopiecznego nazwał Dyziem- to dopiero oznaka luzu, prawda? Pragnął on, by wszyscy go rozumieli, dzięki czemu mógł zrobić wiele dla pacjentów hospicjum. Nie szukał chwały, tylko zrozumienia. Brawa dla niego!
Książka jest naprawdę bardzo dobra i nie piszę tego ze względu na otrzymany egzemplarz. Dodatkowy atut to pięknie nazwane rozdziały i duża czcionka, która ułatwia czytanie. Tekst jest stosunkowo krótki, dlatego też jeden wieczór wystarczy, by poznać zakończenie. Radzę, by podczas czytania niczego nie pić ani nie jeść- wiele kwestii powoduje salwy śmiechu lub odwrotnie- wyciska łzy. Dzięki lekturze zrozumiemy, że hospicjum to trudne miejsce, ale nie kojarzy się tylko ze smutkiem i żalem. Na długo zapamiętam historię umierającej Agnieszki. Jej słowa mogą rozczulić nawet najbardziej zatwardziałego odbiorcę. Jest tu coś jeszcze istotnego: TYLKO ktoś, kto bardzo chce się zmienić, owej przemiany dokona. Osoby trzecie mogą mu w tym pomóc, ale nie zrobią tego za niego. To bardzo ważna kwestia życiowa.
Polecam!