Para dziennikarzy z Polski wyjeżdża na wygraną w konkursie wycieczkę do Lizbony. Już pierwszego dnia pobytu dochodzi do tragicznego wypadku, a dziwne zachowanie pilotki zapowiada, że nie będzie to sielski wypoczynek. Sceptycznie nastawiony do wyjazdu Michał zostaje mimo woli włączony w ciąg nieprzyjemnych wydarzeń, począwszy od bójki z hotelowym włamywaczem, aż po próby zastraszania. Gdy w polskiej grupie dochodzi do kolejnych nagłych śmierci, Michał na własną rękę próbuje rozwikłać sprawę. Nasyconą faktami akcję wzbogaca barwny, pełen ironii język narratora, a zarazem głównego bohatera powieści.
Wydawnictwo: Videograf
Data wydania: 2015-06-10
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 208
To nazwa serii "Podróże ze śmiercią" mnie zaintrygowała. I Lizbona w tytule. Od dawna chcę odwiedzić stolicę Portugalii, ale jak na razie jakoś się nie złożyło. Pomyślałam, że trafiłam na lekturę, która zaspokoi moje dwie pasje. Podróżnicze i literackie. Jeszcze przed rozpoczęciem czytania wyobrażałam już sobie jak zwiedzam Lizbonę i jednocześnie rozwiązuję zagadkę kryminalną. Przyznam, że miałam niemałe oczekiwania co do tej książki. Może nawet zbyt duże. Zatem czy powieść Maxa Bilskiego mnie zadowoliła?
Może zacznę od elementów, które są tu zaletami. Otóż autor ma duże poczucie humoru. Widać to nawet w tytułach poszczególnych rozdziałów (np. Rozdział 2, w którym biegam w samych majtkach). Sama intryga prowadzona jest w dość przewrotny sposób. I dobrze. Na każdym kroku pisarz sugerował mi, podsuwając tropy, kogo powinnam podejrzewać. Oczywiście na końcu okazało się, że cały czas oszukiwał i winowajcą okazał się całkiem ktoś inny niż podejrzewałam. Mówiąc krótko Max Bilski zagrał mi na nosie. I na tym zakończyłabym chwalenie.
Teraz będzie kilka słów o wadach. A jest ich trochę. Stereotypowe wypowiedzi na temat kobiet ("W zasadzie trudno dzisiaj określać wiek kobiet, kiedy wszystkie one na potęgę stosują produkty fabryk chemicznych"), niecodzienne porównania ("z wyrazem przerażenia na twarzy - groza wręcz przykleiła się do niej", "martwa jak ta cholerna ściana", "szarpiąc moją rękę, jakby to był zepsuty uchwyt jednorękiego bandyty", "odbierać jej myśli na odległość jak jakaś pieprzona mikrofalówka", "był martwy jak fotel, na którym spoczywał", "i takimi minami jakby przed chwilą macali samego prezydenta Stanów Zjednoczonych"). Pisarz ponadto użył nie tak częstego słowa "babcisynek", co mnie zaskoczyło.
Dość dziwnie czytało mi się o wręcz wrogiej relacji pomiędzy małżonkami. To rzadka sytuacja, żeby bliskie sobie osoby tak się traktowały. Dodatkowo pojawiło się tu bardzo wiele zbiegów okoliczności (szczególnie jeśli chodzi o wydarzenia, w których bierze udział główny bohater). W tym przypadku trzeba przyznać, że co za dużo to nie zdrowo. Żałuję także, że autor nie wplótł do powieści zbyt wielu elementów charakterystycznych dla architektury Lizbony, co powoduje że akcja mogła by być osadzona gdziekolwiek indziej. Ponadto ideę podróżowania po mieście potraktował tu po macoszemu. Tylko kilka stron poświęcono "spacerom" bohaterów ulicami słabo sprecyzowanych dzielnic. W sumie nie wiedziałam gdzie znajdują się obecnie i gdzie zmierzają. Także tytułowy hotel usytuowany został w centrum stolicy Portugalii. Bez bardziej szczegółowego sprecyzowania miejsca. Jakby był jedynym w tej okolicy.
Mimo wymienionych wad książkę czytało mi się płynnie i szybko. Z niecierpliwością czekałam na chwilę, kiedy wreszcie się dowiem kto jest zabójcą. Należy także wspomnieć, że po drodze trup ściele się tu bardzo gęsto. Zakończenie jak dla mnie okazało się udane. Nie domyśliłam się kogo autor wyznaczył na oprawcę i dlaczego. Niby w trakcie lektury pisarz podsuwał mi podpowiedzi, ale muszę przyznać że wyprowadził mnie na manowce. Podejrzewałam kogoś innego. I właśnie dlatego uważam, że pomysł na historię nie został do końca zaprzepaszczony. Dla chwilowej rozrywki można przeczytać.
Chmielewska to to nie jest, ale parę razy udało jej się wywołać uśmiech na mojej twarzy. Komedia pomyłek z Lizboną w tle: chwilami zabawnie, przez większość czasu nieco pokracznie. Jest potencjał, więc mam nadzieję, że autor z czasem wyrobi (wyrobił?) sobie lepszy styl.
W małym, klimatycznym miasteczku na południu Polski w ciągu ostatniego ćwierćwiecza kilkanaście kobiet popełnia samobójstwo, podrzynając sobie gardła...
Michał Zawadzki i jego żona Joanna – fotograf, otrzymują dramatyczny w treści list od siostry Joanny, która od kilku lat jest zakonnicą w...
Przeczytane:2015-09-05, Przeczytałam,
Urlop to czas relaksu, wypoczynku i ucieczki od wszystkiego co człowieka denerwuje stresuje i w ogóle wkurza. Teoria ta nijak ma się do tego co właśnie jest udziałem pewnego dziennikarza. Zamiast spokoju kryminalna zagadka, ciągle coś mówiąca żona oraz grupa współtowarzyszy, wśród której niewykluczone, że znajduje się morderca. Jak na wakacje to trochę zbyt dużo, szczególnie gdy człowiek miał zupełne inne plany, musiał je zmienić i na dodatek wszystko wskazuje, iż przyczepił się do niego pech. Jak w takiej sytuacji wyluzować się i odpoczywać?
Lizbona to nie najgorsze miejsce na odpoczynek, wręcz idealne dla niejednego, ale Michał ma całkowicie odmienne zdanie w tym temacie, może gdyby okoliczności byłyby inne. Jednak nie są i jakoś trzeba się do nich dostosować, w końcu jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma albo jakoś tak. Zresztą narzekanie nic nie da, lecz przynajmniej człowiek zrzuci z siebie co mu na duszy leży. Gdyby tylko można było sobie porozmyślać, zastanowić lub po prostu zaznać ciszy. Niestety taki luksus wydaje się zbyt wielkim marzeniem, ponieważ bez ustanku coś przeszkadza Michałowi, nikt nie bierze pod uwagę jego pragnienia świętego spokoju! Najpierw nieudane włamanie do pokoju i pogoń za złodziejem po hotelu i kawałku lizbońskiego zaułku zakończona niezbyt przyjemnie i bardzo dotkliwie. Podczas tego dość niefortunnego "biegu z przeszkodami" zostaje zraniona nie tylko duma dziennikarza, a odniesione rany jakoś nie wzbudzają ani litości, ani nie są źródłem pochwał za odpowiednią postawę. Gdyby na tym się skończyło nie byłoby tak źle, ale gdzie tam. Pechowa noc zapoczątkowała całą serię niefortunnych wydarzeń. Pierwszym było morderstwo, co powinno ostrzec co do dalszego rozwoju wypadków, lecz kto by słuchał podszeptów diabelskiej intuicji. Na tym oczywiście nie koniec zabójczych niespodzianek, wprost przeciwnie, los sprzysiągł się przeciwko Michałowi czy co? Lizbońska wakacyjna wyprawa staje się aż nadto krwawa i śmiertelna, co jeszcze czeka niefortunnych wycieczkowiczów? Czy śledztwo da odpowiedź na pytanie kto stoi za zbrodnią? Uwierzyć w zapewnienia policji o rzetelnym prowadzeniu dochodzenia czy lepiej poprowadzić własne? Jakby nie było Michał jest przecież dziennikarzem, a i jego żona chce również wtrącić swoje trzy grosze w tym temacie. Jakie będą wyniki ich pracy? Lizbońskie "przygody" jeszcze się nie skończyły, można by powiedzieć, że dopiero rozkręcają się w iście morderczym tempie ...
"Hotel w Lizbonie" to historia z ogromną dozą humoru, dość cierpkiego czasem, odrobina satyry, mniejszej lub większej i przede wszystkim z zagadką kryminalną. Lizbona jako tło zabójczego suspensu sprawdza się doskonale, bramy kamienic, zaułki i małe restauracyjki oraz niezliczona liczba zabytków pozwalają dodatkowo uatrakcyjnić perypetie bohaterów, a tych jest bez liku. Autor postarał się by wakacyjny czas swoim bohaterom odpowiednio urozmaicić zabójczymi rozrywkami, których jest wiele i są różnorodne. Czytelnicy w czasie lektury rozwiązują nie tylko sensacyjną łamigłówkę, ale mają również nie jedną okazję do śmiechu. Główny bohater z dużą dawką ironii próbuje przeżyć zabójcze wakacje w gronie współtowarzyszy, wśród których być może kryje się morderca, i z gadatliwą żoną u boku. "Hotel w Lizbonie" Maxa Bilskiego to świetna rozrywka z kilkoma niespodziankami kryminalnymi i satyrycznym spojrzeniem na urlopową rzeczywistość.