Jedna dziewczyna, rok jej życia i testowanie 12 poradników, które mają pomóc pokonać własne ograniczenia i zmienić życie na lepsze.
W wieku trzydziestu sześciu lat Marianne Power doszła do wniosku, że nie jest zadowolona ze swojego życia. Choć odnosiła sukcesy na polu zawodowym, miała udane życie towarzyskie i mogła cieszyć się niezależnością, nigdy nie była w poważnym związku, nie miała oszczędności, a jej neurotyczna natura przyczyniała się do permanentnego niepokoju i zaniżonej samooceny. Marianne Power postanowiła przeznaczyć jeden rok na testowanie poczytnych poradników z gatunku ,,self-help" i ocenić, czy dzięki zawartym w nich wskazówkom będzie w stanie odnaleźć szczęście. Swój eksperyment dowcipnie opisywała, starając się pokazać:
różnorodność rad, które znajdujemy w poradnikach i konsekwencje traktowania samopomocowych poradników jako najważniejszego życiowego drogowskazu, wyroczni, z której czerpie się wzory postępowania, miotanie się między wyborami, konieczność nabycia umiejętności odnoszenia się z dystansem do potrzeb (niekiedy wyimaginowanych) i odpowiedniego ich potraktowania.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2019-03-13
Kategoria: Poradniki
ISBN:
Liczba stron: 432
Tytuł oryginału: Help Me
Bardzo nie lubię czytać poradników, wzbraniam się przed nimi, jak tylko mogę. Nie bez żadnego powodu, przyznaję, że kilka poradników w swoim życiu przeczytałam. I co z tego wyszło? Zupełnie nic. Przeczytała, podumałam i wróciłam do swoich nawyków, niczego w moim życiu nie zmieniły. Dlaczego zatem sięgnęłam po książkę Marianne Power „Help me”? Zaintrygowała mnie historia autorki, która przez rok testowała 12 poradników.
Autorka w wieku 36 lat doszła do wniosku, że jest niezadowolona ze swojego życia. Choć w pracy odnosiła sukcesy i miała udane życie towarzyskie, to jak często można budzić się na kacu? Nigdy nie była w poważnym związku, nie miała oszczędności, a jej neurotyczna natura przyczyniła się do niskiej samooceny. Jak sobie z tym poradziła? Wpadła na pomysł, że przez rok będzie testowała poradniki z gatunku „self-help” i oceni, czy dzięki radom w nich zawartych, jej życie stanie się szczęśliwsze. Marianne bardzo skrupulatnie podeszła do zadania (można to było śledzić na blogu autorki) i porządnie wykonała zadanie.
Książka nie ma w sobie zadęcia, nie jest zbiorem porad w stylu: „musisz robić to, a tego unikaj". Nie, książkę czyta się jak powieść o losach zwariowanej bohaterki. Gdyby Bridget Jones pisała poradniki, to tak by właśnie wyglądały. Książka jest napisana bardzo lekkim stylem, z dystansem i z humorem. Marianne Power rozpoczęła rok od kąpieli w stawie, pozowała nago i nawet prawie zgłosiła się do programu rozrywkowego. Umiejętnie opisała różnorakie rady zawarte w poradnikach i opisała konsekwencję traktowania poradników jako życiowej wyroczni. Zwróciła uwagę na to, czego się w takich książkach wystrzegać, a co może się przydać. Książka nie raz skłoniła mnie do refleksji, a kilka razy pomyślałam „przecież to o mnie”. Może dzięki niej i ja coś zmienię w swoim życiu, a nie tylko odłożę na półkę, by pokrywała się kurzem.
Czy warto zatem wierzyć poradnikom i jak wypadł eksperyment autorki? Tego nie zdradzę, musicie przekonać się sami.
Lubię czytać poradniki, nie bardzo chce mi się stosować do zawartych w nich porad, z którymi często się nie zgadzam, ale dobrze jest poznać inne punkty widzenia i przekonania, którymi kierują się inni ludzie (choć nieraz tylko deklarują, że się nimi kierują). Książkę Marianne Power czyta się szybko, momentami jest zabawna, ale w duzej mierze przerażająca. Dobrze ukazuje, co może się stać, kiedy popadniemy w uzależnienie od samorealizacji i samorozwoju. Kiedy całkowicie oddamy władzę nad naszym życiem i myśleniem innym ludziom, którzy niekoniecznie zawsze nam dobrze życzą, a tylko chcą się na napisanej przez nich książce wzbogacić. Autorka przekonała się o tym na własnej skórze, kiedy postanowiła zrobić na sobie eksperyment i stodsowac się do wszystkich rad kolejnych wybranych przez siebie poradników. Efekty były dla niej naprawde opłakane i duzo namieszało się w jej życiu. Książka pokazuje również, że niektóre warsztaty samorozwoju wcale nie różnią się od bycia w sekcie, gdzie oddajesz praktycznie wszystko - swoje ciało, umysł i swoje pieniądze, a wyrwać się z tego jest naprawdę trudno, bo człowiek często nawet nie zauważa, że jest manipulowany. Nie mówię, że poradniki i warsztaty samorealizacji zawsze są złe i nikomu nigdy nie pomogły, ale trzeba uważać i dokładnie się zastanowić, czy faktycznie zmienią nasze życie na lepsze.
Przeczytane:2019-08-21, Ocena: 6, Przeczytałam, 12 książek 2019,
Rewelacja