Dziecięca ciekawość potrafi zwieść na manowce
W ciepłe wakacje młody Jakub przedziera się przez ogrodzenie na działkę zwariowanego sąsiada, o którym krążą legendy. W jego starym sadzie znajduje szopę, a w niej pozbawione kół czarne auto. Utracona kropla krwi to według Kuby niewielka cena za błyskotkę ukradzioną z pakamery. Do czasu… Metaliczny smak juchy obudzi bestię w czarnym pojeździe.
Grzechòt to trzymająca w napięciu opowieść zabierająca czytelnika do dawnych, dziecięcych wspomnień. Co by było, gdybyśmy kiedyś nie posłuchali rodziców i zbliżyli się do czarnej wołgi?
Wydawnictwo: Mięta
Data wydania: 2024-04-24
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 336
Język oryginału: polski
Lubicie lekkie horrory?
Jeżeli odpowiedzieliście twierdząco, oznacza to że „Grzechót” może się Wam spodobać 😊
📚Historia zaczyna się dość niewinnie. Wyobraźcie sobie początek letnich wakacji dwóch chłopców grających dość leniwie w piłkę i jak to często bywa, ta niesforna piłka nagle przelatuje na teren sąsiada. Ów sąsiad uważany jest za świra i dzieciaki trochę się go boją, ale piłkę trzeba odzyskać. Jeden z chłopców przeskakuje przez płot i zakrada się, jak robił to juz wiele razy... Jednak tym razem spostrzega szopę, mroczną i owianą tajemnicą. Czego więcej trzeba nastolatkowi? – oczywiście zakrada się do niej i zagląda do środka... Tak w jego życiu pojawia się Czarna Wołga i jej pasażerowie.
W mieście zaczynają znikać dzieci, oczywiście dorośli się trochę martwią, jednak cała historia dzieje się poza ich „radarem”. W wir wydarzeń wciągnięta jest trójka przyjaciół i jeszcze osiedlowy chuligan, jak się to dla nich skończy kiedy na karku czują odór śmierci?
📚Książka jak wspomniałam na początku jest soft horrorem, w którym odnajdzie się zarówno starsza młodzież jaki dorośli. Napisana jest dość lekkim i przystępnym językiem, dialogi są na poziomie a i sama kreacja bohaterów jest przekonująca.
📚Ta historia przypomina mi serial „Stranger Things” czy już dość stary dreszczowiec dla dzieci „ Czy boisz się ciemności?” jednak osadzony w Polskich realiach, nie jest wprost napisane który jest to rok, ale dzieci nie mają jeszcze komórek, używają jednak komunikatorów, do tego echa przeszłości jak monumentalne budynki czy stare boiska no i oczywiście wisienka na torcie Wołga ( która już w książce wspomniana jest jako starsza marka samochodu).
Czy w dzieciństwie straszono Was obcymi panami, którzy Was porwą, bebokami (to na Śląsku) czy może... starą czarną wołgą, której kierowca poluje właśnie na Ciebie?
Mnie nie straszono. Zresztą czym by mogli? Auta mnie nie interesowały, uwielbiałam Bukę, bacznie rozglądałam się chodząc po lesie by wypatrzeć Przyjaciela Wesołego Diabła i jego wielgachny widelec, no i na koniec... mieszkałam obok cmentarza. Horrory mi nie straszne.
Oj bardzo się myliłam.
Zapraszam Was na Kaszuby, do małej i spokojnej miejscowości Czartyże. Poznajemy tu troje przyjaciół - Kubę, Maję i Sławka. Spędzają wspólnie wakacyjny czas na grze w piłkę, kąpielach, chowaniu się w bazach i odkrywaniu pirackich tajemnic. Pewnego dnia, chłopcy grając w piłkę wykopują ją na posesję zwariowanego sąsiada. Kuba wchodzi działkę, by ją odzyskać... ale wiedziony ciekawością kieruje się w stronę szopy. Szopy, która była tam od zawsze. Zamkniętej na łańcuch. Kuszącej, by odkryć to, co skrywa wewnątrz... Nastolatek znajduje w niej GRUCHOTA. Stare auto, pozbawione kół i silnika. Dostrzega jednak coś. Tajemniczą błyskotkę, a gdy ją zdobywa rani się. Jego mała kropla krwi budzi potwora.
Maciej Lawandowski świetnie wykorzystał oświadczenia z okresu dzieciństwa - dorastanie na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych - nieograniczona niczym wolność, gdyż brak było wszechobecnych telefonów z lokalizacją (teraz tak namierzam własne dziecko. Aż mi wstyd), nikt nie wiedział gdzie się chodziło i z kim. Ot wracało się na obiad lub kolację. A czasami gdy zrobiło się ciemno. Byliśmy... Tak byliśmy, bo autor powieści urodził się w roku wydania przez Iron Maiden "Powerslave", a ja w roku wydania kultowej (i mojej najukochańszej) płyty "The Number of the Beast" tegoż zespołu; niezwyciężeni. No przynajmniej we własnym odczuciu. Bo zdarzały się takie osiedlowe Sebixy... Ale byliśmy małymi-dorosłymi, mogliśmy osiągnąć wszystko, dbaliśmy sami o siebie (no i kolegów), nikt nie puszczał pary z ust dorosłym (chyba, że wymagało to interwencji lekarskiej).
Świetnie nakreślone są relacje między przyjaciółmi, pierwsze nastoletnie problemy związane z dojrzałością płciową. Ale także relacje rodzinne - wspólne biesiadowanie, małe tajemnice świata dorosłych zdradzane przy okazji przez gadatliwego członka rodziny. Ale i ten nie idealny obraz rodzin - z problemami, z przemocą i alkoholem. Autor nie wybiela nam przedstawionego świata. nie jest on czarno-biały. Jest taki jak nasz. Dlatego sytuacje, które przeżywają Kuba i jego bliskie osoby, tak mocno na nas działają.
Działają też plastycznie opisane sceny grozy. Czułam te zapachy, ten smród smaru. Słyszałam delikatne skrobanie. Z obawą patrzyłam na własną szafę. Autor wykorzystał "stare" strachy i legendy, by wywołać u czytelników gęsią skórkę. Sprytny zabieg, bo każdy z nas niby coś słyszał, coś tam wie... Ale prawdę odkryjemy dopiero na stronach tej powieści.
A jeśli chodzi o strony powieści - to mają cudowne barwione brzegi, idealnie wpisujące się w mroczny klimat powieści. Sama okładka, twarda i w barwach ciepłych brązów - ochry, sjeny palonej, musztardy oraz zgniłej zieleni przykuwa nasz wzrok. A potem dostrzegamy szczegóły - bezlistne drzewa, starą szopę, nadwyrężoną zębem czasu wołgę oraz plamy czerwieni. Krwi...? Czujemy niepokój, ale i dziecięcą ciekawość, by odkryć co kryją kolejne strony powieści.
Oh, cudownie było powrócić do czasu dzieciństwa, pierwszych przygód i wolności odkrywania świata na własną rękę. Ale, ale... w książce zwycięża dziecięca (nastoletnia) ciekawość. Mnie jej chyba brakowało, bo nie natknęłam się nigdy na starego gruchota trzymanego w szopie.
Na szczęście.
Jeśli lubicie się bać, to powieść idealnie dla Was. A jeśli nie... cóż, on i tak po Was przyjdzie. Mniam, mniam...
Dziękuję wydawnictwu Mięta za egzemplarz do recenzji, który stał się wehikułem czasu i wywołał gęsią skórkę. To moja pierwsza taka publikacja z barwionymi stronami, gdyż zaciekle stawiałam opór przed podążaniem za modą. Ale wiecie, co? Już nie będę taka uparta. Tak się cieszę, że to cudo do mnie trafiło. I jest moje. Moje. MOJE!!! Buahaha ;)
Co powiecie na młodzieżowy horror?
Nie lubię horrorów, wiele lat temu czytałam sporo książek z tego gatunku, filmów również wiele obejrzałam i nie ruszały mnie. Obecnie boję się własnego cienia, dlatego omijam wszystkie książki, które mogą być straszne. Mam nadzieję, że po lekturze “Grzechotu” to się zmieni i w końcu znów będę sięgać po powieści grozy.
Jednak książka, którą chcę wam przedstawić, jest wizualnie przepiękna, dopracowana w każdym szczególe i przyznaję, że nie tylko pięknie będzie się prezentować na półce ale również wciągnie w swoją historię już od pierwszej strony. “Grzechót” Macieja Lewandowskiego został wydany nakładem wydawnictwa Mięta, książka otrzymała barwione brzegi wraz z twardą oprawą, która po prostu zachwyca.
Jest to historia o dziecięcej ciekawości, o leniwym lecie, które zamienia się w walkę o przetrwanie, jest to również historia o przyjaźni, która postawiona przed obliczem śmierci, tylko się bardziej umacnia.
Tajemnica sprzed lat, upalne lato i ciekawość nudzącego się młodego chłopaka imieniem Jakub, doprowadziła go do starej szopy, w której znajduje się bardzo stare i zniszczone auto. Auto owiane wieloma tajemnicami i legendami, auto, którym było straszone nie jedno dziecko. Czarna Wołga stoi w szopie, bez kół, otoczona dziwną aurą i zapachem. Jakub przez przypadek rani się, a jedna kropla krwi budzi do życia dawno zapomniane upiory, które po raz kolejny, chcą siać strach w okolicy. Jakub nie wie, że ta jedna kropla krwi i ta jedna pamiątka z tej szopy, może doprowadzić go do walki o swoje życie. To, co obudził, nie nasyciło się jego krwią, chce jej więcej i nie nasyci się nią tak szybko, dlatego wyrusza na polowanie.
Jak byłam małym brzdącem, to straszono mnie różnymi historiami, bylebym tylko była grzeczna, czy to Babą Jagą, czy złą czarownicą, a nawet Czarną Wołgą bez klamek, która mnie porwie, jak nie będę siedziała spokojnie. Jednak powiedzmy sobie szczerze, co byśmy zrobili, jakby te historie okazały się prawdziwe?
Maciej Lewandowski właśnie jedną z tych historii opowiadanych przy rodzinnych stołach na Kaszubach, wskrzesił i opowiedział w całkiem nowy i ciekawy sposób. Nie chcę wam za dużo zdradzać, jednak nie mogę nie wspomnieć, że to historia o upiorach żądnych krwi, mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że w tej powieści występują swego rodzaju wampiry. A jak wiecie, lub nie, ja kocham historie o wampirach i właśnie w taki sposób odbieram tę historię. Jakbym miała w głowie cały czas “Horror” pewnie ciężko byłoby mi ją skończyć, jednak myśląc o niej, jako o książce fantastycznej o wampirach, już miałam inne podejście do niej.
Autor w genialny sposób buduje napięcie, udało mu się kilka razy przyprawić mnie o dreszcz niepokoju. Zazdroszczę wszystkim nastolatkom, którzy będą mogli po raz pierwszy wejść w ten świat z dreszczykiem. Co do tego dreszczyku, spodziewałam się czegoś bardziej porażającego. Po pierwszych stronach, które mnie wciągnęły i doprowadziły do kilku dreszczy, które przeszły po kręgosłupie, doszłam do tego, że już nie wzbudzała we mnie aż takich emocji ta historia. A szkoda, bo miała potencjał na naprawdę dobry horror. Jednak nie mogę powiedzieć, że była zła, była dobra i wciągająca, świetnie się przy niej bawiłam i chcę więcej takich historii.
Jeśli zastanawiacie się, czym jest tytułowy Grzechot, to polecam wam sięgnąć po książkę, ponieważ już na samym początku autor to wyjaśnia, a że nazwa pochodzi z kaszubskiego, to mogę się pochwalić, że jako rodowita Kaszubka nauczyłam się nowego słowa :)
Myślę, że mogę zakwalifikować książkę jako historię z dreszczykiem, idealną na letnią lekturę, którą można później opowiadać podczas ogniska w lesie, czyli w skrócie historia opowiedziana przez autora jest bardzo klimatyczna, a okładka i barwione brzegi to tylko świetny dodatek do niej. Dziękuję bardzo wydawnictwu Mięta za książkę.
💥 RECENZJA 💥
Tytuł: "Grzechót"
Autor: Maciej Lewandowski
Wydawnictwo: Mięta
(współpraca reklamowa)
Jest ciepłe lato. Jakub szukając piłki, która przeleciała przez płot sąsiada,trafia na szopę ukrytą w sadzie. Znajduje w niej tajemnicze czarne auto pozbawione kół. O czarnym aucie i sąsiedzie Tomaszu Winnickim krążą legendy. Jest to legenda o czarnej Wołdze i żyjących w niej upiorach które porwały kiedyś jego siostrę i od tamtej pory słuch po niej zaginął.
Od tamtej pory życie Jakuba i jego przyjaciół diametralnie się zmienia. Samochód z pozoru wydawał się nieszkodliwy,ale to czym był naprawdę, wymykało się ludzkiemu umysłowi.
Metaliczny smak juchy obudził bestie w czarnym pojeździe. Z okolicy Czartyż zaczynają ginąć dzieci oraz zwierzęta.
Czy grupie przyjaciół uda się pokonać upiory ?
Jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora ale również pierwszy raz w życiu przeczytałam horror. Niespodziewałam się że aż tak wciągnie mnie ta książka. Były takie momenty podczas czytania,że czułam jak przechodzą mnie ciarki i czułam prawdziwy dreszczyk emocji. Autor świetnie buduje napięcie i klimat. Bohaterowie są świetnie wykreowani. To rewelacyjna i mocna książka, która wzbudza w czytelniku najróżniejsze emocje. Autor w swojej książce nawiązuje do legendy o Czarnej Wołdze która kiedyś porywała dzieci. Nietuzinkowa fabuła zapewne przerazi i zaszokuje wielu czytelników. Autor potrafi zaintrygować czytelnika podsycić w nim ciekawość do tego stopnia że odłożenie książki zdaje się niemożliwe do wykonania.
Chciałam pogratulować autorowi pomysłu na wydanie książki. Jest ono cudowne❤️ Te przepiękne barwione brzegi 😍
Jeśli lubicie poczuć dreszczyk emocji to gorąco zachęcam do przeczytania tej książki 🔥
Nie mogłam inaczej.
Tę książkę musiałam pokazać na rolce, ma tak piękne wydanie z barwionymi brzegami, że aż nie można jej się oprzeć.
Warto mieć dla samego już wyglądu w swojej biblioteczce.
Kocham takie wydania i sukcesywnie je zbieram.
Wracając do meriutum jak już się napatrzycie to poczytajcie co sądzę o treści.
Czy mamy tu fanów twórczości Kinga?
Jeśli tak, to ta książka zdecydowanie jest dla Was.
Jeśli nie, sami się musicie przekonać.
Ja fanką Kinga nie jestem jeśli chodzi o książki, wolę Mastertona.
Bardzo łatwo mnie wciągnęła do swojego świata na samym początku.
Grupka młodzieży próbuje rozwikłać tajemnicę, coś wisi w powietrzu a dorośli przypominają legendy o Czarnej Wołdze oraz pani Piękjuszy.
O czarnej wołdze słyszałam nie raz za dziecka mimo, że się urodziłam już w latach dziewięćdziesiątych i wtedy grasowały czarne BMW.
No więc co by się stało, gdyby się do tej czarnej poczwary zbliżyć?
Tutaj z pomocą przychodzi autor i jego wyobraźnia, która stworzyła tę historię.
Miło przyznać, że Jakub mimo młodego wieku nie jest pierwszym lepszym naiwniakiem jak to często bywa w książkach dla młodzieży, które pozbawiają wszystkich rozumu.
Duży plus dla autora, że młodzież jest myśląca.
Z czasem im głębiej się zanurzałam w treść książki zaczęłam czuć się zmęczona i znużona, prawdopodobnie ze względu na bliskie podobieństwo do twórczość Kinga, który stosuje obszerne opisy i lubi przerysowywać budowanie napięcia (opis skrzypiących drzwi etc.).
Dlatego jak wspominałam wyżej, jeśli lubie pióro Kinga polubicie również twórczość Macieja Lewandowskiego.
Całościowo jak się już przebrnie przez wolniej toczącą się akcję książka jest godna polecenia, szczególnie dla młodzieży.
Wszakże gra ona główną rolę.
Wampiry i inne świry to jest to, co tu znajdziecie.
Nie brak także przekazu, odrobiny brut@lności i poświęconych stworzeń.
Tajemnicze zaginięcia na przestrzeni lat - z czym się wiążą?
Czy legenda jest prawdziwa?
Co lub kto stoi za rozwiązaniem zagadki?
Zanurzcie się w przygodę nad morzem bałtyckim i zbliżcie się
do szopy, która skrywa sekrety ...
W pewien letni dzień Kuba spędza czas z przyjaciółmi. Gdy ich piłka wpada na działkę zwariowanego sąsiada, chłopak rusza na jej teren, by ją odzyskać. Tam trafiona starą szopę... Pełen ciekawości zagląda do wnętrza i znajduje pozbawione kół czarne auto, a pod nim tajemniczą błyskotkę, którą postanawia zdobyć. Mała kropla krwi, utracona w czasie eksploracji wydaje się być małą ceną za przechwycony łup. Młodzieniec nie spodziewa się jednak, że tym sposobem obudzi bestię drzemiącą w pojeździe...
Pierwsze co urzeka w tej pozycji to cudowna szata graficzna i pięknie barwione brzegi. Aczkolwiek to, co znajduje się w środku zachwyca jeszcze bardziej... Autorowi udało się po mistrzowsku utkać historię pełną upiorów, ludowych wierzeń czy podań. Akcja tej opowieści ma miejsce na Kaszubach, a jej rozwój okazał się bardzo dynamiczny. Ten baśniowy horror kipi od napięcia, postępującego mroku oraz plot twistów. A to wszystko podane zostało lekkim, obrazowym językiem, mocno oddziałujący na wyobraźnię czytelnika i wzmocnionym zwrotami z gwary kaszubskiej.
Pisarz w świetny sposób oddał klimat małego miasteczka, gdzie wszechobecne są plotki. Mają one moc zniszczenia, a łatka raz przyczepiona do danej osoby, zostanie przy niej praktycznie na zawsze. Także okres dzieciństwa został przez niego doskonale scharakteryzowany. To czas kiedy ciekawość i brawura bywają silniejsze niż rozum bądź ostrożność, co często przynosi przykre konsekwencje.
Natomiast tym, co absolutnie podbiło oje czytelnicze serducho, było oparcie treści na kanwie legendy o czarnej wołdze. Choć czas swojej świetności miała w latach '60 oraz '70 XX wieku, to mi, urodzonej ciut przed upadkiem komunizmu, też była doskonale znana. Rodzice za jej pomocą często straszyli niesforne pociechy, by były grzeczne lub żeby poszły szybciej spać. Przerażające auto miało pojawiać się znikąd i porywać nieposłuszne dzieciaki. Twórca potrafił to przekuć na prawdziwy literacki majstersztyk.
Ta wciągająca lektura zawiera zarówno elementy baśni oraz literatury grozy i jak na baśń przystało posiada też elementy moralizatorskie, które skłaniają do refleksji. Choć dedykowano ją dla młodszych odbiorców, myślę, że także dorośli będą nią ukontentowani. Ja bawiłam się przy niej setnie, zwłaszcza, iż odnalazłam tu małe tchnienie ducha uwielbianego przeze mnie Stephena Kinga.
"Grzechòt" to powieść, która zanurza czytelnika w mroczną atmosferę dziecięcych koszmarów i miejskich legend. Maciej Lewandowski z wirtuozerią snuje opowieść o Jakubie, młodym chłopcu, który w ciepłe wakacje odkrywa w starym sadzie swojego sąsiada pozbawione kół czarne auto. To, co zaczyna się jako niewinna dziecięca ciekawość, szybko przeradza się w przerażającą przygodę.
Autor z niezwykłą precyzją kreuje świat, w którym granica między rzeczywistością a legendą staje się niejasna. Powieść ta to nie tylko historia o czarnej wołdze, która stała się częścią polskiego folkloru, ale także głębsza refleksja nad konsekwencjami nieposłuszeństwa i przekraczania zakazanych granic a opisane wydarzenia sprawiają, że czytelnik zastanawia się, co by było, gdyby sam kiedyś nie posłuchał rodziców. Autor zręcznie łączy elementy horroru, nostalgicznych wspomnień i urban fantasy, tworząc powieść, która trzyma w napięciu do samego końca, jest jednocześnie nowa, jak i niepokojąco znajoma.
Podsumowując, "Grzechòt" Macieja Lewandowskiego to książka, która z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom horrorów i mrocznych opowieści. Jest to lektura, która nie tylko dostarcza dreszczyku emocji, ale również skłania do refleksji nad ludzkimi lękami i wierzeniami. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć 👻
Genialna okładka, miejsce akcji - Kaszuby, straszy - czarna wołga, bohaterowie - trójka dzieciaków. Pachnie trochę Kingiem? Być może, mądrzejsi piszą, że czuć też inspirację Simmonsem.
Dla mnie to po prostu dobrze napisana historia, wciągająca, inna niż wszystkie, trochę pachnąca literaturą młodzieżową, trochę horrorem i powieścią przygodową. Wszystko to doprawione tajemnicą sprzed lat, klimatem małej społeczności z lokalnym szaleńcem na czele. Czasem miałam wrażenie, że narracja jest nieco chaotyczna, a niektóre wątki niedokończone, ale przeszkadzało mi to tylko trochę ;)
Polecam fanom przygód z dreszczykiem i horrorów, które straszą, ale nie za mocno.
Lekki horror w trochę innym klimacie niż poprzednie książki autora. Tym razem grupka dzieci walczy z przerażającym złem, który kryje się pod postacią legendarnej Czarnej Wołgi. Jest kupa humoru, ale też ciekawych przemyśleń na temat życia dzieci w Polsce, szczególnie w małych miejscowościach. Momentami klimat jest bardzo gęsty i przerażajacy - jak na horror przystało!
Autor już we wstępie nie ukrywa czym się inspirował pisząc tę książkę i momentami mocno czuć te inspiracje. Czytając czuć tutaj echa moich ulubionych filmów nowej przygody jak Sense8, Goonies, E.T. czy Stań przy mnie. Podlane jest to wszystko klimatem z horrorów jak Stranger Things, Koszmar z ulicy Wiązów czy TO!. "Grzechot" czerpie z tego wszystkiego, ale Lewandowski potrafi dodać do tego coś od siebie, coś z naszej kultury, naszej przeszłości co daje ogromnego zastrzyku oryginalności całej historii, bohaterom. Dzięki temu czujemy, że jest to "nasza" historia, a nie amerykańska. Wspominana w różnych recenzjach swojskość gra tu ogromną rolę w budowaniu nostalgii. Gorąco polecam, bo to lekka i przyjemna lektura, mimo swojego gatunku.
Lekka literatura do poduszki. Idealna na gorące letnie wieczory aby poczuć ten straszny klimat i wciągnąć się w wakacyjne przeżycia Jakuba. Gorąco polecam.
UPIORY ZE STAREJ SZAFY
Pod koniec kwietnia nakładem wydawnictwa Mięta ukazała się nowa powieść Macieja Lewandowskiego ,,Grzechót". Imponujące wydanie w twardej oprawie i z barwionymi brzegami zwraca uwagę na tę książkę. A jak prezentuje się sama opowieść?
Wakacje w pełni. Jakub wchodzi na posesję sąsiada, by odebrać piłkę. O starym Winnickim krążą różne plotki i w miejscowości uważany jest za dziwaka. Chłopiec w poszukiwaniu swojej zguby odkrywa na podwórzu starą szopę. Gdy zagląda do środka okazuje się, że stoi tam stary czarny samóchód pozbawiony kół. Dziecięca ciekawość nie pozwala Jakubowi przejść obojętnie wobec tego znaleziska. Chłopak zagląda do środka i usiłując sięgnąć leżący na podłodze przedmiot, kaleczy się. Od tej chwili w wiosce rozpoczyna się seria dziwnych wydarzeń. Czy kropla krwi obudziła śpiące od dawna pradawne zło?
Maciej Lewandowski serwuje nam coś, czego długo już na naszym literackim rynku nie widzieliśmy: powieść, której bohaterami są dzieci, wykorzystanie starej miejskiej legendy i historię opartą na konwencji horroru, która niekoniecznie horrorem jest. ,, Grzechót" to powieść, którą trudno jest jednoznacznie sklasyfikować. Tu liczy się historia i to, jak jest ona opowiedziana. A opowiedziana jest w świetnym stylu. Lewandowski ukazuje świat oczami dzieci i bardzo dobrze mu to wychodzi. Klimat sielskiej miejscowości turystycznej i nadciągające zło - Lewandowski wie jak dobierać słowa, jak tworzyć nastrój, który początkowo zdaje się wskazywać na dość niewinną opowieść. Tymczasem ta książka to opowieść o lęku, o micie i o tym, co głęboko ukryte. Podoba mi się styl autora i to, jak stopniowo wprowadza czytelnika w stworzony przez siebie świat. Świat, który pamiętamy z własnego dzieciństwa : beztroskie wakacje, jazda na rowerze, spotkania z przyjaciółmi i nieustanne poszukiwanie nowych przygód. Bywają jednak przygody, których nikt nie chciałby przeżyć. Ta beztroska w powieści Lewandowskiego przeradza się w grozę. To, co zdawało się dziecięcą zabawą staje się walką o przeżycie. Rozrachunek z dziecięcą naiwnością spada na bohaterów niespodziewanie. Bardzo dobra narracja, która sprawia, że ten świat staje się dla odbiorcy bliski. Lewandowski pisze tak, że to, co pozornie proste otrzymuje aurę niesamowitości.
10 października 1956 z linii produkcyjnej radzieckich zakładów GAZ zjechał pierwszy egzemplarz samochodu M-21 Wołga na podbudowie modelu Pobieda. Sowiecka limuzyna szybko stała się symbolem luksusu i ... strachu. Na początku lat sześćdziesiątych narodziła się, najsłynniejsza chyba, miejska legenda o czarnej wołdze porywającej dzieci. Legenda ta żywo funkcjonowała w Polsce i Związku Radzieckim. Mówiono, że Wołgą podrózują księża, zakonnice, agenci SB, a nawet enerdowskiego Stasi, którzy porywają małe dzieci. Mit ten utrzymywał się aż do lat dziewięćdziesiątych, kiedy to w opowieściach wołgę zastąpiło czarne BMW. Wiele osób do dziś pamięta jak w dzieciństwie rodzice i dziadkowie straszyli je czarną wołgą. Aż dziw, że do tej pory nikt nie wykorzystał tej historii. I oto na scenę wkracza Maciej Lewandowski i chwyta się za bary z legendą o czarnej wołdze. Robi to bezkompromisowo i w znaną powszechnie opowieść wplata własne wyobrażenie tego, czym owa wołga jest. Brawurowo napisana powieść, w której pisarz czerpiąc z tego, o czym większość ludzi słyszała lata temu, tworzy nową, niezwykle mroczną wizję. Napięcie i atmosfera rosnącego zła wykreowane są naprawdę bardzo dobrze. Fakt, że bohaterami tej historii są dzieci dodaje jej dodatkowej siły wyrazu. Lewandowski wprowadza nas w świat pradawnego zła, które przyjmując różne formy toczy swą perfidną grę. I bardzo chce przeżyć. ,,Grzechót", mimo iż sprawia wrażenie powieści młodzieżowej, jest tak naprawdę powieścią grozy. Nie w klasycznym jej rozumieniu, ale książką, która łączy obyczajowość małej miejscowości, historię dorastania wraz ze wszystkimi towarzyszącymi jej problemami i grozę, która chwilami potrafi przeniknąć do szpiku kości. Lewandowski posiada indywidualny styl. Być może przebijają w nim tony Stephena Kinga, ale autor umiejętnie łączy to, co go inspiruje z tym, co jest jego kreacją. Dobrze czyta się tę historię. Nie jest to ten rodzaj grozy, który rzuca czytelnika na ziemię, ale poziom jest solidny. Na pewno jest to powieść, która się wyróżnia i warto wziąć ją na swój czytelniczy warsztat.
Jeżeli obudzisz to, co spało, musisz liczyć się z tym, że będzie głodne. A ofiarą możesz zostać ty. Jak stanąć do walki z tym, co wieczne? Jak ujarzmić siłę zaklętą w wiekach zapomnienia? Maciej Lewandowski napisał unikatową i bardzo interesującą powieść, która wymyka się z ram. Tworzy klimat, który otacza chłodem i sprawia, że skóra może ścierpnąć. W tej opowieści odnajduję kawałek siebie i wakacje z okresu, gdy byłam w wieku Kuby i jego przyjaciół. Szczęśliwie mojej drogi nigdy nie przecięła czarna radziecka limuzyna. Diabeł gorąco poleca.
Najlepszy horror jaki ostatnio przeczytałam. Bez żadnych fajerwerków, dziwnych przemyśleń. Jak za starych dobrych czasów! Wspaniały klimat!
Pierwsza część cyklu powieści kryminalno-okultystycznych z Jakubem Kempnerem, policyjnym śledczym. Zdegradowany i przeniesiony do Wrocławia, zostaje przydzielony...
Okultystyczny kryminał z elementami mitologii wudu i horror w duchu twórczości Lovecrafta! John Raymond Legrasse, doświadczony nowoorleański policjant...
Przeczytane:2024-10-18, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2024,
Przeklęci po wsze czasy…
„Nie ma potrzeby drążyć starych spraw. Chwila nieuwagi i tu coś się przetrze, tam rozedrze. I ludzie spoglądają na miejsca, na które nie powinni patrzeć. I widzą to, czego nie powinni widzieć”.
Nie jestem typem czytelnika, który w trakcie lektury lubi się bać. Jednak niezmiennie w pochmurne jesienne wieczory mam ochotę poczuć dreszczyk niepokoju i wychodzę ze swojej strefy komfortu. Tym razem wybór padł na książkę Macieja Lewandowskiego. Czy ktoś pamięta mroczną legendę królującą na polskich ulicach, czyli opowieści o czarnej wołdze? Ja jeszcze się na nią załapałam, chociaż częściej straszyli mnie nią dziadkowie niż rodzice. Zainteresowała mnie książka Grzechòt, ponieważ Autor przyznał, że jego również legenda napawała lękiem, więc postanowił osnuć fabułę właśnie wokół tajemniczego samochodu… Dodatkowo akcja rozgrywa się w małej nadmorskiej miejscowości na Kaszubach, a tam miałam kiedyś rodzinę. Rozsiadłam się więc w fotelu i rozpoczęłam sentymentalną podróż w upiorne… nieznane.
„Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Ten, kto wątpi w słuszność tego stwierdzenia powinien zasiąść do lektury Grzechòt, a przekona się, że w starych mądrościach ludowych zawsze jest ziarno prawdy. O tym, że zbytnia ciekawość nie popłaca, na własnej skórze przekonał się Kuba. Latem, kiedy najwięcej jest wolnego czasu, ale rodzice i tak potrafią zagonić do domowych obowiązków i lepiej zejść im z oczu chłopak wraz z najlepszym przyjacielem grał w piłkę. Kiedy ta wpadła na sąsiednią posesję w ślad za nią przeskoczył przez płot. Na działce zdziwaczałego sąsiada jego wzrok przyciągnęła stara szopa i z niewyjaśnionych przyczyn kusiła tak bardzo, że postanowił do niej zajrzeć. Czuł ogromny przymus, choć intuicyjnie wiedział, że nie powinien tego robić. To był jego pierwszy błąd. Stary samochód bez kół zrobił na nim spore i dość nieprzyjemne wrażenie. Nie powstrzymało go to jednak przed zabraniem z szopy „pamiątki”. To był jego następny błąd. Trzecim było przypadkowe skaleczenie się. Krwi było niewiele, ale jej zapach obudził coś, co okazało się jej bardzo spragnione.
Jak wspomniałam, nie za bardzo lubię się bać, więc nie jestem głównym odbiorcą horrorów, ale od czasu do czasu lubię sięgać po ten gatunek. Grzechòt ma mroczny klimat, który odczuwalny jest, tym bardziej że akcja rozgrywa się w okresie letnim, który dobrze i miło się kojarzy: ze słońcem, słodkim lenistwem, brakiem szkolnych uciążliwych obowiązków, ze wszystkim, co pozytywne, a nie z walką ze złem na śmierć i życie. Złem potężnym, przerażającym i świeżo przebudzonym, z którym nie da się negocjować. Kuba wraz z dwójką oddanych przyjaciół dzięki swojej wrażliwości widział i czuł więcej niż inni, ale również i na dorosłych padł blady strach, kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach zaczęły ginąć zwierzęta i dzieci. Ożyła zapomniana legenda. Tylko nieliczni słyszeli warkot zdezelowanego czarnego auta sunącego po drodze, tylko wybrani słyszeli piękny, kuszący i wabiący do samochodu śpiew.
Przyznam, że rzeczywiście były momenty, w których ścinała mi się krew w żyłach, a dreszcze biegały po plecach jak stado rozdrażnionych pająków. Podobały mi się odniesienia do dawnych wierzeń i podań nie tylko kaszubskich, ale i ludowych, jak również osnucie fabuły wokół legendarnej czarnej wołgi. Cała historia była spójna, fascynująca a odkrywanie przez młodych, kto siedzi w czarnym przerażającym aucie, przypominało zagadkę kryminalną rodem Z Archiwum X. Opisy były bardzo plastyczne, przez co miało się wrażenie, że z kart książki przebija odór zgnilizny, czuje się zapach rozkopanego grobu, krwi, smród oleju silnikowego i zimny niespodziewany dotyk na karku, który sprawiał, że serce na moment zamierało. Dobrze się bawiłam podczas lektury, a co o niej sądzą koneserzy gatunku – nie mam pojęcia, ale na moje skromne potrzeby dostałam wszystko, co chciałam, czyli rozrywkę z dreszczykiem na kilka ponurych wieczorów.
Muszę również wspomnieć, że Wydawnictwo Mięta bardzo się postarało. Horror został przepięknie wydany. Wzrok przyciąga nie tylko okładka, ale również barwione brzegi. Dodatkowo książka ma twardą oprawę i została wydrukowana na grubym papierze, więc może sycić oko, stojąc dumnie na regale w domowym zaciszu.