Zdrada męża i utrata pracy to wydarzenia, które mogą przewrócić życie do góry nogami. Tak właśnie dzieje się w przypadku Aliny. Jej nowe życie rozpoczyna się w malowniczej wiosce u podnóża Tatr, gdzie ma szansę zacząć wszystko od nowa. Nieświadomie wkracza do krainy legend i niezwykłych historii z przeszłości, stając się ich częścią. Spotyka też niezwykłego mężczyznę. Marcin ukrywa jednak przed nią tajemnicę, która może zaważyć na ich wspólnej przyszłości…
Czy kolejny mężczyzna ją zdradził i okłamał?
Czy grozi jej niebezpieczeństwo?
Czy stara legenda znajdzie swoje zakończenie?
Wydawnictwo: Lucky
Data wydania: 2018-06-18
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
„Dom na wrzosowej polanie” Haliny Kowalczuk to lekka lektura na wakacje. Taka, gdzie wszystko jest dość przewidywalne, a postacie mocno schematyczne: albo białe, albo czarne – albo dobre, albo złe: podły mąż, wredna suka – jego kochanka, skrzywdzona żona, bezwzględna karierowiczka, miły staruszek z muzeum itp.. Przyznam się od razu, że kupiłam tę książkę, bo spodobała mi się okładka – po prostu skusił mnie ten sielski krajobraz, te cudne wrzosy i wymarzona chatka. I jak to w takich przypadkach bywa, treść nieco mnie rozczarowała.
Bohaterka książki to profesorka archeologii Alina Sandor. Mieszka z mężem Radkiem, który także jest archeologiem, pracują na tej samej uczelni w Warszawie, mają wspólne pasje, więc Alinie wydaje się, że są idealnym małżeństwem, choć nie mogą mieć dzieci. W pewnym momencie okazuje się, że bardzo się myliła – odkrywa, że mąż prowadzi podwójne życie i zdradza ją z co najmniej dwiema kobietami. Jedna z tych kobiet – Karolina – jest jego asystentką na uczelni i ma bardzo wpływowego tatusia. To właśnie za jego sprawą Alina traci pracę na uniwersytecie w Warszawie i zostaje wysłana do Krakowa, na miejsce interesujących wykopalisk. Załamana rozpadem małżeństwa kobieta nie bardzo wie, co robić, ale zdaje sobie sprawę, że nie ma wyboru – przyjmuje posadę w Krakowie i zarazem zyskuje też dach nad głową, bo dziekan uczelni udostępnia jej domek swojego znajomego, położony w uroczym miasteczku o nazwie Bystry Potok. Właściciel domu, Tomasz, jest obieżyświatem, wiele miesięcy spędza w podróżach, Alina ma więc gdzie mieszkać. Przy okazji poznaje mieszkańców miasteczka: kółko różańcowe, sympatyczną właścicielkę knajpy – Krystynę, miłego kustosza muzeum pana Józefa, przystojnego weterynarza, wyjątkowo niesympatyczną panią wójt i dziwnego kloszarda – Marcina. Z tym ostatnim powoli się zaprzyjaźnia…
Alina poznaje też miejscowe legendy, podziwia krajobrazy [tutaj Autorka trochę pomieszała, ponieważ w Tatrach umieściła Śnieżkę: "To Giewont! - zawołała Alina. - Brawo! - roześmiała się Krystyna - To przecież najbardziej charakterystyczny szczyt w Tatrach. - A Śnieżka? (...) - Oczywiście także"), a wśród podhalańskich legend, które poznaje, jedna jest o… Karkonoszach] i przekonuje się, że w jej sercu jest jeszcze miejsce na ciepłe u czucia i namiętność. Trochę sztuczne wydawało mi się przechodzenie pani profesor na ty ze wszystkimi, ledwie po minucie rozmowy i opowiadanie każdemu o problemach małżeńskich, ze szczegółami…
Szybko się to czyta, ale miejscami trochę mi się nudziło. Wydaje mi się, że trochę niepotrzebny jest tutaj wątek nadprzyrodzony – choć na pewno znajda się osoby, które właśnie on zachwyci. No i całość jest bardzo przewidywalna, choć przyznam, że Autorce udało się mnie zaskoczyć w kwestii tożsamości tajemniczego Tomasza.
Duży minus stawiam za liczne błędy, które pojawiają się w tekście – korektorzy zbytnio się nie popisali…
Podsumowując: nie jest to książka, która na długo zostanie w mojej pamięci ani taka, do której wrócę. Ale jej przeczytania nie uważam za stratę czasu.
Alina jest archeologiem. Odkrywa zdradę męża i traci pracę. U podnóża Tatr próbuje wszystko zacząć od nowa. Tajemnice, legendy, miłość, zazdrość i wilki. Trochę magiczna opowieść do poduszki. Polecam.
Podwójna zdrada, początek nowego życia w dość tajemniczej okolicy, w której tylko niektórzy widzą to, co dla innych jest niewidoczne. Szansa na nowe uczucie i czyhające zagrożenia. To rzeczywistość, w której musi odnaleźć się główna bohaterka. Kto okaże się jej sprzymierzeńcem, a kto wrogiem? Jak ułoży sobie nowy etap życia?
Historia Aliny, która niemiłym zbiegiem okoliczności trafia "pod samiusieńkie Tatry", poznaje mieszkańców pobliskiego miasteczka i czuje się w tych okolicach coraz lepiej. Marcin, poznany w niezbyt udany sposób, miejscowy włóczęga, okazuje się godnym uwagi mężczyzną. Klotylda, którą Alina poznała przez przypadek i polubiła to miejscowa staruszka, tylko że znana niekoniecznie z widzenia.... Miłość przeplata się z nienawiścią. Radość ze strachem, a codzienność z magią. Zwykły romans Aliny i Marcina okazuje się początkiem burzliwych wydarzeń, które momentami ścinają krew w żyłach. Gdyby nie ogromna ilość błędów językowych w tekście i wrzucenie legendy o karkonoskim Duchu Gór na Podhale (chyba, że mają jakiś związek o którym nie wiem!), dałabym piątkę. Polecam :)
Alina po zdradzie ( wielokrotnej) przez męża, za jego intrygą zostaje przeniesiona na wykopaliska na Podhalu. Zamieszkuje tymczasowo w domu Tomasza/ Marcina. Oprócz pracy na UJ, wykopaliskach stara się zacząć życ od nowa. Poznaje nowych ludzi, którzy są jej przychylni. Przeszłość jednak nie daje o sobie zapomnieć- kręcą sie koło niej duchy, ale i eksmąż, który stara się ją ograbić doszczętnie. Przez niego i jego nową miłość traci kolejną pracę. Tymczasem zakochuje się w Marcinie, kiedy okazuje się, że ją oszukał. Ogólnie książka podobała mi się, trochę nie podobały mi się niektóre poglądy bohaterki, nie ładnie mówiono o starszych paniach. I ogólnie za dużo legend. W miejscach trochę nudnawa.
Zdrada męża i utrata pracy to wydarzenia, które mogą przewrócić życie do góry nogami. Tak właśnie dzieje się w przypadku Aliny. Jej nowe życie rozpoczyna się w malowniczej wiosce u podnóża Tatr, gdzie ma szansę zacząć wszystko od nowa. Nieświadomie wkracza do krainy legend i niezwykłych historii z przeszłości, stając się ich częścią. Spotyka też niezwykłego mężczyznę. Marcin ukrywa jednak przed nią tajemnicę, która może zaważyć na ich wspólnej przyszłości…
Czy kolejny mężczyzna ją zdradził i okłamał?
Czy grozi jej niebezpieczeństwo?
Czy stara legenda znajdzie swoje zakończenie?
"Czasami bywa tak, że musimy doznać przykrości, szoku, niepowodzeń, aby potem doświadczyć czegoś odwrotnego. Ból duszy powoduje, że zaczynamy doceniać to, co mamy..."
Autorka stworzyła bohaterów z ciekawymi charakterami, mającymi wady i zalety, popełniającymi błędy. Od początku zaintrygowała mnie postać Marcina, który ma dziwny sposób bycia i życia. Jest tajemniczy i przez większą część książki zastanawiamy się dlaczego zachowuje się w ten, a nie inny sposób. Sporo emocji wyzwoliła we mnie również postać Aliny. Czasami miałam ochotę wytargać ją za włosy! Początkowo za naiwność względem męża (a jak się okazuje, mąż ma nie jedną, a dwie kochanki, a może i więcej, kto wie?), a potem za brak zaufania do Marcina. Jest jeszcze Alicja, ale to już zupełnie inna para kaloszy... Krętaczka, oszustka, no po prostu kobieta bez honoru i jakichkolwiek zasad!
"Ale paranoja: żona podwozi narzeczoną męża, kiedy ten zabawia się z kochanką. Hahaha - zaśmiała się, ale gorycz, która w tym śmiechu rozbrzmiewała, była bardzo wyrazista, tak samo jak łzy, które wypełniły jej oczy."
Halinie Kowalczuk udanie wyszło wplecenie w fabułę podhalańskich legend. Zanim zabrałam się za czytanie myślałam, że nie za bardzo te wątki mogą mnie zaciekawić, gdyż raczej wystrzegam się książek z takimi elementami, ale bardzo pozytywnie zostałam zaskoczona. Magia nie przytłacza, w żaden sposób nie przysłania pozostałych istotnych wydarzeń. Najbardziej zaaferowała mnie legenda o Klotyldzie znad Wilczej Polany.
"Zawsze do jakiegoś przedmiotu dopasowuje się opowieść, baśń. Lubię to, uważam, że to bardzo wzbogaca każdą kulturę."
Książka napisana została prostym językiem, akcja mknie wartko, strony wręcz się pochłania. Tym bardziej, że wyczuwalny jest niepowtarzalny, niemal magiczny, osnuty tajemniczą, nieco mroczną nicią legend, podań i duchów. W zachwycający sposób zostało nakreślone piękno gór, Tatr i Bystrego Potoku oraz gościnność lokalnej społeczności. Nie zabrakło odrobiny humoru, jak chociażby ucieczka Aliny przed baranem Tadziem. Pojawiło się również kilka intymnych scen opisanych naprawdę z dużym wyczuciem i smakiem.
Zakończenie jest niejako baśniowe i zdaję sobie sprawę, że nie każdemu przypadnie do gustu. Dla mnie jest do przyjęcia, gdyż jest w pewien sposób inne niż większość ze względu na niecodzienny udział w nim wilków. Ale nie będę Wam za dużo zdradzać...
"Dom na wrzosowej polanie" to powieść o zazdrości, ludzkiej pazerności na dobra materialne, nadziei na nową, szczerą miłość i lepsze jutro. To książka, która odziera z pozorów, pokazując jak różne oblicza może mieć jedna osoba. I wreszcie to lektura, która przypomina, że nic nie jest nam dane raz na zawsze oraz że dobro zawsze zwycięża. Polecam!
Podobno nieszczęścia chodzą parami. Na własnej skórze doświadcza tego Gabrysia, która jednego dnia traci pracę na rzecz młodszej dziewczyny i dowiaduje...
Tym razem Halina Kowalczuk zabiera nas w podróż w przeszłość. Wspaniałe czasy panowania Tudorów w XVI-wiecznej Anglii, to historia dworskich...