Do Marka Deutscha, niespełnionego warszawskiego plastyka, który u progu starości żyje na granicy materialnego przetrwania, zgłaszają się dwaj tajemniczy adwokaci z propozycją odzyskania kawałka ziemi na rumuńskiej Bukowinie, niegdyś ponoć należącego do jakiegoś jego dalekiego pradziada. W tym celu Deutsch musi jednak osobiście zdobyć dokumenty potwierdzające ciągłość jego rodowodu. Podróż śladami przodków - przez Ukrainę do Rumunii - ujawnia wiele zaskakujących szczegółów z historii rodziny Deutscha. Wszystkie jej nitki - żydowskie, niemieckie, chłopskie i szlacheckie - prowadzą do pewnej owianej posępną legendą postaci historycznej...
Po znakomicie przyjętej i uhonorowanej m. in. Nagrodą Literacką im. Gombrowicza powieści Solfatara, której akcja rozgrywa się w siedemnastowiecznych Włoszech i Francji, Maciej Hen porzuca kostium i sztafaż historyczny, aby przedstawić swoją wizję współczesnej Polski. Deutsch dla średnio zaawansowanych to przewrotna, nasycona autoironią i dyskretnie zaprawiona szczyptą magii quasi-faustowska opowieść o poszukiwaniu korzeni, odzyskiwaniu młodości i odnajdywaniu zagubionego sensu.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2019-09-04
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 448
Maciej Hen, autor powieści takich jak "Solfatara" i "Deutsch dla średnio zaawansowanych", tym razem zwraca się ku swojej pasji muzycznej. Słuchaczem...
Autor fenomenalnej Solfatary powraca w daleką przeszłość! Awanturnicze losy dwojga cudzoziemców w fascynującym, wielokulturowym Krakowie końca XV wieku ...
Przeczytane:2019-09-24, Ocena: 5, Przeczytałam, czytam regularnie, Egzemplarz recenzencki, Mam,
Macieja Hena znam już od ładnych paru lat dzięki jego poprzedniej powieści Solfatara (w tym miejscu miał być link, ale przepadły blogi onetowskie). Tamta historia, osadzona w czasach epoki baroku przypadła mi do gustu, więc pojawienie się nowej książki Hena, na którą przyszło czekać cztery lata, stanowiło dla mnie spore wydarzenie literackie. Deutsch dla średnio-zaawansowanych jest dowodem na to, że niedaleko pada jabłko od jabłoni i syn na pewno nie gorzej od ojca włada piórem. Za Solfatarę autor otrzymał Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza, a także znalazł się w finale Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Tym razem słowa uznania także się należą, książka zbiera dobre recenzje (nawet od Dariusza Nowackiego w “Książkach. Magazynie do czytania”, więc w przyszłym roku może uda się zgarnąć kilka nagród.
Głównym bohaterem powieści jest Marek Deutsch, z talentu artysta-plastyk, a z zawodu obecnie stróż otwierający bramę i patrzący w ekrany monitoringu. Marek ma sześćdziesiąt trzy lata, trzy byłe żony i dwie córki oraz cztery złote oszczędności. W skrócie, Marek to typowy życiowy przegryw z aspiracjami na coś więcej. Pewnego dnia kontaktuje się z nim znana kancelaria adwokacka, proponując mu odzyskanie kawałka gruntu w Rumunii, który należał do kogoś z przodków bohatera. Jednak by sprawa mogła ruszyć z miejsca, Deutsch musiałby wyruszyć w podróż na poszukiwanie własnych korzeni i zdobyć dokumenty poświadczające jego pokrewieństwo z właścicielem ziemi na Bukowinie. Dodatkowo mecenasi twierdzą, że Marka łączą pewne koligacje rodzinne z dawno niewidzianym znajomym. Zdradzić więcej nie mogę, bo każdy spojler mógłby popsuć przyjemność z lektury, wierzcie mi jednak, że z każdym rozdziałem odsłania się coraz więcej kart, a zakończenie jest naprawdę zaskakujące.
Deutsch dla średniozaawansowanych to powieść będąca z jednej strony podróżą sentymentalną w głąb wspomnień głównego bohatera, a z drugiej poszukiwaniem źródeł własnego rodu i zrozumienia swojej tożsamości. Książka Hena, jak mi się wydaje, poza dostarczeniem sporej dawki rozrywki, stanowi cenną lekcję dla czytelnika, zwłaszcza tego pochodzącego z Europy Środkowej i Wschodniej, gdzie losy wielu rodzin na przestrzeni pokoleń dokonywały zaskakujących wolt. Czy możemy być stuprocentowo pewni swojego pochodzenia, skoro całe narody mieszały się ze sobą, zmieniając miejsce do życia, często przymusowo? Skąd możemy mieć pewność, że w naszych żyłach nie płynie ukraińska, żydowska, rumuńska czy jakakolwiek inna krew? Po wszystkich migracjach, przesiedleniach i wojnach wszyscy jesteśmy stąd, choć różni nas język czy tradycja. Pozwolę sobie przywołać myśl powtarzaną w powieści kilkakrotnie: skoro każdy ma dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków itd., to musimy dojść do wniosku, że wszyscy w jakimś stopniu jesteśmy ze sobą spokrewnieni. A skoro tak, to po co tworzyć sztuczne podziały?
Powieść Macieja Hena śmiało polecam szerokiemu gronu czytelników, ponieważ powinna zainteresować zarówno amatorów kryminalnych zagadek oraz tych, którzy poprzez lekturę chcą poszerzyć swoje horyzonty. Styl Hena jest niezwykle przystępny, czasami wydawało mi się, że może nazbyt przystępny, przez co powieść staje się aż za prosta w odbiorze; dzięki potocznemu językowi i sporej ilości dialogów, a także partiom narracyjnym okraszonym ciekawostkami i anegdotami książkę pochłania się w zastraszającym tempie, połykając rozdział za rozdziałem. Największym jednak atutem powieści Hena jest wykreowany przez niego bohater; Marek, będący rówieśnikiem autora, jest człowiekiem obeznanym w kulturze i mającym szeroką wiedzę, a przy tym empatycznym, otwartym na innych i serdecznym gościem, którego trudno nie polubić. Serdecznie polecam wam Deutscha dla średniozaawansowanych, na jesienne wieczory może okazać się pozycją idealną, a niektórych być może zachęci do nieplanowanej podróży życia.