Trzy ostatnie lata życia kardynała Josepha Bernardina opisane w autobiograficznej książce „Dar Pokoju” uczą, jak wielkie cierpienia mogą stać się doświadczeniem człowieka,- „najważniejsza tajemnica krzyża kryje się w tym, że rodzi on pewną samotność i przeszkadza nam niekiedy dostrzec, że wszystko dzieje się dla naszego dobra i że w istocie wcale nie jesteśmy sami”.
Doświadczenie cierpienia, jakie spada na zwykłego człowieka jest nieporównywalne do ostatnich lat życia kardynała. Człowiek ten borykał się z różnymi problemami, ale zawsze udawało mu się odpędzić zło, nawet poprzez wyrzekanie się dóbr materialnych. Jednak jego skuteczna walka ze złem była zapowiedzią szczególnego doświadczenia.
Pierwsze z nich to fałszywe oskarżenie o molestowanie seksualne wysunięte w listopadzie 1993 roku. Nieoczekiwanie powstałe plotki, które krążyły wśród ludzi od 10 listopada 1993 roku, mówiące o nieznanym jeszcze z nazwiska kardynale, który ma zostać oskarżony o molestowanie seksualne, wkrótce przemieniły się w fakt. Niejaki Steven Cook, były kleryk z Seminarium św. Grzegorza wniósł sprawę przeciw kard. Josephowi Bernardiemu o molestowanie seksualne. Obecnie już trzydziestojednoletni mężczyzna jest chory na AIDS. Sprawa szybko zyskała rozgłos. Media podawały tę nieprawdopodobną sensację. Sprawa ta dotyczyła nie tyle osoby kardynała, co całego Kościoła. Steven jako dowód przeciwko swojemu byłemu przełożonemu miał zdjęcia i książkę.
Sprawa ta została poruszona na Krajowej Konferencji Biskupów, gdzie kardynał zasiadał jako oskarżony. Liczne pytania o jego przeszłość miały odsłonić prawdę. „Zawsze żyłem w czystości i celibacie”- twierdzi kardynał. A jakże nie wierzyć jego prosty słowom. Jednak dopiero po stu dniach cierpień, zniesławienia i ogołocenia z własnej godności sprawa została wyjaśniona. Oskarżyciel wycofał sprawę przeciw kardynałowi. Przyznał, że jego oskarżenie było bezpodstawne i wynikało z nacisku ze strony zorganizowanej grupy działającej przeciw duchownym (sędzia i ksiądz).
Jednak kardynał nie zostawił tej sprawy swojemu biegowi. Ciągle w swoim życiu kierował się miłością do Boga i bliźniego i dlatego nie mógł pozwolić, żeby zagubiona owieczka (Steven) nie wróciła do swojego pasterza. Dlatego też zaraz po zakończeniu sprawy sądowej i wykryciu prawdziwych sprawców tej awantury, kardynał przystąpił do działania mającego na celu nawiązanie kontaktu z młodzieńcem, a w konsekwencji sprowadzenie go na właściwą drogę życia. Najtrudniejsze, jak się okazało, było skontaktowanie się ze Stevenem. Jednak dzięki kontaktom ów księdza z innymi duchownymi, doszło do zaplanowanej rozmowy. Steven rzeczywiście stał się ofiarą przemocy ze strony przełożonych,- był molestowany seksualnie przez jednego z księży, wykładowcę w tym seminarium. Sprawę do sądu wniósł pod wpływem swoich przeszłych doświadczeń i pod naciskiem adwokata (słynął z prowadzenia spraw antyklerykalnych) oraz pewnego eks-księdza. Jednak kardynał nie miał z tym nic wspólnego, prócz tego, że w tym właśnie czasie wykładał i znał Stevena.
W czasie procesu kardynał robił wszystko, aby ocalić swoje dobre imię, a przede wszystkim nie przynieść szkody Kościołowi. Całe postępowanie sądowe i koszty z tym związane pokrywał ze swoich własnych środków finansowych. Nie chciał dopuścić do tego, aby ofiary składane przez wiernych na Kościół były przeznaczane na opłacanie adwokata. Głupie oszczerstwa rozgłaszane przez ludzi, którzy odeszli od Kościoła i którzy chcieli za sobą pociągnąć innych (przez zniesławienie go) musiały w końcu zmierzyć się z prawdą i ponieść klęskę.
„W każdej rodzinie zdarzają się kłótnie, zranienia i okresy bolesnej samotności. Nie możemy jednak uciec od naszej rodziny. Mamy tylko jedną rodzinę, dlatego po każdym nieporozumieniu powinniśmy dołożyć wszelkich wysiłków, aby przywrócić jedność i zrozumienie. Kościół także jest naszą duchową rodziną. Kiedy stajemy się jej członkami, podejmujemy ryzyko, że ktoś lub coś nas zrani lub że doznamy poczucia wyobcowania. A jednak Kościół nie przestaje być naszą rodziną, a skoro nie istnieje żadna inna rodzina, musimy z całych sił dążyć do pojednania”. Steven ostatecznie pojednał się z Kościołem, wrócił do swojej rodziny. Bardzo zaprzyjaźnił się z kardynałem Josephem Bernardim. Wkrótce zmarł (22 września 1995 roku), jako gorliwy katolik. Przed śmiercią powiedział do matki: „To mój dar dla ciebie”.
Jednak wyjaśniona sprawa z fałszywym oskarżeniem i doprowadzona do szczęśliwego zakończenia, nie zakończyła problemów gorliwego kardynała. 3 czerwca 1995 roku ks. Joseph dowiedział się, że jest chory na bardzo groźną chorobę – raka trzustki. Rozpoczął się drugi etap bolesnego życia kardynała. Jednak cierpienie postanowił znosić z wytrwałością. Jako wzór postawił sobie własnego ojca, który zmarł na chorobę nowotworową. Również inne osoby wspierały go w jego cierpieniu. Sam papież Jan Paweł II zadzwonił do kardynała, aby wyrazić mu swoje współczucie. Jednak któż jest w stanie zrozumieć chorego, jak nie drugi chory? Dlatego też najwięcej otuchy dodawali mu inni chorzy, z którymi kardynał miał kontakt. Dlatego też poświęcał się on duszpasterstwie wśród chorych „poprzez cierpienie ogałacamy samych siebie, dzięki czemu możemy przyjąć Bożą miłość i łaskę, wówczas możemy myśleć o potrzebach innych ludzi”. Jego posługa duszpasterska była prosta (zwykli ludzie) i transcendentna (bo wprowadzała obie osoby w głębszy kontakt z Bogiem).
W czasie swojej choroby doznał w sposób szczególny kłopotów na modlitwie. Powiedział: „Módlcie się, gdy jesteście zdrowi, bo w czasie choroby może okazać się to za trudne. Teraz już wiem, że muszę się modlić, gdy mi nic nie dolega”.
W czasie jego licznych pobytów w szpitalach zdobył on wielu przyjaciół, między innymi pewnego studenta medycyny, który zapatrzony w postawę kardynała, obudził w sobie chęć niesienia pomocy innym.
„Muszę w tym miejscu przyznać, że moje rozumienie kapłaństwa wciąż nie jest jasne i oczywiste”- powiedział kardynał. Nie wiadomo przecież, gdzie akurat dany kapłan będzie potrzebny i w jaki sposób będzie musiał głosić Chrystusa. Jedno jest pewne: mężczyźni i kobiety w różnych zakątkach świata, wierzący i nie związani z żadną konkretną religią noszą w sobie głębokie pragnienie spotkania z Istotą Najwyższą”. Dlatego tak ważne jest głoszenie Chrystusa nie tylko słowem, ale i czynem. Gdy kardynał został wypisany ze szpitala (19 czerwca), to nie zerwał kontaktów z pacjentami. Ciągle służył im duchową poradą poprzez listy, na które zawsze bardzo chętnie odpowiadał.
„Wiem już instynktownie, kiedy trzeba słuchać, a kiedy po prostu podać rękę drugiej osobie” – oto czego uczy praktyka. A tylko poprzez umiejętność nawiązywania kontaktów z innymi i pomaganie w rozwiązywaniu problemów innych można „przekuwać wiarę w czyn”, co jest sprawą najważniejszą.
Być potrzebnym innym znaczy bardzo wiele. Poprzez niesienie pomocy innym, pełne wypełnianie swoich obowiązków, człowiek czuje, że jest bliżej Boga – „zgoda na swoje cierpienie i wzniesienie się ponad nie pozwala dostrzec Bożą obecność nawet w najtrudniejszych okolicznościach”. Bo jakże trudno jest nawiązać kontakt z Bogiem przez modlitwę. A mimo to kardynał zauważa: „Nawet część godzin, które poświęcamy Bogu, pomimo, iż czasami bujamy w obłokach, bądź mimowolnie próbujemy rozwiązać problemy, to jednak ta godzina należy tylko do Ciebie. I chociaż nigdy nie uda nam się wyeliminować tego rozproszenia, pomimo naszych szczerych chęci, to ten czas jest tylko dla Niego przeznaczony i nie oddamy go nikomu innemu”.
Bardzo ważną formą modlitwy dla kapłana jest brewiarz. Bowiem Liturgia Godzin to modlitwa Kościoła, dlatego odmawiając ją czuje się więź ze wszystkimi ludźmi na całym świecie, szczególnie z osobami duchownymi, które modlą się tymi samymi słowami. Psalmy mówią o radościach i smutkach codziennego dnia, o naszych wzlotach i upadkach. Brewiarz jest podobny do różańca.
Kardynał mówi: „Módlcie się, gdy macie dobre samopoczucie, bo gdy zachorujecie może okazać się to niemożliwe”,- jednak ta niemoc modlitwy nie osłabiła wiary księdza. Wiele pisał na temat cierpienia osób chorych na śmiertelne choroby i ich najbliższych. „Katolickie Ośrodki Lecznicze powinny zachować status placówek nie nastawionych na zysk” – twierdził kardynał.
Dawał on też wiele wskazówek, jak przezwyciężać różne trudności. „Kiedy odczuwasz lęk i mówisz o tym swojemu przyjacielowi, lęk maleje, a niekiedy nawet znika całkowicie. Jeśli zaś uznasz lęk za swojego wroga, wówczas ciągle musisz przed nim uciekać. Ludzie wiary, którzy wierzą, że śmierć jest przejściem z życia doczesnego do wiecznego, powinni widzieć w śmierci przyjaciela”.
Cała ta książka jest taką życiową wskazówką: „Oddaję wam moją posługę i funkcję przywódcy, moją energię i talenty, mój umysł serca i siły, a także moje słabości. Oddaje wam siebie w wierze, nadziei i miłości” – powiedział kardynał pod koniec swojego życia.
Kardynał Joseph Bernardin zmarł po przerzucie raka na wątrobę 31 sierpnia 1996 roku.
Informacje dodatkowe o Dar pokoju:
Wydawnictwo: WAM
Data wydania: 1999-02-01
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
83-7097-488-0
Liczba stron: 192
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2007-02-01, Ocena: 6, Przeczytałem, Mam,