Reportażysta i dokumentalista BBC o pasji, odwadze i spełnianiu marzeń!
Jak to jest, znaleźć się na czubku figowca dusiciela na Borneo? Albo wisieć na linie w rynsztunku bojowym, aby sfilmować gniazdo harpii w Wenezueli? Albo wspinać się bez asekuracji w Kongu, żeby zobaczyć coś więcej niż słonie i goryle na dnie lasu? Albo spać w hamaku rozpiętym na wierzchołku eukaliptusa w Australii, ponad osiemdziesiąt metrów nad ziemią?
Dla Jamesa Aldreda wspinaczka po drzewach jest nie tylko profesją i źródłem utrzymania, ale i ogromną życiową pasją. Dorastał na skraju New Forest w południowej Anglii i już od wczesnego dzieciństwa uwielbiał przyrodę, szczególnie drzewa. Nic więc dziwnego, że zajął się arborystyką, a potem fotografią i filmem przyrodniczym, dołączając między innymi do ekip realizatorskich Davida Attenborough.
Wspomnienia Aldreda znakomicie oddają głęboką miłość do dzikiej i nieokiełznanej przyrody.
Znakomita lektura – niesamowite przygody i dramatyczna nowa perspektywa z ramion olbrzymów świata. – Chris Packham
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2018-04-17
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 280
Przeczytane:2018-10-16, Ocena: 3, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2018 roku,
Przydługa, monotonna opowieść o mężczyźnie, który włazi na drzewa i pomaga w kręceniu filmów przyrodniczych i innych.
Sama idea wspinania się na kolosy, które James opisuje jest cudowna - trudno mi sobie wręcz wyobrazić drzewo 80-metrowe, ale widać takie istnieją. Niestety autor nie ma dostatecznego talentu, żeby to przeżycie zachwycająco opisać. Same historie różnią się często tylko szczegółami typu miejsce, rodzaj drzewa i... rodzaj pasożytów/owadów, które go zaatakował. Po przeżyciach, jakie miał choćby w Afryce to ja bym już tam nigdy nie pojechała (te robale pod skórą! brrr!) ale on pojechał. Plus za odwagę.
Najwspanialsze wydały mi się opowieści o Kostaryce - to nie są zwyczajne drzewa, to całe rosnące ekosystemy (no i legwany w koronach drzew - bajka!) i o wizycie w Australii i wspinaczce na eukaliptusy - niedługo potem cały ten las spłonął i odrodzi się dopiero za 300 lat... Najbardziej czekałam na rozdział o podglądaniu harpii - te ptaki to latająca mitologia - ale się zawiodłam. Może jeszcze wyróżnia się opowieść o budowaniu przez Korowajów domków na drzewach w Papui.
Oczywiście nie odradzam czytania, ja także nie żałuję lektury, ale jednak czuję srogi zawód. Spodziewałam się wiele więcej.
No i ogromny minus za brak zdjęć!