Wit Szostak
Chochoły
O rodzinie.
O Krakowie.
O Polsce
Historia wielopokoleniowej krakowskiej rodziny Chochołów, zamieszkującej kamienicę po przodkach, z kaplicą na strychu i katakumbami w piwnicach, jest tylko pretekstem do opowieści o polskiej tożsamości. Chochoły to nastrojowa, piękna proza o rodzinie, o Krakowie, ale również o polskiej tradycji i obrzędach. To zaproszenie do dekonstrukcji naszych narodowych mitów.
Wydawnictwo: powergraph
Data wydania: 2018-07-13
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 640
Wit Szostak Szczelinami założenie jest czysto powieściowe: spisać życie - autoportret poetki lecz zrobić to z założenia za pomocą form niepowieściowych krótkich...
Rumowiska to wiele strumieni, z których każdy ma swoje źródło. Jest opowieść o dziadku Tomaszu, podziemnym opozycjoniście i pośle, o tajemnicach babci...
Przeczytane:2023-07-31, Ocena: 3, Przeczytałam, Przeczytane,
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy lata temu po raz pierwszy sięgnęłam po "Oberki do końca świata", przepadłam. Józef Wicher, bohater tej książki, niemal od pierwszych stron stał się moim ulubieńcem, zaś styl pisarski samego autora na nowo obudził we mnie miłość do nurtu chłopskiego w literaturze.
Nic dziwnego, że w ramach akcji CzytajKraków postanowiłam sięgnąć po inną książkę Wita Szostaka. Tym razem wybór padł na "Chochoły" i muszę przyznać, że lektura tej pozycji w moim wydaniu rzeczywiście przypominała chocholi taniec.
"Chochoły" to pierwszy tom tzw. "Trylogii krakowskiej". Narrator a zarazem jeden z bohaterów tej książki oprowadza Nas niejako po swoim rodzinnym domu, domu Chochołów. Trzeba przyznać, że to bardzo tajemnicze miejsce. Wielość pokojów, pięter i mieszkańców sprawia, że bardzo szybko czujemy się w nim zagubieni, dokładnie tak samo jak opowiadający tę historię mężczyzna. W ramach odkrywania domu, odkrywamy także losy jego mieszkańców i wpadamy w sieć zależności, o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia. Powiedzieć, że ten dom "żyje" własnym życiem, to nic nie powiedzieć. Co i rusz sytuacja wymyka Nam się spod kontroli i w pewnym momencie mamy wrażenie, że to sam dom jest głównym bohaterem tej powieści. Ale to jeszcze nic. Wraz z Naszym bohaterem błąkamy się po ulicach Krakowa. Czasem w celu odnalezienia jego brata, czasem zupełnie bez celu. I ten Kraków właśnie na Naszych oczach również zaczyna "żyć", zmieniać się, przeistaczać, ewoluować. Aż wreszcie wybucha wojna...
O ile losy domu i jego mieszkańców, utrzymane w konwencji onirycznej przywołują mi na myśl prozę Schulza, którego uwielbiam, o tyle baśniowość a wręcz fantastyczność tej opowieści moim zdaniem wcale nie dodała jej kolorytu, a wręcz przeciwnie, mocno skomplikowała odbiór. Nie pomogła nawet wspominana przez wielu czytelników intertekstualność tego tekstu, która dla wprawnego i obytego odbiorcy może być swego rodzaju grą z tradycją literacką. Niestety, im dalej od rzeczywistości, tym trudniej było mi przebrnąć przez kolejne karty książki, ale dzielnie udało mi się dobić do brzegu. Tam też czekały na mnie zachwyt i fajerwerki
Choć senna atmosfera Krakowa i rodzinnego domu głównego bohatera niewątpliwie robią wrażenie na czytelnikach, to jednocześnie sprawiają, że nie sposób zagłębić się w lekturze na dłużej niż kilka godzin. W końcu ile można snuć się ulicami Krakowa, który spowija aura tajemnicy, chłodu, a wreszcie również przemocy? Ta mało atrakcyjna perspektywa, z jakiej przestawiono miasto, choć wyjątkowo nowatorska, na mnie nie zrobiła większego wrażenia, a wręcz przeciwnie, skutecznie przekonała do tego, by po pierwszym tomie tej trylogii, bez cienia żalu, rozstać się z nią raz na zawsze. Kto wie, może to nie wina "Chochołów", tylko moich zbyt wygórowanych oczekiwań wobec tej książki? Może Wam ta opowieść się spodoba? Przekonajcie się sami.
Ps. Jedyne, za co chcę podziękować autorowi, to pasja muzyczna jego bohaterów i te cudne oberki komponowane z uporem maniaka przez Bartka i Kozła. :)