Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2016-10-26
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 256
Tytuł oryginału: Our Chemical Hearts
Język oryginału: org. angielski
Tłumaczenie: Donata Olejnik
Miłość nigdy nie jest tym, czego oczekujesz. Henry Page jeszcze nie był zakochany. Jest zbyt zajęty. Kończy szkołę średnią i jego energię pochłania zdobycie...
Czy strach przed miłością może być fobią? W rodzinie Esther wszyscy są skazani na fobie. Ojciec cierpi na lęk przestrzeni, brat bliźniak nie zniesie ani...
Przeczytane:2020-08-19, Ocena: 5, Przeczytałam, Posiadam, | demoniczne-ksiazki.blogspot.com |, - 2020 -, Zrecenzowane,
Życie w czyimś cieniu nigdy nie będzie cudownym doświadczeniem. Wieczne porównania, wywyższające kogoś pozornie lepszego, teoretycznie tworzone tylko po to, by ponoć zachęcać do działania, nieraz odnoszą odmienny skutek. Wieczne odczuwanie presji spowodowanej często wygórowanymi oczekiwaniami wywołuje smutek, niechęć, a nawet bunt, który może przeobrazić się w coś, czego później żałujemy. Jednakże w ten sposób chcemy walczyć. Pragniemy udowadniać, że nie zamierzamy być kopią kogoś, kto nie jest dla nas żadnym autorytetem. Wolimy podążać własną ścieżką, wydeptywać trawniki. Zbierać porażki do słoika, by później liczyć jedynie na sukcesy. Chociaż, nie każdy decyduje się na taki krok. Są osoby, które postanawiają stanąć do rywalizacji z legendą, wykrzesując z siebie wiele sił, aby jej dorównać lub – o niebo lepiej – ją przegonić. Pragną udowodnić swoją wartość w ten oto sposób, ale czy o to w tym wszystkim chodzi?
LEGENDY SĄ PO TO, ABY JE OPOWIADAĆ I UPAMIĘTNIAĆ… DLATEGO WARTO TWORZYĆ WŁASNE!
„Chemia naszych serc” to pozornie zwyczajna, niczym niewyróżniająca się młodzieżówka – właśnie takie słowa kołatały mi w głowie, kiedy mój wzrok spoczął na pierwszych rozdziałach książki, pochłaniając je. Czułam wspaniałą lekkość, jaką ten gatunek nieraz nam prezentuje, którą można się rozkoszować do woli. Przepełniający strony humor, wywołujący nieraz niekontrolowany chichot, mieszał się wraz z monotonnymi poczynaniami bohatera, Henry’ego, walczącego z metką młodszego brata Sadie. Spoglądałam na jego poczynania z nutą „nostalgii” (wszak często też słyszałam, że powinnam brać przykład ze starszej siostry…), dlatego kiedy do akcji wkroczyła Grace, przeczuwałam, że wszystko to zostanie wywrócone do góry nogami. I ani trochę się nie pomyliłam!
Wystarczyło niewiele, aby dotąd spokojny świat Henry’ego zmierzył się z huraganem. Wyczuwalna na kilometr fascynacja zdawała się sączyć z kartek, przechodząc na mnie. Zarażona ciekawością, chętnie doglądałam wszelkich prób rozszyfrowania tajemniczej osobistości, która wprowadziła nie tylko zamęt, ale coś jeszcze – komplikacje. Lekkość powoli umykała, po cichutku zatrzaskując drzwiczki, zezwalając na to, abym odczuwała niepokój, strach, gniew, zniecierpliwienie i smutek. Chaos uczuć, jakie zaczynałam odczuwać, jednak mnie nie zniechęcał. Co więcej, czułam się jeszcze bardziej zżyta z tą historią, gdzie wielokrotnie dano mi do zrozumienia, że nie zdołam wszystkiego rozszyfrować. Choć niektóre elementy nie stawiały przede mną trudnych szyfrów, to i tak nieźle gimnastykowałam się, aby odkryć coś przed podsunięciem rozwiązania pod nos, gdzie – niestety, dla mnie – kończyło się fiaskiem. Dygocząca od nadmiaru wrażeń, od tego fabularnego rollercoaster’u, dotąd przeżywam to, co się tutaj działo. Czy to źle? W życiu! Dzięki temu książka nabrała realnych kształtów. Pani Krystal Sutherland pokazała, że życie to nie bajka i musimy liczyć się z tym, iż niejednokrotnie podwinie nam się noga i zaliczymy bolesny upadek. Jednakże nie musimy od razu wstawać. Przeżywając ból, mamy również czas na przemyślenia, mogące pozwolić na to, by dojrzeć rozwiązania, na jakie nie potrafiliśmy natrafić wcześniej. Nie każde wtedy będzie dla nas najłatwiejsze do zrealizowania, lecz czy nie pozwolą nam one nieco… dojrzeć?
Pierwsza miłość. Ta ukazana w tej książce jest dość… zagmatwana. Nie należy do najłatwiejszych, stawia wiele przeszkód, których pokonanie pozwala odczuć satysfakcję, a zarazem przerażenie. Uczucie łączące Henry’ego oraz Grace rozczulało, ale też napawało niepewnością. Wzloty i upadki, szybowanie w chmurach i brodzenie w błocie. Bywało różnie, co powodowało, że i ja zastanawiałam się, co z tego wyniknie. Dwie wrażliwe dusze, gdzie ich właściciele zmagali się z własnymi demonami. Jak zwalczyli przeciwności losu? Cóż, niech to pozostanie tajemnicą.
ZADAM CI BARDZO TRUDNE PYTANIE… JESTEŚ GOTOWY? NO TO… OPOWIESZ MI COŚ O SOBIE?
Henry Page zdaje się być przeciętnym uczniem ostatniej klasy szkoły średniej. Jak pozostali odrabia lekcje i uczy się, aby osiągnąć dobre wyniki, pozwalające mieć szerszy wybór w wyborze uczelni. No i też pragnie coś osiągnąć, gdzie w jego przypadku to walka o stołek redaktora naczelnego szkolnej gazety. Zdaje, bo gdyby nie to, iż on musi walczyć z etykietą młodszego brata inteligentnej, a zarazem największej zakapiory Sadie. Ta łatka sprawia, że musi się bardziej przykładać, co powoduje skrupulatne dzielenie czasu między książki a przyjaciół, z którymi może rozmawiać o wszystkim i o niczym, ślęcząc nad grami. I taka rutyna krążyła w jego życiu, dopóki nie poznał Grace. Dopóki tajemnicza, miewająca różne nastroje nastolatka nie dołączyła do jego szkoły i nie wywołała zamieszania. Dzięki niej Henry odkrył, iż dotąd nie był zakochany, bo nigdy nie spotkał kogoś, kto byłby w stanie pobudzić jego serce. Ta umykająca mu z dłoni, krucha niczym motyl dziewczyna wybudziła w nim nieznane dotąd uczucia. Pomogła mu poznać swoje nowe wcielenie, wypuścić emocjonalnego demona, który przejął kontrolę. Tym samym chłopak dał się poznać z zupełnie innej, ciekawszej strony, aczkolwiek nie podobało mi się to, co pierwsze, tak silne uczucie z nim robi. No i sama Grace. Rozumiałam, że ma powody ku temu, aby mieszać ludziom w głowach swym zachowaniem, jednak gdyby było w niej więcej empatii, niżeli egoizmu, sprawy wyglądałyby inaczej. Tak, dla mnie ta postać to egoistka, pochłonięta swoimi problemami. Wiem, że nie miała lekko. Sama nie wiem, jak zachowywałabym się na jej miejscu, ale zapewne wolałabym, aby ktoś wreszcie mi wygarnął, niżeli pozwalać na to, by się nade mną litowano. Bo to niezdrowe.
Najlepsi przyjaciele Henry’ego, czyli Lola oraz Murray. Jak jeszcze dziewczyna okazała się największym wsparciem dla chłopaka i nieraz doprowadzała go do pionu, tak kumpel pozostawiał wiele do życzenia. Jego dziecinne zachowanie czy irytujące, żenujące teksty nie mogły równać się z sarkastycznymi uwagami oraz posiadaniem głowy na karku u Loli. Ta trójka stworzyła tak niecodzienną ekipę, że razem nawet dawali sobie radę, gdzie ich losy niezmiernie zaciekawiały i wywoływały uśmiech na ustach. A ich rozmowy… to już w ogóle można było boki zrywać (no, biorąc poprawkę na tego, co mnie wkurzał…)! Również warto zwrócić uwagę na siostrę Henry’ego, Sadie. Choć lata nastoletnie już dawno ma za sobą, to chętnie brałaby udział w każdej szalonej akcji, jaką by ktoś jej zaproponował. Szalona, nieprzewidywalna, a zarazem opiekuńcza. Pozostawiła po sobie szkolną legendę, ale gdy w życiu jej brata następowały komplikacje, szła za nim w ogień, ochoczo go gasząc. Taka siostra to skarb!
Podsumowując. „Chemia naszych serc” miała być jedną z tych powieści młodzieżowych, które się przyjemnie czyta, a po odłożeniu ją na półkę od razu zapomina. Zamiast tego pozostawia po sobie mętlik w głowie oraz przepracowane z szybszego bicia serce. Słodko-gorzka historia, gdzie zakończenie na pewno zaskoczy niejednego czytelnika. Nie ma co, ani trochę nie żałuję, że spędziłam z tą książką tyle czasu. Było warto!