Nie możesz zabronić ptakom smutku, by latały nad twoją głową, ale możesz zabronić im, by uwiły gniazdo w twoich włosach.
Sophie Daull, napisała przejmującą książkę, która jest pożegnaniem z jedynym dzieckiem. Camille odeszła nagle w wigilię Bożego Narodzenia po czterech dniach niespodziewanej gorączki. Pisała, żeby nie zapomnieć Camille, jej ,,szczerego, prostego, jasnego" spojrzenia, chwil bliskości, wspólnego śmiechu, kłótni. Pisała, żeby utrzymać się na powierzchni, żeby każdego dnia przeżyć jeszcze kilka godzin w towarzystwie dziecka, które odeszło. Wspomnienia Sophie nie są jednak lamentem matki pogrążonej w żałobie. Humor przeplata się w tu ze smutkiem i bardziej niż grobowiec przypomina ,,rozległy taras, z którego ja i Camille możemy jeszcze, razem, radosne, przyglądać się światu".
Sophie Daull, francuska aktorka teatralna. Camille, moja ptaszyna to jej debiut. Kolejną książkę La suture (Szew, 2016) - napisała o swojej matce, zmarłej w tragicznych okolicznościach w 1985 roku.
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2017-04-11
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 164
Tytuł oryginału: Camille, mon envolée
Camille jest wesołą, szesnastoletnią dziewczyną. Ma kochających rodziców, kota, wielu przyjaciół i głowę pełną planów na przyszłość. Jest uzdolniona artystycznie, ale jeszcze nie wie, co będzie robić w życiu. Może zajmie się naukami politycznymi? Świat stoi przed nią otworem, ma dużo czasu, żeby dokonać ważnych wyborów. Jeszcze nie wie, że czas ten zostanie jej odebrany.
Każdy z nas był kiedyś chory. Każdy korzystał z pomocy służby zdrowia. Każdy z nas zlekceważył katar, ból gardła i łamanie w kościach. Camille swojego przeziębienia nie zlekceważyła. Zapobiegliwa matka podała leki i położyła dziewczynę do łóżka - zwykła grypa na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia. Zwyczajna grypa, która zakończyła się śmiercią.
Książka „ Camille, moja ptaszyna” to pamiętnik. Autorka Sophie Daull pisze o swoich przeżyciach po starcie jedynego dziecka, adresatem przemyśleń czyniąc jednocześnie zmarłą Camille. Już na samym początku czytamy: „Zostałaś pochowana dokładnie tydzień temu. Bez serca i mózgu”. Jakie to straszne, zwykłe słowa, proste, krótkie zdania, które opowiadają o niewyobrażalnej tragedii matki. Sophie Daull wspomina więc krótkie dni choroby- to tylko cztery dni. To nie był nowotwór, atakujący nieraz przez wiele lat, ale jednocześnie dający szansę na uporządkowanie własnych spraw, na oswojenie się z tym, co nieuniknione. Tylko właściwie co zaatakowało młody organizm? Bo to zwykłe przeziębienie zaczęło dawać przerażające objawy. Jednak nikt prócz matki i dziewczyny tego nie dostrzega, lekarze je ignorują, na pogotowiu chora otrzymuje paracetamol, bo to tylko zwykła grypa. Kiedy w końcu przyjedzie do Camille pogotowie, na ratunek jest już za późno.
Czy jest sens w obliczu takiej tragedii powiedzieć lekarzom – nie mieliście racji? Jak żyć dalej, kiedy nie ma winnych? Kiedy rzekomo błędu nie popełnił żaden lekarz? Zresztą, czy gdyby go nawet udowodniono, powróciłoby to zmarłą do życia? Jak wstawać każdego ranka mając wiedzę z raportu sekcyjnego, że Camille uratowałoby podanie zwykłego antybiotyku?
Jak życie może w ogóle toczyć się dalej? Dlaczego niebo jest błękitne, a rozchichotane nastolatki mijają pogrążoną w żałobie matkę? Jednak świat nie zwolni nawet na moment. Trzeba zając się wszystkimi sprawami –takimi nawet jak pogrzeb. Camille zmarła tuż przed świętami Bożego Narodzenia, dla wielu zakładów pogrzebowych to problem, ale i dobrze opłacalny biznes. Jednak rodzice znajdą kogoś, kto z sercem i delikatnością zorganizuje ceremonię.
Są książki, których lektura zajmuje kilka godzin, ale w pamięci pozostają na długo. Są takie historie, które, kiedy je poznamy, niosą z sobą ból i wzruszenie. Taka jest ta książka. Jest sprzeciwem wobec lekarzy, którzy lekceważą chorego. Jest pożegnaniem z ukochanym dzieckiem, z wszelkimi nadziejami i planami, jakie tylko rodzic może wiązać z przyszłością. Ta książka to krzyk matki, która pochowała własne dziecko; jej protest, że takie rzeczy nie powinny się zdarzać. To w końcu opowieść o smutku, żałobie, ale i próbie powrotu do normalnego życia. Sophie Daull jest aktorką, jej zawód wręcz zmusza do kontaktu z ludźmi, pracuje ze studentami ( dwie uczennice noszą imię zmarłej córki, ale mimo obaw autorka znajduje przyjemność w jego wypowiadaniu). To lektura o tym, że trzeba po prostu zmierzyć się z życiem, bo kiedy Sophie żegna się ze swoją córką, inna kobieta zostaje matką – „Cieszę się, że inna dziewczynka się urodziła, kiedy ty umierałaś, nie wiedząc o tym”. Historia ta jest w końcu próbą zamknięcia okresu żałoby, rozliczeniem się z tymi wszystkimi strasznymi wydarzeniami, których żadna matka nie chce przeżyć. Czy to się autorce udaje? Czy taka żałoba może w ogóle kiedykolwiek się skończyć? W ostatnim zdaniu Sophie Daull pisze: „Żegnaj, moje dziecko”. Tylko czy jest to naprawdę ostateczne pożegnanie?
Książka „Camille, moja ptaszyna” jest chyba najbardziej grającą na emocjach książką, która przeczytałam w tym roku. Język autorki jest autentyczny, nie sili się na patos. Zdania są krótkie, ale bardzo dużo w nich ekspresji. Autorka jest szczera – przed sobą, ale i przed czytelnikiem. Czytając tę książkę po prostu czuje się, że nie ma w niej fałszu. To pozycja dla tych, którzy lubią proste, zwyczajne historie, które nie zawsze mają szczęśliwe zakończenie.
Pisarka bierze udział w programie telewizyjnym z okazji wydania swojej debiutanckiej powieści. Nie ma pojęcia, że program ogląda pracownik zieleni miejskiej...
Przeczytane:2017-05-14, Ocena: 6, Przeczytałem, Mam, Posiadam,