W przypływie nagłego impulsu, John Humphrys - brytyjski dziennikarz telewizyjny - kupuje zrujnowany dom na Peloponezie z zapierającym dech w piersiach widokiem na Morze Egejskie. W odbudowie domu pomaga mu mieszkający w Atenach i ożeniony z grecką prawniczką syn, Christopher. Nadzór nad budową przejmuje Thakis, teść Christophera, z zawodu inżynier budownictwa wodno-lądowego. Czy coś może pójść nie tak? WSZYSTKO.
Był Styczeń 2006 roku. W ciągu sześciu tygodni stałem się właścicielem placu budowy, dwóch hektarów zalesionego stoku, ruin domku na plaży, uroczego gaju cytrynowego i Bóg raczy wiedzieć ilu pradawnych drzew oliwnych. Minęło lato, potem kilka lat, a plac budowy pozostał tym, czym był: placem budowy. Ta książka opowiada historię tego okresu. Gwoli sprawiedliwości, zawiera również wersję wydarzeń Christophera, a także jego spostrzeżenia na temat zamieszkiwania przez cudzoziemca w jednym z najbardziej patriotycznych i przesiąkniętych tradycją krajów. Ci z nas, którzy spędzili kiedyś w Grecji wakacje, myślą, że coś na ten temat wiedzą. Jak przekonałem się na własnej skórze po kilku latach -większość z nas nie ma o tym najmniejszego pojęcia. (Fragment książki)
Informacje dodatkowe o Błękitne niebo i czarne oliwki:
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 2011-07-27
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
9788375139389
Liczba stron: 320
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2022-12-29, Ocena: 3, Przeczytałam,
Powiedziałabym, że było nudno, jak w polskim filmie, ale to nie byłaby prawda, bo w porównaniu z tą książką, polskie filmy bywają jednak lepsze.
Wyszperałam tę pozycję jakiś czas temu w parkowej budce z książkami, spodobała mi się okładka, cała w greckich odcieniach błękitu, widok na Morze Egejskie, i w sumie to by było na tyle z plusów. Sądząc po opisie okładkowym liczyłam na zabawną historię związaną z budową domu i osiedlaniem się brytyjskiego dziennikarza na Peloponezie. Miałam nadzieję, że znajdę w książce smaczki o Grecji, jakich nie ma w przewodnikach, ciekawostki widziane oczami człowieka, który dopiero poznaje miejscowe obyczaje i sytuację społeczno-polityczno-gospodarczą. Nie znalazłam. Prócz zawiłości związanych z budową domu, systemem własnościowym i kilkoma innymi niedogodnościami, które napotkał Humphrys podczas budowy domu, nie dowiedziałam się niczego.
Najciekawszy i najzabawniejszy okazał się rozdział 8, w którym poznajemy perypetie związane z pawiem Henrym.
Marne to było, powiem szczerze…
Pierwszą marność znalazłam już na 31 stronie. Porażający wręcz brak wiedzy na temat kraju, w którym dziennikarz postanowił się osiedlić.
„Jeśli jesteś Grekiem, jesteś wyznania grekokatolickiego, czy wierzysz w Boga, czy nie”.
Naprawdę? Jakże to możliwe, skoro, jak wyczytałam, od 1864 r. religią państwową w Grecji jest prawosławie, a liczbę wiernych szacuje się na ok. 10 mln., czyli praktycznie całość ludności. Grekokatolicy stanowią ledwie ok. 3 tysiące wiernych, więc jest to jedynie niewielki, a nawet nikły odłam, to mocno mała mniejszość religijna.
Jak na fakt, że pozycję napisał dziennikarz, który w Grecji osiadł na stałe, to bardzo słabiutki reaserch zrobił… Książka wydana została w 2011 r. i dodatkowo zaskakuje mnie fakt, że nikt w wydawnictwie Pascal (tłumacz, redaktor, korektor) nie wychwycił tej kwestii… W tej sytuacji zaczynam podważać wiarygodność innych informacji zawartych w książce.
Jak wspomniałam, pozycja została napisana przez dziennikarza i czuć w niej ten mocno dziennikarski, wręcz suchy styl. Brakowało mi lekkości i płynności narracyjnej, zdawało mi się, że czytam obszerny, pełen suchej wiedzy artykuł w prasie, a nie książkę, która stanowi niejako osobiste wspomnienia na temat osiedlania się w Grecji. Powieść miała być zabawna – nie była, miała być poruszająca – nie była. To po prostu obszerna dziennikarska, acz mocno subiektywna, relacja z wydarzeń związanych z budową domu i osiedlaniem się, i niestety nic ponadto. Pozycja raczej męcząca niż relaksująca.
Dodatkowo książka została okropnie wydana: mały, zbity druk na żółtym papierze, który powoduje dyskomfort w czytaniu.
Czuję się rozczarowana i żal mi poświęconego na tę książkę czasu, mimo że końcowe strony już tylko przekartkowałam.
Ogromny zawód, jak na publikację spod egidy wydawnictwa Pascal.