Biuro kotów znalezionych to opowieść o życiu i rozterkach współczesnej kociary - od pierwszego stopnia zakocenia do założenia własnego domu tymczasowego. Autorka, u zarania tego przedsięwzięcia, nie była kocim ekspertem. Owszem, koty lubiła i była wrażliwa na ich niedolę - nie miała jednak pojęcia jak funkcjonują schroniska, fundacje czy azyle dla zwierząt. Wiele musiała się nauczyć. Za sprawą innych, bardziej doświadczonych wolontariuszy, kociąt ,,na odchowanie" oraz Szarej, Ośki i Artura zostaje wprowadzona w tajniki bycia łapaczką, karmicielką, kocią opiekunką, zastępczą mamą. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od kichnięcia...
Cytaty z książki:
Wciąż słyszę, że zwierzęta nie potrafią kochać, choć założę się, że mniej jest na świecie nieudanych związków człowieka z jamnikiem niż człowieka z drugim człowiekiem. Właściwie nie dbam o to, czy nazwę to, co od zwierząt otrzymuję, miłością czy instynktownym odruchem.
Zwierzę jest przyjacielem na dobre i na złe, nigdy nie dojdzie do wniosku, że jesteś nie taki jak trzeba i że nie można już cię lubić. Nie ma względów dla pozoru.
Nie potrafiłam zwierzaka sprzedać, bo opisywałam fakty, a nie uczucia. Nie apelowałam do sumienia ani do wrażliwości, nie usiłowałam wzbudzić poczucia winy, wzruszyć czy przestraszyć czytelnika anonsu. Popełniłam błąd, ale będąc sobie wierna. Nie zebrałam publiczności rozkochanej w kotach, czytającej z chęcią każde słowo na temat swoich ulubieńców, ale też nie odepchnęłam czułostkowością ogłoszenia teoretycznie niechętnych adopcji. Uważam, że najważniejsze jest, by nie straszyć potencjalnych obrońców zwierząt, czy też ludzi, którym los czworonogów nie jest obojętny. Nie powinno się ich szantażować i zniesmaczać, ale zaimponować rzeczowym podejściem i perspektywicznymi działaniami. Zamiast krzyczeć i błagać o litość nad jednym zwierzęciem, zwrócić uwagę na los wielu, nawiązać dyskusję, apelować o pomoc koncepcyjną, a nie materialną i jednorazową. Myślę, że warto oczyścić wizerunek środowiska, uczynić przynależność do niego nobilitującą, zamiast zawstydzającą.
Osoba biorąca zwierzę pod opiekę pod wpływem emocjonalnego szantażu czuje się zapewne jak klient, który namówiony przez wyszkolonego akwizytora kupił coś dziwnego. O konsekwencjach nie ma co mówić, mogą okazać się wręcz tragiczne.
Dlatego nie napisałam w ogłoszeniu, że mojemu kotu jest źle, że czeka na stały dom. On na nic nie czeka, jest mu pysznie, ma koleżanki, ma ciepło, ma dwie pary rąk do głaskania. Jedynym argumentem za znalezieniem mu nowego domu jest to, że na jego miejsce mógłby przyjść inny kot, który nigdy nie zaznał ciepła ludzkich kolan.
O autorce:
Kinga Izdebska - maszyna do pisania. Jeśli nie pisze niezrozumiałych poezji, ślęczy nad koteryjnym blogiem, codziennie pisuje listy i wymyśla nowe słowa. Zawodowo też pisze, w SQL-u. Jedyne, czego napisać nie umie, to swojego biogramu ;-).
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2013-09-18
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 252
Przeczytane:2019-01-06, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku,
Biuro kotów znalezionych to opowieść o życiu i rozterkach współczesnej kociary - od pierwszego stopnia zakocenia do założenia własnego domu tymczasowego. Autorka, u zarania tego przedsięwzięcia, nie była kocim ekspertem. Owszem, koty lubiła i była wrażliwa na ich niedolę – nie miała jednak pojęcia jak funkcjonują schroniska, fundacje czy azyle dla zwierząt. Wiele musiała się nauczyć. Za sprawą innych, bardziej doświadczonych wolontariuszy, kociąt „na odchowanie” oraz Szarej, Ośki i Artura zostaje wprowadzona w tajniki bycia łapaczką, karmicielką, kocią opiekunką, zastępczą mamą. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od kichnięcia...