To byłorzadkością, bo najczęściej patrzył na świat, jakby chciał go zniszczyć.
Zawsze ubrany w garnitur, białą koszulę bez krawata, z lekko potarganymi blondwłosami, jakby właśnie przeczesał je palcami, i zimnym blaskiem w niebieskich oczach, jakgdyby rzucał światu nieme ostrzeżenie: nawet na mnie nie patrz!
W zasadzie to bałam się ludzi w ogóle i unikałam z nimi kontaktu, jak tylkomogłam. Musiałam też jednak pracować i zarabiać na życie, więc walczyłam sama ze sobąi parłam do przodu.
Teraz musiałam cieszyć się tym, co mam,i starać się jakoś przeżyć każdy dzień.
Panorama Wrocławia zapierała dech w piersiach, a w oddali możnabyło dostrzec górę Ślężę.
Czasami bogaci ludzie nie sątacy źli. Ale rzadko.
Cichonuciłam pod nosem kawałek Sii, która śpiewała, żeby nigdy się nie poddawać. O tak, wiedziałam,o co chodzi. Nie poddawałam się, chociaż każdy cholerny dzień bolał, a najgorsze było to, żenigdy nie wiedziałam, jak się zakończy.
Żyłam w ciągłym napięciu. Ale żyłam. Starałam siędoceniać to, co mam. Nie zamierzałam się poddać.
Gdy podszedł już tak blisko, że poczułam jego zapach, miałamwrażenie, że jego klatka piersiowa uniosła się gwałtownie.
Nikt nie chciał zatrudniać ofiar przemocy, które miały problem same ze sobą.
Gdy już się z tym uporałam, zerknęłam na mężczyznę. Wiedziałam już, że to prezeskorporacji. Patrzył na mnie. W jego wzroku było coś dziwnego, jakby się nad czymś zastanawiał.Chciałam powiedzieć „do widzenia” i jak najszybciej wyjść, ale nagle otworzyły się drzwi i dośrodka wparowała czarnowłosa kobieta.
Na samą myśl o tym, że ten onieśmielający mężczyzna, ubrany ze swobodną elegancją,miałby biegać bez butów po biurze, parsknęłam cicho. Martyna roześmiała się w głos, a japoczułam na sobie przeszywający wzrok.
Nie lubiłem słonecznych, radosnych dni, ptaszków i pierdolonych kwiatków.
Spojrzała na mnie zielonymi oczami, a ja poczułem się tak, jakbym dostał z piąchyw splot słoneczny.
Reszta ludzimogła dla mnie nie istnieć. Byli po to, aby zarabiać dla mnie pieniądze albo mi usługiwać.
To było
rzadkością, bo najczęściej patrzył na świat, jakby chciał go zniszczyć.
Książka: Kastor